Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przebłysk nadziei...//NH (w poprawie)

Niall Horan - Flicker Acoustic (włączcie, tak dla nastroju)

-Lily, proszę cię obudź się...

Dlaczego ja ją wtedy puściłem samą? Dlaczego do cholery mnie tam nie było?! Dlaczego ten idiota musiał być pijany?

I teraz proszę... Wszystko co dla mnie jest najcenniejsze, jest na granicy dwóch światów. Mój największy skarb... Moja mała Lily, od 4 miesięcy walczy o życie. Przez pijanego kierowcę, leży teraz w tym okropnym miejscu, podpięta do tysięcy rurek. Jej ostatnich desek ratunku.

Dlaczego mój menedżer musiał spotkać się ze mną akurat tego dnia i o tej godzinie? Dlaczego mu nie odmówiłem? Mogłem przecież to zrobić i dzięki temu, to ja siedział bym za kierownicą, nie brunetka. To ja bym był na miejscu mojej narzeczonej... Mojej Li.

-Panie Horan? - usłyszałem zgrzyt przesuwanych drzwi i szept lekarza pod którego opieką była brunetka

-Tak? - przetarłem mokre policzki i wstałem wycierając przy tym dłonie o swoje spodnie

Patrzyłem na mężczyznę z nadzieją, jednak wiedziałem co będzie miał mi do powiedzenia...

-Wyniki pani Lily... są bez zmian. - odparł opierając się o stelaż łóżka

Westchnąłem cicho i przerzuciłem wzrok na dziewczynę.

-Może to już czas? Może przestała walczyć i chce już odejść w spokoju?

-Nie, to niemożliwe... - opadłem na krzesło - Nie, nie zostawiła by swoich bliskich, przyjaciół... mnie. Nie zostawiła... - zasłoniłem twarz dłońmi

-Rozumiem Pana, ale niestety musi Pan także zrozumieć mnie. Szpital jest pełen chorych, których da się wyleczyć i potrzebują natychmiastowej pomocy. Dla panny Lily nie mamy już nadziei. Może to czas się pożegnać i odłączyć ją? - podsunął spokojnie

-Tak rozumiem... Ale czuję, że ona wciąż walczy - spojrzałem na lekarza, a po moich policzkach zaczęły lecieć łzy- Ale potrzebuje czasu... - wyszeptałem łamiącym się głosem

-Może i pan jest do tego przekonany, wielu tak twierdzi, ale my nie mamy tego czasu. Mogą minąć miesiące, czasem nawet lata...

-Jeden dzień! - wstałem z krzesła - Jeden dzień Pana nie zbawi! Proszę o tak niewiele...

Mężczyzna westchnął i spojrzał jeszcze raz na papiery trzymane w dłoni. Później wzrok przeniósł na mnie.

-Jeden dzień, nie więcej... - odparł

-Dziękuję. Bardzo dziękuję... - pomimo łez, na moich ustach pojawił się nikły uśmiech

-Jeden dzień, ale jeśli jutro nie będzie wyraźnej poprawy...

-Rozumiem, bardzo Panu dziękuję...

Powiedziałem, a lekarz kiwnął głową i opuścił salę. Usiadłem z powrotem na krześle i chwyciłem dłoń Lily.

-Jeszcze 24 godziny, słyszysz? Wierzę, że dasz radę... Proszę...

*****************************************

-Pamiętasz nasze wzgórze? I jak pierwszy raz się tam spotkaliśmy? -uśmiechnąłem się szeroko na to wspomnienie - Chłopaki mnie wkurzali, więc wybyłem z naszego domu na mały spacer. Postanowiłem się udać na niewielkie wzgórze, niedaleko. Jednak nie wiedziałem, że pewna piękna brunetka również wpadła na ten pomysł, żeby odseparować się od problemów rodzinnych. Pamiętam jak próbowałem cię poderwać, ale słabo mi to wychodziło... A ty mimo to śmiałaś się z moich dennych żartów. Później, co wieczór przychodziliśmy w to miejsce, ja żeby nacieszyć się tym normalnym towarzystwem, ty żeby się trochę rozchmurzyć. - spojrzałem na nią, ale po chwili znowu coś mi się przypomniało...

- Pamiętam też, jak jeszcze studiowałaś... Wysłałem Ci wtedy SMS, czy spotykamy się w 'naszym miejscu'. Odpisałaś mi, że z chęcią. Kiedy przyszedłem na miejsce, siedziałaś z nosem
w podręcznikach. Tego wieczoru za dużo się ze mną nie nauczyłaś...-zaśmiałem się

- O, albo pamiętasz jak zaprosiłem cię na randkę do wesołego miasteczka? Wygrałem wtedy dla ciebie pandę. Nazwałaś go Pan Tedy. Do tej pory z nim śpisz... Powiedziałaś mi też wtedy, że to twoja pierwsza i najlepsza randka w życiu... Tak, wtedy naprawdę się świetnie bawiliśmy... - zamyśliłem się na chwilę

- Wiesz kiedy jeszcze się tak świetnie bawiliśmy? Pamiętasz jedna z naszych pierwszych tras? Tych z chłopakami? To była jazda... Pojechałaś tam wtedy z nami jako nasz fotograf i jako moja dziewczyna, oczywiście. Tyle czasu spędzaliśmy wtedy razem. Harry zawsze Cię podrywał. Choć nie zwracałaś na niego uwagi, i tak byłem zazdrosny. Liam i Zayn zawsze Ci pomagali kiedy mnie nie było w pobliżu. A Louis zawsze potrafił cię rozśmieszyć, ale nie miałem mu tego za złe. Uwielbiam widzieć twój uśmiech.. - przerwałem na chwilkę - I znów chciałbym go ujrzeć..

Westchnąłem i napiłem się kawy, która ani smakiem ani zapachem, ani nawet konsystencją,
w ogóle jej nie przypominała. Zdawała się nazywać kawą tylko dla zasady...

-Nie zapomniałem, także o moim pierwszym solowym koncercie. Gdyby nie ty, moja solowa kariera nie miała by sensu. To ty zawsze mnie wspierałaś kiedy tego potrzebowałem. I to ty pisałaś najlepsze teksty do moich piosenek. Stałem się dzięki tobie sławny, a ty nigdy nie chciałaś tego ujawnić... Tęsknię za tobą...

-A moje oświadczyny? Wtedy dopiero się stresowałem, pomimo tego, że zamiast tłumu fanek, stałaś przede mną ty. Chciałem żeby ten wieczór był dla ciebie idealny i chociaż raczej tak nie było, ty i tak powiedziałaś TAK

-Wiem, że to może nie jest miłe wspomnienie, ale pamiętam też naszą pierwszą kłótnię.
I pamiętam nawet o co poszło... Obiecałem Ci, że pójdę z tobą na zakupy, ale coś mi wypadło
w ostatniej chwili. Nie chciałem żebyś rezygnowała z obiecanego, więc dałem Ci swoją kartę kredytową żebyś 'zaszalała'. Ale ty jej nie chciałaś przyjąć, bo twierdziłaś, że 'nie jesteś ze mną po to żeby żerować na moim majątku'. A to przecież nie prawda. Będąc moją narzeczoną masz takie samo prawo do tych pieniędzy jak ja. Ostatecznie wzięłaś kartę, ale zakupy zrobiłaś ze swoje portfela... - pokiwałem głową na boki

-Zawsze też bałem się, że moje fanki skrzywdzą twoją psychikę. Widziałem jak to robiły z dziewczynami chłopaków, ale byłem pozytywnie zaskoczony, kiedy stałaś się tą najbardziej lubianą z nich wszystkich... W końcu, jak można cię nie kochać?

- Mieliśmy tyle cudownych wspomnień. Mamy przed sobą jeszcze całe życie Li. - oparłem ręce na łóżku, a na nich swoją głowę - I nie chcę go spędzić bez ciebie... Proszę, wróć do mnie... - wyszeptałem

***************************************

Rano obudziło mnie szturchanie w ramię. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Podniosłem się lekko, najpierw spoglądając na Lily której stan się nie poprawił, a później przeniosłem wzrok na lekarza...

-To już koniec. Nie obudzi się... - szepnął trzymając rękę dalej na moim ramieniu

Przetarłem twarz dłonią i spojrzałem na dziewczynę. Może naprawdę przestała walczyć? Może ona właśnie tego chce? Żebym dał jej odejść... Spojrzałem na ekran mojej komórki. Była 8.12.

-Jeszcze ma godzinę... - powiedziałem

-Panie Horan, wątpię żeby to coś...

-Obiecał Pan! - powiedziałem trochę głośniej niż chciałem

Po moich policzkach chcąc, nie chcąc zaczęły płynąć łzy. Po raz kolejny od czterech miesięcy. Lekarz westchnął...

-Godzina... Proszę się pożegnać. O 9 ją odłączymy- odparł i z grobową miną opuścił salę

Kiedy to zrobił, ja również wybiegłem, tyle, że ze szpitala. Oczywiście musiałem przecisnąć się przez ogromny tłum fotoreporterów. Nie mają co robić. Oni byle gdzie szukają sensacji... Kiedy
w końcu dostałem się do mojego samochodu, otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem z niego przedmiot, bez którego prawie nigdzie się nie ruszam. Zawiesiłem swoją gitarę na ramieniu
i ówcześnie zamykając samochód, z powrotem starałem się dostać do szpitala. Kiedy do niego wpadłem z pomocą ochroniarzy, było po wpół do dziewiątej. Pobiegłem szybko schodami na odpowiednie piętro, przy okazji o mało się nie wywracając po drodze. Wolałem nie ryzykować jazdy windą. Fakt, byłoby o wiele szybciej, ale co jeśli akurat w tym momencie nastąpiła by awaria? Już i tak dużo czasu straciłem na reporterów...

****************************************

Do sali wbiegłem za dwadzieścia. Nie tracąc czasu, wyciągnąłem instrument i nastroiłem go...

-Tą piosenkę napisałem w ciągu tych czterech miesięcy, kiedy nie było cię przy mnie. Chciałbym żebyś dzięki niej tu wróciła... - wyszeptałem i trzęsącymi się dłońmi zacząłem grać

Po chwili, pomimo, że melodia nie brzmiała do końca tak jak powinna, zacząłem cicho śpiewać...

When you feel your love's been taken
When you know there's something missing
In the dark, we're barely hangin' on
Then you rest your head upon my chest
And you feel like there ain't nothing left
I'm afraid that what we had is gone

Then I think of the start
And it echoes a spark
I remember the magic - electricity
Then I look in my heart
There's a light in the dark
Still a flicker of hope that you first gave to me
That I wanna keep
Please don't leave
Please don't leave

When you lay there and you're sleeping
Hear the patterns of your breathing
And I tell you things you've never heard before
Asking questions to the ceiling
Never knowing what you're thinking
I'm afraid that what we had is gone

Then I think of the start
And it echoes a spark
I remember the magic - electricity
Then I look in my heart
There's a light in the dark
Still a flicker of hope that you first gave to me
That I wanna keep
Please don't leave
Please don't leave

And I want this to pass
I hope this won't last
Last too long

Then I think of the start
And it echoes a spark
I remember the magic - electricity
Then I look in my heart
There's a light in the dark
Still a flicker of hope that you first gave to me
That I wanna keep
Please don't leave
Please don't leave

Skończyłem grać i w tym momencie do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna co nie całą godzinę temu, wraz z pielęgniarką. Odłożyłem instrument do futerału i zawiesiłem go na ramieniu. Podszedłem ostatni raz do jej łóżka i złożyłem na jej czole krótkiego całusa...

-Żegnaj mała...-szepnąłem i spojrzawszy ostatni raz na lekarza, powoli opuściłem salę...

*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*

Snułem się po korytarzach jak duch. Po moich policzkach nieustannie ciekły łzy i miałem wrażenie, że już nigdy nie przestaną. Straciłem wszystko co było dla mnie ważne. Czy to sens dalej żyć? Wyszedłem przed szpital. Zaczęło padać... Zacząłem się przeciskać pomiędzy reporterami. Teraz już nic mi nie przeszkadzało, już nic nie miało dla mnie sensu... Dotarłem do swojego samochodu i włożyłem swój instrument do bagażnika. 'To już koniec' - podpowiadała mi podświadomość. Wsiadłem do samochodu i oparłem się o fotel. Zamknąłem oczy próbując przystosować się do nowej rzeczywistości. Ale po chwili znów je otworzyłem, bo usłyszałem pukanie. Spojrzałem na boczną szybę. Stała tam ta sama pielęgniarka, która przyszła do Lily. Opatulała się teraz szczelnie swoim cienkim sweterkiem, żeby nie zmarznąć. Otworzyłem drzwi
i wyszedłem do niej... Otarłem policzki i oparłem się o ramę drzwi.

-Zapomniałem coś podpisać? - spytałem łamiącym się głosem

-Nie, ale musi Pan coś zobaczyć... - powiedziała i ruszyła biegiem w stronę szpitala

Zamknąłem samochód i pobiegłem za nią. Przed szpitalem się przeludniło, więc nie było problemu z dostaniem się do środka. Pobiegłem za nią po schodach, aż na trzecie piętro. Zatrzymała się dopiero pod tak dobrze znaną mi salą. Zaraz potem otwarła drzwi i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Kiedy wszedłem, od razu moim oczom ukazało się to samo łóżko i ta sama osoba na nim leżąca. Nie została odłączona...A mężczyzna który miał to zrobić, aktualnie świecił jej po oczach latarką... Zaraz, co?! Stałem osłupiały... Mężczyzna skończył i podszedł do mnie z uśmiechem.

-Nie wiem jak Pan to zrobił, ale myślę, że częściej powinniśmy ufać naszym pacjentom... - poklepał mnie po ramieniu i wyszedł z pomieszczenia

Powoli podszedłem do jej łóżka. Nie była już podpięta do maszyny która za nią oddychała, sama to robiła... Musnąłem palcami delikatnie jej dłoń, a jej powieki drgnęły, żeby zaraz potem ukazać jej błękitne tęczówki...

-Niall..?- wyszeptała

⭐🍀Czasem wystarczy przebłysk nadziei, ale nie możemy przestać w niego wierzyć... 🍀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro