Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 Zasadzka cz.2

 Gdy tylko wojownicy opuścili świat Motyli, ścieżka znikła. Kwiaty w magiczny sposób wróciły na swoje miejsce, uniemożliwiając im powrót. Jednak oni się tym nie przejęli. Żadne z nich nawet nie pomyślało o zawróceniu do domu. Przystanęli. Potrzebowali chwili, aby oczy przywykły do ciemności, która chwilowo ukrywała ich cel podróży.

– Dlaczego słońce z terenów wróżek, nie dociera tutaj. Chociaż odrobinę powinno oświetlać krawędź tych ziem, prawda? – spytała Mira.

– Słyszałaś królową Mirelę. Ich ziemie nie należą do naszego świata – odparł Daniel.

– Gdy Bóstwa stworzyły nasze krainy, moc Wulkanu przyciągnęła wiele magicznych istot, które nie posiadały albo chciały opuścić swoje światy. Osiedliły się one wokół magicznej góry. Motyle to co innego. Tak naprawdę nikt nie wie, gdzie jest ich świat, poza Bóstwami i oczywiście wróżkami, które tego nie zdradzą, bo wiąże je przysięga. Moc Motyli jest tak duża, że ich świat jest jakby zakotwiczony w niezliczonej liczbie innych światów. Tam, gdzie nas dziś zaprosiły, bo nawet tam bez tego też nie można tak po prostu wejść, to był tylko taki jakby przedsionek. Dzięki takim miejscom mogą one swobodnie przemieszczać się między światami, co ułatwia im dbanie o przyrodę. Wierzcie mi, ten wielokilometrowy fragment łąki, który przeszliśmy, to tylko maleńki kawałeczek ich przeogromnych ziem – opowiedział Sebastian.

– A jakiś człowiek był w ogóle w ich świecie? – zapytała ciekawa Mira.

– Tak, Lenard – odpowiedziała Rozalia.

Przyjaciele zachichotali.

– To prawda, ale jak każdy zostałem wprowadzony tam przez, jak to ujął Sebastian, przedsionek. Żałuje, że do ukrytego przez magię świata Motyli nie mogę wejść bezpośrednio. Zaoszczędziłoby mi to fatygi, i co najlepsze spotkania z potworami Errare. A przez ten mały kawałek magicznej łąki, to gdyby liczyć na nasz czas, szliśmy, jakieś dwa dni. Dobrze, że wróżki kwiatami tak chętnie się podzieliły, bo inaczej to byłaby masakra – skwitował Lenard.

Reszta towarzystwa wytrzeszczyła oczy. Nie zdawali sobie sprawy, że tyle czasu zajęłoby im przejście łąki. Na całe szczęście czas u wróżek biegł wolniej. Rozalia miała ochotę zapytać Lenarda skąd to wie, ale zrezygnowała. Wiedziała, że za całą jego wiedzą o wróżkach na pewno stoi Fryda, a o niej nie miała ochoty już rozmawiać.

– No dobrze, wróżki nie lubią nieproszonych gości, a inne światy, jak można odwiedzić? – spytała Mira.

– Dzięki magii, tak jak robią to wróżki. Czy wy w Krainie Słońca nie posiadacie biblioteki? – zapytała Rozalia.

– Owszem posiadamy, ale u nas książek o tak ciekawej tematyce nie uświadczysz. – Daniel w ciemności pokręcił głową, wolał przemilczeć kłamliwe słowa siostry. Sebastian zachichotał, ale również się nie odezwał. – Ważniejsze jest to, czy dzięki twojej magii możemy przenieść się do innego świata? Ja bym bardzo chciała zobaczyć inne światy – zapiszczała Mira.

– Widziałam zaklęcie, które umożliwia takie podróże między światami, ale to jest bardzo zaawansowana magia – odparła czarodziejka.

– Gdy już pokonamy czarnoksiężnika, to możemy spróbować odwiedzić jeden z takich światów – stwierdziła rozmarzonym głosem Mira i entuzjastycznie podskoczyła, mocno łapiąc Rozalię za ramię.

– Pożyjemy, zobaczymy – odpowiedziała rozbawiona Rozalia. Pocierając obolałe ramię, zastanawiała się, skąd u tak małej osoby tyle siły.

Do Wulkanu zostało im zaledwie parę kilometrów. To niedużo, zważywszy, ile drogi mieli już za sobą. Wojownicy rozważali użycie pochodni, ale uznali, że niewielkie światło, które by im ona dała, nie oświetliłoby drogi, aż pięciu osobom. Poza tym świt miał nadejść lada chwila, z każdym momentem widoczność stawała się coraz lepsza, wystarczyło tylko cierpliwie poczekać.

Gdy czerwone słońce rozświetliło miejsce, w którym się znaleźli, ich oczom ukazała się urocza, zielona polana. Rosnące tu krzaki pokrywały zielone i niebieskie listki w kształcie łezki, a ich cienkie gałązki uginały się pod ciężarem owoców. Daniel pierwszy ruszył polną ścieżką. Miała ich ona zaprowadzić prosto do góry. Zatrzymał się przy najbliższym krzewie. Zerwał z niego garść białych, małych kuleczek i zadowolony podniósł rękę w kierunku ust. Sebastian, gdy to zobaczył, szybko podszedł do niego i wytrącił mu owoce z ręki. Zszokowany zachowaniem partnera książę, stał, patrząc na pustą dłoń.

– Co ty wyprawiasz? – wydukał Daniel, gdy w końcu otrzeźwiał.

– Pomyślałeś, że mogą być trujące ? – odpowiedział pytaniem poddenerwowany Sebastian.

– To jest owoc muri, on nie jest trujący. Znasz mnie, nigdy nie wziąłbym do ust czegoś, czego nie znam. Z tego, co czytałem, to jest bardzo smaczny owoc. – Lenard, który z dziewczynami dołączył do nich, przytaknął zajadają się owocem. – Nie dość, że w krainie Słońca jest biblioteka, to wyobraźcie sobie, że w porównaniu do Miriam, ja znam do niej drogę – wyznał Daniel, sięgając po kolejne owoce.

Przyjaciele zachichotali. Nietrudno było się domyśleć, że księżniczkę to częściej można było zobaczyć na zabawie, niż z nosem w książce. Miriam pokazała bratu język. Dobrze wiedziała, gdzie jest biblioteka, ale ona osobiście wolała praktykę od teorii. Biorąc przykład z Lenarda i Daniela, pozostali również rzucili się na krzewy. Zaintrygowana Rozalia zerwała owoc muri. W dotyku okazał się on chropowaty. Włożyła go do ust i przegryzła twardą skórkę. Na języku poczuła kwaskowaty sok, którego było zaskakująco dużo, jak na tak małą kuleczkę. Pyszne, pomyślała czarodziejka, i tak jak przyjaciele garściami zaczęła zrywać owoce objadając się nimi.

Na krzyk Miry, Rozalia poderwała się, wypuszczając z ręki zebrane chwilę wcześniej kuleczki, które rozsypały się po trawie. Odruchowo wyciągnęła miecz z pochwy i skierowała go w kierunku wskazanym palcem przez Miriam. Gdy zobaczyła, co przestraszyło przyjaciółkę, zachichotała, odkładając broń. Mężczyźni równie rozbawieni patrzyli na istotę, która wystraszyła księżniczkę.

– Nie bój się go, nic ci nie zrobi – powiedział Daniel.

Gdy wojownicy wyostrzyli wzrok, dojrzeli więcej istot. Miały bardzo dobry kamuflaż, więc nic dziwnego, że wcześniej ich nie zauważyli. Ich pulchne ciało w całości pokrywały długie włoski w takim samym zielonym odcieniu, co rosnąca na polanie trawa. Jedyne, co je zdradzało, to czarne jak węgiel oczy, które nie mrugały, tylko wpatrywały się w nieznajomych. Daniel, chcąc udowodnić siostrze, że i tym razem miał rację, pewnie podszedł do półmetrowego stworzenia. Ono również skierowało swoje krótkie nóżki ku niemu. W porównaniu do potworów Errare ono nie ostrzyło na swojego gościa zębów, wręcz przeciwnie, przymilająco otarło się o nogę Daniela, mrucząc przy tym słodko. Książę nachylił się do zwierzątka i łapiąc jego krótką łapkę, przywitał się z nim. Istota ufnie wystawiła okrągły łebek w jego stronę. Od razu zrozumiał, o co mu chodzi i pogłaskał gęstą czuprynę. W dotyku okazała się mięciutka.

– Jakie słodziutkie – zapiszczała Miriam.

Dziewczyny podeszły, żeby pogłaskać stworzonka. Gdy Rozalia kucnęła, jedna z istot ufnie przytuliła się do niej. Zaśmiała się na głos, gdy milutkie włoski połaskotały jej twarz.

– Ale co to jest? – zapytała Mira, głaszcząc dwie kolejne istoty, które podeszły do niej.

– Nie co, tylko kto. To Umaru. Żywią się owocami z krzewów, bo tak jak one, są niskie i bez problemu mogą dostać pożywienie. Łagodne i urocze magiczne istoty, pełno ich tutaj. Atakują tylko w obronie. Nie wszystkie istoty wokół góry są wrogo nastawione do gości – powiedział Lenard. Jako jedyny nie głaskał Umaru, tylko nadal objadał się owocami. – A ty, Danielu, skąd tyle o nich wiesz?

Lenarda dziwiła tak duża wiedza u księcia. Z tego co słyszał, to król Leon ograniczał swoim dzieciom dostęp do wiedzy o terenach wokół magicznej góry, aby nie pobudzać ich ciekawości. Chciał ich zatrzymać w Krainie Słońca, co do teraz robił skutecznie, bo nigdy dotąd jej nie opuszczali.

– W naszej bibliotece jest dużo książek o roślinach, czy różnych istotach, interesuje się tym. To oznacza, że jednak w Krainie Słońca można znaleźć książki o ciekawej tematyce, ale Miriam się o tym nie przekona, bo i tak tam nie zagląda – odpowiedział książę.

– Gdybym wiedziała, że takie książki mamy w swojej kolekcji, to z pewnością bym tam zaglądnęła – odparła dziewczyna oburzona oskarżeniami brata.

– Wątpię – szepnął Daniel bardziej do siebie niż siostry.

Nie chciał kłócić się z Miriam. Różnili się od siebie, ale mimo to bardzo się kochali. Po prostu inaczej ich wychowano. W czasie, gdy jego przyuczano do rządzenia, ją próbowano przygotować do roli żony, której wiedza o roślinach, czy magicznych istotach nie była potrzebna. Dlatego matka nie zachęcała Miry do czytania, wręcz przeciwnie, próbowała zająć jej głowę kobiecymi sprawami, co zresztą się nie udało. Ledwo Miriam odrosła od ziemi, a ciągnęło ją do męskich zajęć i oczywiście kłopotów. Matka starała się ukierunkować córkę na – jak mu często powtarzała – dobrą drogę, ale bezskutecznie. Z czasem rodzice poddali się, mając nadzieję, że wkrótce uparta Miriam zmądrzeje. Daniel nigdy nie powiedział tego matce, ale nie chciał, aby siostra się zmieniała. No może nie powinna szukać kłopotów, jak chociażby uciekać z bezpiecznego pałacu, aby wybrać się na Wulkan. Jednak dla niego i nie tylko, była światłem. To ona mu pokazała, że mimo ich pochodzenia nie muszą rezygnować z siebie. Daniel nigdy nikomu o tym nie mówił, ale to właśnie dzięki postawie siostry on sam odważył się być z Sebastianem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro