Rozdział 4
~P.O. V. Rurik~
Podszedłem do drzwi i myślałem jak otworzyć te cholerne wrota! Hehe... Wrota... Dobra! Nieważne! Po prostu nie wiem jak mam otworzyć te pieprzone drzwi... Zacząć się drzeć...? A może rzucić Lotus'a na podłogę i otworzyć drzwi? A może... Wejść z buta?! Haha! 3 opcja najlepsza!
Gdy miałem już z buta otworzyć drzwi w tym samym momencie drzwi otworzył mi Marvul i wyjebałem się na ryj z Lotus'em... A oczywiście mój ojciec zaczął się śmiać na cały regulator. No kurwa zajebiscie...
Lotus przy upadku coś wymamrotał pod nosem, ale jakoś się nie przejąłem... Szybko wstałem zbierając tego kurdupla z ziemi i poszłem z nim do salonu i położyłem tego szkieleta na kanapie. Oczywiście mój ojciec polazł za mną gdy zobaczył, że niosę kogoś na rękach, ale się nie przejąłem... Jak narazie...
~Time Skip~
Siedziałem cały czas przy nim! I co?! I nico! Dalej kurwa nie przytomny! Ugh... Ale założyłem mu bandaże na nadgarstkach, bo się pociął... Skąd wiem? Widać po ranach... Moi rodzice nie wiedzą o tym... Nie jestem aż taką szmatą aby gadać na niego, a na pewno miałby przejebane u starych. Ehhh... Tak w sumie szkoda go trochę... Czekaj... Co ja znowu pierdole?! Głupi łeb!
Jebłem się w głowę... Aż motylki zobaczyłem! No dobra... Nieważne... Ważny jest jednak Lotus... Jak się obudzi będzie musiał mi się ostro tłumaczyć...
~P.O. V. Lotus~
Powoli zacząłem otwierać oczy... Bolały mnie ręce i głowa... Dlaczego głowa...? W ogóle co się wcześniej stało...? N-nie pamiętam... Usłyszałem specjalne kaszlenie. Spojrzałem w tą stronę i zobaczyłem zdenerwowanego Rurik'a... Mam wpierdol...
- Wreszcie się obudziłeś! - Przełknąłem głośno śline i spuściłem delikatnie głowę - Co ci się stało do chuja?! - Skuliłem się lekko
- N-nic ważnego... - Wymamrotałem pod nosem. Dostałem w policzek z liścia... Od razy po tym złapałem się za bolące miejsce... Policzek mnie dziwnie szczypał, ale jest okej... Nawet mi się trochę podoba...
- Mów prawdę do kurwy! - Zabrał moją rękę z policzka i złapał mnie za szyję. Odruchowo spojrzałem na jego twarz dość przerażony. Podniósł mnie do góry... Zacząłem się dusić, ale cały czas próbowałem złapał powietrza do moich nieistniejących płuc.
- N-nie interesuj się! - Gdy to jakoś powiedziałem puścił mnie, a ja poleciałem na podłogę. Od razu złapałem się za szyję i zacząłem nabierać łapczywie powietrza do nieistniejących płuc.
- Czyli wolisz rozmawiać ze swoimi rodzicami...? - Spojrzałem na niego z przerażoną miną. On się tylko głupio zaśmiał... Mi się jakoś śmiać nie chce...
~~~
To żyje! Spokojnie! Tylko nie chce mi się wstawiać :') Wiem... Leń ze mnie...
[słów - 400]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro