Affair On The Side
Pomysł od kaczkaJosepha: Oczywiście Larry. Harry i Louis są razem, ale Lou myśli, że Hazz już go nie kocha i kiedy idą na imprezę do kolegi z pracy Harrego (który jest bogaty i wgl), Lou flirtuje z Liamem i Harry to widzi. Zabiera stamtąd Lou i rozmawiają szczerze o tym, dlaczego Louis się tak zachował, a później się czule kochają (nie pieprzą tylko kochają).. Z góry dziękuje, masz zajebiste prompty lowe Cię i twoją twórczość.
Polskie tłumaczenie tytułu: Skok w bok
Mam nadzieję, że Ci się spodoba <3
3,1k słów
PS: Od 13 lutego zaczynam ferie i obecnie mam w skrzynce 22 oczekujące prompty. W ferie zabiorę się za realizację, tyle że będę w tym czasie także tworzyć fanficition (uczeńxnauczyciel) plus shota o serialowym Evak'u, więc proszę o cierpliwość i przepraszam, że niektóre osoby czekają już bodajże miesiąc.
---
Duży, płaski rondel uderzył o blat, tak, że zaschnięta rdza posypała się kamyczkami po granulu. Woda, mimo szczelnego zakręcenia, kapała z kranu, pluskając do pustego, stalowego garnka. Odgłos plumkania był jedynym słyszalnym, po uderzeniu rondla. Jego mięśnie spięły się, a oczy zacisnęły, wyglądając jak strome, pomarszczone góry. W tle na plazmowym telewizorze leciało Glee i musical do piosenki „Glad you came". Pamiętał te czasy, kiedy on i Harry umieli obejrzeć cały sezon w jeden dzień, nie robiąc zupełnie niczego, poza leżeniem na sobie i od czasu do czasu całowaniem się. Wspominał także, kiedy uprawiali seks, a w Glee grano wtedy Jacksona; Louis wyginał się na penisie Harrego w rytm piosenek Michaela, prawie zapominając, że ich przyjaciele śpią drzwi obok. Kiedyś byli młodzi, ale z czasem stanęli o własnych, trzeźwych nogach. Louis był w trakcie studiowania psychologii, Harry zaś skończył prawo i aktualnie użera się z seksownymi, roznegliżowanym sekretarkami i swoim biurkiem, na którym ich prawdopodobnie pieprzy. Przynajmniej tak myślał Louis. Popadał w paranoję.
- Hej! - ktoś zawołał z holu, zatrzaskując drzwi; chwycił rondel, chowając go do szafki. - Misiuu – kędzierzawy mężczyzna jęknął, zaciągając się zapachem Tortilli. - Wiesz, jak zrobić mi dobrze.
Mimowolnie uśmiechnął się do swojego narzeczonego i cmoknął jego wydatne usta.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować. - dodał, kładąc gorący spodek talerza na śnieżnobiałym obrusie Anne; uwielbiała dekorować ich dom zbędnymi pierdołami.
Harry natychmiastowo usiadł przy stole.
- Wszystko z Twoich rąk, jest przyjemnością. - mrugnął do niego, a Louis zarumienił się. Mimo że chodzili ze sobą od liceum, nadal zawstydzał się dwuznacznymi kwestiami narzeczonego.
- Przyjemnością, powiadasz? - zalotnie usiadł na jego kolanach, zanim jeszcze mężczyzna zdążył chwycić sztućce. - Co mogę z nimi robić? - zagryzł wargę, wgapiając się w zadziorny uśmiech Harrego.
- Ogrom rzeczy, słońce. - otarł się o niego i chwycił za dwa pośladki odziane w markowe leginsy.
Louis wypiął się na krześle i siedząc, podparł się palcami o ziemię. Przez to mógł wykonywać dokładnie krążenia biodrami na napierającym kroczu Harrego; satysfakcjonowała go mimika mężczyzny. Zielonooki przyłożył usta do szyi studenta i zaczął bawić się jego skórą pomiędzy zębami. Smakowała teoretycznie słono, ale tylko Harry potrafił dostrzec w tym słodycz.
- Harry, j-ja ... - chłopak skomlał na jego ucho, energiczniej przebierając biodrami.
Prawnik był gotów zapomnieć o cudownym zapachu Tortilli, zrzucić ją ze stołu i pieprzyć na nim swojego narzeczonego, póki niespodziewanie usłyszeli dzwonek telefonu. Harry niemal od razu rzucił się na niego i wstał z krzesła, delikatnie sadzając na nim rozpalonego Louis'a.
- To ważne, skarbie. - wytłumaczył się i wszedł do gabinetu.
Szatyn stał tam z rozdziawionymi ustami, a jego erekcja zaczęła opadać. W oczach zbierał się żal, przeistaczający się w majestatyczny wodospad łez.
Harry nie kochał go, tak, jak robił to kiedyś. Ich miłość się wypaliła. Tak sądził.
***
- To powinno Cię odprężyć. - Harry prawił, jak wrodzony prawnik, kiedy obaj siedzieli na wygodnej sofie, oglądając powtórki Orange Is The New Black. - Trochę alkoholu, towarzystwo moich znajomych, a potem ... - dyskretnie przejechał palcem po udzie młodszego.
- Przestań. - chłopak zepchnął jego dłoń z siebie i w skupieniu przyglądał się jednej z lesbijskich scen. Naprawdę nie czuł się dobrze z oglądaniem jej, jednak gdyby spojrzał teraz na swojego narzeczonego, zwróciłby. Sam nie był pewien, czy to przez wyobrażenie lesbijskiego seksu z mieszanką niewinnego wzroku swojego kochanka, czy wyobrażenia seksu kochanka z asystentką; ostatnio czuł się jak kaczka do odstrzału.
- Co się dzieję? - złapał go troskliwie w pasie, przyciągając do siebie. - Louis, tak bardzo Cię kocham. Pozwól mi to wyrażać. - obcałowywał jego szyję ciepłymi cmoknięciami, a student poczuł, jak jego mięśnie z powrotem odzyskują gram elastyczności.
- Dlaczego zatem nie chcesz uprawiać ze mną seksu? - pytanie, które męczyło go dobry tydzień, w końcu ujrzało światło dzienne.
Harry prychnął wyraźnie rozbawiony. Złapał jego lodowate spojrzenie i przybliżył się, aby musnąć jego wąskie usta swoimi pełnymi wargami.
- Gdybym mógł, pieprzyłbym Cię jak królik. - wyznał nadto romantycznie, na co Louis uśmiechnął się nieznacznie. - Przepraszam, ostatnio mam urwanie głowy w biurze. Jak mówiłem, dzisiaj po imprezie biurowej, zrobimy to – zagryzł jego ucho. - co tylko będziesz chciał.
Dochodziła osiemnasta, a oni stali przed agencją prawniczą. Duży, wysoki wieżowiec z oszklonymi ścianami z zewnątrz, wydawał się przyciągać wzrok najbardziej aroganckich szych w całym Oregonie. Ogrom budowli przytłaczał chłopca, który maniakalnie mocno, ściskał dłoń swojego narzeczonego. Weszli do środka, a słodki zapach perfum oblał ich twarze. Recepcja świeciła pustkami, prócz tych, którzy wychodzili na papierosa. Louis z niesmakiem patrzył, jak dwójka mężczyzn po trzydziestce cmoka do niego ustami i szepcze do siebie zdania, z których student usłyszał poszczególne wyrazy, takie jak: dupa, fajny, ciekawe jaki w łóżku. Zemdliło go. Harry posłał dwójce głośno plotkujących mężczyzn, karcące spojrzenie. Louis czuł się bezpieczniej, widząc swojego narzeczonego.
- Myślisz, że mnie polubią? - dopytywał, kiedy weszli do przestronnie pustej windy; jechali na ostatnie piętro.
- Ciebie nie da się nie lubić. - prawnik przysunął się do niego, wgniatając plecy Louis'a w barierki windy. Chłopak czuł niemałą ekscytację, kiedy mężczyzna bez skrupułów zaczął obcałowywać jego twarz, gniotąc ich marynarki.
Zanim się obejrzeli, winda się zatrzymała na ostatnim piętrze, a dwójka ludzi przyglądała się całującej parze.
- Dzień dobry, Panie Styles. - prawnicy oddawali mu znaczny szacunek, czemu student był niemało zdziwiony.
Weszli na dach, a tam Louis prawdopodobnie zemdlał wewnętrznie; duży basen, bankietowy stół z ekstrawaganckimi potrawami, bar z alkoholem, neonowe światła w kolorach intensywniejszych niż żółć słoneczników oraz tłok gustownie ubranych osób. Najwidoczniej nikt się nie kąpał w basenie, co trochę zasmuciło chłopca. Nie był nadto zdystyngowany i chciał pospolicie dać nura do niego, razem z Harrym. Mogliby się całować pod wodą jak w SKAM. Niemniej jednak, Louis powinien zaprzestać oglądania tak wielu serialów jednocześnie; to niezdrowe.
- Hej, Haz! - od progu przywitał ich na oko trzydziestoletni prawnik.
- Hej, Liam. - przywitał go przyjacielskim uściskiem. - To Louis, mój narzeczony.
Student podał rękę mężczyźnie, a ten ucałował jej wierzch; w Harrym zaczęła gotować się woda.
- Nie mówiłeś, że Twój chłopak jest tak śliczny. - zarechotał, kiedy Louis spalił się rumieńcem.
Liam mimo trzydziestu lat, wyglądał przystojnie i to satysfakcjonowało studenta. Wolał, aby taki elegant prawił mu komplementy, niż para prawniczych żuli szeptała, ile centymetrów w sobie zmieści.
- Yeah. - Harry podrapał się niezręcznie po karku. - Pójdziemy po coś do picia.
Louis opierał się wolno o murek, rozmawiając z Liam'em. Po części wydawał mu się nudny; początkowo gadał tylko o finansach, jednak kiedy napił się trochę więcej, zaczął mówić Louis'owi dużo ciekawsze rzeczy. Pomińmy fakt, że przez chwilę proponował mu wyjście do toalety i obciągnięcie. Louis miał maniery, choć w gruncie rzeczy wzięły go emocje, kiedy zauważył, że Harry nawet nie interesuję się z kim Louis rozmawia.
- Jesteś przystojny-y. - zarechotał wprost do ucha prawnika, w ręku kołysząc ostatki musującego szampana.
- Huh? Uważasz tak?
Śmiali się w niezapomniane, upici tak, jakby wcale nie byli na oficjalnym bankiecie. W pewnym momencie, Liam chciał wskakiwać do basenu, ale student zatrzymał go, ze śmiechem co prawda.
- Może jeszcze się spotkamy? - szatyn szeptał mu na ucho, a gorący oddech wprawiał prawnika w silną erekcję.
Louis nie miał nic do stracenia. Jego narzeczony prędzej czy później się z nim rozwiedzie, ponieważ nie kocha go tak mocno, jak student jego.
- Najlepiej w moim łóżku. - prawnik ciągnął grę, obcałowując szczękę chłopaka. - Harry nie zasługuję na Ciebie. Będę o Ciebie dbał, nie tak jak on.
Louis był upity i szczególnie nie zdawał sobie sprawy, co robi, dopóki nie doskoczył do obściskującej się pary, jakiś wysoki, kędzierzawy mężczyzna. Jednym ruchem odepchnął Liam'a od upitego studenta, tak, że ten wpadł do basenu, wywołując wielki plus wokół siebie.
- Idziemy stąd. - Harry pociągnął chłopca ku wyjściu; zrobiło mu się głupio.
***
Siedział naprzeciw niego, kiedy narastająca cisza stawała się udręką i psią wścieklizną. Za główny punkt zapatrzenia obrał sobie pierścionek zaręczynowy; był srebrny z malutkim kryształkiem u góry w kolorze tafli lodu – biel podchodząca w mroźny błękit. Nigdy jej nie zdejmował, wręcz uwielbiał pokazywać się z nią w miejscach publicznych, wtedy każdy wiedział, że Louis nie jest singlem (jakby to miała być satysfakcja). Bowiem w przeszłości chłopak miał wielkie niepowodzenie u kobiet, jak i u mężczyzn. Jego ciuchy zazwyczaj obejmowały duże swetry z tanich sieciówek, w które po prostu się mieścił. W szkole przed liceum zmagał się z potwornie uciążliwą nadwagą, wziął się za siebie w trzeciej (ostatniej klasie). Pragnął schudnąć jeszcze przed liceum, jednak wchodząc do szkoły ważył co prawda mniej, choć wciąż był otyły. Wtedy zakolegował się z Gigi; miała szpiczasty nos i duże okulary sklejone taśmą. To z nią zazwyczaj chodził na „dyskoteki" i spędzał czas poza szkołą, jednak pewnego razu w drugiej klasie przyszedł nowy uczeń – Harry. Miał śliczne loki, gęsto opadające na marynarkę w zielone kropki (Louis pamiętał jej wzór, jak tabliczkę mnożenia). Dzwony zwisały z jego umięśnionych nóg, a laczki dziwacznie stukały po podłodze. Także był obiektem kpin, dlatego przyłączył się do klubu ofiar losu, skład mieścił odtąd trzy osoby. Z czasem Harry przestał się ubierać tak szokująco i ku przykrości Louis'a, wszyscy polubili kędzierzawego. Kiedy ostatecznie odłączył się od klubu ofiar Louis ważył 81kg (co w jego przypadku było wyczynem godnym mistrza) i mimo wagi, wyzwisk w jego kierunku, na środku korytarza Harry pocałował go. Louis czuł wtedy potężną motywację, aby iść ku temu dalej. Teraz wygląda naprawdę przyzwoicie.
- Louis. - Harry siedział na masywnym, kremowym fotelu, patrząc na niego wymownie. - Nie rozumiem, dlaczego podrywałeś Liam'a?
Student spojrzał na niego szklanymi oczami i spuścił głowę ponownie.
- Chodzi o to, że ... - mężczyzna zakrztusił się, choć w gruncie rzeczy po prostu bał się wymówić kolejnych słów. - ... nie podobam Ci się? To znaczy, przestałeś czuć to coś?
Chłopak wystrzelił na równe nogi, a jego oczy wyrażały kompletnie zdziwienie.
- Oszalałeś? - blask ulicznych latarni padał na jego wytrzeźwiałą, podkrążoną twarzyczkę. - Kocham Cię nad życie, Harry!
Mężczyzna także poszedł w ślady młodszego i stanął przed nim. Louis opuścił spojrzenie zawstydzająco. Faktycznie, teraz wyszedł winny tej sytuacji i powinien tak się czuć. Kędzierzawy złapał za jego brodę i starł ciurkiem płynące po niej łzy.
- Więc, dlaczego mi to zrobiłeś?
Chłopak upadł na kolana i zaczął szlochać w dłonie. Czuł jak gorzkie łzy wypalają w jego policzkach smogowe dziury z wrzącą lawą. Łkanie zaczęło przybierać na sile, kiedy narzeczony skulił się na jego poziom, przyciągając płaczącą istotkę do siebie. Pocierał jego plecy opiekuńczo i w tym momencie, Louis zdał sobie sprawę, jak bardzo Harry go kocha. Mimo że zazdrość chwilowo zaćmiła jego oczy, a on poniósł się momentem z Liam'em, jego narzeczony n i g d y nie przestał go kochać, nie wiedział, dlaczego więc wtedy czuł się taki zdradzony, zbesztany, postawiony na drugim miejscu.
- J-ja ... - szeptał w jego kasztanową koszulę. - Myślałem, że to ty ... że ja Cię już nie podniecam.
- Oczywiście, że tak nie jest! - podniósł jego mokrą brodę do góry, a chłopak wstrzymał oddech. - Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz. Jesteś pociągający, mądry i cholernie się w Tobie zakochałem.
Najwidoczniej po jakimś czasie łzy zeszły z ich wstrząśniętych ciał, zmieniając swój ciężki kształt, na lekki śmiech i urocze przytyki.
- Dlaczego, uhm, ciągle mnie olewałeś dla telefonów?
Harry przekręcił go w wygodną pozycję, zanim nie odpowiedział.
- Znalazłem surogatkę. - oznajmił dumnie; Louis'a zbiło z nóg (mimo że, de facto, i tak leżał na ziemi). - Lindy Park, dwadzieścia trzy lata, płodna i chętna na to 'stanowisko'.
Student z drżącym oddechem tępo wgapiał się na mimikę mężczyzny. Czuł, że coś w jego sercu zaraz eksploduję z przepełnienia, jakby definicja miłości mogła wylewać się z niego jak nadzienie z bombonierki. Jakby najadł się sycie, a teraz był mało zdolny do wykonania ruchu, nawet najmniejszego. Jakby cały jego świat zbudowany był z puzzli, które ułożone w całość ukazały by rysunek pierścionka, którego z dumą nosi na palcu.
- Nie mogę uwierzyć. - płakał. - J-ja, nie mogę, Harry. - uśmiechał się przez potok kolejnych łez, wtapiając twarz w szyję prawnika. - J-jesteś kochany, nie wiem, jak mogłem myśleć, że Ci się nie ... - starszy zatkał mu buzię palcem wskazującym i kciukiem, łapiąc śmiesznie za jego kacze wargi.
- Teraz – przejechał palcem po jego udzie. - pozwól mi udowodnić, że wciąż mnie podniecasz.
***
Powoli rozpinał guziki jego wiśniowej koszuli, kiedy ich biodra lekko się o siebie pocierały. Z każdym rozpiętym guzikiem, wyciskał na nim mokry pocałunek po którym student przechodził erekcyjne dreszcze. Serca biły niejednolicie, a oddechy mieszały się ze sobą, perfumy zaś gryzły. Słodki zapach francusek Louis'a żarł się z gorzką wonią Bossa* Styles'a. Mężczyzna o zielonych oczach zaczął nieubłaganie szybko ocierać się o studenta. Ten natomiast zaciskał dłonie na prześcieradle, jakby ze strachu przed zbyt szybkim dojściem; miał to do siebie, że czas jego orgazmu był zazwyczaj szybszy od innych. Prawdę powiedziawszy podniecały go rzeczy, które w tym wieku powinien opanować. Jak dotyk ich ud, kiedy jeździli autobusem, czy muśnięcie policzka przy rozmowie.
- Harry! - jęknął, kiedy prawnik rozwarł jego rozporek, a guzik wylądował gdzieś na podłodze. Prawdopodobnie jutro będzie płakać za tymi spodniami.
- Shh, skarbie. - wyciskał pocałunki na jego miednicy, liżąc mokre wzniesienie w bokserkach.
Louis wygiął plecy w łuk i szczypał swoje sutki przez koszulkę, to także umiało go podniecić. Mężczyzna zauważył ten gest i maniakalnie szybko zrzucił z niego ekstrawagancką koszulę z Mokki, aby następnie pochylić się i zacząć ciągnąc ustami za jego brodawki. Młodszego chłopaka irytował fakt, że tylko on jest w samych bokserkach, podczas gdy jego partner wciąż miał na sobie sporą warstwę odzienia.
- Kocham Cię – rzucił, ssąc jego sutki.
Nie zabrzmiało wtedy nadto przekonująco, szczególnie, kiedy Louis nie mógł skupić się na sensie przez otaczającą go przyjemność.
- Mhm, nie przestawaj. - piszczał na ucho Harrego. Prawnik zdał sobie sprawę, jak Louis podatny jest na dotyk. Prawdę powiedziawszy jedynie bawił się jego sutkami, natomiast całe ciało chłopaka napinało się, a biodra wciąż były w ruchu.
- Trochę tu gorąco. - przyznał, zaczynając zdejmować swoje ubrania. Cóż, student wygłodniałym wzrokiem pożerał jego ciało.
***
Jego potężne jądra z plaskiem odbijały się od pupy chłopca, który ze złączonymi nogami, wypięty leżał na brzuchu, dusząc jęki poduszką. Kutas młodszego uwięziony był pomiędzy jego brzuchem a materacem, natomiast pośladki mieniły się wszystkimi odcieniami siności. Nie potrafił określić, jak dobrze było mu w tym momencie. Harry przyległ swoją klatką piersiową do jego pleców i zaczął pieprzyć go głębiej aniżeli zawsze.
- Jeżeli jeszcze raz – pchnął w niego. - będziesz miał wątpliwości – chłopak z przemęczenia zaciskał się na nim. - mogę je rozwiać, tak szybko, jak teraz.
Młody Tomlinson krzyknął głośno w poduszkę i szlochał w nią cicho, kiedy jego penis zdecydował się eksplodować białą substancją. Harry przekręcił go wtedy na plecy i powoli scałowywał każdą, bursztynową łezkę. Student miał to do siebie, że zazwyczaj po seksie płakał jako wypuszczenie nadmiernej ekstazy i przyjemności, ponieważ wtedy czuł się kochany jak nigdy.
Kiedy Harry skończył z wycieraniem jego pyzatych policzków, a wciąż twardy penis zwisał z jego krocza, szatyn zadecydował:
- Chcę go w buzi.
Mężczyzna nie był do końca przekonany.
- Na pewno, skarbie? - pocałował jego lśniące usteczka.
- T-tak. - chwilowo się zawahał.
Klęcząc przed jego kutasem, Louis miał wątpliwości; nie ssał mu od roku. To nie tak, że tego nie lubili, w gruncie rzeczy im obu sprawiało to masę zabawy i przyjemności, jednakże ograniczali się tylko do standardowego pakietu seksu, poza tym, od pewnego czasu uprawiali go znacznie mniej. Życie studenta psychologii i cenionego prawnika wcale nie należało do najprostszych dróg obranych za monstrualne cele.
Wziął jego penisa w rękę i pociągnął, naciągając skórkę na czubek. Nie tracili kontaktu, kiedy student mozolnie pocierał dłonią o rozgrzanego członka. Przyłożył usta do mokrego czubka i pocałował, pieszcząc samą szczelinę językiem. Prawdopodobnie nie szło mu tak źle, po tym, jak Harry wydawał z siebie dźwięki z najbardziej czarnoskórego filmu porno. Louis szczerze nie wiedział, dlaczego wszystkie porno z czarnoskórymi, które oglądał, były aż takie głośne.
- Lubisz to? - zapytał niewinnie, podnosząc penisa prawnika do góry, aby ustami zassać jądra.
- Nawet bardzo. - uśmiechnął się zadziornie, rękę wplątując we włosy spełnionego przez orgazm studenta.
Wtedy Louis zauważył w Harrym nastolatka, tego, który fundował mu obiad w stołówce, mimo że szatyn próbował być na ścisłej diecie. Tego, który na lekcji chemii za swojego partnera w wszelakich reakcjach chemicznych wybierał właśnie jego. Tego, który nie bał się pocałować otyłego nastolatka na środku licealnego korytarza.
Wziął go do połowy i zaczął szybko ruszać głową. Harry wstrzymał oddech i zacisnął palce u stóp, spoglądając spod mokrej grzywki na chłopca. Śmieszne było to, że prawnik w czasach liceum nigdy nie patrzył na Louis'a z obrzydzeniem przez nadwagę, on spoglądał na niego z fascynacją. Nikt w prawdzie nie potrafił pokonać tłustej otoczki, żeby dostać się do środka, serca chłopca. Harry to zrobił i faktycznie, nie żałował swoich wyborów.
- O mój Boże, zapomniałem jakie to uczucie, kiedy ma się w ustach penisa. - bąknął ze śmiechem.
- Poprawka, tak dużego penisa. - prawnik uśmiechnął się promiennie.
- Nie schlebiaj sobie, widziałem większe.
Kiedy znowu wsadził go pomiędzy gorące wargi, a dłońmi ściskał jądra, Harry nie mógł się powstrzymać i docisnął jego twarz do krocza, spuszczając się w gardle chłopaka. Louis z dyszeniem, flegmatycznie przełknął słoną zawartość i pociągnął jeszcze kilka razy za opadającego członka.
***
- Co miałeś na myśli, mówiąc „widziałem większe"?
Leżeli nadzy na pierzastej pościeli, opierając się promiennemu słońcu, które wychodziło zza bordowych kotar. Lubili być szczelnie zasłonięci podczas uprawiania seksu, bowiem czuli się wtedy intymniej niż zazwyczaj, a każdy niewidoczny ruch, rozpalał ich zmysły.
- Cameron Dallas, Kanye West, Kendall Jenner. - wymieniał na palcach u dłoni.
Harry szturchnął go ramieniem.
- Nie wierzę, że widziałeś kutasa Kaynego Westa. - wywrócił oczami, choć piekły zazdrością.
- Ja nie. - odpowiedział, opierając brodę na brzuchu prawnika. - Ona tak. - wskazał na swoją nagą pupę.
Mężczyzna spojrzał na niego wyraźnie zdziwiony, póki obaj nie wybuchli śmiechem.
- Kendall, Kendall. - zastanawiał się. - Poczekaj, przecież to jest dziewczyna.
- Jest trans. - Louis patrzył tępo w lazurowy sufit. - Kiedyś miała naprawdę dużego. Gdybyś widział jej jądra, jak piłki tenisowe.
Styles głaskał go delikatnie po głowie, póki nie zjechał na szyję.
- Była trans? - dopytał.
- Tak, a Kupidyn był zdeklarowanym gejem. - wyszczerzył się.
Harry pstryknął go palcem w ucho, jednak kontynuował.
- Naprawdę? Zawsze myślałem, że jest księdzem. No wiesz, tyle lat żył w celibacie uwięziony w tandetnym dzbanie.
- Alladyn i Kupidyn byli fajną parą. - Louis westchnął w pierś ukochanego. - Po prostu ich miłość była zakazana.
- Ponieważ jeden z nich był księdzem, a drugi chorował na chlamydię**?
- To nie była chlamydia! - oburzył się.
- Jak więc wytłumaczysz to, że nigdy nie wsadził tej dziewczynie?
- Ponieważ był gejem i jego duma nie pozwalała mu na to. - burknął z uśmiechem. Podniósł głowę. - albo nie chciał mu stanąć na jej widok, co i tak równa się z tym, że był gejem.
Ich miłość była nierdzenna, trwała i wieczna, chociażby przez to, że czasami trzeba pojąć, ile dla Ciebie znaczy dana osoba, zanim spróbujesz od niej odejść.
------
Boss* - chodziło o markę perfum.
Chlamydia** - choroba weneryczna.
Orange Is The New Black - amerykański serial zawierający wątki homoseksualne (lesbijskie).
Glee - amerykański serial (musical). W opowiadaniu nawiązuję do dwóch, serialowych piosenek.
Przepraszam za moje kompletnie nieudane opisy stosunku. Jestem w tym beznadziejna.
Dziękuję za wszystko <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro