Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Najlepszy prezent na gwiazdkę

letslarreh: louis jest w 9 miesiącu ciąży a lada dzień wigilia przy niefortunnym zdarzeniu przy kolacji świątecznej louis zaczyna rodzić jednak szpitale są przepełnione i nie ma jak pojechać.Pozostaje urodzić mu w domu. Malec rodzi się zdrowy i harry i louis zdają sobie sprawę,że to idealny prezent na gwiazdkę.Poproszę fluffu świątecznego a koniec już zostawiam tobie kochanie.

Uwagi: mpreg

********************************

Wszedł do salonu przecierając jeszcze zaspane oczy. Jego loki były w całkowitym nie ładzie, odstając każdy w inną stronę. Ziewnął głośno, rozciągając się, aż usłyszał strzykanie kości. Uchylił swoje powieki i zamarł widząc swojego męża klęczącego na ziemi i myjącego podłogę.

 - Louis! – krzyknął podchodząc do szatyna, który uniósł głowę słysząc swoje imię – Mogę wiedzieć co ty robisz? – chwycił go, pomagając mu się podnieść.

 - A na co ci to wygląda? – spytał – Harry, jutro wigilia. Przyjeżdżając do nas nasze rodziny, a my nie mamy nic gotowe.

 - Louis, jesteś w 9 miesiącu ciąży. Za kilka dni masz termin, nie wolno ci się przeciążać. Musisz odpoczywać – loczek sam nie wiedział, który raz z kolei tłumaczył to ukochanemu.

 - Ale Harry, nic nie jest gotowe. Trzeba posprzątać, ubrać choinkę, przygotować potrawy.

 - Louis, jest 8.00. Dopiero powinieneś wstawać. Po za tym nasze matki powiedziały, że przyjadą dzisiaj, aby pomóc w przygotowaniach.

 - Harry to my je zaprosiliśmy na święta, to my powinniśmy wszystko przygotować, zamiast je wykorzystywać – szatyn nie dawał za wygraną.

 - Louis, przecież nie wykorzystujemy ich. Wiedzą jak wygląda sytuacja i same to zaoferowały, abyś mógł odpoczywać – wyjaśnił.

 - Harry – jęknął.

 - Nie Lou – Styles stał się teraz bardziej stanowczy – Idziesz do sypialni, albo kładziesz się na kanapie i odpoczywasz. Nie chcę widzieć, abyś pracował. Rozumiesz?

 - Tak – westchnął zrezygnowany.

Harry uśmiechnął się, cmokając Louisa w czoło i pchnął go w stronę kanapy, chcąc mieć pewność, że chłopak na pewno już nic nie będzie robił. Kiedy szatyn wygodnie się ułożył, przykrył go kocem i złożył lekki pocałunek na jego ustach.

Nie ukrywał, że był już lekko zmęczony zachowaniem Louisa. Szatyn zachowywał się jakby nie pamiętał o swojej ciąży i robił wiele rzeczy, których nie powinien. Harry musiał mieć go cały czas na niego oko,  dodatkowo Louis obrażał się, kiedy loczek go upominał i czegoś nie pozwalał mu zrobić.

 - Posprzątam to – wskazał głową na wiadro z wodą i mokrą szmatę – a później zrobię ci śniadanie. Na pewno jesteś głodny – przesunął głowę, zatrzymując się na przy sporym brzuchu chłopaka – Ty pewnie też coś byś zjadła, prawda kruszynko? – pocałował brzuch szatyna i odsunął się, spoglądając w błyszczące oczy Louisa.

*****

 - Louis – ostrzegawczy ton Jay rozniósł się po kuchni – Odstaw Doris na ziemię.

Anne i Jay siedziały w kuchni przygotowując dania na kolację. Odkąd przyjechała, podobnie jak Harry, zabraniały Louisowi pracy. W tej chwili jego jedynym zadaniem był odpoczynek.

 - Płakała, to co miałem zrobić? – oburzył się, cały czas trzymając swoją 1,5 roczną siostrę i spoglądając na jej załzawione oczy.

 - Zawołać Lottie, lub Fizzy – odpowiedziała Jay.

 - Co się dzie… - w pomieszczeniu pojawił się Harry – Louis, daj mi ją – podszedł do męża zabierając od niego małą Doris – Wiesz, że nie wolno ci dźwigać – spojrzał na niego karcąco.

Louis wydął dolną wargę, zakładając ręce na piersi. Miał już tego dość. Przecież nie był obłożnie chory. Ciąża to nie choroba.

 - Czy jest chociaż jednak rzecz, którą mogę zrobić, a wy nie będziecie się mnie czepiać? – zapytał oburzony.

 - Tak, odpoczywać – odpowiedział Harry, krzywiąc się, kiedy Doris zaczęła ciągnąć go za loki, a Anne i Jay go poparły.

*****

Siedzieli przy bogato zastawionym stole, zajadając się pysznymi potrawami przygotowanymi przez Anne i Jay. Towarzyszył im gwar spowodowany wesołymi rozmowami i świątecznymi piosenkami, które leciały w tle. W rogu pomieszczenia błyszczała choinka, a za oknem płatki śniegu powoli opadały na ziemię. 

Kolacja powoli dobiegała końca. Louis siedział, opierając głowę na ramieniu Harry’ego, który go obejmował i przysłuchiwał się opowieści Gemmy, z jej podróży do Japoni. Jego dłoń spoczywała na sporym brzuchu i delikatnie go gładził.  Wzdrygnął się nagle, czując mocny skurcz, a na jego twarzy wstąpił grymas.

 - Louis, wszystko dobrze? – głos Harry’ego był na tyle głośny, aby inni usłyszeli. W momencie zapadła cisza i wszyscy spojrzeli w ich kierunku.

 - TaAAAAAAAAAAAAA! – krzyk przerwał jego odpowiedź, kiedy ponownie pojawił się skurcz, tym razem mocniejszy. Szatyn zacisnął zęby, aby ponownie nie krzyknąć.

 - Louis co się dzieje – Harry czuł jak ogarnia go panika. Louis siedział obok niego skulony na krześle trzymając się za brzuch.

 - Haz, ja chyba rodzę – udało mu się powiedzieć.

 - CO?! – przez moment wszyscy wpatrywali się w niebieskookiego, jednak gdy tylko się otrząsnęli od razu wstali od stołu. Anne pobiegła zadzwonić do lekarza Louisa, Jay od razu znalazła się przy swoim najstarszym dziecku uspokajając go i przypominając o oddychaniu, Gemma zabrała rodzeństwo Louisa na górę, aby nie goniły i nie przeszkadzały, Harry pobiegł po torbę z rzeczami szatyna, a Dan i Robin udali się już odpalać samochody, aby mogli jechać do szpitala.

 - Nic z tego – lekko spanikowana Anne weszła do salonu.

 - Co? – Jay spojrzała na nią marszcząc brwi. Nie rozumiała o czym mówiła kobieta.

 - Dzwoniłam do doktor Lucas. Nie możemy zabrać Louisa do szpitala – wytłumaczyła.

 - Jak to? – w tym momencie w pomieszczeniu pojawił się Harry.

 - Wszystkie są przepełnione. Nie przyjęliby Lou.

 - To co, ona ma tutaj rodzić?

 - Na to wygląda – westchnęła podenerwowana – Doktor Lucas powiedziała, że w tej chwili odbiera inny poród i postara się przyjechać najszybciej jak będzie w stanie.

 - Co teraz? – Harry zaczął krążyć po pokoju, ciągnąc się za loki.

 - Spokojnie Harry – Jay próbowała uspokoić Stylesa – Najlepiej zaprowadźmy Louisa do sypialni. Cała rodzina nie musi widzieć porodu. Anne pomożesz nam. Damy radę.

No tak, teraz zarówno Harry jak i Anne przypomnieli sobie, że Jay jest położoną, dodatkowo sama urodziła 7 dzieci.

Po chwili drzwi sypialni zostały zamknięte i oprócz ich czwórki nikt inny nie został tam wpuszczony.

Louis leżał na łóżku starając się głęboko oddychać. Z jego gardła co chwilę wydostawały się krzyki, które próbował zagłuszyć zaciskając zęby. Harry siedział obok niego, co jakiś czas przecierając mu spocone czoło i odgarniając z niego zabłąkane kosmyki.

 - Harry – błękitne, załzawione tęczówki spojrzały na loczka – Harry, to tak cholernie boli.

 - Wszystko będzie dobrze skarbie – pocałował go w czoło – Dasz radę.

 - N-nie zostawiaj mnie – poprosił. Dopiero teraz do niego dotarło, że nie będzie rodził w szpitalu tylko w domu i nie wiadomo, czy przy tym będzie lekarz. Bał się.

 - Nigdzie się nie wybieram – odpowiedział.

*****

Poród był długi i bardzo męczący. Nie obyło się bez krzyków i przekleństw Louisa, który zarzekał się, że nie pozwoli, aby Harry go ponownie pieprzył. Niestety doktor Lucas, nie zdążyła na poród. Przybyła  w momencie, kiedy maleństwo przyszło na świat. Jednak przebadała dziecko, stwierdzając, że wszystko jest w porządku i kazała młodym rodzicom w ciągu kilki najbliższych dni przyjechać na wizytę kontrolną.

Teraz Louis leżał obolały i zmęczony, ale odświeżony w czystej pościeli, opierając się o zagłówek. W ramionach trzymał swoje dziecko, zawinięte w różowy kocyk, a obok niego, znajdował się Styles, obejmując delikatnie ukochanego. Reszta rodziny dała im kilka chwil, aby mogli je spędzić tylko w trójkę.

 - Jest śliczna – Harry nie potrafił oderwać wzroku od swojej córki.

 - Tak – westchnął Louis, głaszcząc dziecko po pulchnym, zarumienionym policzku – Emma to najlepszy prezent na gwiazdkę jaki mogliśmy dostać.

 - Jest idealnym gwiazdkowym prezentem – przeniósł spojrzenie na swojego ukochanego – Jestem z ciebie dumny – pocałował Louisa w czoło – Dałeś radę.

Szatyn obdarzył go promiennym uśmiechem, lekko wyciągając szyje i cmokając loczka w usta.

 - Mogę? – Harry spojrzał na małą.

Louis bez słowa podał mu ich córkę. Styles nie mógł uwierzyć jak drobna, bezbronna i delikatna była. Teraz był za nią odpowiedzialny, musiał o nią dbać. To było niezwykłe, jak on i Louis mogli stworzyć coś tak ślicznego.

Usłyszeli pukanie, a po cichym proszę w sypialni pojawiła się prawie cała rodzina – za wyjątkiem Doris i Ernesta, którzy prawdopodobnie już spali.

 - Poznajcie Emme – powiedział, powoli podnosząc się z łóżka i podchodząc do reszty -  Nasz gwiazdkowy prezent.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro