Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To zły pomysł

little-cupcakee: Prompt, Larry :) Bitwa na wodę Larry’ego i Zialla, końcówka - w sumie całość, ale ona najbardziej - ma być słooodka. ;)) xx

***************************

- Lou, nie jestem pewny czy to dobry pomysł – odezwał się loczek, kiedy razem ze swoim chłopakiem, skradali się do pokoju, w którym spał Zayn i Niall.

 - Hazza, daj spokój. To tylko zabawa. Po za tym muszę się odegrać za ostatni raz.

 - Ale Boo… - wypowiedź przerwały mu usta szatyna.

 - Nie psuj zabawy – spojrzał w zielone oczy ukochanego. Widział w nich niepewność oraz zrezygnowanie. Wiedział, że wygrał.

Podeszli pod drzwi i Lou cicho je otworzył. Zajrzał do pomieszczenia. Na wielkim dwuosobowym łóżku leżało dwóch chłopaków, którzy nie świadomi tego co się zbliża, spali w najlepsze. Tak przynajmniej myślał Louis i Harry.

Podeszli bliżej łóżka przygotowując duże pistolety na wodę. Mieli właśnie nacisnąć na spust, kiedy Niall i Zayn gwałtownie się podnieśli i wycelowali własnymi pistoletami w Larry’ego.

 - Wiedziałem, że będziecie chcieli się odegrać – oznajmił mulat, po czym razem z blondynem zaczęli lać wodę na przyjaciół. Lou i Haz odwdzięczyli się tym samym, po czym wykorzystali chwilę nie uwagi Zialla, kiedy wygrzebywali się z łóżka, i uciekli z sypialni. Zbiegli po schodach do salonu, słysząc, że za nimi podążają Malik i Horan. Lou i Harry w ostatniej chwili schowali się za kanapą. Słyszeli jak ich przyjaciele pojawili się w salonie. Loczek lekko wychylił głowę, jednak to był błąd.

 - Tam są – Irlandczyk wskazał palcem na kanapę.

Styles i Tommo wyskoczyli zza niej i zaczęli oblewać wodą Zialla, który nie był im dłużny. Z każdym kolejnym strzałem ich ubrania nasiąkały coraz większą ilością wody, również salon powoli zamieniał się w basen.

 - Szlak, skończyła mi się amunicja – Lou syknął do ucha swojego chłopaka. Stali przyparci do drzwi balkonowych, które były jedyną droga ucieczki. W pewnym momencie Tommo wyjrzał za szybę i go oświeciło. Chwytając loczka za nadgarstek wyciągnął go na zewnątrz. Dzisiejszy dzień nie należał do tych słonecznych. Wręcz przeciwnie, było chłodno i pochmurnie. Zimny wiatr smagał ich ciała okryte jedynie w mokre dresy, a ciemne chmury zwiastowały deszcz. Jednak chłopakom to nie przeszkadzało.

 - Harry, leć odkręcić zawór z wodą – szatyn nakazał chłopakowi, podczas gdy sam udał się po wąż ogrodowy. Czuł jak mokre ubrania do niego przywierają, a chłodny wiatr wywołuje gęsia skórkę, jednak się tym nie przejął.

Sięgnął po węża i z zadowoloną miną odwrócił o 180 stopni.

 - Lepiej to zostaw Lou – Zayn i Niall stali przed nim, trzymając Harry’ego i mierząc w niego pistoletami na wodę.

 Tomlinson spojrzał na ukochanego. Widział jak jego ubrania są mokre, a on sam trzęsie się z zimna.

 - Zostawcie Harry’ego – rzucił w ich stronę.

 - Dopiero jak to odłożysz.

 - Nie ma mowy.

 - W takim razie – Zayn mocno chwycił Stylesa, podczas gdy Niall przygotowywał się oblania przyjaciela.

 - Dobra – zareagował Lou powoli odkładając przedmiot. Kiedy wąż leżał już na trawie, mulat puścił zielonookiego i pozwolił mu odejść. W tym momencie szatyn szybko podniósł węża i odkręcając go wycelował w bruneta. Niall widząc to rzucił się na Lou, aby ochronić swojego chłopaka. Broń Tommo wyleciał mu z rąk. Wąż wyginał się we wszystkie strony, rozlewając wodę dookoła. Już po chwili chłopcy byli mokrzy od stup do głów, jednak  nie przejmowali się tym.

 - Zwariowaliście?! – dobiegł do nich głos Liama, a woda z węża przestała płynąć – Będziecie wszyscy chorzy! Widzieliście jak wygląda salon?! Co wyście z nim zrobili?!

Czwórka chłopców spojrzała w stronę Payne’a i natychmiast się uspokoiła.

 - Macie natychmiast posprzątać salon, zrozumiano?! – twarz Liama wyrażała wściekłość.

 - Tak jest – odpowiedzieli chórem. Wiedzieli, że kiedy chłopak się złości lepiej z nim nie zaczynać.

*****

 - Dlaczego ja się wami zajmuję – westchnął Liam, stawiając tackę z lekami i ciepłą herbatą na szafce w sypialni Larry’ego – Szczególnie tobą Tommo. Wiem, że to twój pomysł – spojrzał srogo na szatyna.

 - Kochasz nas – wychrypiał Louis pociągając nosem – Dlatego to robisz.

Policzki zarówno Louisa jak i Harry’ego były zarumienione. Chłopcy leżeli na swoim łóżku dokładnie owinięci kołdrą. Po całym pokoju wlały się zużyte chusteczki, które zapewne Liam będzie musiał posprzątać. Payne pokręcił tylko głową i skierował się w stronę wyjścia.

 - Idę teraz zająć się Niallem i Zaynem. Później do was zerknę – wyszedł zamykając drzwi.

 - Mówiłem ci Lou, że to zły pomysł – loczek przysunął się bliżej swojego chłopaka wtulając się w jego rozgrzane ciało.

 - Daj spokój Curly, trochę się pochorowaliśmy – objął ukochanego ramieniem i złożył pocałunek na gorącym czole.

 - Trochę? Cała nasza czwórka się pochorowała. Wszyscy leżymy z gorączką, a biedny Liam musi się nami opiekować.

 - Oj tam, za niedługo nam przejdzie. Po za tym teraz mamy wymówkę, aby cały dzień spędzić razem w łóżku – poruszył zabawnie brwiami.

 - Masz rację to jest pozytyw – zachichotał Harry. Podciągnął się odrobinę do góry i ucałował rozpalone usta ukochanego.

 - To może to wykorzystamy? – wymruczał straszy w usta zielonookiego.

 - Może…ale później teraz jestem zmęczony – Harry przymknął oczy i umieścił twarz w zagłębieniu szyki ukochanego.

 - W takim razie śpij – Louis ponownie złożył pocałunek na czole chłopaka i sam przymknął swoje powieki powoli odpływając.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro