IV
- Musicie poznać swoje zainteresowania. To podstawa udanej relacji. Więc, Bill... Jakie są twoje pasje?
Uprzejma pani psycholog poprawiła swoje okularki i uśmiechnęła się do mnie.
- Wiesz... Po pierwsze, nie zaczyna się zdania od więc. A po drugie to ciężko jest mieć jakieś hobby, kiedy jest się zamienionym w kamień. - wywróciłem oczami, a Dipper pobladł i ścisnął moje ramię. Syknąłem i wyszarpałem się z jego uścisku, a potem przesunąłem krzesło ciut bliżej wyjścia.
-Nie, nie, nie! - kobieta zacmokała z dezaprobatą. - Musicie sobie przebaczyć wzajemne urazy. Inaczej cała ta sesja nie ma najmniejszego sensu.
- No bo nie ma! - prawie że krzyknąłem. - Nie pisałem się na to. Jestem tu od układów, robienia siana z mózgów ludzi, a nie od...
- Bill, Bill - Dipper stanął przede mną i położył ręce na moich ramionach, przez co miałem jego szaloną facjatę tuż przed moim obliczem. - Spokojnie. Musisz się przyzwyczaić do zmian. Wiem, że to może być trudne...
- Dipper - przerwałem mu i spojrzałem prosto w oczy. - Co się z tobą stało? Kiedyś byłeś takim fajnym dzieciakiem, a teraz...
- Nie rozmawiajmy o tym - ucięła pani psycholog. - Kontynuujmy. Mam też innych pacjentów.
Westchnąłem cicho. Migrena z każdą chwilą się nasilała, przez co miałem problemy z mocami. Po tym, jak się wyspałem, Dipper zaproponował, żebyśmy poszli na spacer. Zgodziłem się, bo lepsze to było niż siedzenie i patrzenie, jak krąży bez celu po całym domu. Ale tego, że mnie zaciągnie do psychologa to już nie przewidziałem...
- Dobrze. Bill, masz jakieś zainteresowania czy nie?
- W zasadzie... To lubię obserwować przyrodę. - skapitulowałem. W końcu pilnowanie, żeby ptaszki mnie nie obsrały, to też obserwacja przyrody.
- Serio? Ja też bardzo to lubię - oczy mojego towarzysza zabłysły - Potrafię godzinami gapić się na gwiazdy...
- Po cholerę? - spytałem, ale widząc karcący wzrok psycholożki, odpuściłem już zupełnie. - Dobra. Ja też lubię... Lubiłem... Oglądać nocne niebo.
- Widzę, że macie z sobą więcej wspólnego, niż się wydawało.
Pani psycholog wstała i poprawiła swoją fioletową bluzeczkę, a potem podeszła do biurka. Wzięła z niego kredki i kartki papieru.
- A teraz namalujecie swoje uczucia względem drugiej strony. - powiedziała, rozdając nam przybory. Prychnąłem cicho.
- Uczucia? Naprawdę pani uważa, że taki zimnokrwisty demon jak ja takowe posiada?
- Ależ oczywiście - kobieta uśmiechnęła się promiennie do mnie. - W razie czego zawsze za pomocą szczepionki można je uwolnić.
Spiąłem się, a brunet gwałtownie pokręcił głową.
- O, nie. Powiedziałem pani, oswoję go bez pomocy. Udowodnię im.
- Dipper, to bardzo niebezpieczne. Przypominam ci, że on jest nieobliczalny - całkiem głośno powiedziała psycholog, na co chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Spokojnie. Bill jest milszy, niż możesz sobie wyobrazić. Po prostu udaje.
- Mówisz?
- No pewnie.
- Ej, ja tu jestem! - wtrąciłem, coraz bardziej wkurzony. Nie byłem przyzwyczajony do takiej jawnej ignorancji ze strony ludzi. Na dodatek wcale nie podobało się mi to, że byłem "popsutym" demonem. Słowa Dippera utkwiły w mojej głowie.
- Tak, tak. Dobrze... - kobieta klasnęła w dłonie. - A teraz malujcie!
Chłopak z ochotą zabrał się do malowania, a ja spojrzałem tylko na kartkę papieru. Nie miałem bladego pojęcia, co mógłbym narysować. W końcu pięć minut przed końcem czasu (pani psycholog miała ustawiony czasomierz) postanowiłem pójść na łatwiznę. Chwyciłem zieloną i brązową kredkę.
- Koniec. A teraz pokażcie mi swoje dzieła.
Podsunąłem jej moją kartkę z rysunkiem sosny, na co ona zaklaskała.
- Bardzo ładnie! A teraz ty, Dipper...
- Proszę. - chłopak wstał i podał jej swoją pracę. Próbowałem zajrzeć, ale trzymała kartkę zbyt blisko swoich oczu. Przez chwilę milczała, a potem jej oczy się rozszerzyły.
- O mój Boże...
Wstała gwałtownie i wybiegła z sali, a ja podniosłem rysunek, który spadł na ziemię. Krwistoczerwone niebo, latające wokół nietoperze z oczami, zamek...
- Dziwnogeddon - szepnąłem zbielałymi wargami, a potem spojrzałem na chłopaka. Siedział skulony w kącie pokoju.
- Przepraszam... Przepraszam... - powtarzał, płacząc.
- Za co przepraszasz? Ten rysunek jest niesamowity. - powiedziałem ze szczerym podziwem i klęknąłem naprzeciwko niego. Odsunąłem mu kosmyk włosów, a on spojrzał na mnie.
- Ale pani psycholog się nie spodobał...
- Nie zna się. - prychnąłem i wtedy chłopak objął mnie, trzęsąc się. To chyba wtedy pierwszy raz poczułem, że muszę go chronić. Był to krótki przebłysk, ale wystarczył.
- Koniec sesji - powiedziała, cały czas lekko zielonkawa na twarzy. Chyba wymiotowała, biedaczyna.
Dipper kiwnął głową niemrawo i podziękował jej, a potem ruszyliśmy w drogę powrotną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro