Tylko zostań ze mną/ Nouis cz. 2
Hej pisane po północy, a wstawione prawie o czwartej nad ranem :) więc proszę nie bić za błędy :)
***
Louis przede wszystkim czuję się upokorzony. To nie jest niewinne zażenowanie czy wstyd tylko wiele więcej. Jest podminowany tym, że pomimo swojego głośnego zadziornego charakteru nie był w stanie się wtedy sam obronić. Stara sobie przypomnieć, co czuł leżąc na zimnym betonie i jedyne, co wraca do niego falami wraz z tym wspomnieniem to bezsilność. Jest zażenowany tym, że sam nie potrafił sobie poradzić tamtym gościem... co prawda ten cały Marcus jest nieco większych gabarytów niż on, ale jednak do cholery jest facetem i ostatnio jak sprawdzał to nic w tym temacie się nie zmieniło. Dlatego nie radzi sobie najlepiej z tym, że znowu ktoś inny musiał ratować go z opresji niczym delikatną, średniowieczna księżniczkę. To trochę uwłaczające, a przynajmniej on t tak odbiera.
Reszta jego emocji jest tak ze sobą wymieszana i sprzeczna, że jemu samemu ciężko za nimi nadążyć. Boi się innych, a szczególnie mężczyzn... cóż wyjątkiem jest Niall, który jakoś zdołał przeniknąć przez jego strefę bezpieczeństwa. Niestety trójka przyjaciół nadal pozostaję oddzielona od niego niewidzialną barierą, a każda próba zbliżenia się Stylesa, Liama czy Zayna na mniej niż dwa metry kończy się mini zawałem... pomimo to nie chce być sam i próbuję jakoś wyjść do nich, być dawnym sobą, ale wszyscy widzą, że to nadal za wiele. Czasami ma dosyć ich wcale nie dyskretnych zmartwionych spojrzeń, ale jednocześnie potrzebuję tej troski i poczucia bezpieczeństwa, które jakimś cudem ta czwórka idiotów mu zapewnia.
Tak jak teraz.
Niby nie robią nic szczególnego... siedzą jak za dawnych czasów i oglądają któryś z kolei odcinek serialu o czymś paranormalnym. Jakieś wilkołaki. Louis wie, że Niall kocha takie klimaty, ale blondyn za nic w świecie by się do tego nie przyznał. Ba! On wypierałby się tego w żywe oczy, ale prawda i tak byłaby dostrzegalna poprzez rumieniec rozszerzający się po jego policzkach i szyi.
- Harry ta cała Lydia to totalnie ty!- Śmieję się Payno. Hmm? W sumie Tommo może się z tym zgodzić, a oburzona mina Stylesa jest bezcenna.
- Przepraszam bardzo Liam?! Czy widzisz żeby nagle urosły mi cycki?
- No może poza tym małym szczegółem...- Wtrąca Louis i reszta na chwilę zamiera.- Popatrz: strojnisia, modnisia i te jej włosy, którymi zarzuca na prawo i lewo.
- Ta...- Mruczy Malik.- Nie wywiniesz się z tego stary.
- Ale w takim razie, kto jest twoim Jacksonem?- Parska Horan rozrzucając na około okruszki chrupek.
- Nick- Krzyczy Louis.
- No chyba nie!- Rozbiegany wzrok Harry'ego jest dosyć komiczny.
- Oi taaaak.- Mówi Tomlinson. Nie zwracając uwagi na zaprzeczającego Stylesa- Nick to totalny dupek i kutas... pasuję jak ulał!
- A ty Lou kim jesteś? Allison?- Prycha młodszy i próbuję nie pokazać po sobie, że jest speszony.
- Nie Hazz... ja byłbym idealnym Peterem.- Chwila ciszy, a później gromi śmiech.
- Prawda.- Liam tylko kiwa głową, a Styles się uśmiecha.
- Sassy Quenn.- Chichocze pod nosem Horan, a Louis po prostu uderza go w ramię, a gdy to nie pomaga ciągnie go za te blond kudły, aż nie milknie wtedy uśmiecha się zadowolony.- To tylko potwierdziło moje słowa Loueh.- Ale nie ma w tym złośliwości czy kpiny, więc Tomlinson tylko wzrusza ramionami i wracają do oglądania odcinka. Ostatecznie Harry zasypia na fotelu, a Liam gapi się w telefon prawdopodobnie czekając na wiadomość od swojej pani. Zayn udaję, że ogląda serial, a tak naprawdę obserwuję przyjaciół, bo Louis właśnie nieco niepewnie wsuwa się pod ramię Horana i układa głowę tak żeby było mu wygodnie. Brunet widzi ten szczenięcy wzrok blondyna i jego szczęśliwy uśmieszek.
Zostają jakiś czas w ten sposób i to wystarcza by, Tommo poczuł się odrobinę pewniej... przynajmniej jest już w stanie dotknąć swoje siostry bez wzdrygania się i od czasu do czasu nawet wyjdzie do ogródka, ale tylko wtedy, gdy ktoś (Niall) mu towarzyszy.
Zdarzają się też gorsze dni, a jeden z nich następuję, gdy pozostali muszą wracać do swoich obowiązków. Nagrywania i pisania, a Louis pozostaję sam w ciemnym pokoju. Jednak nie trwa to długo.
***
Niall nie ma pojęcia, co właśnie wyprawia. Przesuwając terminy o kolejny miesiąc, ale szczerze gówno go to obchodzi, bo ma to poczucie, że to jest właśnie to, co powinien zrobić. Więc to robi. Koniec i kropka. Wychodzi z Londyńskiego mieszkania zaopatrzony w ubrania na kilka tygodni i rusza z powrotem, do Doncaster. Tak naprawdę ma na myśli, że wraca do Louisa, ale na razie woli trzymać to w podświadomości niż dać temu uwolnić się w tak nieodpowiednim dla nich momencie.
Kiedyś, gdzieś po drodze miał moment nadziei, że może oni są czymś więcej... Jednak nigdy nic na ten temat nie mówili i poza paroma gestami nic się nie wydarzyło. Dlatego zostawił sprawy swojemu biegowi. Pozwijcie go... on tylko nie chciał zrujnować ich przyjaźni. Żył przez dwa lata w stanie zawieszenia. Przeżywając kolejne nic nieznaczące epizody gdzieś na trasie czy w klubach i teraz prawdopodobnie nie umiałby nawet przywołać ich twarzy o imionach nawet nie mówiąc.
Nic nie może poradzić na to, że to uczucie tam jest i nie chce sobie nigdzie od niego iść. Przestał próbować wyleczyć się z Louisomani już jakiś czas temu. Jest beznadziejnym przypadkiem, całkowicie zakochanym w najlepszym przyjacielu, a żeby było zabawniej to Tommo uważa go za w stu procentach hetero gościa. Nie ułatwia mu to życia. Oi nie.
Kiedy wysiada musi odetchnąć parę razy zanim tam wejdzie i zacznie tłumaczyć Tomlinsonowi, dlaczego od tak zawiesił dla niego swoje plany. Nie wie jak ma to zrobić żeby Louis mu uwierzył, choć trochę. Ta cholera zna go zbyt dobrze i jeśli zacznie się plątać i czerwienić to będzie po nim.
Dzwoni do drzwi, a chwilę później pojawia się w nich Daniel. Dobrą minutę stoi tam i po prostu gapi się na Horana jakby zobaczył ufoludka.
- Zapomniałeś czegoś Niall?- Pyta ze zdziwieniem.
- Właściwie to nie... ale też trochę tak? Zależy jak na to spojrzeć.- Mamroczę cicho z małym uśmiechem.
- Dan! Nie trzymaj mi dziecka na mrozie!- Słyszą Jay gdzieś z salonu, a kiedy wreszcie blondyn dostaję się do środka widzi mamę Louisa okręconą w koc i czytającą książkę na kanapie.- Witaj Niall- Uśmiecha się ciepło- Cieszę się, że tu teraz jesteś skarbie.- Poklepuję miejsce obok siebie- Ale... musimy sobie chwilkę porozmawiać.- Irlandczyk nerwowo ciągnie za rękawy swojego płaszcza i zagryza wargi.
- Uhm... a gdzie Lou?
- Śpi. On... cóż chyba wasza obecność miała na niego pozytywny wpływ.
- Ale przecież mówił, że nie ma problemu... że chce pobyć trochę sam.
- Znasz go Niall.- Jay kręci głową- Nie chce żebyście coś przez niego odkładali czy z czegoś rezygnowali.
- Ta... To, o czym chcesz rozmawiać?- Pyta, kiedy już nie może powstrzymać lekkiej paniki.
- Oi Oi.- Mówi kobieta chichocząc krótko i tak bardzo przypomina mu Tommo, że aż na chwilę wytrzeszcza śmiesznie oczy.- Mężu czy mógłbyś iść zająć czymś te dwa potworki?- Zwraca się do Daniela wskazując na swoje najmłodsze dzieci bawiące się klockami na dywanie.
- Jasne.- Minutę później są już sami i wpatrują się w siebie bez słowa. Jakby tocząc jakąś bitwę na spojrzenia.
- Lubię cię Niall... ufam ci
- Wiem?- Brzmi na przestraszonego.
- Ufam ci z nim Horan.- Kontynuuje niezrażona Jay.
- CO?
- Pstro.- Szatynka wywraca oczami z kpiącym uśmiechem.- Nie jestem ślepa... głucha też raczej nie. To jak na niego patrzysz, albo jak twój głos się zmienia gdy mówisz do Louisa... To dosyć oczywiste Niall... I chce żebyś wiedział, że nie mam nic przeciwko.
- Tak?
- Uhm... dlatego musisz mi coś obiecać- Blondyn iwa głową- Nie zostawisz go.
- Nigdzie się nie wybieram.- Mruczy nagle speszony natarczywym spojrzeniem.
- W najbliższym czasie Louis będzie cię potrzebował jak nigdy wcześniej Niall... i musisz zrobić ten krok do przodu jak najszybciej.- Chwila na oddech.- Pamiętaj, że jakiś czas mieliśmy z Louisem tylko siebie. Nasza dwójka przeciw światu i to łączy jak nic innego. Potem poznałam Marka i urodziłam kolejne dzieci. Każde z nich miało już więcej osób w swoim otoczeniu i o nich się tak nie boję. Poradzą sobie... ale Lou, on może nie mieć dosyć siły czy motywacji. Wiem, że czasami śmialiście się z tego, że dzwoni do mnie zbyt często z kompletnymi pierdołami...
- To-to nie tak. Ja nigdy nie miałem nic złego na myśli...- Wtrąca szybko.
- Wiem Niall, spokojnie. Nie o to chodzi. Musisz tylko uświadomić siebie jak dużo on straci.- Horan gwałtownie pobladł, a jego wystraszone spojrzenie skoncentrowało się na matce przyjaciela. Dopiero teraz dostrzegł jak bardzo choroba ją wyniszczyła.- Te rozmowy to była pewnego rodzaju tradycja... od przedszkola. On mówił o swoim dniu, a ja o swoim. Wymienialiśmy się dobrymi momentami jak i tymi gorszymi. Uśmiechami i łzami.... Za tydzień, dwa, a może nawet jutro on już nie będzie miał, z kim tego robić, Niall. Mnie tu nie będzie. Ale ty tak. Dlatego musisz mi obiecać, że zostaniesz... że zostaniesz na zawsze. Nie na miesiąc aż poczuję się lepiej, bo to będzie wracać w najmniej oczekiwanych momentach. Każde wspólne wspomnienie może spowodować jego załamanie, a ty masz tu być do cholery żeby mu pomóc.
- Jay... ja zostanę, ale chyba nie w takim charakterze jak myślisz... tak ja... ja jestem zakochany i trwa to na tyle długo żeby nie dało się pomylić tego z czymś innym.- Nie wie jak ma to jej powiedzieć- Ale on nie.
- Oi tak.- Uśmiech szatynki jest jaśniejszy niż wcześniejsze.- Wiem to. Nawet nie musiał mi mówić... znam go jak nikt inny. Przepadł już dawno temu.
- Jj-jesteś pewna?
- Tak.- Pada pewna odpowiedź- A teraz obiecaj...
- Obiecuję- Szepcze
***
Louis budzi się przez kogoś siadającego na jego łóżku i to powoduję u niego szybką reakcję. Podskakuję, strącając tego kogoś na podłogę. Słyszy bolesny jęk. Głos jest znajomy. Bardzo. Kurwa. Znajomy.
- Ni?
- Yeah.- Głowa Irlandczyka wychyla się lekko ponad materac.
- Nie to, ze coś... ale co ty tu robisz? Nie miałeś być w LA?
- Plany uległy lekkiej korekcie Loueh.- Mamrocze młodszy siadając z powrotem na łóżku i rozcierając potłuczone ramię. Tomlinson oczywiście zauważa smutek przykryty pozornym uśmiechem. Jednak on zna zbyt dobrze nastroję Horana by dać się nabrać.
- Co się stało?
- Uhm... miałem ciężką rozmowę.- Louis wie, że to tylko półprawda, ale przynajmniej blondyn nie próbował go oszukiwać, że wszystko u niego w jak najlepszym porządku.
- Coś więcej?
- Nie teraz, ani dzisiaj, jutro ani przez najbliższe dni...- Chwila przerwy- Powiem ci... na twoje urodziny?- Szatyn wytrzeszcza oczy. Bo nie ma mowy, że jego wścibska natura tyle wytrzyma.
- Ale ja chce wiedzieć!
- Lou...
- Niall...
- Odpuść, proszę?- Oczy Horana robią się niebezpiecznie świecące, więc Tomlinson nie wiele myśląc owija swoje ramiona dookoła niego. To trwa i trwa... Louis czuję się tak jakby wreszcie coś układał się po jego myśli. Bardzo lubi te momenty, gdy może być tak blisko swojego przyjaciela bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń. Już ma się odsunąć, gdy czuję jak Niall muska ustami jego włosy i to zdecydowanie coś nowego.- Chodźmy spać Loueh.- Kim byłby Tomlinson gdyby odmówił takiej prośbie? Świętym, a to nie jest to, do czego zmierza...
- Okay.- Nie przewiduję tylko tego, że przyjaciel zrzuci tylko sweter i ciasne rurki, a następnie wsunie się pod jego przykrycie i przytuli się do niego. Cóż... Niall naprawdę to robi. Szatyn czuje się pewne i to zaskakujące po jego ostatnich doświadczeniach.
Milczą naprawdę długo i Tommo jest pewien, że blondyn zasnął.
- Cieszę się, że wróciłeś.- Szepcze wplątując palce pomiędzy kosmyki włosów.
- Ja też Lou...- Pada odpowiedź i nagle dwie pary bardzo intensywnych niebieskich oczu gapią się na siebie. Popołudniowe przytłumione słońce daję akurat wystarczająco światła żeby mogli dostrzec to, co ukrywali zaskakująco długi czas. A kiedy usta Horana zostawiają mokry ślad na nadgarstku starszego wszystko staję się zrozumiałe.- Ja też.- Powtarza cicho Irlandczyk uśmiechając się odrobinę.
- Jak długo?- Louis nadal jest w szoku, ale powoli świadomość odwzajemnionych uczuć zaczyna do niego docierać.
- Długo...
- To znaczy? Mówimy tu o...
- Latach Lou...
- Wiesz, że ja też... moja mama? Prawda?
- Uhm..., ale to dobrze, bo chyba jesteśmy trochę idiotami. Dobrze, że ona jest mądrzejsza, co?
- Och zdecydowanie, ale mogła pomóc już wcześniej... czy ty wiesz ile czasu ja próbowałem przestać? Ile energii straciłem na graniu obojętnego, gdy wychodziłeś z jakąś uwieszoną na tobie panną?- Głos szatyn staje się wyższy i nieco piskliwy.
- Przepraszam?- Blondyn jest speszony.- To... uh, one były rozproszeniem... zastąpieniem.
- Ciiii. W porządku.- Louis mocniej wtula się w większego chłopaka.- Też czasami miałem kogoś na chwilę. Ty też to widziałeś... Po prostu zostawmy przeszłość tak jak była.
- A teraz?
- Teraz cię pocałuję, a ty nie rozpłyniesz się mi w powietrzu...- Mamrocze Tomlinson i sam w sumie nie wie czy mówi do siebie czy odpowiada Irlandczykowi.
Ostrożnie przyciska usta do tych Nialla. Boi się powrotu wspomnień z feralnej imprezy i obrazu tamtego napaleńca przed oczami. Nic takiego się nie dzieję, bo całowanie blondyna jest tak różne od wszystkich jego poprzednich pocałunków. To trochę głupie i banalne, ale ma wrażenie, że chłopak idealnie do niego pasuje. Leniwie i powoli ocierają o siebie wargi. Bez gwałtownych czy mocnych akcji, bo na namiętność czy pożądanie będą mieć czas potem. Teraz pocałunek jest potwierdzeniem uczuć i rozpoczęciem czegoś nowego między nimi.
- Zostaniesz ze mną?
- Jak długo będziesz chciał.
***
Louis śpi niespokojnie i co jakiś czas wzdryga się lub nawet krzyczy. Niall nie mając innego pomysłu potrząsa jego ramieniem.
- Loueh?
- Nie!- Kolejny wrzask i to zdecydowanie głośniejszy niż poprzednie.
- Lou, kochanie?
- C-co?- Tommo budzi się od razu siadając, a jego oczy są tak szerokie i pełne przerażenia, że blondyn boi się go nawet dotknąć.
- Lou?- W następnej sekundzie Tomlinson jest owinięty wokół niego z nosem schowanym tuż przy szyi Horana.- Hej, co jest? Tommo?
- Moja mama...
- Co, Lou? Co z Jay?
- Miałem taki koszmar i... i ja muszę iść...
- Okay, poczekaj. Sekundę Lou... naprawdę pójdziemy. Tylko musze wskoczyć w jakieś spodnie.- W pośpiechu zgarnia szare dresy starszego i potykając się na rozrzuconych butach idzie za szatynem. Ma złe przeczucia.
***
Godzinę później cała rodzina, poza najmłodszym rodzeństwem, jest już na nogach, a wokół nich siedzą sanitariusze.
- Przykro mi...- Mówi lekarz, a Louis chowa twarz w dłoniach, bo to nie może być prawda. Dziewczyny dotykają go niepewne, a wtedy on przytula je do siebie tak mocno, że prawdopodobnie powoduję to trochę bólu.
Wszyscy są oszołomieni, ale Dan musi zająć się formalnościami i wzrokiem prosi Nialla by miał oko na resztę. Horan tylko kiwa głową. Rodzeństwo jeszcze długo siedzi wpatrując się tępym wzrokiem w ścianę, zegar czy chociażby okno.
Jednak blondyn wmusza w starsze siostry po jakiejś ziołowej tabletce uspokajającej, a bliźniaczkom zaparza dwa kubki melisy. Louis odmawia obydwu i Niall nie naciska. Pierwsze odpływają bliźniaczki i Niall naprawdę nie może zostawić ich śpiących na kanapie. Dlatego posyła ostatnie zaniepokojone spojrzenie w kierunku Louisa i wychodzi po schodach najpierw z Daisy, a później wraca po Phoebe. Wydaję mu się, że słyszy jakieś zamieszanie, gdy schyla się żeby zaświecić Lampkę nocną w pokoju dziewczynek. Położył je w jednym łóżku, bo myśli, że on na ich miejscu nie chciałby obudzić się sam.
Zbiega po schodach, ale tam nie zastaję nikogo, ale słyszy zamieszanie w pokoju Lou. W ekspresowym tempie dociera do sypialni szatyna i zastaję Lotti oraz Fizzy próbujące dostać się do łazienki.
- Louis!- Wrzeszczy blondynka- Lou!
- Lou!- Młodsza zaczyna powoli wpadać w histerię.
- Hej... ja spróbuję.- Delikatnie odsuwa je od klamki i usadawia na łóżku. Obie są jakby półprzytomne.- LOUIS WILLIAM TOMLINSON.- Wrzeszczy ile ma sił w płucach.- Ani się kurwa waż coś kombinować!- Nie zastanawiając się długo uderza barkiem w drzwi, a futryna lekko trzeszczy, więc powtarza to jeszcze kilka razy, aż w końcu dostaję się do środka.
Skanuję całe pomieszczenie w poszukiwaniu starszego i w gdy dostrzega go siedzącego w wannie z podkulonymi kolanami i paznokciami drapiącymi śliską powierzchnie. Knykcie obdarte, a na płytkach widać krew.
- Musicie nas zostawić. –Mówi do sióstr Louisa. A one, co dziwne nie protestują.
- Loueh?- Cisza. Nawet nie drgnął.
- Louis?- Krótkie pociąganie nosem.
- Lou?- Niall liczy do trzech i jeszcze ścisza głos.- Spójrz na mnie...- Tomlinson zerka na niego, ale wzrok ma pusty... jakby martwy.
- Ona...
- Wiem Lou.
- Nawet się nie pożegnałem... nic nie zrobiłem. Nie zauważyłem, że było z nią aż tak źle. Skupiłem się tylko na sobie.
- Cii. Cicho. Ona nie chciała jakiś sztucznych gestów... po prostu chciała żebyś był szczęśliwy. To tylko się liczyło. Nic innego.
-, Ale... ja nie poradzę sobie bez niej... Niall. Ja jej potrzebuję... nigdy nie potrafiłem wytrzymać nawet całego dnia bez telefonu do niej. Jak mam do cholery wytrzymać resztę życia?
- Najpierw musisz dać sobie czas na pozbieranie się, na żałobę, na płacz i na wspomnienia...
- A jeśli nie chcę...
- Nawet nie kończ! Idioto masz, dla kogo żyć! I nie mówię o sobie... Masz siostry i brata. Oni wszyscy boją się o ciebie...
- Tak wiem... ale
- Lou... ona też się bała o ciebie. Bardziej niż o kogokolwiek innego...
- Co?
- Rozmawiałem z nią o tym... ona wiedziała Lou... powiedziała tydzień, dwa a może nawet jutro... Ona chciała żebyś był tutaj dal nich. Chciałaby żebyś patrzył za nią jak dwójka z jej najmłodszych dzieci zaczyna składać zdania i chodzić do szkoły, wyjeżdżać na wakacje... Ale chciała też żebyś żył swoim życiem i był szczęśliwy. Nie jutro czy za tydzień, bo to niewykonalne...
- Nie wiem czy kiedykolwiek...
- Będziesz Lou...- Szepcze młodszy pomagając wyjść Louisowi z wanny.
***
Trzy miesiące później.
- Niall... spróbuję iść powoli do przodu tylko...
- Hm?- Mówi sennie blondyn podnosząc głowę z kolan starszego. Odwiedzili Dana i dziewczynki, a każda kolejna wizyta przepełniona tęsknotą i widocznymi wszędzie wspomnieniami.
- Tylko zostań ze mną...
- Zostanę tak długo jak będziesz mnie chciał, tak długo jak będziesz mnie potrzebował.
- Horan... ja zawsze będę cię chciał, potrzebował i kochał.
- Więc masz mnie na zawsze.
***
I Jak Kochani??? Podoba się? Co dziwne mi nawet tak... ale to może być efekt tego, że nie śpię prawie od 48 godzin :/
Bo zazwyczaj nie podoba mi się nic co napiszę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro