Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

- Musicie poznać swoje zainteresowania. To podstawa udanej relacji. Więc, Bill... Jakie są twoje pasje?

Uprzejma pani psycholog poprawiła swoje okularki i uśmiechnęła się do mnie.

- Wiesz... Po pierwsze, nie zaczyna się zdania od więc. A po drugie to ciężko jest mieć jakieś hobby, kiedy jest się zamienionym w kamień. - wywróciłem oczami, a Dipper pobladł i ścisnął moje ramię. Syknąłem i wyszarpałem się z jego uścisku, a potem przesunąłem krzesło ciut bliżej wyjścia.

-Nie, nie, nie! - kobieta zacmokała z dezaprobatą. - Musicie sobie przebaczyć wzajemne urazy. Inaczej cała ta sesja nie ma najmniejszego sensu.

- No bo nie ma! - prawie że krzyknąłem. - Nie pisałem się na to. Jestem tu od układów, robienia siana z mózgów ludzi, a nie od...

- Bill, Bill - Dipper stanął przede mną i położył ręce na moich ramionach, przez co miałem jego szaloną facjatę tuż przed moim obliczem. - Spokojnie. Musisz się przyzwyczaić do zmian. Wiem, że to może być trudne...

- Dipper - przerwałem mu i spojrzałem prosto w oczy. - Co się z tobą stało? Kiedyś byłeś takim fajnym dzieciakiem, a teraz...

- Nie rozmawiajmy o tym - ucięła pani psycholog. - Kontynuujmy. Mam też innych pacjentów.

Westchnąłem cicho. Migrena z każdą chwilą się nasilała, przez co miałem problemy z mocami. Po tym, jak się wyspałem, Dipper zaproponował, żebyśmy poszli na spacer. Zgodziłem się, bo lepsze to było niż siedzenie i patrzenie, jak krąży bez celu po całym domu. Ale tego, że mnie zaciągnie do psychologa to już nie przewidziałem...

- Dobrze. Bill, masz jakieś zainteresowania czy nie?

- W zasadzie... To lubię obserwować przyrodę. - skapitulowałem. W końcu pilnowanie, żeby ptaszki mnie nie obsrały, to też obserwacja przyrody.

- Serio? Ja też bardzo to lubię - oczy mojego towarzysza zabłysły - Potrafię godzinami gapić się na gwiazdy...

- Po cholerę? - spytałem, ale widząc karcący wzrok psycholożki, odpuściłem już zupełnie. - Dobra. Ja też lubię... Lubiłem... Oglądać nocne niebo.

- Widzę, że macie z sobą więcej wspólnego, niż się wydawało.

Pani psycholog wstała i poprawiła swoją fioletową bluzeczkę, a potem podeszła do biurka. Wzięła z niego kredki i kartki papieru.

- A teraz namalujecie swoje uczucia względem drugiej strony. - powiedziała, rozdając nam przybory. Prychnąłem cicho.

- Uczucia? Naprawdę pani uważa, że taki zimnokrwisty demon jak ja takowe posiada?

- Ależ oczywiście - kobieta uśmiechnęła się promiennie do mnie. - W razie czego zawsze za pomocą szczepionki można je uwolnić.

Spiąłem się, a brunet gwałtownie pokręcił głową.

- O, nie. Powiedziałem pani, oswoję go bez pomocy. Udowodnię im.

- Dipper, to bardzo niebezpieczne. Przypominam ci, że on jest nieobliczalny - całkiem głośno powiedziała psycholog, na co chłopak uśmiechnął się delikatnie.

- Spokojnie. Bill jest milszy, niż możesz sobie wyobrazić. Po prostu udaje.

- Mówisz?

- No pewnie.

- Ej, ja tu jestem! - wtrąciłem, coraz bardziej wkurzony. Nie byłem przyzwyczajony do takiej jawnej ignorancji ze strony ludzi. Na dodatek wcale nie podobało się mi to, że byłem "popsutym" demonem. Słowa Dippera utkwiły w mojej głowie.

- Tak, tak. Dobrze... - kobieta klasnęła w dłonie. - A teraz malujcie!

Chłopak z ochotą zabrał się do malowania, a ja spojrzałem tylko na kartkę papieru. Nie miałem bladego pojęcia, co mógłbym narysować. W końcu pięć minut przed końcem czasu (pani psycholog miała ustawiony czasomierz) postanowiłem pójść na łatwiznę. Chwyciłem zieloną i brązową kredkę.

- Koniec. A teraz pokażcie mi swoje dzieła.

Podsunąłem jej moją kartkę z rysunkiem sosny, na co ona zaklaskała.

- Bardzo ładnie! A teraz ty, Dipper...

- Proszę. - chłopak wstał i podał jej swoją pracę. Próbowałem zajrzeć, ale trzymała kartkę zbyt blisko swoich oczu. Przez chwilę milczała, a potem jej oczy się rozszerzyły.

- O mój Boże...

Wstała gwałtownie i wybiegła z sali, a ja podniosłem rysunek, który spadł na ziemię. Krwistoczerwone niebo, latające wokół nietoperze z oczami, zamek...

- Dziwnogeddon - szepnąłem zbielałymi wargami, a potem spojrzałem na chłopaka. Siedział skulony w kącie pokoju.

- Przepraszam... Przepraszam... - powtarzał, płacząc.

- Za co przepraszasz? Ten rysunek jest niesamowity. - powiedziałem ze szczerym podziwem i klęknąłem naprzeciwko niego. Odsunąłem mu kosmyk włosów, a on spojrzał na mnie.

- Ale pani psycholog się nie spodobał...

- Nie zna się. - prychnąłem i wtedy chłopak objął mnie, trzęsąc się. To chyba wtedy pierwszy raz poczułem, że muszę go chronić. Był to krótki przebłysk, ale wystarczył.

- Koniec sesji - powiedziała, cały czas lekko zielonkawa na twarzy.  Chyba wymiotowała, biedaczyna.

Dipper kiwnął głową niemrawo i podziękował jej, a potem ruszyliśmy w drogę powrotną.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro