Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Za jakie grzechy pokarali mnie tobą! (Narry cz.2)


Prompt poprawiny przez: fine-by-me

Nie wyświetla mi oznaczeń... NADAL, nie mam pojęcia dlaczego... chyba wattpad mnie nie lubi :'(


Harry:


Dzisiaj już piątek, jeszcze parę lekcji i mam szkołę z głowy na dwa dni. Ta przerwa jest mi potrzebna. Inaczej wybuchnę i nie wiem, kto mnie będzie zbierać do kupy. Przysięgam na moje piękne loki, ten tydzień dostarczył mi takich atrakcji, że do tej pory chodzę pół przytomny. Standardowo ojczulek utrudniał mi życie wyjątkowo często. Na dodatek Louis umówił się z Zaynem, no i od tamtej pory zdecydowanie więcej czasu poświęca jemu. Postanowiłem być dobrym przyjacielem i nie wpierdalać się na siłę, ale ten idiota wpadł na genialny pomysł, żeby mnie uspołecznić. Każdy lunch jestem zmuszony spędzić w towarzystwie gruchających gołąbków i Nialla. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie dręczące mnie poczucie winy względem blondyna.

Koniec lekcji! Kieruję się w stronę wyjścia ze słuchawkami na uszach. Nagle ktoś łapie mnie za ramię. Odwracam się i widzę wkurzonego Irlandczyka.

– Ogłuchłeś? – pyta.

– Sorki, nie słyszałem. – Normalnie już bym się wydarł na osobę, która się tak do mnie odezwała, ale on niestety ma prawo do tego, żeby nie darzyć mnie zbytnio sympatią.

– Skończyłem notatki. Co z projektem? Kiedy masz czas? – pyta już znacznie spokojniej. Teraz dopiero przypominam sobie, że mamy to cholerstwo skończyć u mnie. Na chwilę przymykam powieki i wzdycham.

– Liczyłem na spokojny weekend, tak jakby nie marzę o niczym innym, jak o miesięcznym śnie. – Chyba jest zszokowany moją szczerością, ale już po chwili się otrząsa i uśmiecha wesoło.

– Możemy się spotkać dzisiaj, szybko to skończyć i będziesz mieć dwa dni... Co prawda nie jest to miesiąc, ale zawsze coś. – Jego przyjazne zachowanie powoduje jeszcze większy zamęt w mojej głowie.

– Umm... ok, niech będzie dzisiaj. To idziesz od razu?

– Jasne – pada krótka odpowiedź. Dla innych uczniów widok nas dwóch, idących gdzieś ramię w ramię i rozmawiających jak cywilizowani ludzie, jest czymś tak niespotykanym, że parę osób potyka się o własne nogi, a jedna nawet spada ze schodów. Jakby nie mogli zająć się własnym życiem. Prycham cicho, na co Niall spogląda na mnie zdezorientowany. Wskazuję w stronę tłumu na dziedzińcu.

– Nienawidzę, jak ktoś się tak na mnie perfidnie patrzy, jakby mi chciał samym spojrzeniem dziurę w głowie wywiercić.

– Nie jest to przyjemne – przyznaje blondyn. – Niestety ludzi nie zmienisz, Harry – mówi spokojnie, delikatnie unosząc kąciki ust do góry. Po chwili obaj wybuchamy śmiechem. Przyznaję, że Horan wcale nie jest taki zły. Niestety chyba odziedziczone po ojcu geny sprawiły, że już na starcie spaliłem naszą znajomość.

Docieramy w końcu do mojego domu i po wypiciu dość mocnej kawy siadamy niechętnie do tych notatek. Są naprawdę szczegółowe i stwierdzam, że dzięki jego pracy prawdopodobnie nie będę musiał poprawiać przedmiotu.

Niall:

Niby zwykłe piątkowe popołudnie, ale nic nie jest takie samo, jak jeszcze zaledwie tydzień temu. Wszystko poprzestawiało się dołem do góry. Teraz, jak gdyby nigdy nic jestem z Harrym u niego w kuchni, projekt jest już skończony. Mnie jednak jakoś nie spieszy się do domu, siedzę na blacie i przyglądam się, jak chłopak szykuje dla nas kolację. Chciałem mu pomóc, ale mi nie pozwolił, więc nie pozostało mi nic innego jak czekanie. Gdy wszystko jest już gotowe i właśnie mamy zamiar siadać do stołu, rozlega się głośne pukanie do drzwi. Chwilę później słychać również krzyki.

– Otwórz, suko! To mój dom! Wszystko to jest moje! Ty, razem z tym gówniarzem, który pewnie nie jest moim synem, wszystko mi zabraliście!!! – Widzę, jak twarz Stylesa blednie. Delikatnie kładę rękę na jego ramieniu i niepewnie je pocieram, żeby go uspokoić.

– Przepraszam, że musisz tego słuchać. – Słyszę jego słaby głos i próbuję spojrzeć mu w oczy, ale to co widzę przyprawia mnie o szok. On jest cały roztrzęsiony i na granicy płaczu. Decyduję się w jednej chwili. Wyciągam telefon i dzwonie do Grega.

– Jestem u Harry'ego – mówię krótko. Słyszę, że zrywa się z krzesła i mówi drugiemu policjantowi, że mają interwencję. Mój brat ma bardzo silnie rozwinięty instynkt opiekuńczy względem mnie. Pogłębiło się to po tym, jak rodzice wyrzucili mnie z domu.

– Już jadę. Ten stary ramol nie chce ruszyć dupy z fotela! – Greg darzy swojego współpracownika czystą nienawiścią, a głównym powodem jest podejście tego drugiego do obowiązków. Rozłączam się i patrzę niepewnie na loczka.

– Do kogo dzwoniłeś? – Wzdycham ciężko. Nie mam wyjścia, muszę się z nim podzielić moją tajemnicą.

– Mój brat zaraz będzie... – Nie zdążam dokończyć zdania, bo przerywa mi głośny huk. Do pomieszczenia wpada rozwścieczony, pijany facet w średnim wieku. Domyślam się, że to ojciec mojego kolegi. Harry staje przede mną. O nie, Styles, tak to nie będzie! Nie jestem jakąś delikatną panienką! Szybko staję koło niego i w ostatniej chwili łapię za drewnianą deskę ze stołu i odbijam butelkę, która zbliża się do twarzy chłopaka. Mężczyzna rzuca się na nas wściekły i drze się na całą okolicę.

– Powinienem był utopić cię jak jeszcze byłeś mały! Przynajmniej teraz nie miałbym syna pedała! – Sens jego słów nie do końca do mnie dociera. Adrenalina za szybko krąży mi we krwi. W końcu na coś przydały mi się te lekcje samoobrony, na które zaciągnął mnie mój przyjaciel z Irlandii. Akcja-Reakcja. Słyszę krzyk Harry'ego i widzę, że leży na ziemi, a mężczyzna chcę kopnąć go w brzuch. Zanim zdążę pomyśleć, że mogę go zabić, łapię z kuchenki patelnię z naszą kolacją i uderzam go z całej siły w tył głowy. Pada jak długi na podłogę, a Loczek powoli podnosi się z płytek. Widzę, że podkula prawą nogę.

– Uszkodziłeś coś? – pytam, wskazując na jego kończynę. Widzę, jak wpatruję się w moją twarz i dopiero teraz czuję, że z nosa sączy mi się krew, a lewy policzek piecze.

– To tylko stłuczenie mięśnia – syczy przez zęby. – Sukinsyn zawsze wiedział, gdzie uderzyć. – Chyba orientuje się, do czego się przyznał, bo momentalnie robi się czerwony.

– Halo?! Chłopaki!? – słyszę głos mojego brata. Kątem oka widzę też, że facet się ocknął.

– Tu jesteśmy! – krzyczę. Widzę zdziwienie na twarzy Harry'ego. Greg wchodzi do pomieszczenia. Skanuję całą kuchnie, wreszcie jego wzrok zatrzymuje się na mojej twarzy i widzę czystą furię.

– Spokojnie, oddychaj – mówię. – Nos nie jest złamany, zaraz będzie ok.

– Młody, nawet mnie nie denerwuj. Nie widziałeś swojej twarzy – mówi zmartwionym głosem. Zauważa faceta na podłodze i parska śmiechem. – Wpiszę to jako samoobronę. – Oszołomiony mężczyzna siada i patrzy na nas z nienawiścią w oczach. Zrywa się i próbuje na mnie rzucić, ale Greg mu nie pozwala. – No, nie ładnie, proszę pana. Atakować mojego młodszego brata. – Wyprowadza zdezorientowanego mężczyznę do radiowozu. Wychylam się przez drzwi i wołam za nim:

– Lepiej, żeby ktoś obejrzał mu tą głowę! Ta patelnia była zajebiście ciężka!

– No co ty nie powiesz, młody... Nie musisz dzisiaj wracać, zostań z kolegą — mówi jeszcze i odjeżdża. Wracam do pomieszczenia i widzę istny Armagedon: po całej kuchni rozrzucone jest jedzenie i kawałki szkła. Pośrodku tego wszystkiego siedzi skulony chłopak, na którego widok moje serce podskakuje parę razy. Podchodzę i kucam obok niego. Widzę, że załamanie nerwowe jest lada moment.

– Hazz? – pytam niepewnie.

– Więc teraz już wiesz, jestem synem pijaka. Odkąd stracił pracę wyżywa się na mnie. Gdy mama się zorientowała, rozwiodła się z nim, ale on i tak wraca... jak jakiś pieprzony bumerang.

– Teraz tak szybko nie wróci – obiecuję cicho. – Mój brat ma być komendantem, bo ten stary idzie na emeryturę. Greg tak jakby jest przewrażliwiony na moim punkcie. Zdziwię się, jak nie wyśle go na Antarktydę...

– Dlaczego jesteś taki miły? Traktowałem cię okropnie w szkole. Dopiero od tygodnia zachowuję się względem ciebie jak człowiek. Możesz się odgryźć, powiedzieć, że jestem ofiarą, mam pojebanego ojca sadystę... Nawet Louis o tym nie wie. – Czuję, jak zaczyna się trząść. Podnoszę jego podbródek i patrzę mu w oczy.

– Hazza... Ja wiedziałem od początku – mówię szeptem. Widzę na jego twarzy szok. – Brat był wściekły, ten starszy policjant opóźniał interwencję i ogólnie utrudniał mu pracę. Parę razy słyszałem jak żalił się swojej żonie.

– Zawsze wiedziałeś – szepcze. – Dlaczego się nie broniłeś, jak cię wyzywałem w szkole?

Wzruszam ramionami.

– Nie potrafiłbym. – Widzę na jego policzkach łzy. Podnoszę się i wyciągam do niego rękę. Pomagam mu wstać i wejść po schodach.

Harry:

Podczas gdy Niall znika w mojej łazience i zmywa krew z twarzy, ja siedzę na brzegu łóżka i tępo wpatruję się w ścianę. W mojej głowie cały czas krążą jego słowa: Nie potrafiłbym. On jest takim szczerym, bezinteresownym chłopakiem, a ja byłem skończonym idiotą, że tak go traktowałem. Moje rozmyślania przerywa delikatne potrząśnięcie za ramię.

– Harry? – Odwracam się do niego i zachłystuję powietrzem, jest tuż koło mnie, bez koszulki. Muszę przyznać, że jego ciało jest całkiem nieźle wyrzeźbione. Jest szczupły, ale nie chudy. Widać ładnie zarysowane mięśnie, a nie wystające kości. – Pytałem czy możesz mi pożyczyć jakąś koszulkę, bo moja jest we krwi, ale się zawiesiłeś...

– Nie ma sprawy. — Podchodzę do szafki i wyciągam kilka moich ulubionych bluzek. – Wybierz którą chcesz. – Uśmiecham się do niego niepewnie. Wybiera zwykłą czarną z krótkim rękawkiem. Po chwili siedzi już całkowicie odprężony na moim łóżku i wyjada mój zapas słodyczy z komody. Widząc mój wzrok, uśmiecha się i niewinnie mówi.

– No co? Jestem głodny, a ty masz kiepską skrytkę. – Wybucham śmiechem i zabieram mu kilka cukierków, na co fuka obrażony i odsuwa się dalej. Przez chwilę panuje cisza, zamykam oczy i osuwam się na poduszki. Czuję na sobie jego wzrok. Otwieram niechętnie oczy, by spotkać jego zamyślone spojrzenie.

– Nad czym się tak zastanawiasz? – pytam.

– Czy aby na pewno jestem zdrowy psychicznie – odpowiada, a ja nic nie rozumiem. Chcę go zapytać, o co do cholery chodzi, ale nie zdążam, bo czuję jego usta na swoich. Nie zastanawiam się, dlaczego to robi, tylko wciągam go na swoje kolana i rozchylam wargi, pozwalając jego językowi spotkać się z moim. Desperacko potrzebuję poczuć go jak najbliżej, wiedzieć, że chociaż raz ktoś mnie chce. Prawdziwego mnie. Jego palce wplątane są w moje włosy, delikatnie za nie ciągnąc. Na chwilę odrywamy się, by zaczerpnąć powietrza.

– Niall? – ten cichy szept jest wszystkim: prośbą, pytaniem, wyznaniem i odpowiedzią. Słyszę jego radosny śmiech i już nie mam więcej wątpliwości. Jednym płynnym ruchem zrywam z niego koszulkę, nie dbając o to gdzie wyląduje.

– Widzę, że idziemy z tym dalej – mówi i po raz kolejny łączy nasze wargi. Rękami przesuwam po jego odsłoniętym ciele. Najpierw plecy, zjeżdżam dłońmi wzdłuż kręgosłupa, następnie biodra, by w końcu złapać go za pośladki, na co reaguje cichym warknięciem.

– Masz na sobie za dużo ubrań, Styles. – W następnej sekundzie moja bluzka leży już na podłodze, a ten niepozorny blondyn rozpina mi spodnie. Nie mam najmniejszego zamiaru protestować. Kocham obcisłe rurki, ale pierwszy raz w życiu wolałbym mieć na sobie coś luźniejszego. Bo przynajmniej łatwiej byłoby to zdjąć, a tak dopiero po paru minutach udaje się nam wspólnym wysiłkiem ich pozbyć, a to dopiero połowa sukcesu, bo spodnie Ni wcale nie są luźniejsze...

Po chwili i wielu przekleństwach jesteśmy już tylko w bokserkach. Kolejny raz zawzięcie się całując: splatane języki i delikatne przygryzienia warg. Gdy czuję jego rękę wsuwającą się w moje bokserki, wyginam ciało w łuk i jęczę z przyjemności. Uśmiecha się przez pocałunek, chwilę później jego usta zjeżdżają na moją szyję i klatkę piersiową, zostawia tam parę czerwonych śladów, gryzie i drażni sutki. Jednocześnie zsuwając ze mnie bokserki, podnosi na mnie pytający wzrok, a ja tylko się uśmiecham. Nie wiem, co dostrzega w moich oczach, ale chyba to wystarcza, by dodać mu pewności siebie. Zdejmuje ze mnie bieliznę i przesuwa po mnie spojrzeniem. Ponownie łączy nasze wargi i z każdą sekundą kieruje się coraz bardziej na południe. Gdy dociera do mojego penisa, bez zastanowienia przejeżdża kilkakrotnie językiem po całej długości i pomagając sobie dłonią, bierze go do ust i zasysa. Po paru minutach jestem już bardzo blisko, więc odsuwam się od niego, by sięgnąć po lubrykant i prezerwatywę. Widzę jego niepewny wzrok, więc uspokajająco go całuję, a chwilę później kładę się z powrotem i rozchylam nogi.

– Niall?

– Hazz... ja nigdy nie byłem na górze... Jesteś pewny, że tego chcesz?

– No to obaj debiutujemy w nowej roli – odpowiadam z uśmiechem. – Nigdy nie byłem partnerem pasywnym – Widzę, że teraz jest jeszcze bardziej niepewny. – Chcę tego, Ni. Chcę, żebyś to był ty. Muszę poczuć cię w sobie... Potrzebuję, żebyś pieprzył mnie tak, aż zapomnę jak się nazywam. – Słyszę jego ciężki oddech. Następnie pochyla się i pieści wewnętrzną stronę moich ud. Podkłada mi pod tyłek poduszkę i bardziej rozsuwa moje pośladki. Zatacza kółka językiem wokół mojego otworu, następnie wsuwa go do środka. Z początku powoli, ale stopniowo przyśpiesza. Czuję jak dotyka mnie śliskim od lubrykantu palcem i bardzo ostrożnie go we mnie wpycha, to dość dziwne uczucie, ale na razie nie czuję bólu. Przy kolejnym pojawia się lekki dyskomfort. Trzeci powoduje ból, Niall rozciąga mnie pod każdym możliwym kątem. Gdy pociera moją prostatę wypuszczam zadowolone westchnienie i rozluźniam się. Widząc to, blondyn z powrotem kieruje swoje palce w to miejsce. Minutę później delikatnie we mnie wchodzi, najpierw do połowy, a gdy moje mięśnie się rozluźniają wsuwa się cały. Ból jest znacznie silniejszy niż przy palcach, najpierw czeka aż się przyzwyczaję. Zaplatam nogi wokół jego bioder, a on pochyla się i kolejny raz całuje. Dokładnie bada wnętrze moich ust, a jego dłoń stymuluje mojego członka, czasami tylko kciukiem pieści główkę. To odwrócenie uwagi od bólu i działa idealnie, bo już chwilę później jest zdecydowanie słabszy.

– Już możesz... Kochanie – szepcze.

Niall:

Naprawdę nie spodziewałem się, że ten wieczór potoczy się w ten sposób. Gdy decyduję się na ten pocałunek, jestem pewny, że mnie odepchnie, a nie przyciągnie. Kiedy mówi, że chce mnie poczuć w sobie, prawie dostaję zawału. Na szczęście sądząc po jego jękach i uśmiechu nie idzie mi źle. Staram się ułatwić mu to jak tylko się da. Odwracam jego uwagę od bólu pocałunkami i obciąganiem. Chyba pomaga, bo czuję jak powoli się odpręża.

– Już... Możesz... Kochanie. – Z tym ostatnim słowem roztapiam się jak masło w mikrofalówce. Ostrożnie się z niego wycofuję, by po chwili znowu pchnąć. Ręce opieram po obu stronach jego głowy, językiem zostawiam mokre wzory na jego szyi, od czasu do czasu zaznaczając ją również malinką. Gdy mocniej oplata mnie nogami w pasie, przyśpieszam swoje ruchy, obaj jęczymy. Czuję ciepło i ucisk na moim członku... to jest tak zajebiste uczucie... wiem, że nie potrwa to już zbyt długo. Zmieniam kąt uderzeń, a Hazz przeklina i drapie moje plecy. Wreszcie trafiam w jego prostatę, teraz każde pchniecie kieruję właśnie tam.

– Ni... mocniej! – słyszę rozkaz. Śmieję się, całuję tego idealnego idiotę, który jutro nie będzie mógł chodzić, i spełniam jego żądanie. Po paru minutach czuję ciepło kumulujące się w moim podbrzuszu, więc przesuwam ręką po penisie Harry'ego.

– Niall... – słyszę swoje imię i czuję mięśnie zaciskające się na moim członku. Harry dochodzi, a jego sperma rozlewa mi się po ręce. Parę sekund później jestem na szczycie. Bezsilnie opadam na chłopaka pode mną i słyszę coś, czego się nie spodziewałem.

– Kocham cię, Niall... tylko za bardzo się tego bałem – śmieje się.

– Ja ciebie też... od naszej pierwszej rozmowy, „Wełniana Istoto". – Wysuwam się z niego, wyrzucam prezerwatywę i z powrotem się przytulam.

– „Wełniana istoto"? Co to w ogóle jest?

– To ładniejsze określenie barana. – Widzę jego minę i wybucham śmiechem. Gra obrażonego.

– Marny z ciebie aktor – droczę się. – Wiesz, że Tommo nie da nam żyć jak się dowie?

– Czemu, to chyba dobrze, że jesteśmy razem?

– Jesteśmy?

– To chyba oczywiste – odpowiada. Przytakuję mu i uśmiecham się szeroko. Obawiam się, że szczęka wypadnie mi z zawiasów.

– Tomlinson od tygodnia zapowiada, że skończymy w łóżku. Teraz trzeba będzie przyznać mu rację...

– Kurwa – jęczy Harry – do końca życia będzie nam to wypominał. Miejmy to z głowy. – Bierze telefon do ręki i dzwoni.

***

Tommo:

Właśnie jestem w dość jednoznacznej pozycji ze swoim chłopakiem, a tu dzwoni telefon.

– Nawet się nie waż, Tomlinson! – Normalnie nawet bym nie rozważał odebrania, ale to Hazza dzwoni.

– Możesz później zadzwonić? – sapię, a Zayn zabija mnie wzrokiem.

– Nie. – Krótka odpowiedź. – Mam tylko komunikat. Jestem z Niallem – mówi i się rozłącza.

– Aaaaaaa!!!!!! Wiedziałem!!!! Genialny Louis zawsze ma rację!!!! Kurwa!!!! Tak!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro