Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39. On tylko zasnął

Drugi rozdział na dziś!


Harry


- To nie jest dobry pomysł. - pokręciłem głową, gdy w końcu się zatrzymaliśmy.

Spojrzałem na mały domek i poczułem, jak robi mi się słabo. Nie dam rady tam wejść. Nie spojrzę im w oczy. To za dużo.

- Jay chciałaby cię poznać, Harry. - powiedział cicho Niall. - Wczoraj sam chciałeś pojechać, wiem, że się boisz, ale...

- Przepraszam, chyba nie dam rady. - dodałem. - Przepraszam.

- Przemyśl sobie to na spokojnie, mamy czas. - wtrącił się Zayn. - Gdy będziesz gotowy, dopiero wyjdziemy. Chcesz pobyć sam?

- Nie. - odparłem. - Dajcie mi chwilkę. - poprosiłem.

Pokiwali głowami w zrozumieniu i nic się nie odzywali. Siedzieliśmy w samochodzie przed domem Tomlinsonów. Wczoraj wydawało mi się, że jestem gotowy na to spotkanie, a teraz? Bardzo się boję. A jak mama Lou obwini mnie o jego śmierć? Nie... Nie mogłaby tak myśleć, prawda?

Nabrałem głęboko powietrza i wypuściłem je ustami. Zamknąłem na chwilę oczy i zacząłem myśleć o Louisie. On był taki dzielny, a ja histeryzuje przed spotkaniem z jego matką. To tylko kobieta, która...  straciła swoje dziecko i jest jej dwa razy ciężej niż mnie.

- Chodźmy. - powiedziałem, otwierając jako pierwszy drzwi.

Jeśli będę tu dłużej siedział, na pewno się rozmyślę. Nie chcę zachowywać się jak dzieciak. Mężczyźni wysiedli z samochodu i mulat mógł go zamknąć. Niall podszedł do mnie i uśmiechnął się, dodając mi otuchy. Ruszyliśmy w kierunku budynku. Malik nacisnął dzwonek i po chwili usłyszeliśmy kroki. Drzwi otworzyła nam młoda dziewczyna.

- Hej, Lottie. - przywitał się Niall. - Jesteśmy.

Odsunęła się i zaprosiła nas do środka. Ściągnąłem buty i ruszyłem za chłopakami do salonu. Na kanapie siedziała kobieta. Nasza obecność dopiero ją uświadomiła, że ktoś przyszedł. Chyba nie słyszała dzwonka. Prześledziła wzrokiem chłopaków, aż w końcu jej wzrok padł na mnie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Podniosła się z kanapy i podeszła do nas.

- Ty musisz być Harry. - powiedziała cicho. - Lou często o tobie pisał. - zaczęła. - Jestem Jay.

- Miło panią poznać. - niepewnie uścisnąłem jej rękę, którą mi podała.

-  Dziękuję ci.- szepnęła, czym mnie całkowicie zaskoczyła. - Dziękuję ci, że dla niego byłeś.

Po tych słowach się rozpłakała. Podszedłem bliżej o krok i po prostu ją przytuliłem. Czułem, że tak trzeba. Zaciekawione siostry Louisa zaczęły schodzić się do salonu, ale Niall zabrał je stąd razem z Zaynem, prosząc je o chwilkę dla swojej mamy.

- Pani syn był bardzo dzielny, wiele razy mnie uratował. - mówiłem drążącym głosem. - Był wspaniałym człowiekiem.

- Zawsze się o wszystkich troszczył. - powiedziała po chwili. - Zachowywał się tak, jakby chciał uszczęśliwić cały świat, nie bacząc na siebie.

- Był aniołem. - dodałem szeptem, a kobieta skinęła głową.

Dopiero po chwili się mnie puściła i prosiła, abym usiadł na kanapie. Po kilki minutach wszedł Zayn z dwoma kubkami herbaty, które odłożył na stoliku przed nami. Powiedział, że będą na górze z dziewczynkami. Chcieli dać nam czas na rozmowę. Oboje tego potrzebowaliśmy.

- Strasznie zawróciłeś mu w głowie, Harry. - powiedziała, gdy upiła nieco herbaty. - Gdy o tobie pisał, rozpisywał się na kilka stron. Nigdy nie widziałam, aby był taki szczęśliwy jak z tobą. Bardzo cię kochał. Dziękuję, że zdecydowałeś się nas odwiedzić. Bardzo chciałam cię poznać.

- O pani i siostrach też dużo mówił. - zacząłem. - Chciał mnie pani przedstawić.

- Mów mi po prostu Jay, Harry. - uśmiechnęła się i starła chusteczką łzę z policzka.

Potem przez długie minuty wspominaliśmy o szatynie o tym, jakim był dobrym synem i bratem oraz porucznikiem. Opowiadałem o misjach, jakie razem przeszliśmy, o wspólnych chwilach. Co jakiś czas pojawiały się łzy, których ani ja, ani Jay nie potrafiliśmy powstrzymać. To bolało, ale aby ruszyć dalej, było to niezbędne.

- Wiem, że to dużo o co chcę cię prosić, ale... mógłbyś powiedzieć jak zginął Lou? Nie chcieli mi nic powiedzieć, a ty byłeś... - dodała. -  Jeśli nie jesteś gotowy, to w porządku, zrozumiem...

- Louis chronił cały oddział, Jay. Był odważny, dumny aż do śmierci. On... zasnął na moich kolanach. Jak wrócił od... od nich... - pokręciłem głową, próbując dobrać odpowiednie słowa. - Śpiewałem mu piosenkę i trzymałem za rękę. On... uśmiechnął się delikatnie i zasnął... po prostu zasnął. Nie cierpiał już dłużej, Jay. On tylko zasnął.

I nie wiem kto bardziej potrzebował pocieszenia. Byłem w totalnej rozsypce. Przypomniała mi się tamta sytuacja. Uścisk jego poparzonej dłoni, lekki uśmiech, spokój na jego twarzy, a potem odszedł. Dłoń zrobiła się wiotka i nie był w stanie mnie dłużej ściskać, ja to robiłem. Trzymałem go do końca, aby wiedział, że przy nim jestem. On po prostu zasnął.


♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Został mi do napisania ostatni (48)  rozdział PUD ^.^

Naprawdę cieszę się, że to czytacie ♥♥♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego! Xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro