To zły pomysł
little-cupcakee: Prompt, Larry :) Bitwa na wodę Larry’ego i Zialla, końcówka - w sumie całość, ale ona najbardziej - ma być słooodka. ;)) xx
***************************
- Lou, nie jestem pewny czy to dobry pomysł – odezwał się loczek, kiedy razem ze swoim chłopakiem, skradali się do pokoju, w którym spał Zayn i Niall.
- Hazza, daj spokój. To tylko zabawa. Po za tym muszę się odegrać za ostatni raz.
- Ale Boo… - wypowiedź przerwały mu usta szatyna.
- Nie psuj zabawy – spojrzał w zielone oczy ukochanego. Widział w nich niepewność oraz zrezygnowanie. Wiedział, że wygrał.
Podeszli pod drzwi i Lou cicho je otworzył. Zajrzał do pomieszczenia. Na wielkim dwuosobowym łóżku leżało dwóch chłopaków, którzy nie świadomi tego co się zbliża, spali w najlepsze. Tak przynajmniej myślał Louis i Harry.
Podeszli bliżej łóżka przygotowując duże pistolety na wodę. Mieli właśnie nacisnąć na spust, kiedy Niall i Zayn gwałtownie się podnieśli i wycelowali własnymi pistoletami w Larry’ego.
- Wiedziałem, że będziecie chcieli się odegrać – oznajmił mulat, po czym razem z blondynem zaczęli lać wodę na przyjaciół. Lou i Haz odwdzięczyli się tym samym, po czym wykorzystali chwilę nie uwagi Zialla, kiedy wygrzebywali się z łóżka, i uciekli z sypialni. Zbiegli po schodach do salonu, słysząc, że za nimi podążają Malik i Horan. Lou i Harry w ostatniej chwili schowali się za kanapą. Słyszeli jak ich przyjaciele pojawili się w salonie. Loczek lekko wychylił głowę, jednak to był błąd.
- Tam są – Irlandczyk wskazał palcem na kanapę.
Styles i Tommo wyskoczyli zza niej i zaczęli oblewać wodą Zialla, który nie był im dłużny. Z każdym kolejnym strzałem ich ubrania nasiąkały coraz większą ilością wody, również salon powoli zamieniał się w basen.
- Szlak, skończyła mi się amunicja – Lou syknął do ucha swojego chłopaka. Stali przyparci do drzwi balkonowych, które były jedyną droga ucieczki. W pewnym momencie Tommo wyjrzał za szybę i go oświeciło. Chwytając loczka za nadgarstek wyciągnął go na zewnątrz. Dzisiejszy dzień nie należał do tych słonecznych. Wręcz przeciwnie, było chłodno i pochmurnie. Zimny wiatr smagał ich ciała okryte jedynie w mokre dresy, a ciemne chmury zwiastowały deszcz. Jednak chłopakom to nie przeszkadzało.
- Harry, leć odkręcić zawór z wodą – szatyn nakazał chłopakowi, podczas gdy sam udał się po wąż ogrodowy. Czuł jak mokre ubrania do niego przywierają, a chłodny wiatr wywołuje gęsia skórkę, jednak się tym nie przejął.
Sięgnął po węża i z zadowoloną miną odwrócił o 180 stopni.
- Lepiej to zostaw Lou – Zayn i Niall stali przed nim, trzymając Harry’ego i mierząc w niego pistoletami na wodę.
Tomlinson spojrzał na ukochanego. Widział jak jego ubrania są mokre, a on sam trzęsie się z zimna.
- Zostawcie Harry’ego – rzucił w ich stronę.
- Dopiero jak to odłożysz.
- Nie ma mowy.
- W takim razie – Zayn mocno chwycił Stylesa, podczas gdy Niall przygotowywał się oblania przyjaciela.
- Dobra – zareagował Lou powoli odkładając przedmiot. Kiedy wąż leżał już na trawie, mulat puścił zielonookiego i pozwolił mu odejść. W tym momencie szatyn szybko podniósł węża i odkręcając go wycelował w bruneta. Niall widząc to rzucił się na Lou, aby ochronić swojego chłopaka. Broń Tommo wyleciał mu z rąk. Wąż wyginał się we wszystkie strony, rozlewając wodę dookoła. Już po chwili chłopcy byli mokrzy od stup do głów, jednak nie przejmowali się tym.
- Zwariowaliście?! – dobiegł do nich głos Liama, a woda z węża przestała płynąć – Będziecie wszyscy chorzy! Widzieliście jak wygląda salon?! Co wyście z nim zrobili?!
Czwórka chłopców spojrzała w stronę Payne’a i natychmiast się uspokoiła.
- Macie natychmiast posprzątać salon, zrozumiano?! – twarz Liama wyrażała wściekłość.
- Tak jest – odpowiedzieli chórem. Wiedzieli, że kiedy chłopak się złości lepiej z nim nie zaczynać.
*****
- Dlaczego ja się wami zajmuję – westchnął Liam, stawiając tackę z lekami i ciepłą herbatą na szafce w sypialni Larry’ego – Szczególnie tobą Tommo. Wiem, że to twój pomysł – spojrzał srogo na szatyna.
- Kochasz nas – wychrypiał Louis pociągając nosem – Dlatego to robisz.
Policzki zarówno Louisa jak i Harry’ego były zarumienione. Chłopcy leżeli na swoim łóżku dokładnie owinięci kołdrą. Po całym pokoju wlały się zużyte chusteczki, które zapewne Liam będzie musiał posprzątać. Payne pokręcił tylko głową i skierował się w stronę wyjścia.
- Idę teraz zająć się Niallem i Zaynem. Później do was zerknę – wyszedł zamykając drzwi.
- Mówiłem ci Lou, że to zły pomysł – loczek przysunął się bliżej swojego chłopaka wtulając się w jego rozgrzane ciało.
- Daj spokój Curly, trochę się pochorowaliśmy – objął ukochanego ramieniem i złożył pocałunek na gorącym czole.
- Trochę? Cała nasza czwórka się pochorowała. Wszyscy leżymy z gorączką, a biedny Liam musi się nami opiekować.
- Oj tam, za niedługo nam przejdzie. Po za tym teraz mamy wymówkę, aby cały dzień spędzić razem w łóżku – poruszył zabawnie brwiami.
- Masz rację to jest pozytyw – zachichotał Harry. Podciągnął się odrobinę do góry i ucałował rozpalone usta ukochanego.
- To może to wykorzystamy? – wymruczał straszy w usta zielonookiego.
- Może…ale później teraz jestem zmęczony – Harry przymknął oczy i umieścił twarz w zagłębieniu szyki ukochanego.
- W takim razie śpij – Louis ponownie złożył pocałunek na czole chłopaka i sam przymknął swoje powieki powoli odpływając.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro