Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Ktoś przystanął. Zastygły w mojej pozie, oczekiwałem. Może tym razem ściśnie moją dłoń i wyrwie mnie z tego stanu? A może przejdzie obok, jak tysiące innych zwiedzających?

- Tu jestem... Patrz, jaka fajna wyciągnięta ręka... Ściśnij ją, no ściśnij że...

Nagle poczułem szarpnięcie. Kamień powoli zaczął schodzić z moich zmartwiałych kończyn. Po raz pierwszy od tak dawna poczułem świeże powietrze i zapach drzew. Zamrugałem i rozejrzałem się. Byłem w mojej ludzkiej, słabej formie - ale to da się naprawić. Teraz najważniejsze było to, kto mnie uwolnił...

- Bill, musimy pogadać. - usłyszałem jego zdenerwowany i drżący głos.
Miał na sobie niebieską koszulę i ciemne spodnie. Zauważyłem, że zaczął nosić okulary i zrobił sobie tunel w lewym uchu. Wyglądał na wykończonego.

- Co jest, Sosenko? - spytałem, a w myślach wywróciłem oczami. Nie miałem teraz czasu zajmować się jakimś gówniarzem z depresją, ale pomyślałem, że może to być pewna szansa w realizacji moich planów.

- Nie mów tak do mnie! - wrzasnął, a zaraz potem chwycił się za głowę i oparł o drzewo.

- Ej, ale poważnie... Jesteś głupi czy głuchy? Spytałem głośno i wyraźnie... - podszedłem do niego i wycedziłem, sycąc się przerażeniem w jego oczach. - Co się dzieje?

- Oni myślą, że zwariowałem... Ale ja im udowodnię. A ty mi w tym pomożesz. - spojrzał na mnie ufnie. Uśmiechnąłem się pobłażliwie.

- Zabawne, jak głupi jesteś. Naprawdę uważasz, że tak potężny demon jak ja pomoże ci w czymkolwiek?

- Tak. Ponieważ pomogłeś mojemu wujkowi. Nie ukrywajmy... - na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. -... Masz do nas słabość, Cipher.

Zamurowało mnie. A potem byłem tylko wściekły. Moje dłonie powoli zbliżyły się do jego szyi. A on dalej patrzył na mnie hardo, z bezczelnym błyskiem w oku. Ścisnąłem jego szyję jak najmocniej, a po chwili do moich uszu doleciał przyjemny odgłos gruchotanych kości.

Spojrzałem w jego oczy. Miałem nadzieję dojrzeć w nich strach, może łzy... Ale one wyrażały tylko i jedynie błogi spokój. Puściłem go. Nie zemdlał ani nic z tych rzeczy.

Dalej stał przede mną. Odchrząknął tylko.

- Jak ty to...? -spytałem, marszcząc brwi.

- Och, a podobno jesteś taki inteligentny! - parsknął głośnym śmiechem. I dodał:

- Zdradzę Ci coś: dużo się zmieniło od czasu, kiedy ostatnio się widzieliśmy. Baaardzo dużo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro