Za często jednak chowa serce...// Zarry cz.2
Hej:) mam nadzieje, że bd Ci się podobać.
Jeśli nie, to przyjmę konstruktywną krytykę ;)
PS. Skrzynka pusta, można zamawiać. Nie mam zbytnich ograniczeń :)
Zayn:
Minęły już trzy miesiące odkąd Harry ze mną zamieszkał. Na początku był cholernie strachliwy niewiele brakowało a przepraszałyby za to, że w ogóle oddycha. Cały czas starałem się być spokojnym żeby dodatkowo go nie spłoszyć. Chociaż ostrzegłem go, że mam dość specyficzny charakter i klnę nałogowo. Poprosiłem, żeby Nie zwracał na to uwagi, bo akurat tego nie jestem w stanie się oduczyć. Poza drobnymi zgrzytami żyliśmy w zgodnej symbiozie. Już po tygodniu zdymisjonował moją gosposie. Do tej pory uważałem, że nikt nie jest w stanie gotować lepiej niż ona, ale gdy pewnego razu po powrocie zastałem uśmiechniętego ubabranego mąką loczka przy garczkach musiałem zmienić zdanie. Z jego zdolnościami mógłby otworzyć własną restaurację, a ludzie pchaliby się drzwiami i oknami żeby tylko spróbować jego kuchni. Siedliśmy do wspólnej kolacji, a ja nie mogłem się powstrzymać i starłem mu tą przeklętą mąkę z policzka. Najpierw cały zesztywniał ze strachu, ale stopniowo zaczął się odprężać. Uśmiechnął się do mnie nieśmiało, a ja zapomniałem jak się nazywam. Zaczęliśmy jeść, ale co chwilę na niego zerkałem, żeby upewnić się, że ten chłopak naprawdę istnieję.
- Smacznego, Kotku.- Powiedziałem i mrugnąłem do niego, na co zaczerwienił się niczym dorodny pomidor.
Jakieś dwa tygodnie później, po wieczornej kolacji wylegiwaliśmy się przed telewizorem. Nawet nie wiem, co oglądaliśmy w danym momencie, ale pamiętam, że co chwilę rzucał mi zdenerwowane spojrzenia i przygryzał wargę jakby nad czymś intensywnie myślał. Chwilę później delikatnie zabrał mi pilota i zmienił kanał, po czym zerknął na mnie, żeby upewnić się czy na pewno mi to nie przeszkadza. Objąłem go ramieniem i szepnąłem wprost w jego loki:
- Spokojnie, kochanie. Też lubię ten film.- Nawet nie wiem jak, to się stało, że siedzieliśmy w takiej pozycji do zakończenia seansu. Zanim się zorientowałem, on już zasnął na moim ramieniu. Ostrożnie, tak by go nie obudzić wiozłem go na ręce i zaniosłem do jego sypialni. Położyłem go na miękkim materacu i chciałem się ewakuować, ale złapał mnie za rękę z taką siłą, że nie miałem jak się uwolnić bez konieczności obudzenia go. Więc przytuliłem się do jego pleców i poszedłem w jego ślady. Od tamtej pory zawsze śpimy razem.
Kiedy zaczął powoli odzyskiwać głos, byłem przeszczęśliwy. Powoli zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej. Z jednej strony bardzo tego chciałem, ale z drugiej byłem tym śmiertelnie przerażony, nie ze względu na siebie tylko na niego. Boję się, że jednym złym ruchem mogę zburzyć jego na nowo odbudowywaną pewność siebie. Wdarł się do mojego życia bez zapowiedzi i pozwolenia i wypełnił je swoją osobą w taki sposób, że nie wyobrażam sobie dalszego funkcjonowania bez niego.
Tydzień temu wreszcie zebrałem się na odwagę. Wróciłem wcześniej do domu, by zastać go z głową w książce kucharskiej. Po cichu do niego podszedłem i objąłem od tyłu, delikatnie całując go w kark. Zamruczał.
- Cześć Zayn, jesteś jakoś wcześniej. Wszystko w porządku?
- Tak, zostawiłem robotę moim ulubionym stażystom...
- Dręczysz biednych studentów.
- Może troszeczkę...- Wywraca oczami, a ja szczerzę się jak głupi. Coraz lepiej poznaję jego charakter, już nie boi się tak wszystkiego. Próbuje nowych rzeczy: ostatnio skończył kurs gotowania pod okiem jednego z najsłynniejszych kucharzy w Anglii. Mark był nim zachwycony i zaproponował mu posadę w jednej ze swoich kilkudziesięciu restauracji, problem w tym, że akurat w Manczesterze. Loczek nie był jeszcze tak pewny siebie, żeby samodzielnie przeprowadzić się do zupełnie obcego miasta. Ja niestety nie mogłem sobie pozwolić na, to, aby mu towarzyszyć. Zrezygnował, więc z tej pracy, mam niewielkie wyrzuty sumienia, bo wydaję mi się, że trzymam go w miejscu i gdyby nie ja bez wahania zgodziłby się przyjąć tą pracę. Zastanawia mnie, tylko, dlaczego to zrobił? Co nim kierowało? Wdzięczność, przywiązanie? Bo szczerze wątpiłem, żeby odwzajemniał moje uczucia, do cholery ja nawet nie widziałem czy on jest zainteresowany w ten sposób mężczyznami... Nie mówiąc nawet o tym, że ja jestem o sześć lat od niego starszy.
- To, co chcesz dzisiaj zjeść?- Pyta nadal nie odrywając oczu od czytanej strony.
- Harry?- Podnosi na mnie pytający wzrok, odchrząkuję- Może dzisiaj gdzieś wyjdziemy?
- Nie smakują Ci moje potrawy?- Jego głos jest strasznie smutny i zawiedziony.
- Kocham twoją kuchnie, ale pomyślałem, że może dzisiaj odpoczniesz trochę. Jest już połowa marca coraz cieplej. Chciałbym pokazać Ci Londyn z tej pozytywnej strony.- Denerwowałem się jak jasna cholera. Nawet przed pierwszą rozmową kwalifikacyjną nie czułem takiego strachu.
- Nie będziesz się wstydził...- Nawet nie pozwoliłem mu skończyć zdania.
- Nie, Hazz jesteś perfekcyjny. Nie zdajesz sobie sprawy jak przystojny jesteś. To, że jesteś hybrydą tylko dodaję Ci uroku. Dołączmy do tego twój charakter, a powstaję ideał. No może masz dwa małe mankamenty: Jesteś zbyt mało pewny siebie i bardzo kruchy. Ludzie bardzo lubią wykorzystywać te dwie cechy.- Chciał się odezwać, ale wiedziałem, że musze dokończyć swoją wypowiedź, bo nie wiem czy ponownie zdobyłbym się na odwagę.- Obiecuje jednak, że jeśli dzisiaj wyjdziemy będę cały czas pilnował żebyś był bezpieczny.
- Bardzo chętnie wyjdę, tylko... Zayn nie musisz się tak nade mną trząść przez cały czas. Radziłem sobie sam przez całe moje marne dwudziestojednoletnie życie...
- Hazz?
- Powiedziałeś, że kiedy będę gotowy mogę opowiedzieć Ci swoją historię. Myślę, że mogę streścić Ci, chociaż jej część... Oczywiście, jeśli chcesz?- Nie odpowiedziałem słowami, ale złapałem go za dłonie i przeprowadziłem delikatnie na kanapę usiadłem i pociągnąłem go na miejsce obok mnie. Objąłem go, Naprawdę bałem się tego, co usłyszę.
- Moja matka zdradziła Jacka z hybrydą. Nic nie wiedział do momentu, aż się urodziłem. Moje uszy i ogon mówiły same za siebie, nie było tak źle dopóki mieszkała z nami. Chociaż ludzie i tak patrzyli na mnie z pogardą, przez to, co zrobiła matka, ale koszmar zaczął się, gdy ona uciekła, a przez przypadek sąsiedzi odkryli, że jestem hybrydą. Nie było takiego dnia żebym nie wracał do domu z nowymi obrażeniami.- Z całych sił musiałem się powstrzymywać żeby mu nie przerwać, bo skoro mi ciężko było tego słuchać, to wole nie wyobrażać sobie, co czuł on, skoro to przeżył.- Tam Jack szykował mi poprawkę.- I w tym momencie już wiedziałem, kogo ukatrupię na samym początku. Łzy wylały się z jego oczy i powolnie spływały po twarzy, kapiąc na nasze złączone dłonie.
- Harry jesteś pewien?- Kiwnął głową. Wciągnąłem go na swoje kolana cały czas uspakajająco gładząc po plecach.
- Najgorsze było jednak, to, co się stało po zakończeniu przeze mnie szkoły. Powiedział wszystkim, że wyjechałem do matki, a tak naprawdę wrzucił mnie do piwnicy bez okien. Jeśli chciał, to rzucał mi coś do jedzenia i picia, jeśli nie, to powoli słabłem. Byłem strasznie wycieńczony, nie miałem siły się ruszać ani bronić... Chociaż pewnie wiesz, że hybrydy maja wyostrzone niektóre zmysły, byłem jednak tak wycieńczony, że nie miałem siły siedzieć. Wielokrotnie mnie katował, prawdopodobnie raz miałem połamane żebra.- Od tego momentu ja również nie hamowałem łez.- Moim ratunkiem było to, że z pracy wysłali go na jakieś szkolenie. Domem zajmowała się jego Siostrzenica, parę lat starsza ode mnie. Słyszałem jak tłumaczył jej, żeby nie otwierała drzwi w piwnicy, ale na szczęście go nie posłuchała. Opatrzyła mnie, Kupiła jakieś ubrania i z niewielka ilością pieniędzy wysłała mnie do mojej matki. Niestety ona też nie odczuwała uczuć macierzyńskich. Błąkałem się prawie trzy miesiące zanim w końcu trafiłem na Ciebie... Resztę znasz.
Harry:
Już jakiś czas mieszkam z Zaynem, było mi strasznie głupio, że go tak wykorzystuję, więc gdy któregoś dnia pani Rosa musiała wyjść wcześniej, bo jej córka była w szpitalu, postanowiłem ją zastąpić. Sądząc po jego minie podczas jedzenia, to naprawdę mu smakowało. Sypał komplementami, a ja za każdym razem rumieniłem się jak zakochana nastolatka. Cóż... pierwszy raz w moim beznadziejnym życiu ktoś okazał mi tyle troski i zainteresowania. Jego nieliczni przyjaciele, też okazali się świetni. Ernest był jak taki dobrotliwy dziadziuś, a Louis zwariowany, starszy brat. Kiedyś usłyszałem jak niby w żartach groził Zaynowi z mojego powodu: Spójrz na niego jest, kompletnie bezbronny i nauczył się nigdy Nie oczekiwać od życia nic dobrego... ale jeśli kiedykolwiek będzie przez ciebie płakał, to nie pomoże Ci nawet nasza wieloletnia przyjaźń. Byłam w szoku, bo nie sądziłem żeby komukolwiek aż tak na mnie zależało i to dopiero po dwóch spotkaniach. Z każdym kolejnym dniem i poznanym człowiekiem, przeżytym doświadczeniem stawałem się coraz żywszy. To trochę tak jakbym do tej pory widział wszystko w czerni i bieli, a teraz wreszcie do mojego świata zawitały kolory.
Prawie trzy miesiące zajęło mi, to żeby zaufać w pełni Malikowi i zwierzyć się mu z mojej beznadziejnej historii. Cierpliwie mnie wysłuchał, nie przerywał. Tylko gestami i dotykiem informował mnie, że cały czas tu jest i mnie wspiera. Głównie dzięki temu dałem radę mu, to wszystko opowiedzieć i jednocześnie nie załamać się całkowicie, gdy wspomnienia znów zalały mój umysł. Niestety tego dnia już nigdzie nie wyszliśmy, na początku byłem na siebie trochę zły, Myślałem, że zepsułem mu wolne popołudnie. Później po raz kolejny mnie zaskoczył, zamówił wszystkie moje ulubione potrawy, a nigdy nawet nie wspominałem mu, co lubię. Objadłem się do granic możliwości, on chyba też sądząc po jego zadowolonym uśmieszku i półprzymkniętych powiekach. Położyłem się na kanapie, a on szybko ułożył się na moich kolanach.
- Dziękuję Zee- uśmiecham się leniwie i zamykam oczy.
- Zee?- Pyta.
- Jeśli Ci przeszkadza, to nie będę tak mówić...
- Kotku, możesz mówić jak tylko Ci się podoba.- Odpowiada niby wesoło, ale czuję, że zawarte jest w tym jakieś drugie znaczenie.
- Zayn?
- Przepraszam Harry, ale ja tak dłużej nie mogę... muszę wiedzieć czy mam jakieś minimalne szanse na bycie z tobą?- Zamieram i wpatruję się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Mówisz poważnie?
- Hazz ja wiem, że ty prawdopodobnie nawet nie jesteś gejem. Pewnie jesteś teraz zażenowany, że twój przyjaciel się w tobie zakochał, ale kurwa każdy, kto ma oczy i chociaż zalążek serca straciłby dla Ciebie głowę, serce i samego siebie...- Znowu się popłakałem, ale tym razem z innego powodu. Nigdy nie sądziłem, że mogę być dla kogoś tak ważny, że ktoś mógłby obdarzyć mnie tak silnym uczuciem.
- Zayn...- Próbuje powiedzieć po prostu, co czuję, ale przerywa mi przerażony bełkot.
- Harry nie oczekuję od Ciebie niczego, czego nie będziesz chciał. Boję się, że zmusisz się do czegoś, czego wcale nie chcesz przez wzgląd na naszą przyjaźń, albo przez wdzięczność... Nie, dlatego, to powiedziałem, kurwa powinienem trzymać język za zębami...
- Malik!- Pierwszy raz podniosłem na niego głos, ale przynajmniej poskutkowało. Zamknął się. Teraz na mnie tylko patrzy przerażonymi ślepiami. Widok jest tak przekomiczny, że nie umiem się powstrzymać i parskam śmiechem. Staram się opanować, kiedy widzę, że jest mu przykro.
- Zaynie Maliku, któremu nie oficjalnie na drugie dano ślepiec: JESTEM W TOBIE ZAKOCHANY OD PRAWIE TRZECH MIESI ECY.- Widzę na jego twarzy szok, który stopniowo ustępuję szczęściu.
- Mówisz poważnie?- Pyta szeptem.
- Śmiertelnie poważnie Zee.- Odpowiadam w ten sam sposób. Następne, co rejestruję, to szybki ruch, a następnie jego usta na moich. Całuję mnie powoli i z czułością. Nigdzie się nie śpieszymy. Ostrożnie przesuwa językiem po mojej dolnej wardze, rozchylam usta. Szybko to wykorzystuję pogłębiając pocałunek. Smakuję jak dym tytoniowy i czekolada. Od teraz jestem uzależniony od tego smaku, mam cichą nadzieję, że nie zabraknie mi mojego narkotyku do końca życia.
Taa nadzieja matką głupich...
Zayn:
Jestem kurwa pan idealny. Perfekcyjnie potrafię spieprzyć sobie życie. Wystarczyła tylko chwila.
Tego dnia w pracy miałem taki zapierdol jak jeszcze nigdy wcześniej. Dwóch moich ulubionych głąbów spierdoliło mi kilka ważnych transakcji. Oczywiście wszystko spadło na mnie i będzie dobrze, jeśli nie stracę stanowiska. Jak ostatni idiota zamiast udać się od razu do domu, do kogoś, kto mógłby mnie uspokoić i pocieszyć, idę do pierwszego lepszego baru. Po paru, a może raczej parunastu głębszych zamawiam taksówkę i jadę do siebie. Tam zastaję mojego chłopaka zawzięcie coś gotującego. Wygląda zajebiście seksownie, odurzony alkoholem mózg i domaga się rozładowania napięcia. Mój członek nieprzyjemnie napiera na ciasne spodnie. Podchodzę do niego i obejmuję go w pasie, zaczynam całować jego szyję. Widzę, że coś jest nie tak, ale jak na prawdziwego egoistę nie za bardzo zwracam na to uwagę. W końcu go odwracam, a on mnie delikatnie odsuwa.
- Piłeś Zayn.
- No i co z tego?- Jęczę żałośnie
- Nie dotkniesz mnie w ten sposób, kiedy jesteś pod wpływem.- Mówi, a ja zamiast myśleć, dlaczego, Po prostu odpycham go od siebie zajebiście mocno, wpada na stół. Widzę w jego czach łzy.
- A to kurwa nie!- Drę się na całe gardło- jeżeli nie ty, to jestem pewien, że znajdę jakąś sukę...- nie dokańczam, bo mnie policzkuję. Mocno. Odwraca się i wychodzi do ogrodu. Wzruszam ramionami i kieruję się w stronę łazienki, zdejmuję ubrania i wchodzę pod gorący prysznic. Jednak czuję, że alkohol i ciepła kąpiel, to zły pomysł. Szybko odkręcam, więc zimną. Parę minut później wychodzę orzeźwiony i otrzeźwiony. Z przerażeniem uświadamiam sobie, co zrobiłem. Z prędkością światła się ubieram, wybiegam z łazienki i wołam:
- Harry?- Nic.
- Hazz. Znowu Cisza.
- Kotku?- Bez rezultatu.
- Kochanie?- Właśnie sobie spierdoliłeś życie kretynie; myślę.
***
Parę godzin później siedzę błagając Louisa, żeby odszukał Harry'ego, bo hybrydy z łatwością wyczuwają swój zapach. Szczególnie tych, z którymi łączą je jakieś więzy emocjonalne. Tomlinson traktuję mojego chłopaka jak swojego młodszego brata, co dość dobitnie wytłumaczyła mi jego pięść w zderzeniu z moją twarzą.
- Popierdolony sukinsynie!- Wyzywa mnie już któryś raz z rzędu- Ostrzegałem Cię żebyś go nie zranił.
- Proszę Cię Tommo.- Szepcze ze łzami w oczach.
- Zasadnicze pytanie brzmi: Dlaczego tak bardzo chcesz go odszukać? Radzę Ci się dobrze zastanowić, bo od tego jak odpowiesz zależy czy pomogę Ci go znaleźć...
- Nie muszę się zastanawiać: Kocham go, nawet jak mi nie pomożesz, to przekopie cały Londyn w jego poszukiwaniu.- Przez chwilę mi się przygląda z błyskiem w oczach.
- W porządku, pomogę...
Przepraszam za błędy :D, nie robię tego specjalnie... ja ich po prostu nie widzę :(
Jak zawszę każda, opinia milę widziana ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro