Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Skomplikowane relację cz.2 Zouis/Narry


Hej:) opóźnienie spowodowane chorobą, przepraszam:)

Ps. Znacie jakiś sposób na ludzi którzy swoim bełkotem uśmiercają wenę?




*****

Zayn jakoś pogodził się w końcu z myślą, że Louis był zabójcą. Przeprowadzili kilka dosyć poważnych rozmów na ten temat. Mulat rozumie, że chłopak nie miał wyboru. Zaczyna też trochę inaczej postrzegać siebie i swoje życie. Docenia to, co ma, bo zdaję sobie sprawę, że gdyby znalazł się w sytuacji takiej jak Lou najprawdopodobniej zginąłby w przeciągu kilku godzin, a tak pomimo poczucia inności i odseparowania od reszty rodziny miał wszystko, czego może tylko potrzebować. Jednak jego największym pragnieniem było, żeby ktoś jakaś jedna osoba z całego świata chciała właśnie jego. Z każdą jego wadą i zaletą, kogoś, kto mógłby dla niego przejść pieprzoną pustynie. Najlepiej jakby tą osobą był Louis. Nie potrafi na niego patrzeć jak na każdego innego chłopaka. Cholernie go boli to, że on tego nie wie, nie widzi tego, że Zayn wariuję za każdym razem, gdy tylko szatyn jest zbyt blisko niego. Lou z kolei skupia się na tym żeby jakoś ogarnąć siebie i swoje uczucia, bo jest narzeczonym Harry'ego to na jego widok powinien gubić oddech, ale nie jego serce ma własne zdanie i pomimo, że Hazz powoduję raczej pozytywne uczucia, to jednak jest to nic w porównaniu do tego, co się z nim dzieję, gdy przytula go Zayn. Zresztą odkąd zamieszkali na stałe w pałacu Harry znacznie się od niego oddalił, nie obejmował go prawie w ogóle nie rozmawiali, a gdy już się tak działo to najczęściej kończyło się to drobną sprzeczką.

- Nie wierze, że resztę życia mam spędzić z kimś, kto ma takie durne poglądy jak mój brat!- To było najczęstsze zakończenie ich rozmów. Louis wiedział, że czasami może powinien się zamknąć i niektóre rzeczy przemilczeć, ale tak nie potrafił, to całkowicie kłóciło się z jego osobowością. Jak na byłego zabójcę ostatnio zbyt dużo razy miał ochotę po prostu siąść i płakać? Nie rozumiał tego przeżył w końcu gorsze rzeczy w życiu niż parę kłótni. Zayn widział jak uśmiech na twarzy chłopaka z każdym dniem jest coraz bardziej wymuszony, miał ochotę za to lekko poturbować Harry'ego. Dodatkowym powodem chęci mordu Harry'ego było to, że przyłapał go z Niallem w dosyć jednoznacznej sytuacji. Był tak wściekły, że pierwszy raz w życiu zjechał go konkretnie nie przejmując się czy może go urazi i już doszczętnie zniszczy relację między nimi, Niallowi też się dostało. On naprawdę rozumiał, że blondyn jest zakochany w jego bracie i nie może tak po prostu o nim zapomnieć. Oj doskonale rozumie, ale na wszystkie plagi egipskie Harry teraz ma narzeczonego i powinien się na nim skupić. Wściekły wysłał przyjaciela do odległej prowincji, by skontrolował stan wojska. Zrobił spis potrzebnych rzeczy i wrócił z tym do niego. Oczywiście przydzielił mu znaczną ochronę, nie puściłby blondyna z byle kim, przecież, pomimo, że ten go zawiódł swoim zachowaniem to nadal był jego najlepszym przyjacielem, był dla niego jak brat bardziej niż Harry.

Po tym jak Niall opuścił pałac, atmosfera zrobiła się bardzo ciężka. Louis czuł się zepchnięty na boczny tor, wiedział, że coś mu umyka. Żaden z braci nie był skory do informowania go o czymkolwiek. Zayn prawie całkowicie przestał z nim rozmawiać, bolało to chłopaka bardziej niż chciał przyznać nawet przed samym sobą. Harry z kolei znikał na całe dnie czasami nawet noce. Louis już nie miał nawet nadziei na to, że wszystko będzie dobrze. Domyślał się, że Hazz żałuję pospiesznych zaręczyn, chciał mu to ułatwić i odejść. Miał, dokąd, jako zabójca zarobił wystarczająco by mieć kilka domów, jeden nawet poza granicami państwa. W tym najbardziej odległym, schowanym pomiędzy górami mieszkała jego przybrana matka. Miała tam wszystko, czego potrzebowała: ciszę i spokój z resztą doskonale sobie radziła. Opieprzyła go dosyć konkretnie, gdy chciał jej zatrudnić jakąś pomoc. Teraz, gdy czuł się niepotrzebny i bezwartościowy w tym wielkim pałacu, nie mając się nawet, do kogo odezwać przez całe dnie, chciał po prostu rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać. Niestety biorąc pod uwagę, że Harry był nadal jego narzeczonym nie mógł tego zrobić. Nie sądził żeby młodszemu chłopakowi na nim naprawdę zależało. Choć sam nie kochał Harry'ego to nadal dosyć go lubił, mógłby nawet powiedzieć, że pomimo swojej powierzchowności Hazz był całkiem dobrym materiałem na przyjaciela. Dlatego nie chciał zachowywać się jak tchórz i porzucać go w środku nocy, nie zostawiając mu nawet żadnych wyjaśnień. Mieli impas, bo młodszy chłopak za wszelką cenę unikał zostawania sam na sam z Louisem, a zerwanie zaręczyn to raczej delikatna sprawa i wymaga rozmowy w cztery oczy. Zayn widział jak ta dwójka się miota i raczej nie przewidywał tak szybkiego zakończenia tej dziwnej sytuacji. Louis po raz kolejny zasypia sfrustrowany i bardzo nieszczęśliwy. Chciałby już móc opuścić ten pieprzony pałac. Uciec od swoich zdecydowanie zbyt mocnych uczuć do Zayna. Niestety nie ma tak dobrze i młody mulat nawiedza go nawet we snach, które jego zdaniem nie mają najmniejszego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Zaczął nawet podejrzewać, że Zayn również ma dosyć jego ciągłej obecności i chciałby, aby Lou zaniknął. Jak inaczej miał wytłumaczyć fakt, że Mulat odsuwał się za każdym razem jak Louis znalazł się w odległości mniejszej niż metr, a jeśli przez przypadek go dotknął to aż się wzdrygał. Natomiast Zayn miał znaczne trudności z okiełznaniem swojego Libido, kiedy tylko Louis był w tym samym pomieszczeniu, co on, dlatego starał się go unikać za wszelką cenę. Na pewno nie pomagało to, że Hazz znikał na całe noce dając mu idealne okazję do realizacji licznych fantazji. Na szczęście samodyscyplina i lodowate kąpiele pozwalały jakoś Zaynowi zapanować nad sobą.

Sny przenoszą Louisa w zupełnie inny świat i tym razem nie jest to bynajmniej sypialnia Starszego z braci... Tak naprawdę to nie jest do końca przekonany czy to sen. Wszystko jest zbyt zielone, zbyt żywe by mogło być prawdziwe, ale on czuję jakby wcale nie spał. Lekki wiatr porusza jego roztrzepanymi włosami, słońce grzeje mu po plecach. Strach delikatnie daję o sobie znać. Z mocno bijący sercem zaczyna rozglądać się po dziwnym świecie. W oddali dostrzega mężczyznę, Powoli kieruję się w jego stronę. Gdy jest już wystarczająco blisko widzi, że mężczyzna jest do niego bardzo podobny, ale odrobinę starszy.

- Witaj.- Odzywa się śpiewnym, ciepłym głosem.

- Zwariowałem, czy umarłem?- Pyta Louis zamiast powitania.

- Nic z tych rzeczy drogi synu, po prostu chciałem się z tobą w końcu spotkać. Skoro jesteś już na tyle dorosły by zrozumieć pewne sprawy, wreszcie mogłem to zrobić.

- Jaki synu?! Człowieku nie znam Cię, zwariowałem, mam halucynację i w dodatku rozmawiam z wytworami mojej chorej wyobraźni.

- Po pierwsze nie jestem człowiekiem, jestem Sol, bóg słońca i powietrza. Ty jesteś moim synem, którego musiałem zesłać na Ziemie inaczej moja małżonka mogłaby Cię zamordować. Mówiąc waszym językiem, miałem mały skok w bok z jedną z Gracji, to takie boginki wdzięku i urody nie wiem czy się orientujesz w naszej hierarchii...

- Kurwa, co oni mi podali w tym winie do kolacji?- Zastanawiał się spanikowany Louis.

- Pomijając twoje wątpliwości... Jesteś synem boga, czyni Cię to nieśmiertelnym i daję w każdej chwili wstęp do naszego świata. Moja małżonka, odpłaciła mi się tym samym ma dzieci z innym. Zagwarantowałem jej, że ich nie uśmiercę nawet będę je tolerował, jeśli ona nie będzie zbliżać się do Ciebie.

- wow, półbóg. Mówisz serio?!

- Tak, dlaczego tak ciężko Ci w to uwierzyć?

- Może, dlatego, że przez całe życie musiałem sobie praktycznie sam ze wszystkim radzić, boski ojcze?- Sarknął szatyn z kpiną w głosie.

- To nie stawia mnie w najlepszym świetle, ale nie miałem wyboru...

- Po drugie jak to możliwe, że krwawię skoro niby jestem półbogiem?

- Wbrew pozorom jesteśmy całkiem podobni do śmiertelników.- Widząc, że chłopak mu nie wierzy, Sol z westchnieniem przeciął swoją rękę. Krew, która z niej płynęła była purpurowo czerwona i lekko świeciła. Szybkim ruchem bóg złapał za dłoń chłopaka i przeciął ją w tym samym miejscu, co swoją.

- To jest mój syn. Aby wszystko było zgodne z tradycją musisz potwierdzić, że jestem twoim ojcem....

- Mój ojciec.- Szepnął słabo Louis. Niebo pociemniało, błysnęło. Chłopak zemdlał i wrócił do swojego ciała na ziemi. Obudził się z krzykiem. Zerknął na dłoń, na której pod warstwą zaschniętej krwi zdążyła już się pojawić blizna.

- KurwakurwajapierdoleNO!- Mamrotał sam do siebie, tak bardzo chciałby mieć teraz koło siebie kogoś, kto mógłby mu powiedzieć, że nie zwariował. Jak na złość znowu był sam.

Zayn słyszy krzyk z pokoju Louisa. Wie, że Harry'ego nie ma, bo pojechał za Niallem. Wrócą prawdopodobnie dopiero za tydzień. Wacha się przez chwilę czy powinien iść do szatyna, ale gdy słyszy szloch i nerwowe kroki zrywa się z miejsca i szybko kieruję się do sypialni Louisa. Wchodzi do pokoju i przez chwile nie może znaleźć wzrokiem chłopaka. Jest spanikowany, że coś mu się stało. Następnie słyszy cichy jęk po przeciwnej stronie wielkiego łóżka. Podchodzi szybko i kuca obok chłopaka. To, co widzi załamuję go lekko, bo Lou jest przestraszony i bardzo zagubiony. Nie wie, co jest przyczyną takiego stanu chłopaka, ale obiecuję sobie, że jeśli to jego brat jest winowajcą tego morza łaz to go własnoręcznie zamorduję. Jeżeli powiedział Louisowi o tym, co Zayn już wie od dzisiejszego popołudnia, że Harry kocha Nialla i na pewno nie zamierza brać ślubu z Louisem. Nie widzi innego wytłumaczenia, więc cicho powtarza w kółko.

- Już dobrze, mój brat to idiota, spokojnie Lou, hej nie warto płakać przez niego, nawet, jeśli go kochasz.

- O czym ty mówisz Zayn?- Pyta słabo Louis.

- No nie płaczesz przez to, że Harry wybrał Nialla i pojechał za nim na drugi koniec państwa?- Dopiero, gdy skończył zdanie Zayn uświadomił sobie, jaką gafę popełnił. Oczy szatyna rozszerzają się w zdziwieniu.

-Co?

- Umm, tak no...

- Wiedziałeś, że coś jest między nimi, prawda?- Zayn kiwa głową- Dlatego Niall tak zareagował na wieść, że jestem narzeczonym...

- Przepraszam nie powinieneś tego dowiadywać się ode mnie, już na pewno nie w ten sposób...

- Przeżyję. Dlatego mnie unikałeś?- Mulat nerwowo rozgląda się po pomieszczeniu by móc nie patrzeć na twarz Louisa, gdy będzie się upokarzał.

- Nie, to nie, dlatego Lou.- Wzdycha i chowa twarz w dłoniach- Zakichałem się- Mówi, ale nie zdejmuję rąk z twarzy.

- Nie rozumiem Zayn, musisz to powiedzieć normalnie.- Mulat podnosi wzrok widać, że jest zdeterminowany i przerażony jednocześnie.

- Kocham Cię, dlatego trzymałem się z daleka. Jesteś narzeczonym mojego brata do cholery, nie mogłem nic zrobić przebywanie w twoim towarzystwie doprowadzało mnie do szału, kiedy wiedziałem, że nie mogę Cię nawet dotknąć.

- Nie jestem. Co teraz zrobisz Zayn.

- Co?

- Nie jestem już narzeczonym twojego brata i pytam, co teraz zrobisz idioto?- Warknął zirytowany Louis.

- A chcesz żebym coś zrobił?- Pyta zdziwiony i pełen nadziei Mulat.- Powiedz mi, że to ne jest żaden chory żart z twojej strony, że ty też tego wszystkiego chcesz.- Lou zamiast odpowiedzi unosi rękę blizną i delikatnie przyciąga Zayna bliżej, muska jego wargi, najpierw ostrożnie, a później coraz mocniej. Mulat nie może uwierzyć, że to dzieję się naprawdę, ale musi jeszcze coś wiedzieć zanim straci całkowicie kontrolę. Chwyta delikatnie dłoń Lou i całuję w nadgarstek, wyczuwa woń krwi i jest przerażony. Szatyn widzi jego wzrok.

- To nic Zayn, draśnięcie. Może nie całkowicie, ale nie mam siły teraz tego tłumaczyć.

- Czy ktoś Ci coś zrobił?- Pyta z wahaniem Mulat.

- Poważnie mnie o to pytasz? Pamiętasz, że potrafię się bronić. Przez całe życie byłem szkolony na żywą, śmiercionośną broń, Bardziej oczekiwałem pytania czy to ja komuś zrobiłem krzywdę...

- A zrobiłeś?

- Nie.

- W porządku.

- Wierzysz mi?- Pyta ze zdziwieniem szatyn.

- Tak ufam Ci.- Nie masz żadnego powodu do okłamywania mnie.- Dlatego odpowiedz mi na jedno pytanie: Czujesz coś do mnie czy tylko jestem pocieszeniem po Harrym?

- Zayn...

- Obiecuję, że nie będę miał żadnych pretensji ani.- Żaden z nich nie dowiaduję się, co Zayn chciał jeszcze dodać, bo niecierpliwe usta Louisa skutecznie blokują tą zbędną paplaninę.

- Przeklinałem dzień, w którym zgodziłem się wyjść za twojego brata. Chciałem to jakoś zakończyć, ale wypadało zachować się jak cywilizowany człowiek i porozmawiać z nim w cztery oczy. Tylko, że on cały czas mi gdzieś spierdalał!- Oburza się Lou- Teraz rozumiem, że bał się, że będę się do niego dobierać, gdy tylko zostaniemy we dwóch, a pewnie nie chciał ranić blondasa.- Mówi Lou, a wesołe iskierki tańczą w jego oczach. Gdyby Zayn nie był już w nim zakochany, to bez wątpienia straciłby dla niego głowę w tym momencie.

- to znaczy, że czujesz coś do mnie?

- Jak na jednego z dwóch przyszłych przywódców jesteś wyjątkowo ciężko myślący...

- Hej!- Oburza się Mulat.

- No, co? Chyba muszę to powiedzieć w prost inaczej nie uwierzysz panie niedowiarku. Słuchaj uważnie: Zakochałem się w tobie już pierwszego dnia na korytarzu. Zgłupiałem przez twój wygląd i ostatecznie kocham Cię za to, jaki jest twój charakter, za to, że wszystkich ludzi traktujesz jednakowo.- Mulatowi na chwilę odebrało mowę. Dosłownie rzucił się na mniejszego chłopaka. Przeniósł go na łóżko, zachłannie całując i zdzierając kolejne resztki dzielących ich ubrań. Zjeżdża z pocałunkami na tors Louisa, drażni jego sutki przygryzając je delikatnie zębami i liżąc dookoła brodawki. Następnie wędruję niżej poprzez mostek, zatrzymuję się na chwilę przy pępku, obrysowuję go kilkakrotnie. Później wysysa kilka malinek tuż nad linią delikatnych włosków i po jednej na biodrach. Liże penisa chłopaka pod nim, na co Lou wygina się w łuk i cicho jęczy. Dla Zayna to jednak za mało, bo chce żeby szatyn krzyczał tak, że połowa pałacu nie będzie mogła spać. Nic go nie obchodzi, że może to być źle widziane, czy nie odpowiednie. Jeśli ktoś spróbuję odebrać mu Louisa przez wzgląd na jego przyszły urząd to on bardzo chętnie przekaże stanowisko młodszemu braciszkowi. Wie, że ojciec prawdopodobnie tylko na to czeka. Postanawia wyrzucić z głowy zbędne myśli i skupić się na tym, co w tej chwili jest naprawdę istotne, czyli na chłopaku wijącym się pod nim i oczekującym jakiegoś zdecydowanego ruchu z jego strony. Bierze penisa Lou w usta i mocno zasysa, Przejeżdża językiem po główce i żyle. Później ostrożnie wsuwa go głębiej. Szatyn wplata palce pomiędzy włosy Zayna i delikatnie zaciska je w pięści. Mulat mruczy na to uczucie i Louis jest całkowicie pewny, że zwariuję z przyjemności. Chwilę później czuję jak partner przenosi się z pieszczotami na jego wejście. Maksymalnie rozszerza nogi i po chwili może poczuć szorstki, ciepły język Zayna wsuwający się do jego wnętrza. Sapie na to uczucie i zdecydowanie chcę więcej. Po kilku minutach takich tortur Mulat wsuwa w Louisa pierwszy palec. Czując jak bardzo ścianki się na nim zaciskają, wie, że szatyn bardzo długo nie spał z jego bratem. Uśmiecha się zadowolony.

- Zmaż ten uśmieszek z twarzy.- Mniejszy chłopak przewraca oczami- Zawsze to ja mogłem być na górze.- Zayn unosi brwi i dodaję powoli kolejny palec rozciągając partnera bardziej.

- A byłeś?

- Nie, ale to też lubię.- Sapie Lou i zaciska palce na pościeli.- informacja tak na przyszłość.

- Zapamiętam.- Mówi Zayn pewnie. Wyciąga palce i nawilżając swój członek wchodzi delikatnie w kochanka, zakładając sobie jego nogi na ramiona. Obaj zastygają w bezruchu patrząc na siebie z błyszczącymi oczami, Louis ma lekko otwarte usta na lekki ból.- W łóżku też wyznaję zasadę równości- Dodaję Mulat i nachyla się do szatyna by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek jednocześnie wykonując pierwsze niepewne pchnięcie. Potem porusza biodrami w stałym rytmie, starając się wychwycić każdą nawet najmniejszą oznakę dyskomfortu, jaka pojawiłaby się na twarzy partnera. Na szczęście nic takiego się nie dzieję, a początkowy ból szybko przysłoniła przyjemność. Louis  odchyla głowę do tyłu i zagryza wargi. Zayn widząc to nie może się powstrzymać i wbija się w jego wnętrze z większą siłą. Członek bruneta wysuwa się prawię do końca z wnętrza partnera, by po chwili znowu całkowicie się w nim schować. Kilka powolnych, mocnych i głębokich uderzeń, następnie kilka płytszych, ale szybszych. Taką kombinacją Zayn doprowadza Louisa do szaleństwa. Mniejszy chłopak wiję się na pościeli, wygina plecy w łuk i kilkakrotnie przejeżdża małą dłonią po swoim penisie, rozprowadzając po całej długości śliską wydzielinę. Szatyn zdejmuję nogi z ramion Zayna i zaplata je za jego plecami przyciągając go bliżej. Chwyta za kark i ciągnie mulata do pocałunku. W pokoju słychać ich przyspieszone oddechy, jęki i ciche przekleństwa. Zayn przenosi usta na szyję kochanka, wysysa na niej sporą malinkę, a gdy kończy podziwia swój znak z zadowolonym uśmieszkiem. Lou prycha pod nosem i po raz kolejny zmusza Zayna do zniżenia głowy. Mocno zagryza skórę na jego tętnicy, później zasysa ukąszenie. Mulat ostatecznie traci opanowanie i wbija się we wnętrze partnera z całej siły, trafiając w jego czuły punkt. Mięśnie Lou zaciskają się na penisie starszego chłopaka. Obaj dochodzą Zayn we wnętrzu partnera, a szatyn między ich spoconymi ciałami.

Mulat ostrożnie schodzi z ciała młodszego, a jego sperma wypływa z otworu szatyna. Uśmiechają się do siebie z zadowoleniem. Nic nie muszą mówić, wszystko jest oczywiste. Zayn obejmuję mniejszego chłopaka w pasie i przyciąga go bliżej, chowa nos w zagłębieniu jego szyi. Louis odwraca się w jego objęciach, obrysowuję opuszkami palców rysy Zayna.

- Nie zapominaj, że w drugiej rundzie ty rozkładasz nogi przede mną.- Szepcze z zadziornym uśmieszkiem.

- Jasne jak słońce.- Szatyn wybucha śmiechem.

- Nie mów w łóżku „słońce". Pod żadnym warunkiem, bo kojarzy mi się z ojcem, a ostatnie, o czym chcę myśleć podczas seksu to mój ojczulek...

- Jak to? Przecież mówiłeś, że nie znasz rodziców?

- Ta... poznałem go niedawno. Nazywa się Sol...- Powiedział szatyn z wahaniem, bojąc się, że Zayn mu nie uwierzy.

- Louis nie nabijaj się ze mnie...

- Tylko, że widzisz ja mówię to całkowicie poważnie. Moim ojcem jest Sol- bóg słońca i powietrza. Stąd ta dzisiejsza blizna to jakiś ich chory rytuał uznawania dzieci.

- Lou...

- Wiem, że ciężko uwierzyć Ci, że właśnie pieprzyłeś półboga, ale...

- Co?! Zwariowałeś?- Jęknął, Zayn, może Louis jest chory? Może ma gorączkę i halucynację i dlatego się z nim przespał, a tak naprawdę to kocha Harry'ego?- Za oknem zerwał się silny wiatr wpadając przez okno do pomieszczenia.

- Nie ubliżaj mojemu dziecku, śmiertelniku!- Zagrzmiał mu nad uchem tubalny głos, a Zayn podskoczył ze strachu. Louis tylko zwijał się ze śmiechu patrząc na pobladłą twarz partnera.

- Teraz mi wierzysz?- Zapytał słodko, a Mulat wolno pokiwał głową.

- Pieprzyłem półboga...- Westchnął szczęśliwy.

- Tak, a za chwilę ty będziesz jęczeć pod tym półbogiem- szepcze mu na ucho Louis podgryzając płatek jego ucha.- To będzie boski seks.

 

Wiem, wiem, że chciałaś żeby smut był dłuższy... Naprawdę nie miałam jakoś ostatnio weny na pisanie takich scen. Przepraszam :(

Nie bijcie za błędy ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro