Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pomocni przyjaciele cz.1 (Scott/Stiles/Derek)


Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać...

No i sorki za błędy, sprawdzałam, ale znam siebie i wiem, że z całą pewnością całą masę przeoczyłam. Jak tylko będę miała sprawdzona wersję to podmienię :)

Miłego czytania kochani!

Ładnie proszę o komentarze, bo to najlepsza motywacja do pisania.


***

Stiles nudził się niemiłosiernie w piątkowy wieczór, bo Scott miał rodzinną kolację, a niektórzy z ich grupy wybierali się na randki Liam z Hayden oraz Mason z Cory'm. Życzył im dobrej zabawy i rzucił kilkoma kiepskimi żartami o zabezpieczeniu. Na co tylko przewrócili oczami przyzwyczajeni do jego docinek. Kira, Malia i Lydia miały swój babski wieczór i dla własnego zdrowia psychicznego Stilinski wolał się trzymać od nich wtedy z daleka. Nie wiedział tylko, co porabia Derek... odkąd Cora wyjechała z Peterem do innego stanu to Hale stał się bardziej towarzyski. Już nie rzucał nim tak często o ściany i chętniej współpracował ze Scottem. To było dosyć dziwne: dwie alfy na tym samym terenie, które zamiast rywalizować zaczęły się ze sobą dogadywać.

Przeskakiwał po kanałach i szukał czegokolwiek do zajęcia myśli, ale jak na złość nie było nic znośnego. Zawsze mógł obejrzeć kilka odcinków swojego ulubionego serialu, ale odkąd jego życie zaczęło wyglądać podobnie do fabuły SPN to nieco straciło swój urok.

Zastanawiał się nad szybkim wypadem do klubu. Wiedział, że w Jungle nie spotka nikogo ze stada i to było mu mocno na rękę. Żadne z nich nie miało pojęcia, że Stilinski jest panseksualny, a przynajmniej nie na pewno. Ze szkoły wiedział o tym tylko Danny, ale obiecał, że nikomu nie powie dopóki szatyn sam się na to nie zdecyduję. Gdy odkrył to, co odkrył przez przypadkowy filmik Hawajczyk był pierwsza osobą, która przyszła mu na myśl. Od tamtej pamiętnej bardzo niezręcznej rozmowy byli dobrymi kumplami oczywiście nie mieli tego, co on i Scott, ale z Dannym mógł obgadać dosłownie wszystko, oczywiście pomijając cale to nadnaturalne gówno. Jednak cała reszta jak najbardziej zaczynając od aktorów porno, przez Coming out aż do planów na studia.

Niewiele myśląc chwycił za swój telefon i wystukał odpowiedni numer, a już po kilku sygnałach usłyszał bardzo rozbawiony głos.

- Hej czyżbyś jednak namyślił się na imprezę?

- Yhm- Chrząknął- Ktoś ciekawy?

- Niewiele się dzieje... ale z cała pewnością jest parę nowych twarzy.

- Okay. Będę za godzinę.- Rzucił już truchtając do swojego pokoju i z komórką na ramieniu otwierając szafę.- Loża tam gdzie zawsze?

- Jasne. Pospiesz się stary.- Mruknął przyjaciel, a po chwili parsknął śmiechem. Stilinski mógł usłyszeć w tle dudniącą muzykę i głos jakiegoś innego chłopaka

- Okay, okay.- Prychnął i po zakończeniu połączenia odrzucił telefon na łóżko. Zgarnął czarne zwężane spodnie, które były bardziej obcisłe niż te, w których chodził, na co dzień.



***

Dotarcie do klubu zajęło mu jeszcze mniej czasu niż myślał, bo po jakichś czterdziestu pięciu minutach siedział już obok kumpla i jakichś jego nowych znajomych, z których jeden zerkał na niego z kokieteryjnym uśmieszkiem. Nie sypiał z ledwo poznanymi chłopakami wic tylko pokręcił głową. Nie żeby był prawiczkiem... jednak ostrożności nigdy za dużo. Musiał znać dłużej kogoś, z kim szedł do łóżka. Był nabuzowanym hormonami nastolatkiem z dużym bagażem emocjonalnym i niezdolnym do jakiegokolwiek związku przez ten cały bajzel z wilkołakami, kitsune, łowcami i innymi stworami, które czekały w ciemności. Nie chciał nikogo wciągać w to bagno. Jednak lubił czuć się atrakcyjny i chciany... no i oczywiście seks też się liczył. Nie bywał na imprezach w każdy weekend tylko wtedy, gdy miasteczko było względnie bezpieczne, a żaden z jego przyjaciół nie potrzebował natychmiastowego ratunku. Wtedy miał tych kilka godzin dla siebie: flirtował i szalał na parkiecie, pił ze znajomymi i palił trawkę z Dannym na klubowym zapleczu.

Tak samo tym razem Hawajczyk wyciągnął go na małe, co nieco.

- Wiesz może, co u Ethana?- Zapytał mulat po wypuszczeniu pierwszego bucha. Charakterystyczny zapach unosił się w powietrzu, a Stiles przyglądał się uważnie przyjacielowi.

-Żyję, ale nie został w okolicy... wybacz stary, ale myślałem, że nie chcesz nawet słuchać o czymkolwiek, co wiąże się z watahą? To sobie zastrzegłeś na początku naszej przyjaźni, tak?

- Uhm... ale wydaję mi się, że mogłem się pomylić. Brakuję mi go. Poza tym zadaję się z tobą, a chociaż jesteś człowiekiem to i tak siedzisz w tym po same uszy.

- Jeśli tak na to spojrzeć...

- Nie rozmawiamy o tym, ale to nie zmienia faktu, że połowa twoich znajomych to wilkołaki a reszta to chyba nawet wolę nie wiedzieć, czym jest.

- Chciałbyś go znaleźć?- Stiles nie lubił zbyt długo bawić się w podchody czasami lepiej zapytać o coś wprost.

- Chyba tak

- Jesteś pewny, że to nie jest związane z jakimś sentymentem czy faktem, że po nim nie byłeś z nikim na poważnie? Może chodzi o związek i jakąś relację, a nie konkretnie o niego?

- Zdecydowanie jestem typem związkowca... nie kręcą mnie tak jak ciebie szybie numerki z kumplami czy przyjaciółkami.

- Piszesz do pewnej po imprezowej sytuacji?- Stilinski uniósł tylko brwi.- Wiesz, że głównie chodziło o to, że to mój pierwszy raz z facetem, a nie znałem nikogo innego, komu ufałbym na tyle... więc widzisz, że byłeś jedyną opcją.

- Cóż nie są to złe wspomnienia... ale tu chodzi o to jak bardzo różni się nasze podejście. Ja szukam kogoś na dłużej, a ty nie chcesz zobowiązań większych niż przyjaźń.

- Skąd wiesz?- Trawka z alkoholem zawsze skłaniała go do zwierzeń.- Chce, ale wiem, że to nie byłby dobry pomysł: wciągnąć kogoś prosto w świat rodem z legend... Z Malią to było o tyle prostsze, że sama już w tym siedzi. Nie czułem się odpowiedzialny za skomplikowanie jej życia czy każdy nocny koszmar, jaki miała...

- Nigdy nie powiedziałeś, dlaczego tak naprawdę się skończyło...

- Zawaliłem w jednej sprawie, ona w innej. Pojawiła się Kira i to właściwie cała historia.

- Dużo mi to mówi.- Mulat wywrócił oczami.- Ale chyba rozumiem twoje podejście, ale może mógłbyś znaleźć sobie swojego potworka albo łowczynie...

- Chyba tak jest łatwiej... ale wiem, dlaczego tęsknisz za Ethanem. Miło jest mieć kogoś, kto wie, po której stronie łóżka śpisz czy obejrzy z tobą serial, którego nienawidzi tylko, dlatego, że ty go uwielbisz.

- A co ze Scottem?- Szatyn aż zachłysnął się dymem i przez kilka minut kaszlał jakby miał wypluć płuca.

- Koleś, co do cholery?! Scott to przyjaciel.

- Ja też, a nie przeszkadzało ci to się ze mną przespać...

- To co innego Danny... Wydaję mi się,że to chyba kwestia tego, że ze Scottem praktycznie wychowywaliśmy się razem... samo wyobrażenie sobie chociażby tego sprawia, że czuję się niekomfortowo i niezręcznie.- Odpowiada szczerze.- Nie twierdzę, że nie zdarzało mi się pomyśleć czegoś w stylu: „Wow, ale klata" czy „ fajny tyłek" bo mam oczy i widzę jak wygląda... o czym my w ogóle rozmawiamy Scott jest prosty jak linijka i nawet ja ze swoją wspaniałą twarzą tego nie zmienię.

***

Po jakimś czacie wrócili do lokalu zostawiając za sobą poważniejsze, niewygodne tematy skupiając się raczej na dobrej zabawie i jednym atrakcyjnym chłopaku za barem. Mark jak głosiła plakietka pracował w klubie już jakiś czas i wyglądał an niewiele starszego od nich. Jakiś czas temu w żartach zaczęli o niego rywalizować przewidując, że ten i tak nie weźmie ich na poważnie. No i tak było, blondyn tylko uśmiechał się pod nosem i kręcił głową na wpół rozbawiony i zrezygnowany jakby zastanawiając się gdzie zgubili mózgi. Tej nocy coś się zmieniło, bo na zaczepki Stilesa mężczyzna reagował już inaczej. Danny mrugnął do niego i zniknął wśród znajomych na parkiecie zostawiając szatyna wydawałoby się z fajnym, przystojnym gościem.

Mark, kiedy tylko nie musiał przyjąć zamówienia ucinał sobie z nim krótkie pogawędki, a nawet nalewając piwo klientom zerkał na młodszego. Może nawet Stilesowi przemknęło przez myśl, ż uśmiech barmana ma w sobie coś drapieżnego, ale zignorował tą sugestię podświadomości. Zamiast tego czekał aż Mark skończy zmianę żeby zobaczyć, co z tego wyniknie.

Po północy Carla zastąpiła blondyna za barem, a ten poszedł na zaplecze przebrać się w swoje ciuchy. Po kilku minutach był już z powrotem, a jego oczy aż się świeciły, gdy patrzył z zadowolonym, szerokim uśmiechem na Stilinskiego. Wyszli z klubu i ruszyli na parking gdzie stał zaparkowany niebieski Jeep, a to, że spojrzenie starszego, co chwilę lądowało na ustach szatyna nie pozostawiało zbyt wiele złudzeń, co do tego, jaki charakter ma mieć to ich spotkanie. Prosta rozmowa o niczym trwała tylko do momentu, aż drzwi samochodu nie zatrząsnęły się za nimi z hukiem.

Mark całował mocno i tak jakby chciał wchłonąć młodszego w siebie. Ręce odrobinę za mocno( jak na gust Stilesa) zaciskając na jego nadgarstkach, a skoro chłopak przyjaźnił się z wilkołakami to zdecydowanie umiał już rozróżniać nadnaturalną siłę.

- Stop, Stop!- Wyrwał się- Czym jesteś?

- Och, Stiles... wiedziałem, że się zorientujesz, ale nie wiedziałem, że tak szybko... Jesteś tak cholernie inteligentny i spostrzegawczy, a mimo to dałeś się złapać na mój czar jak każdy inny.- Stilinski czuł jak zimne ręce wędrują po jego klatce piersiowej i brzuchu. Spojrzał na Marka i to był błąd, bo oczy świeciły mu się srebrnym blaskiem i cały jego opór nagle jakby wyparował- Trochę szkoda, bo jesteś strasznie pociągający aż szkoda robić z ciebie przekąski... chyba, że zostaniesz ze mną. Staniesz się taki jak ja.- Stiles nie protestował, kiedy kły wbiły się w jego szyję, ale ból uwolnił go od czaru. Nie chciał się zdradzać, ale czuł jak krew z niego ucieka.

- Teraz tylko jeszcze ty musisz napić się odrobinę mojej krwi i możemy przejść do przyjemniejszej części.- Inkub naciął sobie nadgarstek i podsunął młodszemu pod nos, ale ten tylko mocniej zacisnął usta.

- Nie będę taki jak ty...

- W takim razie umrzesz. Chcesz tego?- Zamruczał mu prosto do ucha, dociskając krwawiący nadgarstek do ust. Szatyn starał się sobie przypomnieć jak zabić albo, chociaż odstraszyć inkuba... skoro jest demonem to sól powinna być skuteczna, ale skąd on do cholery ma wytrząsnąć sól? Przypomniał sobie, że kiedyś znalazł na leśnej drodze jakiś stary, zadrzewiany pręt i nie chcąc by ktoś przebił sobie na nim oponę wrzucił go na tylnie siedzenie. Wcisnął rękę między poduszki siedzenia i faktycznie wymacał tam coś ostrego. Wydostał broń kalecząc się przy tym i z całej siły wbił ją blondynowi w czaszkę. Demon zaczął się miotać po samochodzie i już Stiles widział siebie w trumnie, kiedy nie wiadomo skąd pojawił się Derek. Wyciągnął syczącą postać za barki i podciął jej gardło, a potem szarpnął z całej siły odrywając głowę od reszty ciała. Wyrwał najbliższą osłonę studzienki kanalizacyjnej i butem zepchnął tam czaszkę, a potem zawlekł resztę zwłok. Kiedy kratka z głuchym łoskotem wróciła na swoje miejsce Stiles aż podskoczył na swoim miejscu, ale to przynajmniej wyrwało go z dziwnego letargu.

- Stiles żyjesz tam?- Stilinski doskonale słyszał napięcie w jego głosie. Wierzchem koszulki wytarł krew z warg nie chcąc by cokolwiek z tego spłynęło mu do gardła. Jakoś nie uśmiechnął mu się kariera demonicznego kochanka.

- Tak- Wychrypiał i trzymając dłoń przy krwawiącej ranie z szyi wyczołgał się z Jeepa.- Ale ledwie... Dziękuję- Westchnął i dopiero wtedy odważył się zerknąć na bureta. Od razu zorientował się, ze coś jest mocno nie tak. Nagle nie mógł myśleć o niczym innym jak seks, a patrząc na Hale'a widział przed oczami sceny rodem z pornosów.

- Co ci zrobił?- Derek podszedł do niego i uważnie obejrzał jego obrażenia.- Kurwa... Powiedz, że nie wypiłeś jego krwi.- Jęknął- Myślałem, ze chce się tylko pożywić, ale on upatrzył sobie ciebie, jako towarzysza.

- CO? Nie wypiłem, ale on pił moją krew... Ja będę tym czymś?- Zamknął oczy, bo tak było łatwiej. Rozgrzane ciało starszego w tak niewielkiej odległości od niego sprawiało, ze nogi odmawiały mu posłuszeństwa.

- Nie, ale nadal częściowo jesteś pod wpływem jadu. Wstrzykuję go, żeby ofiary...- Tutaj wilkołak się zawiesił i gdyby Stiles nie znał go tak dobrze to mógłby przysiąc, że ten się zaczął odrobinę rumienić.

- Żeby, co Derek?! Wykrztuś to z siebie wreszcie!

- Jad wpływa na libido ofiar... sprawia, że są o wiele bardziej napalone niż normalnie, a biorąc pod uwagę to, że jesteś osiemnastolatkiem z burzą hormonalną.

- Och to.- Stiles nie był tak nieśmiały odkąd przespał się z Dannym i potem jeszcze jednym chłopakiem, z którym mieli świetny oparty na zajebistym seksie układ.- Cóż czuję efekty...

- Taaa...- Sapnął brunet drapiąc się nerwowo po karku.- Myślę, że zaleczenie tej rany będzie dobrym początkiem.

***

Derek ostrożnie przyłożył dłoń do uszkodzonej skóry, ale Stiles i tak zasyczał z bólu. Mniej więcej po dwóch minutach absolutnej ciszy przerywanej tylko ich urwanymi oddechami. To nie tak, że wilkołak jakoś nagle dostał olśnienia... nie on rozbierał nastolatka wzrokiem już od początku ich znajomości, ale wcześniej jakoś zdołał się powstrzymywać tłumacząc sobie, ż jeśli chociaż położy rękę na tej jasnej, delikatnej skórze to szeryf go wypatroszy, a jeśli starszy Stilinski jakimś cudem się nie dowie to z całą pewnością zrobi to Scott, który zasłaniał braterską miłością swoją obsesję na punkcie przyjaciela. Hale nie miał pojęcia czy drugiemu alfie tak trudno pogodzić się ze świadomością, że czuje coś do najlepszego przyjaciela czy może raczej chodzi o to, że do drugiego faceta? On te wszystkie wątpliwości miał za sobą. Dlatego gdy widział szatyna w takim stanie: z rumianymi policzkami i spierzchniętymi ustami ledwie powstrzymywał się żeby się na niego nie rzucić na środku tego parkingu.

- Spadamy stąd.- Rzucił ciężkim, zachrypniętym głosem.- Weź rzeczy i pakuj się do Camero.

- Ale Jeep?

- Nie możesz prowadzić, kiedy czujesz się tak jak się czujesz...

- Masz na myśli, kiedy nie mogę skupić myśli na czymś innym niż sceny z ostatnio obejrzanych filmików porno albo...

- Tak dokładnie.- Warknął wilkołak wbijając sobie pazury w dłoń.- Twoje cacko odbierzemy jutro.- Stilinski już na szczęście nic więcej nie dodał tylko zgarnął portfel, telefon i po zamknięciu swojego auta wpakował się do samochodu Dereka.

- Mhm- Sapnął młodszy po zapięciu pasów i odchyleniu głowy do tyłu. Hale przez kilka sekund walczył ze sobą żeby nie przesunąć nosem po jego idealnie wyeksponowanym gardle.

- Co jest?- Zapytał odrywając wzrok od licznych pieprzyków i przenosząc go na brązowe oczy, oczywiście po drodze prześlizgując się spojrzeniem po zagryzionych wargach chłopaka.

- Bycie nastolatkiem z jadem inkuba nie jest zbyt miłe, jeśli masz na sobie obcisłe spodnie... jeśli łapiesz o czym mówię.- Wilkołak czuł się jak ryba wyrzucona na brzeg. Oczy wytrzeszczyły mu się śmiesznie i miał lekki problem ze złapaniem oddechu. Jedna z jego dłoni mimowolnie drgnęła na kierownicy, ale tylko cicho warknął pod nosem. Próbował tłumaczyć sobie, ż e chłopak jest pod wpływem demonicznej substancji i nie wolno mu wykorzystać jego desperacji. Każdy kolejny jęk czy sapnięcie szatyna było dla niego jak tortura.

***

Dotarli do loftu i starszy niczym błyskawica wystrzelił z ciasnego samochodu. Odetchnął głęboko świeżym powietrzem, ale to nie wiele dało, bo miał wrażenie ze sam przesiąk młodszego aż do szpiku kości. Dodatkowo podniecenie, frustracja i pożądanie promieniowały ze Stilesa tak wyraźnie niczym jakaś jebana supernowa.

- Co jest grane?- Odezwał się gdzieś zza nich Scott.

- Nic- warknął- Co ty tu robisz?

- Miałem trochę dosyć siedzenia w domu i udawania szczęśliwej rodzinki. Nie chciałem w przypływie gniewu ukatrupić własnego ojca... pomyślałem, że może masz czas na mały trening.- Powiedział cały czas wpatrując się w swojego przyjaciela, który stał parę metrów za Derekiem.

- Okay... może na początek chodźmy do środka.- Rzucił niby swobodnie.

W windzie mieszanka ich zapachów była jeszcze bardziej ogłupiająca i nawet Stilinski zorientował się, że coś jest na rzeczy. Patrzył tylko od jednego do drugiego mrużąc oczy i Hale uświadomił swobodniej jak to mogło wyglądać w oczach chłopaka, kiedy przywiózł go do swojego mieszkania w takim stanie gdzie, Stiles nie mógłby powiedzieć mu nie...



***

Druga część będzie zawierać smuta, ale ostrzegam, że jakoś nie idą mi od jakiegoś czasu opisy scen łóżkowych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro