Drugi niedobitek
James od tamtego momentu wpadł w wir walki. Tropił i zabijał. Był zwany Sterben. Po niemiecku martwy. Pasowało to do niego. W dniu wyrżnięcia jego watahy umarł. Był pustą skorupą. Nikt nie mógł go zabić. Trudno zabić osobę, która już była martwa. Teraz dla reszty był czas na śmierć. On nie miał skrupułów ani zasad. Aby zabić! Wszystkich! Co do jednego wściekłego kła! Szedł w stronę następnego celu pod postacią Lykana. Szare futro połyskiwało w świetle księżyca. W ręce, która przypominała bardziej ludzką dłoń niż łapę dzierżył wielki srebrny miecz. Idealna broń na wilki. On jako Lykan był na nie odporny. Szedł do domku w środku lasu. Lucas Mervon. Beta Wściekłych Kłów.
- To cię zaboli, Byronie - szepnął i wszedł do domu. Usłyszał warczenie z góry, a po chwili w jego ramię wczepił się brązowy wilk. James od niechcenia jakby poruszył ręką a zwierzę poleciało na ścianę. Usłyszał zadowalający go odgłos gruchotanych kości. Zmieniając postać wstał i popatrzył na bestie.
- Czego ode mnie chcesz, Sterbenie? - warknął.
- Twojej śmierci - ryknął podchodząc i mierząc do niego z mieczem.
- Cóż ci zrobiłem?! - wykrzyknął przerażony kuląc się pod ścianą.
- Twój Alfa wybił całą mą watahę, więc teraz ja wybije ją mu - powiedział i wbił w jego ciało miecz aż po rękojeść.
- Jeśli chcesz ocalić kolejną watahę od podobnego losu to biegnij na wschód do "Czarnej Pełni" - szepnął po czym wyzionął ducha. Gdy by Wielka Luna nieodebrała mu uczuć to jego serce właśnie, by stanęło. Wybiegł z domu i pognał do najechanej watahy. To musi się skończyć. Byron nie ma prawa tak wybijać watach. On na to nie pozwoli. Zobaczył dym w oddali. Zacisnął szczękę i przyśpieszył. Zdąży! Po chwili, która była dla niego wiecznością wpadł do wioski. Wioski? Patrząc na to miejsce ta nazwa jest kpiną. Wszystko spalone do cna. Popiół i krew. Na środku natomiast te podłe kreatury złożyły na kupę wszystkich martwych i podpaliły. To miejsce wyglądało gorzej niż jego wioska. U podnóża jej klęczała zapłakana wilkołaczka. Miała jasną skórę i czarnego do pasa włosy. James podszedł do niej wolno. Dziewczyna zorientowawszy się, że nie jest sama zerknęła na niego i szepnęła ocierając łzy.
- Witaj, Sterbenie
- Witaj, jak się zwiesz?
- Raven - powiedziała wstając i unosząc na niego czarne niczym obsydian oczy.
- Jesteś niedobitkiem z Czarnej Pełni?
- Tak - przytaknęła. Zapadła pomiędzy nimi cisza. Raven drżącym głosem spytała o coś o co chciała spytać od chwili, gdy go ujrzała.
- Przyszedłeś mnie zabić? - mino, że dziwne nie czuła strachu. Stał przed nią postrach wilkołaków, a ona czuła jedynie smutek.
- Bez obaw, to nie ty jesteś tym, którego chcę znaleźć i zniszczyć. Szukam tego, kto Cię zranił. Nic nie jest w stanie mnie przestraszyć. Wszystko to moja domena i jestem nieustraszony. Moim darem jest nieposkromiona moc. Poddaj się jej i stań się o wiele silniejsza wraz ze mną. - powiedział.
- Pomożesz mi się zemścić? - spytała niepewnie.
- Tak
- Zrób to więc - popatrzyła na niego ufnie. James bez chwili wahania podszedł i wbił zęby w jej szyję. Nie zmieni się w Lykana, ale będzie silniejsza nawet od alf. Dziewczyna poczuła ból a następnie bezpieczeństwo i bezbrzeżną rozkosz. Objęła jego pokryte futrem ciało i jęknęła gdy polizał ranę na jej szyi. Moc, rozkosz i jego zapach tak uderzyły jej do głowy, że osunęła się w jego ramionach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro