Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Scary, not scary

Pomysł od anonima: 

Więc Larry,

Harry - 21 lat, wampir,

Louis - 17 lat, człowiek

(Wie o Harry'm)Chodziłoby mi o fluff, w którym Harry byłby wampirzym "Badboy'em", myślał, że jest przerażający itp, a Louis to jego chłopak, który w ogóle nie odczuwa przed nim strachu. Żartuje sobie z H (będę wdzięczna za jakieś chamskie teksty o wampirach, Hazzie itp), ogółem mówiąc jest trochę taką sassy queen. Harry postanawia nieco "utemperować jego charakterek" i kiedy zaprasza Lou do swojego mieszkania, czeka go tam kara (if you know what i mean*lenny*) koniec końców H nie pozwala mu skończyć przez co następnego dnia Louis jest bardzo kochany i przylepny :3

Przepraszam, bo myślę, że coś mi nie wyszło zbytnio :/

Mam nadzieję, że chociaż trochę Ci się spodoba <3

2,2k słów

----

Można było powiedzieć, że Louis był dosyć nierozgarniętym chłopakiem szukając jednej książki od biologii, przez prawię pół długiej przerwy w swojej nieuporządkowanej, szkolnej szafce. Jednakże w końcu znalazł ją, uradowany zamykając szafkę.

- Bu! - chłopak odwrócił się w prawo, gdzie stał jego chłopak z wystawionymi kłami.

Louis jedynie uśmiechnął się i przewrócił oczyma. Harry jego śliczny chłopczyk, który może się wydawać bardziej ułożony, niż tak naprawdę jest. 21 – letni wampir, łaknący krwi, jedynie zwierząt. Z trudem mu przychodziło żywienie się jedynie krwią zwierząt, ale poznając Louis'a, wampir stracił głowę. Zakochał się niepamiętnie; chciał dać Louis'owi to co najlepsze. Codziennie rano zjawiał się pod jego domem z kwiatami oraz z podwózką do szkoły, co 17 – letni Tomlinson przyjmował z wdzięcznością. Jednakże pewnego chłodnego wieczoru Louis błądził po lesie, trochę przypity, trochę smutny, trochę niepamiętny i zapomniany, zabłąkany pośród drzew. Zobaczył postać, wgryzającą się w coś, w kogoś. Tomlinson w tym momencie zmrużył oczy, a latarnia połyskująca dawała mu poświatę na twarz zabójcy. Chłopak zobaczył wtedy Harrego, który z twarzą umazaną krwią zwierzęcia, patrzył na niego rozszerzonymi ślepiami, oblizując wysunięte kły. To była dziwna relacja, ale Louis nic nie poradził na to, że Harry był ponętny, urokliwy i cudownie pieprzył go za każdym razem, kiedy szatyn tego potrzebował.

- Haz, Haz, znowu Ci się nie udało.

Jedno słowo, strach. Harry uwielbiał straszyć, a jego największym pragnieniem, ostatnimi czasy, było przestraszenie tego małego chłopca, aż do zmoczenia majtek. Oczywiście, Louis nieraz miał mokre majtki przed Harrym, jednak w tym innym sensie.

- Buu, buu, jestem Harry i wypije Twoją krew. - Louis śmiał się, idąc po korytarzu w stylu zombie, a nie wampira. Harry fuknął oburzony, chowając kły.

- Zamknij się.

***

Louis siedział naprzeciw Harrego w stołówce, patrząc jak loczek wystawia szybko kły i wgryza się w jabłko.

- No dawaj Harry! - szatyn dopingował go, a brunet nie wiedząc o co chodzi zmarszczył brwi – Wyssij z niego krew! - krzyknął, śmiejąc się, a loczek nie wytrzymał i wyrzucając jabłko na ziemię wyszedł ze stołówki.

***

- Harry! - Louis zaczepił kędzierzawego, który nieustannie lustrował wzrokiem cudną pupę swojego chłopca. - Mogę Ci opowiedzieć kawał?

Harry wywrócił oczami, ale przytaknął, przyciągając Louis'a do siebie i dłonią chwytając za jego tyłek. Całował jego szyję, szczypiąc ją wysuniętymi kłami. Kiedyś Louis by się rozpłakał. Krzyczałby, rwałby się, szamotał, teraz jednak jest spokojny. On wie, że Harry go nie ugryzie. Harry nie zrobi mu krzywdy; on go zachowa przy sobie. Wycałuję jego skórę, wypieści swoimi ustami każdy zakamarek jego ciała. Louis ufał Harremu bezgranicznie i bez wiecznie, mimo to, iż w głowie wciąż bał się go stracić. Jego nieobliczalność pod tym względem kulała.

- Jasne, myszko. - włożył dłonie pod jego marynarkę, ciągnąć długimi dłońmi po ciepłej skórze swojego chłopca. Harry czuł jego tętno; czuł jak jego serce biję ze zdwojoną mocą, kiedy duże dłonie wędrują po jego plecach, czuł jego napięty, urwany oddech. Louis się nie bał, ale był sfrustrowany, pragnął Harrego.

- Uhm, w czym wampiry jedzą posiłki? - zapytał. – W naczyniach krwionośnych! - wykrzyknął, chichocząc, na co loczek wywrócił oczami, zdejmując dłonie z jego pośladków i pleców. – Och, nie przestawaj Hazzie, chciałbym jeszcze trochę. - złapał za dłoń swojego chłopaka, kładąc ją na swojej pupie.

Jednak Harry tylko warknął, przestając dotykać chłopca i mijając go pośród zatłoczonego parku.

- Harry! - uśmiechnięty od ucha do ucha szatyn, biegł za bladym chłopcem, który błogosławił dzień pochmurny. Przesąd, iż wampiry nie cierpią słońca był całkowicie prawidłowy, jednak specjalne okulary, większy kapelusz i ciemne, długie odzienie, umożliwiały swobodne poruszanie się w słońcu dla wampira. – Mój ty krwiożerczy zabójco, wracaj!

Harry nie wytrzymał. Zacisnął pięści i odwrócił się w stronę roześmianego chłopca. Podszedł do niego szybkim krokiem i złapał za jego szyję.

- H-haz?

Loczek przyparł go do kory drzewa, jednak lekko. Nie chciał zrobić mu krzywdy, zbyt bardzo mu na nim zależało.

- Idziemy do domu. - syknął, łapiąc Louis'a mocno za dłoń, tak, że jego palce nieprzyjemnie gniotły się ze sobą. - Będziesz miał karę, taką, na jaką sobie zasłużyłeś.

***

- Misiu. - Louis całował szyję Harrego, szepcząc mu na ucho, że wcale nie chciał go zranić. - To była tylko zabawa, dobrze o tym wiesz.

Loczek wywrócił oczami, podnosząc szczękę chłopca i dając mu soczystego buziaka w usta. Louis uśmiechnął się, kiedy ich języki włączyły się do gry, a chłopak mógł jęczeć w usta Harrego bez skrępowania. Bogu dzięki za to, że Styles miał osobne mieszkanie. Tomlinson zdążył poznać jego rodziców i nie był zachwycony, kiedy zaczęli rozmowę o jakimś „połączeniu", „zamianie", „ceremonii". Przecież loczek był tylko jego chłopakiem, nawet nie wiadomo czy długotrwałym, a oni planowali jakieś niestworzone rzeczy.

- Och, Haz! - chłopiec pisnął, kiedy Harry śledził kłami jego szyję, a dłonie trzymał na pośladkach szatyna. - Uh, możesz jakaś nagroda za wytrzymanie z drapieżnym wampirem cały dzień? - zaśmiał się, a Harry zrzucił go z kolan szybki ruchem, na co Louis jęknął z bólu.

- Grzeczniej! - syknął, wstając i piorunując chłopca spojrzeniem, podczas okrążania go. - Mam dosyć tego, jak bardzo rozwydrzony jesteś w stosunku do mnie. Powinieneś mnie szanować, a te Twoje żarciki naprawdę mnie irytują. Ciekawe co by było, jakbyś się obudził wokół własnej krwi, co?!

Louis zatrząsł się, ale próbował zgrywać silnego. Zaczął bać się swojego kochanka, ale wiedział, że ten mu nic nie zrobi. Czuł to.

Harry podszedł do Louis'a i wziął go na ręce. Chłopak bez sprzeciwu, oplótł nogami jego pas, odrobinę się o niego ocierając.

***

Chłopiec skomlał cichutko w poduszkę, kiedy szybki i dłuższy język Harrego penetrował jego otworek. Spiralne ruchy i podgryzanie obręczy, wręcz katowały młodego Tomlinson'a, tak, że kilka łez wydobyło się z jego zamkniętych z rozkoszy warg. Kiedy Harry wspominał o karze, Louis nie miał zielonego pojęcia, iż owa 'kara' będzie przysparzała taką przyjemność.

- Podoba Ci się? - Harry zapytał, przestając lizać dziurkę chłopce, kiedy jego wargi błyszczały się od śliny.

- Tak - mruknął, uśmiechając się chytrze. – Wampirku.

Harry syknął, wysuwając swoje kły i jeżdżąc nimi po nagim udzie swojego kochanka. Kędzierzawy widział, jak Louis się spiął. Jego dziura zacisnęła się, a nogi drżały pod dotykiem zębów. Czyżby Louis się bał?

- To nie jest Twoja kara, kochanie. - Harry szepnął, przejeżdżając językiem po pachwinie chłopca. - Ona się dopiero zaczyna.

Chłopak z przymrużeniem oczu spojrzał na Harrego, ale nie było mu dane niczego zobaczyć, kiedy poczuł coś owijającego się wokół jego penisa. Mogłyby to być usta wampira, albo jego dłoń, jednak był to pieprzony pierścień erekcyjny. Tak, Louis stanowczo nienawidził tej zabawki. Nigdy nie pozwalał Harremu używać jej w łóżku, ale teraz był pod stałą dominacją.

- Ślicznie tak wyglądasz. - pogładził go po policzku, a następnie chwycił jego nadgarstki, przykuwając je kajdankami do ramy łóżka. - Skuty i gotowy dla mnie.

- Haz, ja nie chcę tak. - chłopak szamotał się, ale czując język na swojej szyi opanował się trochę.

Harry wręcz karygodnie powoli wysysał na nich każdą, pojedynczą malinkę. Delektował się ciepłą skórą na swoich wargach, niekiedy na kłach. W końcu przeszedł do sutków, ssąc je i przygryzając kłami.

- Och! - Louis pisnął, odchylając głowę. Loczek bardzo dobrze pamiętał, jak szatyn przeżywał pieszczotę z jego sutkami. - To takie dobre.

Mężczyzna powoli zasysał jego sutki, bawiąc się czubeczkami, a ręką masując mokry od preejakulatu penis chłopca.

- Proszę, pozwól mi dojść. - stękał, kiedy jego penis niespokojnie poruszał się, a wytrysk tamowany był pierścieniem. Już był u szczytu, ale nie mógł dojść przez urządzenie na sobie.

Harry uśmiechnął się zawadiacko, przestając ssać sutki chłopca i łącząc ich usta razem. Dobrze wiedział jak działa na chłopca, szczególnie wtedy, kiedy odsunął się, a Louis szarpał dłońmi w kajdankach, chcąc go poczuć pod palcami.

- Nie szarp się, dziecinko – pocałował jego czoło, dłonią szukając lubrykantu na stoliku. - Tak musi być, to Twoja kara.

Harry powoli rozprowadzał lepką substancję na swoim penisie, widząc jak jego maluch się niecierpliwi. Z jego ust uciekały westchnienia, kiedy dłonią pociągał po swoim kutasie. Louis'a natomiast, denerwowało to zachowanie. Wiedział, że jego chłopak robił to specjalnie, tak, żeby Louis zaczął prosić, jednak tym razem nie chciał ulegać.

- Wchodzisz we mnie, czy nie? - zapytał, jakby obojętnie, choć w środku miał ogromną nadzieję, że jednak loczek naprawdę go wypieprzy pod koniec zdejmując ten cholerny pierścień.

Harry warknął, mierząc wzrokiem swojego chłopca. Ustawił się tak, że dłońmi trzymał uda Louis'a, a sam przysunął się do niego, napierając penisem na jego dziurkę. Szatyn próbował opanować podekscytowanie jakie przechodziło jego ciało, jednak stale zaciskająca się dziurka chłopca, wskazywała na jego niecierpliwość sytuacji.

- Och, dobry chłopiec – Harry jęknął, zagłębiając swoje przyrodzenie we wnętrzu Louis'a, a ciasnota jego kruszynki, otuliła go natychmiastowo. - Patrz na mnie. - Harry chwycił za podbródek swojego chłopca, który krzyczał, patrząc w jego oczy. Loczek zagłębiał się w szatynie, aż po jądra, ciągle trzymając jego podbródek, a łzy i pojękiwanie chłopca, mieszały się ze sobą.

***

Harry nie wierzył w to, co się działo. Był po raz kolejny na skraju, po raz drugi. Pieprzył szparkę swojego chłopca, który wciąż z obolałym, czerwonym i nadwrażliwym penisem, pozwalał mu na to. Prosił go o dojście więcej razy, niż aktualnie ktokolwiek by pomyślał.

- Och, Lou, zaraz znowu dojdę. - jęknął w ucho chłopca, przyspieszając obroty, a czerwone od bicia pośladki chłopca wypięły się jeszcze bardziej. Harry nie mógł zrozumieć, jak bardzo jego chłopiec zrobił się potulny. Jednak kara to kara, a gdyby teraz pozwolił mu dojść, złamałby swoją zasadę, pozwalając chłopcu znowu z siebie żartować. Harry pieprzył go szybko, pozwalając ramie łóżka obijać się o ścianę. Będąc wampirem loczek miał dużo więcej siły, którą wykorzystywał na wiele różnych sposobów, od przenoszenia ciężkich pudeł, aż po rżnięcie swojego chłopca na długiej przerwie w swoim Range Roverze.

Nadgarstki Louis'a były odrobinę poharatane przez kajdanki o stalowym uścisku, dlatego Harry przysiągł sobie, że po skończeniu w Louis'ie, wycałuję je, wymasuję, a następnie nałoży na nie jakąś maść. Pieprząc go coraz szybciej, Harry chwilami zapominał się, i chowając twarz w zagłębieniu szyi Louis'a, wystawiał kły, chcąc je wbić. Jednakże, jego rozum oddalał to. Nie mógł zawrzeć przysięgi, jeszcze nie teraz.

- Proszę, Haz – jego głos był doszczętnie zrujnowany. Po pierwszym dojściu, Louis wzdychał z wytrysku, który się w nim rozlał, a patrząc na aktualną sytuację, szatyn był bardziej niż zniszczony.

- Uh, Louis – loczek wbił się w niebieskookiego najgłębiej jak potrafił, wywołując tym skomlenie chłopca, a w końcu wytrysnął, po raz kolejny we wnętrzu swojego chłopaka. Wyszedł z niego delikatnie, patrząc jak duża ilość spermy, zmieszaną z drobną ilością krwi, wypływa z odbytu chłopca. Zaczął powoli całować jego uda, chwaląc go za dobrze odniesioną karę.

***

Następnego dnia, Harry tak jak to miał w zwyczaju, stał pod szkołą Louis'a, opierając się o swojego czarnego Range Rover'a, a pomiędzy wargami trzymając papierosa, grubszego niż zazwyczaj. Nie palił dużo, pił okazjonalnie, jednak sytuacja z wczoraj nie dawała mu spokoju. Może jednak potraktował swojego chłopaka zbyt oschle. Powinien być bardziej ostrożny. Przecież jego dziecinka może mieć teraz brzydkie ślady na nadgarstkach, a także obolałego penisa, to samo tyczyłoby się jego odbytu, który dobrze nie rozciągnięty, przy takiej penetracji mógł go naprawdę boleć.

Harry zaciągnął się, a jego myślenie przerwał obraz Louis'a, który nie wyglądał ani trochę na smutnego, no może na odrobinę obolałego. Kaczkowaty chód zwracał uwagę każdego, jednak Harry był z tego w jakiś sposób dumny. To, że każdy patrzy na Louis'a, jakby był czyjąś własnością, jakby nikt nie mógł się na niego dłużej spojrzeć, bo loczek jest w pobliżu.

- Hazzie! - Louis pożegnał się z Niall'em, biegnąc ze zgryzotą na twarzy do swojego chłopaka. Z perspektywy innych osób musiało ty wyglądać komicznie. Kaczka, biegnąca w podskakującym plecaczku, jednak dla Harrego było to coś pięknego. Wszystko, co robił Louis było swego rodzaju piękne.

- Hej, mały. - mężczyzna przytulił swojego chłopca, czując jak ten wykrada mu papierosa spomiędzy palców i sam zaciąga się. - Louis! - zarechotał, widząc jak jego malutkie bobo wypala jego papierosa. - Jesteś niepełnoletni, jeszcze jeden taki raz, a opowiem wszystko Twoim rodzicom!

Louis przytaknął, oddając papierosa Harremu. Dzisiejszy dzień był pochmurny, dlatego Harry oszczędził sobie zakładania markowych okularów, jednakże trzymał je w zapasie zawieszone na swojej ciemnej koszuli.

- Przepraszam Harry – chłopiec szepnął, patrząc, jak Styles depcze peta, łapiąc za jego dłoń. - Nie wiedziałem, że może Ci się zrobić przykro od tych żartów.

Harry przytaknął, a Louis szybko przytulił się do niego, całując po szyi. Młody Tomlinson zazwyczaj bał się pocałunków, czy ogólnych pieszczot w miejscu publicznych, szczególnie zważając na to, iż stoją na parkingu, tuż obok szkoły. Louis nie czasami bał się łobuzów szkolnych, którzy mogą mu zrobić krzywdę za to, że jest innej orientacji. Teraz nie obchodziło go to. Chciał znowu zdobyć adorację i zaufanie Harrego.

- Kocham Cię, Harry – musnął jego usta, zaciągając się zapachem dymu papierosowego, wciąż pozostającym w słodkich ustach mężczyzny – Jesteś moim całym światem i naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.

Możliwe było to, że Louis już nigdy nie żartował z Harrego i jego wampirzych zdolności, szczególnie wampirzych zdolności do ostrego pieprzenia. Kolejną możliwością było to, że Louis nie znał dnia w którym nie powiedziałby Harremu, że go kocha i na odwrót. Obaj darzyli się pewnym uczuciem, ale to także było możliwością, ponieważ nieszczęsny przypadek wskazał na to, iż Louis i Harry chcieli zaznać prywatności, dlatego zwolnili osobę, która opowiadała historię z ich życia, czyli mnie.

-----

Dziękuję za wszystko, i może ktoś chciałby zamówić coś prócz Larrego? xD Bo chyba mam już ponad 6 zamówień z Larrym i jedno inne :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro