Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

~P.O. V. Rurik~

Podszedłem do drzwi i myślałem jak otworzyć te cholerne wrota! Hehe... Wrota... Dobra! Nieważne! Po prostu nie wiem jak mam otworzyć te pieprzone drzwi... Zacząć się drzeć...? A może rzucić Lotus'a na podłogę i otworzyć drzwi? A może... Wejść z buta?! Haha! 3 opcja najlepsza!

Gdy miałem już z buta otworzyć drzwi w tym samym momencie drzwi otworzył mi Marvul i wyjebałem się na ryj z Lotus'em... A oczywiście mój ojciec zaczął się śmiać na cały regulator. No kurwa zajebiscie...

Lotus przy upadku coś wymamrotał pod nosem, ale jakoś się nie przejąłem... Szybko wstałem zbierając tego kurdupla z ziemi i poszłem z nim do salonu i położyłem tego szkieleta na kanapie. Oczywiście mój ojciec polazł za mną gdy zobaczył, że niosę kogoś na rękach, ale się nie przejąłem... Jak narazie...

~Time Skip~

Siedziałem cały czas przy nim! I co?! I nico! Dalej kurwa nie przytomny! Ugh... Ale założyłem mu bandaże na nadgarstkach, bo się pociął... Skąd wiem? Widać po ranach... Moi rodzice nie wiedzą o tym... Nie jestem aż taką szmatą aby gadać na niego, a na pewno miałby przejebane u starych. Ehhh... Tak w sumie szkoda go trochę... Czekaj... Co ja znowu pierdole?! Głupi łeb!

Jebłem się w głowę... Aż motylki zobaczyłem! No dobra... Nieważne... Ważny jest jednak Lotus... Jak się obudzi będzie musiał mi się ostro tłumaczyć...

~P.O. V. Lotus~

Powoli zacząłem otwierać oczy... Bolały mnie ręce i głowa... Dlaczego głowa...? W ogóle co się wcześniej stało...? N-nie pamiętam... Usłyszałem specjalne kaszlenie. Spojrzałem w tą stronę i zobaczyłem zdenerwowanego Rurik'a... Mam wpierdol...
- Wreszcie się obudziłeś! - Przełknąłem głośno śline i spuściłem delikatnie głowę - Co ci się stało do chuja?! - Skuliłem się lekko
- N-nic ważnego... - Wymamrotałem pod nosem. Dostałem w policzek z liścia... Od razy po tym złapałem się za bolące miejsce... Policzek mnie dziwnie szczypał, ale jest okej... Nawet mi się trochę podoba...
- Mów prawdę do kurwy! - Zabrał moją rękę z policzka i złapał mnie za szyję. Odruchowo spojrzałem na jego twarz dość przerażony. Podniósł mnie do góry... Zacząłem się dusić, ale cały czas próbowałem złapał powietrza do moich nieistniejących płuc.
- N-nie interesuj się! - Gdy to jakoś powiedziałem puścił mnie, a ja poleciałem na podłogę. Od razu złapałem się za szyję i zacząłem nabierać łapczywie powietrza do nieistniejących płuc.
- Czyli wolisz rozmawiać ze swoimi rodzicami...? - Spojrzałem na niego z przerażoną miną. On się tylko głupio zaśmiał... Mi się jakoś śmiać nie chce...

~~~

To żyje! Spokojnie! Tylko nie chce mi się wstawiać :') Wiem... Leń ze mnie...

[słów - 400]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro