Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To tylko ty i ja... to tylko my/Narry cz.2

Błędy sprawdzone pobieżnie.

Mogłam napisać jedną dłuższą część albo dwie krótsze. Ponieważ moja wena ostatnio mocno grymasi, wolałam to sobie podzielić.

Będzie jeszcze jedna część tego prompta, a jak znam siebie to pewnie nawet dwie :)

Zachęcam również do zerknięcia do moich innych opowiadań:

"Gorszy Dzień" Steter  33 rozdziały (na 40 planowanych)

Seria "Rollercoaster Uczuć" Stackson/Sterek 21 rozdziałów (na 22/23 planowanych)

OS i Short Story Teen Wolf: Steter, Sterek, Steo, Thiam, Sciles, Stisaac,


***

Harry był niezmiernie szczęśliwy, że od miejsca w którym znalazł Nialla do jego mieszkania było dosyć blisko. Nie przez to, że hybryda była ciężka, bo kiedy go podniósł aż się przeraził. Chłopak był lżejszy nawet od jego starszej siostry, gdy ta zdecydowała się przejść w liceum na jakąś durną dietę. Za to każdy mijany na ulicy człowiek przyglądał im się bardzo wnikliwie, ale żaden nie zapytał co się stało i czy może nie potrzebują pomocy.

Najtrudniejsze było otworzenie drzwi tak, by nie upuścić nieprzytomnego chłopaka. Po wejściu do mieszkania od razu położył Nialla na kanapie i sięgnął po telefon. Nie miał pojęcia co robić. Na szczęście Gemma od jakiegoś czasu spotykała się z początkującym lekarzem. Rezydentem interny. Facet powinien wiedzieć co robić, a przynajmniej taką miał nadzieję. Pierwszy sygnał, drugi... dziewiąty.

— Gems. Nie rób mi tego — wymamrotał pod nosem. Kolejny raz wybrał numer. Tym razem na szczęście odebrała niemal od razu.

— Oby to było ważne, za dziesięć minut muszę być w pracy.

— Hej, masz tam może tego swojego Chrisa?

— Nie, a co się stało? — w jej głosie pobrzmiewało zaniepokojenie — Harry?

— Mnie nic, ale... może mógłby do mnie przyjechać?

— Wyślę ci jego numer... ale powiedz co się dzieje?

— Umm, mój znajomy jest chory, zapalenie płuc... tak myślę — przyznał ostrożnie

— Dlaczego nie zgłosi się do szpitala?

— Jest hybrydą i wydaję mi się, że uciekł z domu... nie sądzę, by miał ubezpieczenie

— Hazz, w co ty się znowu wplątałeś? — zapytała zmęczonym głosem. — Mam ci przypomnieć na jakich warunkach mama zgodziła się na to, żebyś został tutaj sam?

— Moje oceny są dobre lub przynajmniej przyzwoite. Brak wagarów, uwagi czy skargi ograniczone do minimum. Praca w weekendy. Chociaż muszę przyznać, że raczej kiepski ze mnie barista. Te wzorki na kawie jakoś zawsze wyglądają, jak jakieś kulfony. Ostatnio rysowałem listek, przysięgam, a wyglądało to bardziej jak... hm — odchrząknął nerwowo, nagle nieprzekonany czy akurat to powinien mówić starszej siostrze.

— Pewnie tego pożałuję, ale jak...?

— Żeńskie, zewnętrzne narządy płciowe — wyrecytował regułkę jaką zapamiętał z lekcji biologi.

— I co na to kupujący?

— Na szczęście nie patrzył zanim wziął pierwszy łyk...

— Głupi zawsze ma szczęście. — podsumowała — Napisałam do Chrisa w międzyczasie. Może do ciebie przyjechać za pół godzinki.

— Okay, dzięki

— Wpadnę za kilka dni na kolację, a ty ugotujesz mi co tylko będę chciała. — Oznajmiła ze śmiechem, a sekundę później się rozłączyła. Wspominał już o tym, że od kiedy Gemma skończyła obsesyjnie dbać o każdą kalorie, to przysługi dla brata najczęściej przeliczała na jedzenie?

***

Styles denerwował się coraz bardziej, bo chłopak Gemmy powinien być u niego już jakiś kwadrans temu. Niall przebudził się dwukrotnie, ale gorączka urosła do tego stopnia, że zaczął majaczyć i nie był w stanie podnieść się z kanapy. Harry bał się podać mu paracetamol, bo nie był pewien jak organizm chłopaka na niego zareaguje. Pozostała mu tradycyjna metoda czyli zimne okłady. Chyba odrobinę pomagały, bo czoło Nialla przestało parzyć.

W końcu usłyszał nerwowe pukanie do drzwi. Zerwał się z kanapy i pobiegł otworzyć. Tylko, że oprócz Chrisa na wycieraczce stał jeszcze jeden mężczyzna. Wyglądał na kogoś niewiele starszego od niego. Spojrzał pytająco na chłopaka siostry.

— To mój znajomy — powiedział — Gemma wyjaśniła mi w skrócie o co chodzi i pomyślałem, że może się przydać.

— Nazywam się Mieczysław Stilinski. Pracuję dla Interpolu, ale przyszedłem tutaj nieoficjalnie.

— Ale dlaczego?

— Możemy porozmawiać w mieszkaniu? — zapytał nieznajomy, patrząc znacząco na uchylone drzwi jednego z sąsiadów. Pan Moore, jak zawsze z uchem przy drzwiach... Czasami zastanawiał się jak nudne musi być czyjeś życie, żeby aż tak interesować się cudzym.

— Okay... — mruknął nieco niepewnie

— A gdzie mój pacjent? — zaciekawił się Chris — Wy sobie wyjaśnicie co trzeba, a ja w tym czasie zorientuję się co mu dolega. W porządku, Harry?

— Tak, jasne. Niall jest na kanapie.... i Chris? — poczekał aż chłopak na niego spojrzy — Możliwe, że nie powiedziałem Gemmie prawdy

— Domyśliłem się. — przyznał — Pogadamy później — zapewnił, kierując się w głąb mieszkania — Możesz zrobić mi kawy i ze dwie kanapki?! Nie zdążyłem wpaść do domu po pracy... — zawołał nawet się nie odwracając. Harry wywrócił oczami, bo co jak co ale w tej kwestii to Gemma musiała go podszkolić.

— Nie ma sprawy. — odpowiedział. — Pan też chcę coś do picia? — zwrócił się do agenta. — I może pan usiądzie, bo trochę niezręcznie czuję się, jak ktoś tak mnie wnikliwie obserwuje.

— Przepraszam, skrzywienie zawodowe — powiedział z przepraszającym uśmiechem — Czarną herbatę, jeśli masz. — Dodał siadając na jednym z kuchennych krzeseł.

Harry skinął mu głową, oparł się biodrem o szafkę i starał się nie zerkać zbyt często na swojego niespodziewanego gościa. Ale, cóż... był tylko ciekawskim nastolatkiem. Nie codziennie podejmował w swoim mieszkaniu agentów międzynarodowych organizacji. Na szczęście przypomniał sobie, że Chris chciał też kanapki. Mógł skupić uwagę na przygotowaniu skromnego posiłku, a to zawsze go uspokajało.

Pięć minut później nie miał już nic do roboty i mógł usiąść na przeciwko agenta Stilinskiego. Przygryzł wargę ze zdenerwowania. Miał tyle pytań, ale w gruncie rzeczy nie wiedział od czego zacząć.

— Wiesz czym zajmuje się Interpol?

— Mniej więcej... coś z przestępczością zorganizowaną i narkotykami.

— Między innymi — przyznał — Do niedawana znajdowałem się w zespole, którego głównym zadaniem było zwalczenie handlu ludźmi. Od niecałego miesiąca jestem szefem jednostki, która skupia się tylko na handlu hybrydami.

— Myśli pan, że Niall mógł im uciec?

— Dużo na to wskazuje. Oczywiście istnieje możliwość, że nawiał z domu lub sierocińca

***

Niall przebudził się w kompletnie obcym miejscu. Było mu cieplej i wygodniej niż kiedykolwiek wcześniej. Bał się, że został odnaleziony przez kogoś z farmy i z powrotem uwięziony. Kto wie, może wywieziony do innego miasta czy kraju. Uchylił powieki i ostrożnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Spał na kanapie, a na przeciwko stal niewielki stolik na którym znajdowała się butelka woda oraz kilka opakowań z lekami. To było coś nowego, bo zazwyczaj nikt nie próbował ich leczyć o ile to nie było konieczne. Próbował sobie przypomnieć cokolwiek sprzed utraty przytomności, ale w głowie miał całkowitą pustkę. Być może było z nim bardzo źle i dlatego znajduje się tutaj, a nie w barakach z innymi?

Usłyszał przytłumione męskie głosy i zaczął panicznie szukać drogi ucieczki. Niestety nie znalazł żadnej w zasięgu wzroku. Jedynie okno, ale z doświadczenia wiedział, że to najgorsza z możliwych opcji. Mimo to był na tyle zdesperowany, że ruszył w jego kierunku chwiejnym krokiem. Czuł się bardzo osłabiony, a zawroty głowy utrudniały mu bezszelestne poruszanie. Wystarczyła chwila nieuwagi i zawadził o jeden z kwietników stojących przy ścianie. Donica z hukiem roztrzaskała się o podłogę. Starał się wydostać, ale na parapecie stało mnóstwo różnych gratów i zanim zdążył choćby dosięgnąć klamki poczuł jak czyjeś ręce przetrzymują go za ramiona. Wyrywał się i szarpał, a nawet raz czy dwa wbił w ciało napastnika pazury, ale ten i tak go nie puścił.

— Niall, uspokój się! — zawołał. Horan ani myślał to zrobić, chociaż wydawało mu się, że kojarzył skądś ten głos. — Nie chcemy zrobić ci nic złego. Słowo — Ta jasne, pomyślał — Mam na imię Harry, poznaliśmy się dzisiaj. Zwymiotowałeś i zemdlałeś. Nie wiedziałem co zrobić, więc przyniosłem cię do swojego mieszkania.

— Niech zgadnę.... teraz nie mogę stąd wyjść?

— Porozmawiajmy, a potem zrobisz jak zechcesz — odezwał się ktoś inny. — Poza tym, masz ropne zapalenie płuc i mieszkanie na ulicy to teraz dla ciebie najkrótsza droga do trumny.

— Wolę to niż... — wymamrotał, pozwalając zanieść się z powrotem w głąb mieszkania.

— Usiądź, pogadamy. Chris cię zbada i poda kolejne leki.

— Po co? Czuję się już lepiej — zapewnił szybko. Nie był pewien co chcieli mu podać, a wolał pozostać przytomny.

— Dzieciaku, może i jestem jedynie początkującym lekarzem, ale nawet ja wiem, że tak poważne choroby leczy się tygodniami. — wtrącił trzeci mężczyzna. — I tak poszedłem Harry'emu na rękę... Powinieneś być w szpitalu, na oddziale pulmonologicznym. — Niall zmarszczył brwi na nieznajomą nazwę — Tam najlepiej znają się na chorobach układu oddechowego.

— Szpital? — zapytał lekko spanikowany Horan. Nigdy w żadnym nie był, ale raczej nie kojarzyły mu się zbyt dobrze. Przed ucieczką dostał mnóstwo rad od innych przetrzymywanych osób. Kazali mu się trzymać z daleka od szpitali, przychodni i ośrodków dla bezdomnych, bo to najbardziej prawdopodobne miejsca i z całą pewnością zostałby szybko złapany.

— Jeśli twój stan się nie pogorszy to myślę, że obejdzie się bez tego — uspokoił go ten, który przedstawił się jako lekarz — Masz tutaj kilka niezbędnych lekarstw, między innymi antybiotyk. Harry wie, jak masz je brać więc później może ci to wytłumaczyć... Tak jak mówiłem wcześniej, powinieneś pozostać w cieple. Jak najwięcej odpoczywać, bo twój organizm wydaje się być bardzo wycieńczony.

— Och, okay — mruknął. Mógł poczekać kilka dni, a potem spróbuje się wymknąć. A jeśli coś będzie wydawać mu się podejrzane lub wyczuje, że któryś z nich coś kręci to ucieknie jeszcze tej nocy. Usiadł w końcu wygodniej i nieco rozluźnił napięte mięśnie. Najmłodszy chłopak, który podobno go tutaj przyniósł, podał mu kubek z parującym napojem. — Co to jest? — zapytał, marszcząc lekko nos — Śmierdzi.

— Lek przeciwbólowy i na zbicie gorączki. Dla mnie pachnie normalnie... pewnie masz bardziej czuły węch. — Kotowaty nie wierzył tak do końca, że nic mu nie grozi z ich strony. Dlatego dosyć mocno wahał się czy zaryzykować wypicie tego czegoś. — Jeśli też się tego napię to przestaniesz podejrzewać, że próbujemy cię otruć lub naćpać?

Niall przez kilka sekund przyglądam się Harry'emu ze zdziwieniem. Zastanawiał się skąd on mógł wiedzieć, jakie myśli chodzą mu po głowie. W końcu pokiwał głową, wciąż nieprzekonany czy to nie był jakiś podstęp. W końcu, dwa małe łyczki to nie cały kubek... Jednak zanim zdążył się rozmyślić, chłopak wziął spory łyk.

— Faktycznie, smakuje niezbyt dobrze, ale na to raczej nic nie poradzimy. — powiedział z grymasem. — Twoja kolej — dodał

— W porządku — westchnął pokonany Niall. Przynajmniej przekona się czy może choć trochę im zaufać. Jeśli to naprawdę tylko lekarstwo to istnieje szansa, że znalazł ludzi, którzy naprawdę starają się mu pomóc. Inne opcje, cóż... najwyżej spróbuje uciec ponownie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro