Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Parowóz 6




- Wolisz moc ode mnie?! Udław się nią, bezmyślny chuju!!! - wrzasnęła i chciała odejść, ale James padł na kolana i zmiażdżył dziewczynę w niedźwiedzim uścisku przytulając twarz do jej brzucha.

-Raven... wybacz mi. Jesteś dla mnie wszystkim. Ja ci wszystko wytłumaczę - błagał. Dziewczyna westchnęła.

- Czekam

- Byłem na polowaniu... gdy wróciłem cała moja watacha była wymordowana. - szeptał ze zduszonym szlochem. Dziewczyna głaskała go po włosach chcąc ulżyć mu w cierpieniu. - usłyszałam coś więc postanowiłem to sprawdzić. Byron, alfa Krwawych Kłów rozdzierał ciało mojej matki. Zaczeliśmy walczyć... byłem konający. Nie miałem nic więc zaoferowałem wielkiej Lunie wszystko co mam za moc, by się zemścić. Przepraszam, Raven, przepraszam - rozpłakał się już na dobre. Serce ją bolało, że na ten widok. Padła na kolana przy nim i objęła mocno.

- Nie gniewam się, James, będzie dobrze. -szepnęła.

-Naprawdę? -spytał. Dziewczyna otarła jego łzy i pocałowała go czule.

- Naprawdę, chodźmy do domu - pociągnęła go z ziemi. Nieustraszony Sterben. W tej chwili na takiego niewygląda i dobrze, bo prawdziwy James bardziej jej się podoba. Spletli dłonie i ruszyli w stronę jaskiń. Byli spokojni i lżejsi o sekrety i niedomówienia.

- Nie mogę uwierzyć, że tak szybko mi odpuściłaś....

- Po co miałabym jeszcze się na ciebie gniewać? Wiesz, że źle zrobiłeś, a mój gniew nic nie zmieni. - uśmiechnęła się słodko i przytuliła się do jego boku co uradowało chłopaka. Wziął głęboki wdech, by poczuć jej zapach. Był dla niego jak narkotyk. Jego mate, jego owoc zakazany.

- Jesteś taka dobra, a ja jestem złym Sterbenem

- Wcale nie. Jesteś moim Jamesem - pocałowała go w policzek. Zaśmiał się i poczuł ciepło w sercu niestety od razu zalał go chłód Lykana w jego wnętrzu, bezuczuciowy zabójca, potwór w jego wnętrzu nie czuł tego co ja. Raven miała rację... coś jest nie tak. Wilkołaki to odczuwają bardziej przez swego wilka, ale lykanin nie czuł tego. Właściwie to czuł nawet niechęć do jego kobiety. To przez to ich więź nie jest tak silna. Musi to załatwić z Wielką Luną. Niech zabiera tą moc w cholerę. Nie chce jej, ma Raven. Chciał się zemścić, ale to już nie było siłą napędową w jego życiu.

Spojrzał chłopak na niebo i przyśpieszył, niedługo ranek, a powinien dojść do jaskini pod osłoną ciemności. Dziewczyna dzielnie próbowała za nim nadążyć. Początkowo ciężej oddychała, potem sapała lecz po pół godzinie dyszała jak ofiara hiperwentylacji. Mimo tego wciąż dotrzymywała mu kroku. Uśmiechnął się widząc to, wyglądała uroczo i śmiesznie. Roztapiała mu serce.

- Jeśli chcesz możemy zwolnić - zaproponował.

- Nie. Dam radę - wydyszała z trudem. Jego mała wojowniczka. Po kolejnym kilometrze wziął sprawy w swoje ręce... dosłownie. Wziął ją na ręce i przycisnął swoje małe dyszące i zmęczone szczęście.

- Dałabym radę sama - odparła naburmuszona.

- Wiem, o ile zaraz mi tu nie padniesz. Mała, jak ty dyszysz, jak parowóz - droczy się.

- Nie lubię cię - burknęła.

- Oj, wilczyco...wiem, że umiesz wiele rzeczy zrobić sama, ale ja chętnie będę ci pomagać... przy chodzeniu, przy rozbieraniu, przy sprawianiu sobie rozkoszy...

- James! - pisnęła i spłonęła rumieńcem. Zaśmiał się tylko i wszedł do jaskini. Minęli pieczary, które wcześniej widziała aż doszli do ostatniej, w której było łóżko. Dopiero wtedy postawił ją na ziemi i podał czarną koszulkę z półki skalnej. Szybko rozebrała się do bielizny i wciągnęła jego koszulkę. W tym czasie on rozebrał się do bokserek i położyli się . Chłopak od razu przygarnął ją do siebie.

- Bądź tylko grzeczny - mruknęła sennie. Uśmiechnął się głaszcząc ją po plecach. Że też właśnie teraz odnalazł swoją mate...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro