Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Śnieżka i prześladowca/ Malum cz.2

Opis na końcu ;)

Prompt sprawdzony przez fine-by-me


Minęły dwa tygodnie od pobicia Caluma, a Michael każdego dnia walczył z jakąś niewidzialną siłą, która ciągnęła go do szpitala. Opierał się jej skutecznie aż do kolejnego piątku, ale po szkole chodziła plotka, że młodszy znajduje się w śpiączce i nawet lekarze nie wiedzą czy kiedykolwiek się wybudzi. Nauczyciele i dyrekcja w ciągu tych dziesięciu dni zorganizowali im klika spotkań z policjantami i psychologami, którzy powtarzali im, że przemoc nie była rozwiązaniem, a znęcanie się nad innymi podlegało karze. Nie była to dla nich żadna nowość, ale drastyczne zdjęcia, które policjanci pokazali im z interwencji za zgodą ofiar i z rozmytymi twarzami, zrobiły już większe wrażenie. Jednak największym szokiem było dla nich spotkanie z młodym chłopakiem na wózku inwalidzkim. Matt był traktowany w swojej szkole tak jak Calum. Głównie przez to, że był innego wyznania i jego rysy świadczyły o hinduskich korzeniach.

- Z tego, co mi wiadomo, mój dzień w szkole nie różnił się zbytnio od tego, co przechodził z wami wasz kolega. Modliłem się tylko, aby jakoś przetrwać liceum, bo na studia miałem jechać do Anglii i tam prawdopodobnie zacząć nowe życie. Jednak na ostatniej prostej, tuż przed maturami, jeden z tych chłopaków ze złej rodziny, jak to fajnie określają nauczyciele, miał chyba gorszy dzień i potrzebował się na kimś wyżyć. Może gdybym pozwolił mu się pobić do nieprzytomności zamiast uciekać skończyłoby się inaczej. Czy gorzej czy lepiej, już się nie dowiemy. Wbił nóż w moje plecy i to tak niefortunnie, że przerwał mój rdzeń kręgowy, przez co jestem sparaliżowany od pasa w dół. Wszystkie moje marzenia i plany na przyszłość umarły, a ja nie chciałem bez nich dalej wegetować, więc robiłem wszystko co mogłem, żeby wybrać się na tamten świat... - Podwinął rękawy bluzy. - Mam za sobą trzy nieudane próby samobójcze i po ostatniej stwierdziłem, że ta siła, która zmusza mnie do pozostania w tym bezużytecznym ciele, wygrała. Żyję i staram się uświadamiać, że dręcząc innych tak naprawdę codziennie kawałek po kawałku zabijacie tę osobę... Jak się z tym czujecie?

***

No właśnie Mike, jak się z tym czujesz?

To pytanie dręczyło go do końca lekcji i w drodze do ośrodka. Minął innych dzieciaków i zniknął w swoim pokoju, który dzielił z młodszym o trzy lata chłopakiem, który, co dziwne, jako jedyny nie bał się do niego odezwać. Może miało to coś wspólnego z tym, że Michael wstawił się za nim pierwszego dnia w domu dziecka i nie pozwolił starszym wychowankom okraść go z cenniejszych rzeczy osobistych. Rzucił się na łóżko i przez kilka minut tempo wpatrywał się w popękany, jasny sufit.

- Co jest? - Zapytał współlokator.

- Nic - Warknął.

- Uhm... poczekaj, a kangury zaczną latać. - Zakupił - Chłopie, wyglądasz jak morderca, którego dopadły wyrzuty sumienia, albo jakby Cię coś przeżuło i wypluło.

- Może tak właśnie było. - Westchnął, bo wiedział, że gówniarz jest równie uparty co on i na pewno nie odpuści.

- Clifford, nie filozofuj tylko gadaj!

- Kojarzysz takiego gościa z mojej szkoły Caluma? - Zapytał.

- Tego, którego rodzina wzięła Cię do siebie i proces adopcyjny ruszył, a potem tak z dnia na dzień oddali Cię z powrotem. Taaa, kojarzę.

- Skąd o tym wiesz?

- Proszę Cię, ile razy naprawiałem Mirry ten zawieszający się komputer? Myślisz, że odpuściłbym sobie mały reserch?

- Gdyby cię złapała...

- Ale nie złapała Mike, a ja wiem, że nie przyjąłeś zbyt dobrze tego odrzucenia i powrotu do ośrodka.

- To też tam było?

- Uhm... nie wszystko zrozumiałem z tego psychologicznego bełkotu, ale tak, w skrócie bardziej niż startą rodziny przejąłeś się tym, że nie zobaczysz już więcej Caluma.

- Problem w tym, że zobaczyłem... dopiero w średniej szkole i on mnie nie poznał.

- Wybacz, ale muszę to powiedzieć stary... Czy ty się, kurwa, widziałeś w lustrze?!

- Co?

- Gówno... - Chłopak westchnął cierpiętniczo. - Jako kilkulatek wyglądałeś jak aniołek, a już od pierwszej liceum miałeś kolczyki i glany, no i ten kolorowy łeb.

- Kiedy tak na to spojrzeć...

- Więc, co zrobiłeś Mike? Nie próbuj nawet udawać.

- Dręczyłem go przez ostatnie półtora roku, a za moim przykładem poszła reszta szkoły i tak się składa, że skończył w szpitalu z jakimiś poważnymi obrażeniami i w śpiączce. Byłem tam tylko pierwszego dnia, bo boję się tam iść ponownie.

- Jesteś idiotą, ale takim mega giga, XXXL rozmiar. Czy ty posiadasz w ogóle mózg, pierwotniaku? - Jęknął blondyn, a w jego głosie wyraźnie słyszalny był zawód.

- Hej!?

- Tylko stwierdzam fakty, bo nie znalazłem innego wytłumaczenia. Poczułeś się urażony, może nawet zraniony i zamieniłeś jego życie w koszmar, tylko dlatego, że nie rzucił ci się od razu na szyję...

- Ta... jak bardzo źle ze mną jest?

- Tragicznie.

***

Młody zmusił go do pójścia do szpitala, a nawet zaciągnął pod samą salę. Oczywiście wychowawczyni wmówili, że wychodzą tylko do pizzerii oddalonej o kilkaset metrów od ośrodka.

- No, a teraz Pinokio idzie sam - Rzucił jeszcze młody, zanim wepchnął go do pokoju, przytrzymując klamkę z drugiej strony.

Michael, nie mając innego wyjścia, podszedł bliżej łóżka i przyjrzał się dokładniej mulatowi. Rozcięcia się zagoiły, pozostawiając po sobie niewielkie szramy, a siniaki znacznie wyblakły. Jednak nadal wyglądał na bardzo słabego i kruchego leżąc w białej, sterylnej, szpitalnej sali. Niepewnie podszedł jeszcze bliżej i bardzo cicho sięgnął po kartę przymocowaną do ramy łóżka. Ciśnienie lekko za niskie, a puls podwyższony, co świadczyło o tym, że serce jest obciążone i słabnie. Dodatkowo od dwóch dni pojawiała się w nocy gorączka i lekarze obawiali się, że któryś z odwiedzających pacjenta zaraził go jakąś infekcją wirusową. Notatki lekarza na marginesie były jednak czasami przydatne.

Nie wiedział co ze sobą zrobić, dlatego przysiadł na niewygodnym taborecie i wpatrywał się w regularnie unoszącą się klatkę piersiową Caluma. To jedyne, co odróżniało chłopaka od trupa - wdech i wydech. Skoro tak, to nadal istniała szansa na to, że kiedyś się wybudzi.

- Hej... pewnie jesteś przerażony, jeśli mnie słyszysz, w co szczerze wątpię, ale przecież ludzie to po coś robią no nie? - mruknął cicho. - W sensie, nawijają do nieprzytomnych i śpiących osób, bo w ten sposób łatwiej to z siebie wyrzucić. - Nerwowo pociągnął za włosy, powodując tym, że kilka z nich zostało wyrwanych, kiedy zahaczyły o zsówak w rękawie jego kurtki.

- Powinienem powiedzieć... nie, to nie tak, że ktoś mi każe. Nie, ja chcę Cię przeprosić za to, co wyprawiałem ostatnio i wiem, że gdybyś był przytomny, kazałbyś mi iść do diabła i miałbyś rację, ale ja... - Przerwał na chwilę. - Pamiętasz, że jako smarkacze chcieliśmy zostać przyjaciółmi do końca świata? Wystarczył nam rok znajomości w podstawówce, a potem ten miesiąc, kiedy razem mieszkaliśmy i już prawie twoi rodzice mnie adoptowali, ale twoja mama mnie nie lubiła i przekonała twojego ojca, że jednak trzecie dziecko to błąd. Nie ważne, że byłem synem jego zmarłej przyjaciółki i po jej śmierci nie został nikt inny, kto mógłby się mną zająć. Tak bardzo jej nienawidzę, bo, mimo, że to twoja matka... jest zwykłą, zimną suką.

- Michael? - Zapytał pan Hood, wchodząc do pomieszczenia. - Nie wiedziałem, że nadal utrzymujecie kontakt? Co tam u ciebie? - Clifford był przerażony, bo co miał, do cholery, powiedzieć człowiekowi, któremu zniszczył syna?

- Uhm... jesteśmy z tej samej szkoły. Wszystko u mnie dobrze.

- Widziałeś, co się z nim dzieje? Nic mi nie powiedział, a powinien... przeniósłbym go do innej szkoły, albo powyrywałbym gówniarzom nogi z dupy. - Oczy nastolatka rozszerzyły się komicznie.

- Uhm... może ja już pójdę. - Mruknął cicho.

- Nie, czekaj! - Zawołał David - Naprawdę chciałbym się dowiedzieć, co u ciebie, gdzie teraz mieszkasz? Jak ci się żyję z tamtą rodziną?

- Jaką rodziną? - Zapytał zdezorientowany nastolatek.

- Joy mówiła, że znaleźli się jacyś twoi bezdzietni krewni i bardzo im zależy na adopcji, a skoro byłeś z nimi spokrewniony, to ułatwiało sprawę...

- Proszę pana... nie chce obrażać pańskiej żony, ale kłamała.

- Co? - Mężczyzna był w szoku.

- Tak... wychowałem się w domu dziecka i spędzę tam jeszcze jakieś pół roku...

- Niemożliwe, ale dlaczego ona? Przecież ty i Calum byliście tak zżyci. Płakał tygodniami po tym, jak cię oddaliśmy pod opiekę tamtej wychowawczyni, a ona potwierdziła wersję mojej żony... Mali wrzeszczała i nie dało się jej uspokoić, a Cal przez ponad rok prawie w ogóle z nami nie rozmawiał.

- Może dlatego... od początku za mną nie przepadała.

- Teraz już i tak nie ma jej prawie wcale w naszym życiu... gdybyś kiedyś chciał nas odwiedzić, zapraszam. Zawsze będziesz mile widziany. - Michael uśmiechnął się smutno i skinął głową, bo to na pewno nie była prawda. Gdy tylko Calum się obudzi, wszyscy go znienawidzą.

***

Od pierwszej wizyty Clifford odwiedzał młodszego chłopaka codziennie. Czasami wpadał tylko na kilka minut sprawdzić jego stan, ale kiedy współlokator krył go przed opiekunami, spędzał przy łóżku nieprzytomnego całe godziny.

Tym razem był kolejny piątek i zerwał się z kilku ostatnich lekcji, żeby móc dłużej posiedzieć w szpitalu.

- Hej młody. - Powiedział, siadając na swoim stałym miejscu. - W szkole bez zmian, ale Andy dostał wyrok w zawiasach, bo reszta paczki się posypała i zgodnie zwalili całą winę na niego, chociaż mnie też się oberwało. Mam trzydzieści sześć godzin prac społecznych w schronisku dla zwierząt, ale ty pewnie wiesz, że akurat ten rodzaj kary mi nieszczególnie przeszkadza. Czworonogi są super, więc to bardziej nagroda niż kara... gdybym mógł pozwolić sobie na studia, jak nic wylądowałbym na weterynarii, ale marzenie ściętej głowy, bo i tak będzie świetnie, jak uda mi się skończyć szkołę i zdać maturę, skoro osiemnaste urodziny kończę na parę miesięcy przed egzaminami. Muszę gdzieś mieszkać i z czegoś żyć...

- Dzień dobry Mike. - Powiedział ojciec Caluma zza jego pleców.

- Uhm... dobry. - Wciąż czuł się niepewnie, kiedy starszy był dla niego tak miły.

- Słuchaj, Mali powiedziała mi co nieco o waszych relacjach, ale widzę, że to nie do końca prawda. To, czy Calum Ci wybaczy, zależy od niego, ale jeżeli jeszcze raz coś mu się przez ciebie stanie... Michael zrozum, że nie mogę sobie pozwolić na stratę któregokolwiek z nich.

***

Michael wpadł w pewną rutynę: szkoła, szpital, schronisko, a do ośrodka wracał, kiedy już się ściemniało. Praca wśród zwierząt była świetna, nawet jeśli mu za to nie płacili i zajmował się głównie sprzątaniem boksów i klatek. Czasami kąpał psy, czy czesał perskie koty, ale jego ulubieńcem była szara kotka, która została wyrzucona przez właściciela do śmieci i niewiele brakowało, aby umarła w tym pieprzonym koszu. Przypomniało mu się, że jacyś starsi kumple, którzy opuścili już ośrodek, opowiadali mu, że potraktowali tak Caluma i wiedział, że to również była jego wina, bo wyzywał go przy nich, gdy zobaczył go z rodziną na jakichś zakupach i był kurewsko zazdrosny o zwyczajne życie, jakie prowadzi mulat.

Podświadomie wiedział, że wcale nie nienawidził go tak, jak to sobie wmawiał. Jego uczucia do tego chłopaka były tak skomlikowane jak egipskie hieroglify i nawet on sam miał problem z ich poprawnym odczytaniem. Objawienie spłynęło na niego, kiedy zobaczył Hooda w objęciach tamtego blondyna, a złość, ból i zazdrość splotły się ze sobą tak mocno, że musiał gdzieś dać temu ujście i wybrał najgorszy z możliwych scenariuszy. Od razu po tym jak tylko powiedział Andy'emu, że Calum jest gejem, miał ochotę cofnąć te słowa i nigdy ich nie wypowiedzieć. Szkoda, że się nie dało, bo to co później fundował brunetowi każdy jebany homofob w szkole, powodowało u Clifforda kolejne wyrzuty sumienia, ale przecież nie mógł okazać słabości, bo zjedliby go żywcem. Michael Clifford - punk, największy dupek i szkolny prześladowca, nagle mięknie i broni swojego worka treningowego...

***

Siedział już pół godziny przy łóżku Caluma, ale nie był w nastroju do mówienia, bo wszystko nagle go przytłaczało. Sprawdzian z biologii go wykończył, i może mógłby już całkowicie olać naukę, skoro i tak nie będzie mógł iść na studia, ale cały czas podświadomie liczył na cud.

- Przeraża mnie to wszystko, wiesz? Dorosłe życie, plany i rachunki, ale najbardziej boje się zostać sam... w ośrodku cały czas ktoś jest i coś się dzieje. Są nowe dzieciaki i wychowawczynie, kucharki i sprzątaczki, pan od napraw i kilku psychologów na zmianę. Całość tak bardzo tętni życiem, że nie mam czasu na myślenie, ale kiedy zostaję sam w czterech ścianach, cisza mnie wkurza. Najbardziej chyba tęsknie za tobą właśnie wtedy, gdy nie mam czym się zająć i dokąd uciec...

Później, po zakończeniu swoich zajęć, odwiedził ich młody, czyli inaczej - Josh i czerwonowłosy miał ochotę przywiązać go do tego jebanego krzesła, żeby tylko przestał się wszędzie plątać i dopytywać się o wszystko, a kiedy męczył kolejną pielęgniarkę o dokładne wytłumaczenie składu kroplówki i tego, w jaki sposób wpływa na organizm nieprzytomnego, dodatkowo chciał go zakneblować... najlepiej swoją brudną skarpetą. Szczyl był bystry i jadaczka nie zamykała mu się nawet na chwilę.

- Widzisz Cal, co muszę znosić codziennie? - Westchnął z cierpieniem i uderzył czołem o metalową ramę łóżka.

Blondyn tylko się zaśmiał i pokazał mu środkowy palec.

- Do zobaczenia Cal! - Krzyknął i zmył się z sali. Michael chwilę patrzył za nim, zanim z powrotem wrócił spojrzeniem do spokojnej twarzy dawnego przyjaciela. Właśnie wtedy go to walnęło... Calum był przystojny i mimo nieco dziecięcych rysów i pucułowatych policzków, dało się dostrzec, że za kilka lat będzie olśniewający.

- Sorki, ale muszę, bo to pewnie jedyna okazja... - Szepnął, nachylając się do mulata bliżej i przez minutę po prostu skanował uważnie rysy jego twarzy, żeby jak najlepiej je zapamiętać. Ostrożnie pogładził jego policzek i zauważył, że skóra była nieco cieplejsza niż powinna, a to nie wróżyło niczego dobrego. - Nawet jeśli będziesz mnie nienawidził do końca życia, do czego masz prawo... chciałbym żebyś wiedział, że aktualnie jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Zresztą zawsze byłeś, ale byłem tchórzem i bałem się tego, co poczułem, kiedy zobaczyłem Cię pierwszego dnia liceum. - Przeczesał splatane kosmyki z przydługiej grzywki bruneta, a potem musnął ustami jego policzek i kącik ust. Następnie pocałował młodszego w usta i prawie pisnął przerażony, kiedy poczuł ruch tuż obok swoich warg. Chciał odskoczyć, ale chłopak trzymał go delikatnie za dłoń.

- Hej Mike - mruknął słabo.

- Cześć... Cal, ja... wiesz, że to wszystko... Kurwa, przepraszam. Powinienem pójść prawdopodobnie.

- Zostań... ja, słyszałem wszystko, co mówiłeś.

-CO? - Clifford był nieco przerażony tym, że teraz brunet miał całkowity wgląd w jego umysł.

- Ja ciebie też... i chyba zawsze to wiedziałem.

- A ten twój blondyn?

- Chris... potrzebowałem kogoś, każdy czasem jest samotny, Gordon.

- Tylko nie moje drugie imię! - Jęknął Michael, czerwieniąc się. - Naprawdę przepraszam. Jakoś Ci to wynagrodzę, przysięgam.

- Nie... ja zapominam, a ty po prostu nie atakuj mnie już więcej, bo nie sądzę, że wytrzymam dłużej.

- Obiecuję, a jeżeli zrobię coś nie tak, twój ojciec powyrywa mi nogi z dupy...

- Tak, to też słyszałem. Choć tu idiots - Mruknął Cal, ciągnąc chłopaka w dół, dopóki nie leżał obok niego na szpitalnym łóżku, a kiedy doktor wszedł do sali, jedynie złapał się za głowę, patrząc na glany znajdujące się na czystej pościeli.


***

Dokładnie rok później.

- Wiesz co Calum? - Zamruczał Michael po wyczerpującej, drugiej rundzie.

- Hm?

- Cieszę się, że jednak nie jesteśmy braćmi... nawet przybranymi.

- Ta... ja też. - Potem obaj śmiali się tak głośno, że Mali musiała pogłośnić telewizor w salonie na cały regulator.


Wrzucam opis, ale trochę zmieniłam treść, ale to niechcący... słowo daję nie mam pojęcia jak to się stało, ale zapomniałam i o samookaleczeniach i o pamiętniku :/

Nie jestem z siebie dumna, ale jest już blisko północ i zdecydowanie nie mam siły tego poprawiać. :(

OPIS:


No więc jeśli chodzi o shipp to fajnie było by gdybyś napisała Maluma (Mikey i Cal z 5sos) wiem że nie tego nie piszesz ale jakoś tak mnie naszło. Jak nie, Malum to poproszę Liama i Harrego (mg mieć tak z 16-17l) . L znęca się psychicznie i fizycznie w szkole nad H. Za to, że jest gejem [jak typowo ehh]. Niestety H jest w nim zakochany, przez co się samookalecza, czasem głodzi i ogólnie nienawidzi samego, sb, gdy L zauważa blizny jeszcze bardziej nim gardzi aż dochodzi do tego, że pewnego dnia bije go do nieprzytomności. H trafia do szpitala i przez kilka dni jest w śpiączce, bo miał wstrząśnie mózgu czy coś (nie znam się na tym tbh). L wie, że przesadził, ale nikomu nie zamierza się do tego przyznać. Podczas gdy H nadal się nie wybudzić L jakimś cudem (jak to zrobi zostawiam już tb ;)) znajduje jego pamiętnik, w którym pisze też o nieszczęśliwej miłości do niego. W L coś pęka a z czasem nienawiść do H zmienia się w uczucie. Odwiedza go w szpitalu codziennie przez ok tydzień mówiąc jak bardzo żałuję i przeprasza, mimo że wie, że loczek to nie słyszy. Pewnego dnia nie wytrzymuje i dotyka swoimi ustami tych należących do H. I teraz takie BOOOM MADAFAKA i wgl coś jak w Królewnie Śnieżce, bo Harry wybudza się i oczywiście odwzajemnia go jak się później okazuje słyszał wszystko, co tamten do niego mówił i happy end !


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro