Morderczyni 4
Dziewczyna spała bardzo długo co niepokoiło Jamesa choć nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Chodził niespokojnie po jaskini. Nawet wilk w jego wnętrzu powarkiwał nerwowo. Dopiero gdy zaczęło się ściemniać otworzyła swoje czarne oczy. Lykan od razu się przy niej znalazł.
- Raven? - szepnął głaszcząc ją po policzku.
-Hm... James, coś się stało? - spytała sennie.
- Spałaś 18 godzin - powiedział zabierając ręce. Dziewczyna zrobiła duże oczy i usiadła.
- Musiałam być wykończona - uśmiechnęła się lekko uspokajając go. Patrzył się na nią jak urzeczony. Jej ciemne oczy lśniły, gdy patrzyła na niego, a czerwone usta kusiły, by ją pocałować. Tak bardzo chciał posmakować tych słodkich warg. Odchrząknął i wstał. Nie powinien tak myśleć. Poprostu dawno nie miał kobiety i tyle.
- Czas ruszać.
- Dokąd?
-Do następnego celu. Jest twój. - zaśmiał się przerażająco.
- Celu? O czym ty mówisz? - wstała patrząc na niego nierozumiejąc.
- No jak to? Musimy zabić wszystkich z Krwawego Kła. Zapomniałaś?
- Nie... - szepnęła. W ogóle o tym nie myślała. Nie była przekonana do tego pomysłu. Zgodziła się pod wpływem chwili, a teraz zwyczajnie nie wiedziała... James podał jej dziwny wielki sztylet.
- To dla ciebie - dziewczyna wzięła broń i zrobiła wielkie oczy. Miała tym pozbawić kogoś życia?
;Zróbmy to dla niego; zaskomlała jej wilczyca.
;Czemu, Dafne?;
;On jest wspaniały... nie mogę zobaczyć zawodu w jego zielonych oczach. Po prostu nie mogę. Błagam, Raven;
Nie wiedziała o co chodziło Dafne, ale była jej częścią i postanowiła to dla niej zrobić. W dodatku... sama nie chciałaby widzieć zawodu w jego oczach. Tylko raz.... ten jeden raz. Powtarzała sobie, by było jej łatwiej. Wybiegli z jaskini i ruszyli znów na teren wroga. Podeszli do domku, a Sterben popchnął ją w kierunku drzwi. Dziewczyna była lekko wystraszona, już chciała się wycofać, ale Dafne napełniła ją siłą. Pewniejsza złapała za klamkę i weszła do środka. Panował tam mrok. Dzięki wilczym zmysłom rozejrzała się. Ujrzała chrapiącego wilkołaka na sofie. Podeszła do niego i spojrzała na lykana. Skinął głową. Podniosła rękę i miała wbić mu w serce sztylet lecz dłoń jej zadrżała.
;Dafne... ja nie potrafię; szepnęła a w jej umyśle zabłysły łzy.
;Raven, dasz radę. Jesteś silna. Gdy przybiegłaś do wioski przepędziłaś sama 3 wilkołaki. Jesteś najsilniejszą laską jaką znam;
;Nie zabiłam ich. Chroniłam ciała bliskich;
-Raven! Zabij go! - warknął Sterben. Spojrzała na jego przepełniony nienawiścią pysk, a potem znów na śpiącego.
;Dafne?;
;Spokojnie, Raven. Pomogę ci. Rozluźnij się, a ja to załatwię.;
Była bardzo wdzięczna swojej wilczycy. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Poczuła jak Dafnę przejmuję kontrolę. Widziała jakby z boku jak zamordowała tego mężczyznę. Jej serce się ścisnęło. Gdy odzyskała swoje ciało spojrzała swoje zakrwawione dłonie i opadła na kolana. Jak mogła? Z jej piersi wyrwał się pełen rozpaczy skowyt. Sterben szarpnął ją do góry.
- Odbiło ci?! Cicho siedź, bo nas usłyszą! - warknął. Dziewczyna odskoczyła od niego.
- Niedotykaj mnie!!!
-Raven, co ci odpierdoliło?!
- Zabiłam go! Jestem teraz mordercą, jak ty! Zadowolony jesteś! Nienawidzę siebie!!! - wrzasnęła. James poczuł się winny. To jego wina. Chciał ją wykorzystać i zrobić z niej kogoś na swoje podobieństwo. On stworzył Sterbena. Kogoś silnego. Zdolnego do zemsty. Chciał, by ona też tak zrobiła. To było głupie. Usłyszeli wtedy ruch za drzwiami. Pewnie usłyszeli ich.
- Spadamy -ruszył do niej lecz odsunęła się.
- Nigdzie z tobą nie idę - warknęła.
- Nie ma takiej opcji - sięgnął po nią lecz wtedy ktoś do niego strzelił. Raven wykorzystując jego nieuwagę wyskoczyła pod postacią czarnej wilczycy przez okno.
;Dafne... zabierz nas stąd; szepnęła.
;Już się robi... przepraszam cię... nie powinnam naciskać byś robiła cokolwiek wbrew sobie;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro