Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14 Już czas! cz.1

Podmuch wiatru rozwiał czarne włosy Rozalii, które opadły jej na twarz i przykleiły się do mokrych od łez policzków. Poirytowana, że nie udało się jej powstrzymać wzruszenia, puściła dłoń Lenarda i mocno potarła oczy.

Miriam nadal trzymała przyjaciółkę za rękę, dodając jej otuchy. Jednak gdy tylko dostrzegła, że Lenard coś kombinuje, przesunęła się delikatnie do tyłu i wytężyła słuch. Nie chciała, żeby coś istotnego jej umknęło.

Lenard nachylił się do czarodziejki i lekko, aby nie wzbudzać podejrzeń u wroga, przekrzywił głowę ku chłopakom, którzy skupieni stali za nimi. Rozalia wiedziała, że to tylko pretekst, ale i tak zarumieniła się, gdy Lenard delikatnie, łaskocząc ją w policzek, zagarnął palcami jej niesforne włosy i umieścił je za uchem. Przy okazji zasłonił sobie dłonią usta.

– Uroczo – stwierdził ironicznie generał Sambor.

Z wyjątkiem Aidy, która dobrze znała Lenarda i od razu połapała się, że ten coś knuje, inni głupkowato zarechotali.

– Rozalio, już czas na kołysankę! – Lenard szepnął na tyle głośno, aby każde z przyjaciół usłyszało. Potem, nie ociągając się, ruszył w kierunku Aidy, bo to z nią postanowił dziś walczyć.

Miriam doczekawszy się upragnionego sygnału, od razu przystąpiła do akcji. Uśmiechnięta z rozmachem wskoczyła na wcześniej upatrzony ogromny kamień. Nie zwracała uwagi na towarzyszy, którzy z mieczami rwącymi się do walki, rozproszyli się. Naprężyła cięciwę i mierząc w serce czarnoksiężnika, wypuściła trzy strzały, jedną po drugiej. Anastol bez trudu zatrzymał je w powietrzu. Księżniczka była świadoma, że nie miała szans go dopaść, choć oczywiście marzyła, by być tą, która go zabije. Jej zadanie polegało na odwróceniu jego uwagi, aby dać czas Rozalii na dotarcie do krateru. Czarnoksiężnik popatrzył na nią z morderczym uśmiechem. Nie spodobał się on dziewczynie. Miała przeczucie, że nie posiada on dystansu do siebie i nie docenił jej uroczych żartów z niego. Jej ocena sytuacji była bezbłędna. Anastol odwrócił strzały, które napędzane jego magią, leciały wprost na nią. Mira wiedziała, że ucieczka jej nie uratuje, bo nie miała szans obronić się przed tak silną magią. Nie jestem tchórzem, pomyślała i zamknęła oczy. Dumnie czekała na śmiertelny cios.

Tymczasem Rozalia sprawnie wymijała walczących wojowników. Musiała się spieszyć, by zdążyć dobiec do krateru i powiedzieć zaklęcie usypiające, zanim czarnoksiężnik stanie na jej drodze. Wiedziała, że w walce mógłby się okazać dla niej za silny. Zerknęła na ojca, który nie ruszył się z miejsca. Gdy zobaczyła, co on zrobił ze strzałami, zatrzymała się gwałtownie i szybko przywołała swoją moc. Czerwonym strumieniem popłynęła ona w stronę Miriam, tworząc dla niej tarcze.

Kiedy zamiast spodziewanego bólu, księżniczka poczuła ciepło, zdziwiona rozchyliła powieki. Zobaczyła strzały, które po zetknięciu się z magią przyjaciółki, obróciły się w pył. W tej samej chwili tarcza rozwiała się w powietrzu niczym dym. Szczęśliwa, oczami szukała Rozalii, aby podziękować jej za ratunek. Jednak czarodziejka, gdy tylko upewniła się, że Mira była bezpieczna, nie tracąc więcej czasu, ruszyła dalej.

Anastol z dumą popatrzył na córkę. Ma talent, pomyślał.

– I tak musi umrzeć – mruknął do siebie.

Następnie podniósł ręce do góry i idąc w ślady Rózi, wyczarował wokół siebie taką samą ochronną mgłę, jaką ona stworzyła dla przyjaciółki. Widząc, że córka zbliżała się już do krateru, przystąpił do kolejnej części planu. Jego celem oczywiście była Rozalia, a właściwie to magia, którą miała w sobie. Czarnoksiężnik zaczął mamrotać pod nosem zaklęcie.

Rozalia nagłe opadła z sił. Zmuszona do tego, zatrzymała się i ciężko oddychając, z nienawiścią popatrzyła na Anastola. Wyczuła, że to on skierował swoje czary przeciwko niej. Nie zamierzała się poddawać. Przywołała swoją magię i skupiła się na stawianiu oporu.

Miriam nie mogła już w żaden sposób wesprzeć przyjaciółki, ale była gotowa nieść pomoc pozostałym towarzyszom. Nadal stała na kamieniu z naciągniętą na cięciwę strzałą i rozglądała się w poszukiwaniu kolejnej ofiary.

Skierowała łuk na prawo ku krawędzi góry. Rozbawiona zmarszczyła czoło, gdy zobaczyła udawaną walkę Lenarda. Miecz o mało co nie wypadł mu z dłoni, gdy wzburzony śmiesznie wymachiwał rękami, krzycząc przy tym na swoją przeciwniczkę. Aida równie zdenerwowana w odpowiedzi popchnęła go. Później chaotycznie zaczęła wywijać ręką w kierunku czterech Magicznych Krain, mówiąc do niego przyciszonym głosem. Mira bez problemu mogła ją wyeliminować, ale ufała Lenardowi. Postanowiła dać mu trochę czasu, na przekonanie znajomej do zmiany decyzji. Musiała być dla niego kimś ważnym, skoro dla zdrajczyni ryzykował powodzenie misji. Przygryzła wargę, pomyślała o Rozalii. Miała nadzieję, że nieznajoma nie zepsuje już i tak skomplikowanej relacji tych dwojga.

Odwróciła się w przeciwną stronę, gdzie jej brat walczył z mistrzem. Szybkość, z jaką obaj mężczyźni wymieniali się ciosami, nie pozwalała oddać jej celnego strzału. Obawiała się, że mogłaby przypadkiem zranić Daniela. Kolejno popatrzyła na Sebastiana, który nieopodal partnera bez trudu powalił niedoświadczonego walce mnicha. Mężczyzna na koniec jeszcze próbował ratować się za pomocą swojej mocy. Była ona jednak stanowczo za słaba i po chwili opadła niczym kurz. Uzdrowiciel wykorzystał przewagę i zadał wrogu śmiertelny cios w brzuch.

Jednego mniej, z satysfakcją pomyślała Miriam. Już miała odwrócić głowę od Sebastiana, gdy ten pomachał do niej i dyskretnie kciukiem wskazał jej coś za sobą. Ciekawa zerknęła w tamtym kierunku.

Kąśliwie uśmiechnęła się, dostrzegłszy czarodzieja z Krainy Słońca, o którym z emocji zapomniała. Nagła ofensywa rywali musiała go nieco zaskoczyć, bo jak dotąd nie dołączył do walki. Dziewczyna od razu pojęła, o co chodzi Sebastianowi. Zdrajca z jej krainy zasługiwał na karę śmierci zadaną przez swoją księżniczkę. Precyzyjnie wymierzyła i puściła strzałę w jego kierunku. Niestety, on też zatrzymał strzałę w locie, tak jak wcześniej zrobił to czarnoksiężnik, ale tym razem upadła ona na kamienie i się roztrzaskała. Zawiedziona Mira westchnęła. Czarodziej szyderczo zaśmiał się i wyczarował krótką, szpiczastą mgłę, którą wymierzył w nią.

– O nie, znowu to samo – mruknęła.

Tym razem nie mogła liczyć na Rozalię, która z wyraźnym trudem walczyła z ojcem. Szybko zeskoczyła z kamienia i schowała się za nim. Liczyła, że moc czarodzieja była o wiele słabsza niż jego pana i strzała nie przejdzie przez kamień.

Sebastian miał plan, jak pokonać czarodzieja, dlatego podpuścił Miriam. Pomysł ten poddał mu wojownik, który oślepił go na dole góry. Oczywiście był świadomy, że zwykły miecz nie odbije magii. Sięgnął do pleców, gdzie pod kataną ukrywał nieduży sztylet. Spojrzał na szklane ostrze w dłoni. Poza swoim lustrzanym odbiciem wyraźnie widział roztaczającą się po broni jasnorudą mgłę wychodzącą z jego ręki. Zrobił głęboki wdech. Oczekiwał, że się nie myli i mężczyzna miał w sobie moc wróżek, bo inaczej broń mogła nie zadziałać. Na refleksje było już, jednak za późno. Uzdrowiciel dostrzegł, że czarodziej zgodnie z jego zamysłem zaatakował księżniczkę, więc podbiegł szybko, osłaniając ją. Następnie podniósł sztylet na wysokość magicznego ciosu, który idealnie wymierzony, rykoszetem uderzył w swojego właściciela. Czarodziej upadł martwy na kamienie. Szczęśliwa Mira wskoczyła z powrotem na kamień i łapiąc Sebastiana za szyję, mocno go przytuliła.

– Ale załatwiliśmy tego zdrajcę – powiedziała piskliwym głosem księżniczka. – Fajny sztylet!

– Dobry z nas duet – podsumował Sebastian, gdy już uwolnił się z duszącego uścisku dziewczyny. Odetchną z ulgą, bo ryzyko się opłaciło. Gdyby Miriam coś się stało, partner by go zabił. – To prezent od matki wróżki. – Puścił jej oczko i odłożył sztylet na miejsce. – Idę pomóc Danielowi. – Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, oddalił się.

Dasz radę! Dasz radę! Dasz radę! To krótkie zdanie dudniło w głowie Rozalii. Kurczowo trzymała się go, jakby było magicznym zaklęciem, za pomocą którego mogła powstrzymać coraz mocniej napierającą na nią siłę. Zamknęła oczy, po policzku popłynęły jej łzy. Upadła na kolana. Skupiona, resztkami sił blokowała Anastola. Parę razy próbowała go zaatakować, ale z łatwością odparł jej magiczne uderzenie. Był dla niej za silny. Jakim cudem, po tak długim pobycie w sercu Wulkanu, zdołał tak szybko odzyskać siły? Nie pojmowała tego. To było ostatnie, o czym pomyślała przed upadkiem i utratą przytomności.

Tak jak w chwili, gdy czarnoksiężnik poinformował ją, że był jej ojcem, tak i teraz Rozalia znalazła się w innym miejscu. O ile błękitna moc nie robiła jej krzywdy, to czerwona mgła, która teraz wychodziła z jej ciała, sprawiała jej ogromny ból. Czarodziejka próbowała się uwolnić, ale nie mogła się ruszyć, jakby skamieniała. Jednak w końcu dowiedziała się, po co tak naprawdę potrzebował ją Anastol. Pragnął jej magii, aby stać się jeszcze silniejszym, jako córka nic dla niego nie znaczyła. Przychodząc tutaj, zrobiła mu prezent. Gdyby wróżki, które z pewnością o tym wiedziały, ostrzegły ją... to co wtedy? Nic, pomyślała. Przecież nie puściłaby przyjaciół samych na pewną śmierć, musiała chociaż spróbować go zdetronizować, nawet za cenę własnego życia.

Łuk wypadł Miriam z dłoni, kiedy zobaczyła upadającą przyjaciółkę. Bez wahania zeskoczyła z kamienia i puściła się biegiem.

– Rozalia! Rozalia! – krzyczała bezwiednie Mira.

W jednej chwili znalazła się przy Rozalii. Już chciała się schylić, aby jej pomóc, gdy z ciała dziewczyny wyskoczyła czerwona mgła. Strumień mocy gładko przeszedł przez magiczną tarczę czarnoksiężnika i wszedł wprost w jego ciało. Miriam z nienawiścią popatrzyła na Anastola, który zadowolony z przełamania obrony córki, zarechotał.

Tymczasem krzyki zaniepokojonej księżniczki, dotarły do uszu Lenarda i Aidy. Wojownicy instynktownie przerwali walkę i odwrócili się w kierunku zamieszania. Gdy chłopak dostrzegł nieprzytomną Rozalię, chciał do niej pobiec, ale kiedy z jej ciała wyłoniła się magia, zdębiał. Z rozdziawionymi ustami patrzył na to niecodzienne zjawisko.

Aida również zapomniała o walce. To jest ta druga część planu, pomyślała. Odebranie magii, a może nawet zabicie własnej córki. Dla władzy czarnoksiężnik był w stanie poświęcić wszystko. Przełknęła głośno ślinę.

Mira dreptała w miejscu. Gorączkowo zastanawiała się, jak może pomóc przyjaciółce. Zdesperowana wystawiła drżącą rękę w jej stronę.

– Nie! – krzyknął Lenard, widząc, co dziewczyna chce zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro