Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Morderczyni 4


Dziewczyna spała bardzo długo co niepokoiło Jamesa choć nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Chodził niespokojnie po jaskini. Nawet wilk w jego wnętrzu powarkiwał nerwowo. Dopiero gdy zaczęło się ściemniać otworzyła swoje czarne oczy. Lykan od razu się przy niej znalazł.

- Raven? - szepnął głaszcząc ją po policzku.

-Hm... James, coś się stało? - spytała sennie.

- Spałaś 18 godzin - powiedział zabierając ręce. Dziewczyna zrobiła duże oczy i usiadła.

- Musiałam być wykończona - uśmiechnęła się lekko uspokajając go. Patrzył się na nią jak urzeczony. Jej ciemne oczy lśniły, gdy patrzyła na niego, a czerwone usta kusiły, by ją pocałować. Tak bardzo chciał posmakować tych słodkich warg. Odchrząknął i wstał. Nie powinien tak myśleć. Poprostu dawno nie miał kobiety i tyle.

- Czas ruszać.

- Dokąd?

-Do następnego celu. Jest twój. - zaśmiał się przerażająco.

- Celu? O czym ty mówisz? - wstała patrząc na niego nierozumiejąc.

- No jak to? Musimy zabić wszystkich z Krwawego Kła. Zapomniałaś?

- Nie... - szepnęła. W ogóle o tym nie myślała. Nie była przekonana do tego pomysłu. Zgodziła się pod wpływem chwili, a teraz zwyczajnie nie wiedziała... James podał jej dziwny wielki sztylet.

- To dla ciebie - dziewczyna wzięła broń i zrobiła wielkie oczy. Miała tym pozbawić kogoś życia?

;Zróbmy to dla niego; zaskomlała jej wilczyca.

;Czemu, Dafne?;

;On jest wspaniały... nie mogę zobaczyć zawodu w jego zielonych oczach. Po prostu nie mogę. Błagam, Raven;

Nie wiedziała o co chodziło Dafne, ale była jej częścią i postanowiła to dla niej zrobić. W dodatku... sama nie chciałaby widzieć zawodu w jego oczach. Tylko raz.... ten jeden raz. Powtarzała sobie, by było jej łatwiej. Wybiegli z jaskini i ruszyli znów na teren wroga. Podeszli do domku, a Sterben popchnął ją w kierunku drzwi. Dziewczyna była lekko wystraszona, już chciała się wycofać, ale Dafne napełniła ją siłą. Pewniejsza złapała za klamkę i weszła do środka. Panował tam mrok. Dzięki wilczym zmysłom rozejrzała się. Ujrzała chrapiącego wilkołaka na sofie. Podeszła do niego i spojrzała na lykana. Skinął głową. Podniosła rękę i miała wbić mu w serce sztylet lecz dłoń jej zadrżała.

;Dafne... ja nie potrafię; szepnęła a w jej umyśle zabłysły łzy.

;Raven, dasz radę. Jesteś silna. Gdy przybiegłaś do wioski przepędziłaś sama 3 wilkołaki. Jesteś najsilniejszą laską jaką znam;

;Nie zabiłam ich. Chroniłam ciała bliskich;

-Raven! Zabij go! - warknął Sterben. Spojrzała na jego przepełniony nienawiścią pysk, a potem znów na śpiącego.

;Dafne?;

;Spokojnie, Raven. Pomogę ci. Rozluźnij się, a ja to załatwię.;

Była bardzo wdzięczna swojej wilczycy. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Poczuła jak Dafnę przejmuję kontrolę. Widziała jakby z boku jak zamordowała tego mężczyznę. Jej serce się ścisnęło. Gdy odzyskała swoje ciało spojrzała swoje zakrwawione dłonie i opadła na kolana. Jak mogła? Z jej piersi wyrwał się pełen rozpaczy skowyt. Sterben szarpnął ją do góry.

- Odbiło ci?! Cicho siedź, bo nas usłyszą! - warknął. Dziewczyna odskoczyła od niego.

- Niedotykaj mnie!!!

-Raven, co ci odpierdoliło?!

- Zabiłam go! Jestem teraz mordercą, jak ty! Zadowolony jesteś! Nienawidzę siebie!!! - wrzasnęła. James poczuł się winny. To jego wina. Chciał ją wykorzystać i zrobić z niej kogoś na swoje podobieństwo. On stworzył Sterbena. Kogoś silnego. Zdolnego do zemsty. Chciał, by ona też tak zrobiła. To było głupie. Usłyszeli wtedy ruch za drzwiami. Pewnie usłyszeli ich.

- Spadamy -ruszył do niej lecz odsunęła się.

- Nigdzie z tobą nie idę - warknęła.

- Nie ma takiej opcji - sięgnął po nią lecz wtedy ktoś do niego strzelił. Raven wykorzystując jego nieuwagę wyskoczyła pod postacią czarnej wilczycy przez okno.

;Dafne... zabierz nas stąd; szepnęła.

;Już się robi... przepraszam cię... nie powinnam naciskać byś robiła cokolwiek wbrew sobie; 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro