Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

- Co to? - Dipper nieufnie spojrzał na fiolkę z miksturą.  Uśmiechnąłem się i otrzepałem z resztek ziemi. Nie lubiłem się w niej babrać, ale ten korzeń rósł tylko pod nią. Musiałem więc użyć łopatki, wykopać go i zrobić eliksir. A wszystko przez wiadome problemy z mocą...

- To korzeń. Nie martw się, Sosna. Mam plan.

- Nie wątpię - prychnął, rzucając mi wymowne spojrzenie.
- Podzielisz się nim z resztą klasy?

- Serio, stałeś się bezczelny. A co do planu... Musimy zablokować twój umysł. Ten korzeń sprawia, że człowiek przestaje myśleć. 

- W sensie?

- Liczą się tylko jego uczucia. Zobaczysz sam. Podejdź tu.

Brunet niepewnie podszedł do mnie. Odetchnąłem głęboko, pozbywając się wszystkich złych emocji. Położyłem dłoń na jego policzku i w myślach powiedziałem zaklęcie. Usłyszał to.

- Co zrobiłeś?

- To zaklęcie na wszelki wypadek. Gdyby nawet po wypiciu eliksiru twoje uczucia nie przejęły nad tobą pełnej kontroli, to zaklęcie zapewnia tęsknotę ciała.

- Tęsknota ciała? Brzmi bardzo... Dwuznacznie. 

- Bo takie jest. Tak naprawdę chodzi nam jedynie o blokadę umysłu. Jednak wszystko zależy od ciebie i twoich pragnień.

- Nie myśl, że będę ci wisiał na szyi. Dawaj tę miksturę - wyrwał mi butelkę z dłoni i wypił jednym haustem. Co prawda powinien wypić to powoli, ale skoro chciał mieć to już za sobą...

- I co? - spytałem, obserwując go czujnie. Zamrugał kilka razy.

- Nie czuję różnicy - odpowiedział i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy nagle odwrócił wzrok i zaczął się jąkać. 

- T-to znaczy... Powinienem... J- ja...

- Rozumiem. Czyli zaczęło  działać. 

- C- co? - Dipper chwycił się za klatkę piersiową i zaczął dyszeć.
Na wszelki wypadek cofnąłem się trochę i czekałem na jakiś ruch z jego strony. 

                          ***
Dipper POV.

- C- co? - wyjąkałem i spojrzałem w stronę okna. Stał tam i patrzył na mnie czujnie. Poczułem pot spływający mi po karku. Moje serce biło nienaturalnie głośno. A potem nagle odezwał się głos w mojej głowie.

- Ej, co jest? Dlaczego nie myślisz? Co z tobą? 

Nie słuchałem. Patrzyłem tylko na niego. Tak bardzo miałem ochotę go przytulić... Wstałem i podszedłem do niego. A on się cofnął. 

Dlaczego...?

- Nie bój się mnie - powiedziałem drżącym głosem. - Proszę... Ty żałosne ścierwo. 

Chwyciłem się za usta. Co się ze mną działo? Nie chciałem tego powiedzieć! Odwrócił się i zaczął powoli schodzić po schodach. A ja stałem jak słup i walczyłem z tym czymś w środku.

- Nie idź! - krzyknąłem i poczułem straszny ból głowy.

- Co ty próbujesz zrobić?! - darł się głos wewnętrz mnie.
- Przecież on i tak nie odejdzie! Uspokój się!

- Ale ja chcę... Ja potrzebuję! - zatoczyłem się do tyłu. Tego było za wiele... Nigdy w życiu nie czułem moich emocji tak wyraźnie. Ale potrzebowałem go. Chciałem go tylko dotknąć, nic więcej. To coś mi nie pozwalało...

- Blokujesz swój umysł?! Zapomnij!

Zamknąłem oczy i skupiłem się na wypełniających mnie uczuciach. Nasz pierwszy pocałunek, dotyk... Jego uśmiech i mimika. Wszystko miało znaczenie. Głos wewnętrz mnie zaczął powoli zanikać, ale dalej był agresywny. Stopy oderwały się od podłoża.  Na początku poruszałem się wolno, jakby oblepiony smołą. Z każdą minutą moje ruchy nabierały jednak sprężystości. 

- Dipper - usłyszałem, jak ktoś wypowiada moje imię. Ale bez nienawiści czy zniechęcenia, do jakiego przywykłem w tym świecie. Uniosłem wzrok i napotkałem spojrzenie jego złotych patrzałek. Odetchnąłem głęboko i...

Klap.

- A to za co?! - krzyknął Bill, chociaż moja dłoń ledwie musnęła jego policzek.
Cholerny dramaturg.

- N- nie wiem. Musiałem odreagować - wytłumaczyłem kulawo, krzywiąc się. Na te słowa blondyn chwycił mnie za dłonie i brutalnie popchnął. Zdziwiony, cofnąłem się stopień wyżej.

- Co ty...

- Tego fioletowego debila już tu nie ma? - przerwał mi. Zamrugałem kilka razy.

- Nie... Zniknął. Tak sądzę. 

- To dobrze. A teraz idę odebrać moją nagrodę. 

Nim zdążyłem zrozumieć znaczenie jego słów, popchnął mnie na ścianę i jednym zgrabnym ruchem wsunął dłoń pod moją koszulkę. Poczułem, jak jego dłonie przesuwają się po moim brzuchu. I zrozumiałem, że to ten moment. Moment, w którym mogłem podciągnąć jego koszulkę. Moment, w którym weszliśmy do pokoju i rzuciliśmy się na łóżko.  Moment, w którym zrobił mi malinkę i pocałował czule w obojczyk. Moment, w którym nagle staliśmy się nadzy - i co najdziwniejsze, nie wstydziliśmy się swoich blizn. Moment, w którym staliśmy się jednością.

Tak. Leżąc pod nim i czując to, wiedziałem, że to był ten moment.  Moment, który zapamiętam na całe życie.

- Kocham Cię - szepnąłem i przyciągnąłem go jeszcze bliżej.
Usłyszałem ciche sapnięcie i jego głos przy moim uchu.

Drżał z radości. 

- Ja ciebie też. Dawno się tak dobrze nie czułem.

- Ja też... - przejechałem palcem po jego ustach i uśmiechnąłem się. - Zrobisz obiad?

I wtedy cały romantyzm szlag trafił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro