Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niezwykły

Anonim: Ja chcę! No więc mam taki pomysł, Louis ma zespół Aspergera i bardzo dużo kompleksów. Harry to jego terapeuta i stara się mu pomóc. W pewnym momencie Lou się w nim zakochuje i za wszelką cenę chce to ukryć, bo myśli, że Harry w życiu nie zechce kogoś chorego i „brzydkiego”. Haz jednak także coś do niego czuje

Autorka: Ok, nieźle się namęczyłam pisząc tego prompta. Zaglądałam na różne strony związane z ZA, nawet przeszukiwałam notatki z psychodysfunkcji, aby czegoś się dowiedzieć. Mam nadzieję, że chociaż w połowie udało mi się przedstawić Louisa jako osobę z ZA. Nie zdziwię się jednak, jeśli okaże się, że źle to zrobiłam. Nie znam się na tym, dlatego proszę o wyrozumiałość.

**************************************

Zawiązał szarą chustę na głowie, poprawiając kilka niesfornych loków. Wygładził białą koszulkę i posyłając lekki uśmiech w kierunku swojego odbicia, wyszedł z sypialni. W salonie na kanapie zastał swojego współlokatora ze jego chłopakiem, oglądających jakiś poranny program. Leżeli wtuleni w siebie w samych bokserkach, a na ich twarzach widoczna była jeszcze resztka snu.

 - Wychodzę – oznajmił, biorąc klucze i telefon z kuchennej półki i  robiąc kilka łyków zimnej już kawy.

 - Tak wcześnie – blondyn uniósł lekko głowę i spojrzał na zegarek – Przecież zaczynasz o 10:00.

 - Liam chciał bym był wcześniej. Ma jakąś sprawę – wytłumaczył, wzruszając ramionami.

 - Liczyliśmy z Zaynem, że zrobisz nam śniadanie – jęknął, poprawiając się w ramionach bruneta.

 - Nie dzisiaj. Do zobaczenia później – rzucił przechodząc obok przyjaciół i znikając w holu.

*****

Młody chłopak siedział na parapecie, wpatrując się w widok za oknem. Lubił obserwować co się dzieje o tej porze, aby móc później zapisać to co zaobserwował w swoim dzienniku. Np. jego sąsiad, pan Smith wyszedł dzisiaj z domu 2 minut później. Pani Thomson jak zawsze wyszła na spacer ze swoim psem. Natomiast Alice Spark szła do szkoły ze swoim nowym chłopakiem. To już 7 w tym miesiącu, według obliczeń Louisa.

W pokoju rozległo się ciche pukanie, jednak on pogrążony w sowim świecie nie zwrócił na to uwagi. Ciche skrzypnięcie rozniosło się po pokoju, kiedy gość wszedł do środka.

 - Skarbie – w pomieszczeniu pojawiła się matka chłopaka – Lou, przyjdzie dzisiaj do ciebie gość. Dobrze?

Zatrzymała się przy szatynie, jednak ten nie zwrócił na nią uwagi.

 - Louis – dotknęła ramienia syna. Drgnął i nieprzytomnie spojrzał na rodzicielkę – Będziesz mieć gościa.

 - Gościa? Nie mam tego w planie. Plan z gości już dawno zniknął.

 - Wiem skarbie – pogładziła chłopca po włosach – Ale musisz wprowadzić niewielkie zmiany do swojego planu, bardzo możliwe, że ten gość będzie częściej przychodził.

 - Po co? Nie chcę mieć gości.

 - Dlaczego?

 - Obcy mnie nie tolerują. Nie podoba im się, że jestem inny. A goście zawsze na siłę próbowali mnie zmienić. Tylko po to, by za chwilę odejść, kiedy im się to nie uda.

 - Nie mów tak skarbie. Nie znają cię. Jesteś naprawdę wspaniały – pocałowała syna w głowę – On na pewno cię polubi, a ty jego – ostatni raz uśmiechnęła się do szatyna nim wyszła z pokoju.

*****

Wszedł do kliniki w której pracował. Zajmowali się tutaj głównie młodzieżą z autyzmem lub zespołem Aspergera. Zastanawiał się, czemu Liam chciał się z nim dzisiaj wcześniej spotkać. Przeszedł przez recepcję witając się z Katy, stojącą za kontuarem i ruszył do gabinetu dyrektora.

Zapukał w drzwi i nie czekając na reakcję z drugiej strony, wszedł do środka.

 - Cześć – przywitał się Paynem, zajmując miejsce po drugiej stronie biurka.

 - Harry – uśmiechnął się do przyjaciela – Dobrze, że już jesteś.

 - Chciałeś mnie widzieć, więc nie miałem wyjścia.

 - Tak, mam dla ciebie pacjenta – podał mu teczkę z kartoteką.

 - I dlatego kazałeś mi tak wcześniej przyjechać?

 - Chodzi o to, że musisz jeździć do niego do domu.

 - Co? – był zaskoczony – Przecież terapie odbywają tylko w klinice.

 - Tak, ale matce chłopaka bardzo zależy. Podobno woli mieć na niego oko. Płaci podwójnie.

 - To czemu nie znajdzie prywatnego terapeuty?

 - Szukała, ale wszyscy zawiedli. Prosiła mnie o pomoc.

 - Ale dlaczego ja? – jęknął. Nie bardzo mu się uśmiechał jeździć na prywatne terapie.

 - Łatwo nawiązujesz kontakty z pacjentami, a między tobą a nim jest najmniejsza różnica wieku. Chłopak ma 19 lat.

 - Eh…no dobra.

*****

O równej 10:00 stanął pod drzwiami wielkiej rezydencji. Teraz się nie dziwił, że matka chłopaka zaproponowała podwójną stawkę. Po prostu było ją stać.

Nacisnął przycisk dzwonka i po chwili drzwi się otworzyły. Przed nim pojawiła się kobieta, zapewne gospodyni. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.

 - Dzień dobry – przywitał się grzecznie.

 - Dzień dobry, ty musisz być Harry – wyciągnęła dłoń w kierunku chłopaka, którą ten uścisnął.

 - Tak – pokiwał głową.

 - Wejdź – przesunęła się robiąc miejsce dla loczka – Zaprowadzę cię do pokoju Louisa. Bardzo się cieszę, że zgodziliście się mi pomóc. Pan Panye bardzo cię chwalił. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z Lou – posłała mu uśmiech, który ten odwzajemnił.

Resztę drogi przebyli w ciszy.

 - To tutaj. Zaraz przyniosę wam herbatę – zatrzymała się pod jednymi w wielu drzwi.

 - Dziękuję pani Tomlinson – posłał lekki uśmiech kobiecie.

 - Wystarczy Jay – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę schodów.

Harry poczekał aż kobieta zniknie, zanim zapukał do drzwi. Nikt mu jednak nie odpowiedział. Spróbował ponownie, ale dalej nic. Nacisnął klamkę, popychając drzwi i wszedł do świata szatyna. Rozejrzał się po pokoju. Ściany miały zielony kolor, kolor soczystej trawy. W oknach zawieszone były białe zasłony. Na środku łóżko królewskich rozmiarów, z ciemno zieloną narzutą. Jedną ze ścian zajmowała biblioteczka wypełniona książkami, głównie związanymi z biologią. Po drugiej stronie stała szafa i biurko, na którym również znajdowała się część książek i laptop.

Kończąc rozglądać się po pokoju, zatrzymał wzrok na młodym chłopcu, siedzącym na parapecie i skupiony na jakiejś książce. Od jego roztrzepanych, brązowych włosów odbijały się promienie słońca. Długie, ciemne rzęsy otaczały jego oczy. Niestety nie był w stanie określić ich koloru. A wąska, zaróżowiona dolna warga była przytrzymywana przez zęby. Pierwsze co przyszło loczkowi na myśl, kiedy ujrzał szatyna było piękny. Chłopak nie zauważył przybycia Harry’ego.

 - Cześć – jego głos był spokojny i cichy, aby nie przestraszyć Tomlinsona.

Louis oderwał wzrok od książki, przenosząc wzrok na Styles. I wtedy się stało. Harry ujrzał najpiękniejszą parę błękitnych tęczówek, jaka kiedykolwiek wiedział. Przypominały bezchmurne niebo, w słoneczny dzień.

 - Ty jesteś moim gościem – bardziej stwierdził niż zapytał.

 - Tak, jestem Harry, a ty? – przysiadł na drugim końcu parapetu spoglądając na chłopaka.

 - Louis. Nie chcę gości – wypalił – W planie nie mam czasu na gości. Teraz powinienem skupić się na atlasie anatomicznym – uniósł książkę, którą trzymał w dłoniach.

 - Myślę, że można coś na to poradzić – uśmiechnął się, a wzrok Lou spoczął na jego dołeczkach.

 - Wiesz, że dołeczki zależą od struktury mięśni jarzmowych i kości jarzmowej i są genetycznie dziedziczone jako cecha dominującą? A doktor William Jollie-profesor z USA, twierdzi, że dołeczki powstają przypuszczalnie w skutek jakiejś wady rozwojowej w tkance łącznej pomiędzy skórą a kością – loczek był lekko zaskoczony. Na ogół większość jego pacjentów, na pierwszym spotkaniu, niewiele się odzywała, a jeśli już to tylko i wyłącznie odpowiadała na pytania tak i nie.

 - Lubisz biologię – stwierdził.

 - Tak, a szczególnie anatomię człowieka. Poznawanie jak funkcjonuje nasze własne ciało jest niesamowite.

Harry chciał już coś powiedzieć, ale w tym momencie w pokoju pojawiła się Jay. W jej dłoniach spoczywała taca z dwiema filiżankami i ciastkami.

*****

Harry i Louis spotykali się codziennie, za wyjątkiem weekendów. Harry uważał, że Lou jest naprawdę niesamowitym chłopakiem. Posiadał ogromną wiedzę na temat człowieka. Uwielbiał jak jego oczy błyszczały, kiedy informował go o różnych ciekawostkach, a na jego twarzy pojawiał się lekki uśmiech. Dodatkowo szatyn coraz bardziej się otwierał na kontakty z różnymi ludźmi. Również coraz rzadziej przeszkadzało mu pojawienie się nowych sytuacji, których nie miał zaplanowanym. Zdarzało mu się wyrazić swoja niechęć, raz nawet wpadł w szał, ale wszystko zależało o co konkretnie chodziło.

Louis z kolei polubiła Harry’ego, a nawet więcej. Czuł, że powoli rodzi się w nim jakieś większe uczucie do terapeuty. Nie raz jeśli się na coś godził, jeśli się starał w jakiejś sprawie, to wszystko było tylko i wyłącznie dla Stylesa. Widział w tedy w jego zielonych oczach dumę. Był dumny z Louisa. Zawsze wtedy go przytulał, a szatyn to uwielbiał. Mógł poczuć ciepło i wspaniały zapach cytrusów i mięty. Tak bardzo chciał już zawsze trwać tak w tych silnych ramionach. Wiedział jednak, że to nie możliwe. Nie raz miał ochotę podejść i go przytulić, czy nawet pocałować. Nie mógł, musiał ukrywać swoje uczucia. To praca Harry’ego, on nic nie czuje do Lou i nigdy nie poczuje. Kto by chciał chorego i nieatrakcyjnego chłopaka jak on. Loczek mógłby mieć każdego, więc niby dlaczego jego wybór miałby paść na Tomlinsona.

*****

 - Jesteś niezwykły – takie słowa powitały Harry’ego, gdy tylko przekroczył próg pokoju Louisa.

 - Słucham? – spytał zdezorientowany, przystając w połowie drogi do parapetu.

 - Mówię, że jesteś niezwykły. Jesteś tak jakby rzadkim okazem – spojrzenie błękitnych tęczówek ani na moment nie opuszczało Stylesa. Jak zwykle w dłoniach Louisa spoczywała książka związana z anatomią człowieka.

 - Czemu tak uważasz? – podszedł do parapetu, zajmując wolną przestrzeń.

 - Zielone oczy są rzadko spotykane – na moment zerkną w tęczówki swojego terapeuty -  Tylko około 4% ludzi na świecie ma taki kolor. Z kolei tylko 5% procent ma kręcone włosy – teraz przeniósł wzrok na czuprynę Harry’ego – Ty masz obie te cechy, dlatego uważam, że jesteś jak rzadki okaz.

 - Lou, każdy człowiek jest inny, każdy jest oryginalny, jedyny w swoim rodzaju, więc każdy jest jak rzadki okaz. Nawet ty – uśmiechnął się do chłopaka, chcąc go przekonać, że to co powiedział to prawda.

 - Nie – pokręcił głową – Nie jestem niezwykły. Niebieskie oczy spotyka się częściej niż zielone i codziennie widujesz więcej ludzi z prostymi włosami niż kręconymi. Jestem jak większość. Nie jestem niezwykły.

 - Jesteś Lou. Dla mnie jesteś – ujął dłoń szatyna.

Niebieskooki niepewni spojrzał w oczy chłopaka, w których była tylko i wyłącznie szczerość.

 - Ale co we mnie jest niezwykłego. Nie dość, że jestem jak większość ludzi, nie mam idealnie płaskiego brzucha, posiadam zbyt wysokie kości policzkowe, a kiedy się śmieję dookoła moich oczu powstają zmarszczki.

 - Ty tego nie lubisz, ale ja to uwielbiam. Moim zdaniem te cechy, które wymieniłeś są urocze – przysunął się do szatyna i otaczając go ramieniem i przytulił do siebie. Louis czuł jak się rumieni, więc ukrył twarz w zagłębieniu szyi loczka, aby ten tego nie zauważył – Jesteś niezwykły Lou.

*****

Przez resztę dnia i całą noc Louis myślał o tym co powiedział mu Harry. Miło mu było słyszeć takie słowa od szatyna. Przez moment faktycznie poczuł się niezwykły. Nie mógł się już doczekać kolejnego spotkania z loczkiem.

Jak co dzień, czekając na przybycie terapeuty, siedział na parapecie, przeglądając kolejną książkę do biologii. W pewnym momencie zerknął na zegar, stojący na szafce nocnej i…coś było nie tak. Wskazówki pokazywały godzinę 10:20. Harry już dawno powinien tu być, to nie było według planu. O ile inne części dnia mogły zostać pominięte, tak odwiedziny zielonookiego mężczyzny musiały odbywać się codziennie. Tego punktu dnia nie mógł pominąć. Musiał spotkać się z Harrym. Jednak dzisiaj tak nie było. Czyżby Harry wczoraj nie mówił prawdy? Lou nie jest wyjątkowy. Jest chory i nieatrakcyjny. Kto by go takiego chciał? Louis szybko odrzucił książkę i pobiegł do salonu, gdzie zastał Jay, która przyszywała guzik, do jednej z jego koszul.

 - M-mamo – czuł jak do jego oczu cisnął się łzy.

Kobieta spojrzała na chłopaka, a na jej twarzy pojawił się niepokój. Odłożyła koszulę i podeszła do syna, kładąc dłoń na jego ramieniu.

 - Co się stało?

 - G-gdzie H-Harry? – słyszał jak jego głos zaczyna drżeć.

 - Skarbie, nie martw się. Może coś go zatrzymało – próbowała pocieszyć syna – Na pewno zaraz przyjdzie.

 - A-ale minęły już – spojrzał na zegar w salonie – 24 minuty. M-może on n-nie chce m-mnie już widzieć, tak jak inni terapeuci – nie dał rady dłużej powstrzymywać łez, które teraz płynęły po jego policzkach.

 - Nie jest tak – przysunęła się do szatyna chcąc go przytulić, jednak chłopak się odsunął – Skarbie, Harry cię lubi i na pewno do ciebie przyjdzie – próbowała przekonać syna.

Po domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Jay ostatni raz spojrzał na syna, nim skierowała się do drzwi.

 - Dzień dobry – na ganku stał zdyszany Harry – Przepraszam za spóźnienie, zepsuł mi się samochód.

 - Nic się nie stało. Najważniejsze, że jesteś – na twarzy kobiety pojawiła się wyraźna ulga.

 - Czy coś się stało? – zmarszczył brwi i wszedł do środka.

 - Louis zaczął panikować – szepnęła, aby jej syn nie mógł tego usłyszeć – Jest w salonie - dodała kierując się do kuchni.

Harry pośpiesznie ruszył do pokoju, gdzie przebywał Louis. Szatyn stał na środku pokoju z wyraźną ulgą spoglądając na loczka, ale po jego twarzy dalej płynęły łzy.

Styles od razu pokonał dzielącą ich odległość, przyciągając do siebie niższego chłopaka.

 - Lou, tak bardzo cię przepraszam, że się spóźniłem – przytulił się do Tomlinsona.

 - M-myślałem, że już nie chcesz się ze mną widywać.  Tak jak inni terapeuci.

 - Dlaczego miałbym tego nie chcieć?

 - B-bo jestem ch-chory i b-brzydki – wychlipał.

 - Lou, nie mów tak. To nie twoja wiana, że masz ZA i nie jesteś brzydki. Jesteś piękny.

 - N-nie – pokręcił głową, próbując się odsunąć od Harry’ego jednak ten mu na to nie pozwolił.

 - Louis, popatrz na mnie – poprosił, jednak chłopak nie zareagował – Proszę cię, skarbie.

Tomlinson słysząc słowo, którym go nazwał loczek, niepewni spojrzał na niego.

 - Nie jesteś brzydki. Zrozum to! Jesteś piękny, dla mnie jesteś najpiękniejszy. Dobrze?

Szatyn pokiwał głową i ponownie przytulił się do zielonookiego.

 - Kocham cię – wymruczał w koszulkę wyższego.

 - Ja ciebie też kocham Lou – wymruczał, całując czubek głowy szatyna.

 - N-naprawdę? – odsunął się lekko, zaskoczony spoglądając na Harry’ego.

 - Tak – uśmiechnął się do Louisa i złożył czuły pocałunek, w kąciku jego ust.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro