Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XX

- Cześć.

Ruda czupryna mignęła w tłumie. Obróciłem głowę i uniosłem dłoń, chcąc pomachać chłopakowi. Dipper jednak od razu zainterweniował i chwycił moją rękę w połowie ruchu.

- Nie machaj mu. Nie lubię go.

- A ja tak. Wydaje się być miły.

Brunet zaczerwienił się i z całej siły nastąpił na moją nogę. Krzyknąłem, zwracając na siebie uwagę kilku uczniów. Dipper zaśmiał się, a Will wyciągnął komórkę. Usłyszałem odgłos aparatu i jęknąłem przeciągle.

- Will, nie znowu!

- Będzie na blogu - niebieskowłosy pomachał mi telefonem przed twarzą, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. - Zaraz dodam.

Jednocześnie z Dipperem powiedzieliśmy "Nie", po czym spojrzeliśmy na siebie i odwróciliśmy wzrok, zażenowani sytuacją. Oczy Willa zaświeciły się.

- Zróbcie to jeszcze raz.

- Daj już spokój... - Dipper westchnął i chwycił moją rękę. Odeszliśmy trochę na bok. Gorączka już minęła i mogłem wrócić do cudownej, szkolnej rzeczywistości. Odkąd potwierdziłem mój związek z Sosenką, życie stało się jeszcze dziwniejsze.

Mieliśmy zarazem przeciwników (którzy, gdy tylko widzieli nas razem, od razu mieli odruch wymiotny) jak i zwolenników (czyli Will i jakieś zwariowane inne demony).

- Dobrze się czujesz? - brunet spojrzał na mnie z troską. Opłukałem twarz zimną wodą i zerknąłem do lustra.

Kim się stałem? Zwykłym śmieciem. Materiałem na bloga mojego brata. Na co były wszystkie moje plany, kiedy teraz byłem w związku z jakimś chłopaczkiem? I po co?

Tylko po to, aby przeżyć i nie stracić głowy.

- Żałosne - szepnąłem do siebie.

- Co mówisz?

Spojrzałem na niego. W jego oczach zobaczyłem prawdziwe zmartwienie i zmieszanie.

- Już nic. Wszystko okej. Wracajmy na lekcje.

- Co teraz mamy? - zapytał.

- Chemię.

***

Po wejściu do sali przywitał nas znajomy akcent. Bill jęknął głucho i pociągnął mnie za rękaw.

- Dipper, jednak nie dam rady. Gorączka wraca. Bardzo źle się czuję. Wra...

- Pan Chiper zjawić się raczył - metaliczny głos profesorki rozległ się w sali. Wszyscy uczniowie jak na komendę unieśli głowę znad zeszytów i wlepili wzrok w jasnowłosego demona. Gideon uśmiechnął się złośliwie. Przysunąłem krzesło bliżej stolika.

- Tak. Byłem chory, mój opiekun poinformował...

- On poinformować nie raczył mnie - nauczycielka przerwała Billowi i spojrzała na niego z czystą, chorą satysfakcją. - Pan Chiper nie pisał kartkówki ostatniej. Pan Chiper po lekcjach zostanie tu.

- Ale on nic nie wie - wtrąciłem się, oburzony. - Jak ma pisać kartkówkę, skoro jeszcze nie nadrobił?

- Na nadrobienie zaległości są przynajmniej trzy dni - wtrącił się cichy głos. Rozejrzałem się po klasie, zaskoczony. Czarnowłosa siedząca w przedostatniej ławce poprawiła okulary i skinęła mi głową.

- Panna Huu się nie wtrąca. Ja z Chiperem rozmawiam. - Wyniośle odparła chemiczka.

- Choo. Candy Choo, tak dla ścisłości. A on się nie nazywa "Cziper" tylko "Sifer". "Sajfer" też można wypowiadać, ale na pewno nie "Cziper". 

Przeniosłem wzrok na Billa. Ten patrzył na czarnulkę z takim wyrazem twarzy, jakby w niego piorun strzelił. Jego usta poruszały się szybko, ale zdołałem dostrzec przekaz.

"Zamknij się".

- Pan Sifer, tak? - chemiczka przeniosła spojrzenie na niego. - Kojarzę to nazwisko. Czy to nie pana dziadek...

- Nie. Napiszę tę kartkówkę po lekcjach - uciął blondyn. Kobieta wydęła usta, ale już nic więcej nie powiedziała pod jego adresem. Wkrótce w sali słychać było tylko jej monotonny głos. Zerknąłem znad notatki na Billa, który pilnie notował każde jej słowo. Znałem go już tak długo, a nie wiedziałem o nim praktycznie niczego.

Co takiego ukrywał? Kim był jego dziadek? I kim on jest?

Musiałem się tego dowiedzieć. Zacisnąć zęby, kochać go i wydobyć z niego wszystko. Wszystkie sekrety, grzechy, brudne sprawki... Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Jednak ja już byłem w swoim osobistym, niekończącym się piekle. Nie miałem więc żadnych oporów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro