Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Za często jednak chowa serce...//Zarry cz.1


OPIS:Jak tak to prosiłabym o Zarry.-Harry jest samotną, błąkającą się ulicami Londynu hybrydą. Zayn jest wysoko postawionym szefem firmy.Hybryda jest niemową i bardzo się boi ludzi, bo ktoś ją kiedyś bardzo skrzywdził i boi się odezwać. Ma depresję.Zayn nie umie kochać, jest samolubny i arogancki.W jakiś sposób znajduje Harry'ego (zostawiam to tobie) i coś się w nim budzi i zabiera go do siebie.Opiekuje się nim, troszczy się o niego, mówi mu ze go kocha i harry się do niego przywiązuje i zaczyna mówić, ale pewnego dnia Zee wraca zły z pracy i krzyczy na hybrydę, a ta ze strachu ucieka. Zayn zaczyna jej szukać.Zostawiam tobie, to czy ją znajdzie, czy nie. Chociaż wolałabym smutne zakończenie, ale zaskocz mnie :) Może pomieszanie smutnego z szczęśliwym?


Naprawdę przepraszam, ale jak zwykle się rozpisałam. zazwyczaj kiedy mam AU, to wychodzi mi dłuższy prompt. Do tego ten bardzo dobrze mi się pisało i zanim się zorientowałam miałam ponad 2500 słów, a nawet nie byłam jeszcze w połowie. Podzieliłem go więc na dwie części. Drugą dodam tak szybko jak tylko ją skończę...

Mam nadzieję, że jednak choć trochę bd Ci się podobać.

Proszę o opinie :)

Harry:

Kolejny dzień, który nie przyniesie mi nic dobrego jedynie ból, zimno i cierpienie. Jest wigilia Bożego Narodzenia, a ja samotnie włóczę się po zasypanych śniegiem ulicach Londynu. Zastanawiając się czy ktoś będzie na tyle miłosierny by w ten wyjątkowy dzień podzielić się, chociaż kawałkiem czerstwego chleba ciągu tych kilku miesięcy, które spędziłem, jako bezdomny niemowa ze zdziwieniem stwierdziłem, że hojniejsi są Ci, którzy sami nie wiele mają: Starsza kobieta z uśmiechem oddała mi kiedyś swoje rękawiczki, podczas gdy bogato ubrani ludzie przeganiają mnie ze swojej drogi i patrzą z takim obrzydzeniem, że sam zacząłem czuć do siebie jeszcze większy wstręt. Chociaż tak naprawdę nigdy nie lubiłem siebie. Nie ma w tym nic dziwnego, naprawdę. Moja mama, o ile mogę nazwać tak tą kobietę, zdradziła swojego męża z hybrydą. Dziewięć miesięcy później na świat przyszedłem ja, wyraźnie widać było, że na pewno nie jestem synem Jacka. Kocie uszka i ogon, były doskonałym dowodem zdrady. Na początku nie było tak źle wystarczyło, że nauczyłem się schodzić mu z drogi. Niestety jakiś rok przed skończeniem przeze mnie szkoły moja matka uciekła, tylko zapomniała zabrać mnie ze sobą... Gdy ojczym się zorientował, wpadł w szał najpierw pobił mnie do nieprzytomności, wykrzykując, że to wszystko moja wina, że mógł utopić mnie w worku jak byłem mały. Później zaczął kontrolować mnie na każdym kroku. Jeśli chciałem dostać coś do jedzenia i nie spać na dworze, to oprócz szkoły nie wolno było mi nigdzie chodzić. Zresztą i tak nie miałbym, do kogo iść nie byłem zbyt lubiany. Holmes Chepel jest małym miasteczkiem, ludzie tam wiedzą o sobie wszystko.

Więc ogólnie wiadome było, że mój ojciec jest nieznany, bo matka się puściła z obcym facetem. Uszy ukrywałem pod lokami a ogon owijałem wokół pasa nosiłem zawsze długie bluzki i swetry, które mogły go ukryć. Niestety pewnego dnia moja skrywana tajemnica wyszła na jaw i od tamtej pory zaczęło się prawdziwe piekło: byłem bity i poniżany na każdym kroku, a po powrocie do domu dostawałem poprawkę za to, że w ogóle oddycham. Po zakończeniu przeze mnie edukacji ojczym wmówił wszystkim, że wyjechałem do matki, a tak naprawdę zamknął mnie w piwnicy bez okien. Dopiero po jakimś roku gdy on wyjechał, a domem miała zajmować się jego kuzynka, zobaczyłem innego człowieka. Kobieta była zbyt ciekawa co skrywa Jack więc wbrew jego zakazom zajrzała do zamkniętego pomieszczenia. Była moim aniołem, umyła mnie i nakarmiła, opatrując moje liczne rany cały czas płakała. Nie miałem nawet jak jej pocieszyć słowami, bo od roku do nikogo się nie odzywałem i zapomniałem jak to się robi. Z mojego gardła wydobywało się jedynie miałczenie. Kupiła mi ubrania, dała trochę gotówki i wysłała na adres pod, którym podobno przebywa moja matka. Tylko, że ta zatrząsnęła mi drzwi przed nosem i w taki o to sposób utknąłem w bezdusznym, zabieganym mieście sam na ulicy. W przetrwaniu pomagał mi fakt, że hybrydy mają bardziej wyczulone zmysły niż normalni ludzie. Dzięki temu jeszcze nie zostałem zatłuczony na śmierć. Niestety dzisiaj chyba nie dam rady uciec, bo przez moje rozkojarzenie i osłabienie nie zorientowałem się kiedy otoczył mnie jakiś uliczny gang.

- To młody będzie twoja ofiara, jeśli zdołasz go zabić przyjmiemy Cię do swoich szeregów.- świetnie, pomyślałem mam być pierwszą krwią młodego gangstera. Przyjrzałem się chłopakowi, na oko był jakieś dwa lata młodszy ode mnie i zdecydowanie bardziej przerażony. Co było dziwne, bo to przecież on ma zabić mnie, a nie odwrotnie.

Zayn:

- Kurwa, kurwa! Pozabijam wszystkich tych małych darmozjadów! Ja pierdole przecież toto do niczego się nie nadaję, czego oni was teraz do Chuja uczą na tych studiach!- Szlak mnie trafiał kiedy patrzyłem na moich dwóch stażystów, którzy nawet pieprzonego zamówienia nie umieli poprawnie wypełnić. Nie mówiąc już o wysłaniu i zaksięgowaniu tej czynności. To już znacznie przekracza ich poziom intelektualny.- Wypierdalać! Do jutra macie się tego porządnie nauczyć jak nie, to zerwę umowę z uczelnią i nie zapomnę napomknąć, że to wasza wina.- Widziałem jak twarze chłopaków bledną jeszcze bardziej, nie mieli nawet odwagi spojrzeć mi w oczy i to dawało mi chorą satysfakcję, bo uwielbiam pomiatać innymi, czuć się od nich lepszym.

- Przepraszamy Panie Malik, ale jutro jest Boże Narodzenie i...

- A co mnie, to obchodzi.- warknąłem, ale wiedziałem, że nie wolno mi zapędzać ich do niewolniczej pracy akurat w to święto bo miałbym wszystkie instytucje zajmujące się prawem pracy i prawami człowieka na karku. -Najpóźniej na poniedziałek rano wszystkie te dokumenty mają znajdować się na moim biurku ułożone według dat wysłania towaru. Jasne?!

- t-taak- Wyjąkał jeden, mruknęli do widzenia i niepewnym krokiem wyszli. Żałosne.

***

Spojrzałem na zegarek znajdujący się na biurku. Już blisko Ósmej wieczorem czas się zbierać, bo na pewno Ernest też chciałby już pozamykać i zdrzemnąć się odrobinę. Ten stary portier był jedną z nielicznych osób, która widywała moją drugą łagodniejszą stronę. Był jedyną namiastką rodziny. Prawdziwa wyrzekła się mnie gdy tylko wyszło na jaw, że jestem gejem. Mój ojciec jest, albo był nawet nie wiem czy jeszcze żyje, zagorzałym tradycjonalistą, a muzułmanie nie uznają homoseksualistów. Więc by zmazać plamę na honorze rodziny wyrzucił mnie z domu tak jak stałem na dwudziesto stopniowy mróz. Zatrzasnął drzwi i nie interesowało go to czy jego jedyny syn zdoła przeżyć. Na szczęście spotkałem bezdomnego Ernesta. Zaprowadził mnie do jakichś opuszczonych budynków, posadził przed ogniskiem i podzielił się kolacją. To było równe osiem lat temu. Dzisiaj ja jestem prezesem jednej z najlepiej prosperujących firm transportowych, ale nigdy nie zapomnę, że wszystko to miałem szanse osiągnąć dzięki niemu. Prawda jest taka, że w tamtych czasach bardzo przypominałem moich żałosnych stażystów i gdyby nie bezdomny tamtej nocy najprawdopodobniej zamarzłbym na śmierć.

- Wesołych Świąt Zayn.- Mówi mój zbawca uśmiechając się półgębkiem.

- Tobie również.- Odpowiadam- Jak co roku zapraszam jutro do mnie na obiad i tradycyjnie seans filmu: „ Ale Jazda".

- Ten o międzystanowej 66?

- Tak- Uśmiecham się- To pierwszy film, który obejrzeliśmy gdy udało nam się stanąć jakoś na nogi i wynająć tą obskurną kawalerkę.- Kiwa głową i zapewnia, że na pewno się pojawi. Zjeżdżam na podziemny parking i z westchnieniem ulgi kieruję się do „Eleanor" mojego samochodu. Mam słabość do filmu 60 sekund, a właśnie w tym filmie Shelby Mustang GT500, był tak nazywany. Po Okołu dwudziestu minutach jazdy w nieustannych korkach zdecydowałem się skrócić sobie drogę. Skręcam w jedną z bocznych uliczek, postanawiając ominąć najbardziej zakorkowaną ulice miasta. Dzięki moim dawnym pieszym wycieczkom świetnie orientuję się w topografii miasta. Już mam skręcać w lewo kiedy w jednym z zaułków dostrzegam młodego chłopaka otoczonego przez jakąś grupę, na początku chciałem to zignorować. Coś jednak kazało spojrzeć mi tam raz jeszcze, jeden z napastników odłączył się od reszty i szedł do chłopaka. Wyłączyłem światła i powoli jechałem w ich kierunku, gdy byłem już wystarczająco blisko dojrzałem na ich głowach identyczne przepaski, czyli gang. Z kolei chłopak wyglądał na bezdomnego, poczułem drgnięcie dawno zapomnianego przeze mnie serca. To byłem ja z przed kilku lat, może dzisiaj przyszedł czas na spłatę długu jaki zaciągnąłem u przeznaczenia kiedy zdecydowało się postawić na mojej drodze Ernesta, może dzisiaj ja jestem ratunkiem dla niego. Moje rozmyślenia przerwały głośne dopingi grupy, zobaczyłem że młody stoi dumnie wyprostowany, a na jego twarzy nie widać żadnych emocji, podczas gdy gangster zamachuję się nożem on odsuwa się o krok przez co napastnik atakuję powietrze i się wywraca. To rozsierdza resztę, wiem, że prawdopodobnie go za to rozszarpią na strzępy. W jednej sekundzie się decyduję: włączam

światła i z piskiem opon ruszam w ich kierunku. Zdezorientowani odskakują, ustawiam samochód bokiem i szarpie za klamkę.

- Do środka!- Rozkazuję. Chłopak momentalnie znajduję się w aucie, a ja ruszam nie dbając o to czy, któregoś z tych skurwysynów przejadę. Przez całą drogę w aucie panuje grobowa cisza. Wiem, że gdy jestem wkurzony jestem strasznie wredny, a nie chcę przestraszyć chłopaka jeszcze bardziej. Otwieram bramę i parkuję na pojeździe, dzisiaj nie chce mi się Wjeżdżać do garażu. Wyciągam kluczyki i po raz pierwszy patrzę na niego. To, co widzę sprawia, że zachłystuję się z wrażenia i to w tak kiepskim świetle, pomimo brudu widocznego na nim i znoszonych ubrań: Jest bezapelacyjnie najpiękniejszą istotą jaką spotkałem. Loki, duże przerażone oczy, idealny rysy. Ciężko przełykam ślinę i spokojnie mówię:

- Choć, młody.- Patrzy na mnie dziwnie i szybko wysiada z samochodu, chce uciec ale szybko go łapie i po mimo tego, że jest wyższy ode mnie o głowę przerzucam go sobie przez ramie i wnoszę do domu. W progu wita nas mocno zdziwiona gosposia.

- Kolacja w kuchni Panie Malik.- kiwam głową na znak, że rozumiem. Kobieta jest sumienna i nie narzuca mi swoich opinii na temat trybu mojego życia.

- Dziękuję, jutro ma pani wolne.- widzę zdziwienie na jej twarzy. Wyciągam kopertę z kieszeni i jej podaję.- To pani świąteczna premia.- Dziękuję mi szerokim uśmiechem, żegna się i wychodzi. Odstawiam loczka, a on od razu odskakuje ode mnie parę metrów i widocznie się stresuje. Jego rozbiegany wzrok szuka jakiejkolwiek drogi ucieczki. Nic z tego myślę.

- Spokojnie nic Ci nie zrobię.- staram się mówić cicho i spokojnie.- Sądząc po twoim stroju spędziłeś trochę czasu na ulicy.- Wbija spojrzenie w podłogę i nadal milczy. Równie urocze co irytujące. Czuję jakąś dziwną więź z tym milczkiem i chęć pomocy.- Hej, popatrz na mnie Młody.- Podnosi zielone załzawione ślepia, a mi po raz kolejny serce chce spierdolić z klatki piersiowej i uciec wprost do niego... Co jest, Kurwa? Otrząsam się z szoku i kontynuuję- Nie musisz się tak stresować, wiem że to tekst wszystkich psychopatów, ale naprawdę ja nim nie jestem nie zadźgam Cię. Nie zgwałcę...- Mówię, a widząc jak chłopak chwieje się na moje stwierdzenie mam ochotę sobie przywalić, mocno. No i oczywiście dopaść tego, który coś mu zrobił.- Jestem tylko idiotą bez taktu, błagam nie przejmuj się tym co mówię, bo większość tego to bezsensowne pieprzenie... Tak więc jestem nie groźny i naprawdę chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć, chciałbym pomóc.- Kręci głową, a po jego twarzy płyną łzy rozmazując brud. Chwytam się ostatniej deski ratunku i mówię:

- Może trudno w to uwierzyć, ale jakieś osiem lat temu byłem w takiej samej sytuacji jak ty. Ojciec wywalił mnie z domu, nie uznaje homoseksualistów, a tak się składa, że jestem gejem. Miałem tylko dziewiętnaście lat, Nawet nie skończyłem szkoły, nie miałem pracy.- Powoli do niego podchodzę, spoglądam mu w oczy- Chcę pomóc tobie tak jak wtedy ktoś pomógł mi.-Widzę jak chłopak uparcie za czymś się rozgląda, podnosi rękę i powoli podchodzi do stolika na którym są jakieś kartki z zapiskami gosposi i długopis. Piszę coś, a następnie podaję mi. Czytam na głos.

- Jestem Harry. Już nie mogę mówić, przepraszam.- Patrzę na niego, nerwowo wykręca swoje palce. Budzi się mój instynkt opiekuńczy. Mam ochotę schować go przed całym światem i pozabijać tych, którzy zdążyli go w jakikolwiek sposób skrzywdzić.- Zostaniesz? Przynajmniej na jakiś czas, jeżeli się mnie boisz to możesz zamykać się na klucz kiedy będziesz szedł spać.- kiwa głową. Uśmiecham się do niego, kiedy to odwzajemnia wiem, że jest już po mnie. Nie jestem już w posiadaniu własnego serca, on mi je bezczelnie zapierdolił. Boję się tylko, że zmieniłem się za bardzo i nie będę umiał sprawić by ta krucha istota czuła się w moim towarzystwie bezpieczna.

Harry:

Patrzę na chłopaka z zaciekawieniem, ufam mu i nie wiem czy to dobrze. Tyle ludzi już mnie zraniło i zawiodło, nie jestem pewien czy przeżyje to jeszcze raz. Zresztą równie dobrze może mnie zaraz wywalić gdy pozna tajemnice, którą skrywają moje loki i ubrania. Szuka mi czegoś na przebranie.

- Proszę- Podaję mi jakąś koszulkę bieliznę i dresy- wybrałem największe jakie znalazłem.- Dziękuje mu uśmiechem, ale po chwili marszczę brwi, nawet nie wiem jak ma na imię. Chwytam ponownie kartkę i długopis. Zapomniałem zapytać jak masz na imię...

- Zayn Malik.- wydaje mi się, że gdzieś już słyszałem to nazwisko, ale wiem, że zbytnia ciekawość nie popłaca. Dziękuję za uratowanie mi życia Zayn.- Piszę, a on czyta jednocześnie.

- Nie ma za co loczek.- Mówi ze śmiechem i w przyjacielskim geście przejeżdża przez moje włosy, które są teraz w opłakanym stanie. Do momentu, aż natrafia na ucho, marszczy zabawnie brwi i odgarnia mi loki.- Jesteś hybrydą, Hazz.- Stwierdza zdziwiony. Kiwam głową i parze na niego przerażony spodziewając się kolejnych wyzwisk, ale on tylko uśmiecha się szerzej drapie mnie za uchem. Mruczę.- Rozprostuj ogon, prawdopodobnie cholernie boli Cię od ciągłego zwijania.- patrzę na niego zszokowany.

- Pewnie zastanawia Cię skąd tyle wiem o twojej rasie?- Przytakuję.

- Mam przyjaciela, kiedyś zresztą krótko byliśmy razem: jest hybrydą. Jednocześnie jedną z niewielu bliskich mi osób. Louis jest szczery, i strasznie rozgadany. Nie ma chyba czegoś czego nie wiem o hybrydach.- Mówi i jakby chcąc udowodnić, że ma rację drapię mnie delikatnie za uchem, a ja z przyjemności aż zamykam oczy. Gdy zabiera rękę otwieram je ponownie. Chwyta mnie za dłoń i ciągnie w stronę jakichś drzwi. Okazuję się, że to przestronna łazienka z dużą wanną i puszystymi dywanikami.

- Czas na kąpiel kochanie.- Mówi, a na ostatnie słowo moje serce wykonuje jakieś dziwne fikołki. Zostawia mnie samego, nalewam wody do wanny. Powoli przeglądając kosmetyki, ma ich więcej niż moja matka kiedy jeszcze z nami mieszkała... Wybieram jakiś miętowy szampon i żel o zapachu trawy cytrynowej i limonki. Nie chce przesadzić z ilością wody, głównie przez to, że moja kocia część raczej nie przepada za podtapianiem. Zresztą nie mam też zbyt dobrych wspomnień z tym związanych... Potrząsam głową i postanawiam chwilowo przepędzić bolesne myśli. Gdy jestem już czysty i przebrany w ubrania Zayna niepewnie wychodzę z pomieszczenia. Kieruję się za dźwiękami i znajduję Chłopaka w kuchni. Stawia właśnie na stole talerz z apetycznie wyglądającym posiłkiem i dwie herbaty. Kuszące zapachy powodują, że z mojego brzucha słychać głośne burczenie, czerwienie się. Zayn gestem zaprasza mnie do stołu, siadam ale nadal na niego nie patrzę.

- Harry, nie krępuj się mnie w żaden sposób. Tak jak mówiłem, byłem kiedyś na twoim miejscu. Wiem jak to jest, nie musisz się mnie wstydzić. Prawdopodobnie nic co przeżyłeś w ciągu ostatnich miesięcy nie jest mi nieznane.- Podnoszę wzrok i bezgłośnie mówię Dziękuje. Na szczęście rozumie.- Smacznego- Jemy w ciszy, a moje rozbiegane myśli nie dają mi spokoju: Czy to dobrze, że mu zaufałem? Jak długo będę mógł tu zostać? Co przyniesie kolejny dzień czy tydzień? Po skończonej kolacji, mulat wstawił naczynia do zmywarki i z ciepłym uśmiechem podszedł do mnie. Ostrożnie złapał mnie za dłoń i przyciągną mnie do uścisku. Na początku się spiąłem, ale wtedy usłyszałem jego cichy głos:

- Nie mam pojęcia co Ci się przytrafiło, kiedy mi zaufasz to możesz zawsze przyjść i podzielić się swoją historią. Tylko wtedy kiedy będziesz na to absolutnie gotowy. Ok?- kiwam głową.- Teraz czas spać kotku.- Mówi jednocześnie zataczając uspakajające kręgi na moich plecach. Zaciągam się jego zapachem. Znajdując się w jego objęciach czuję spokój i dziwne ciepło rozchodzące się po moim ciele i już wiem, że to nie jest tylko wdzięczność i sympatia. To coś znacznie większego, coś czego nigdy nie spodziewałem się poczuć...


Przepraszam za ewentualne błędy :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro