Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kontynuacja: "Nie odchodź"


Jak sugeruję tytuł jest, to kontynuacja pewnego prompta smallworldinsideofme

Lepiej się czyta jeśli znacie ten tekst :) znajdziecie go na jej profilu w książce z promptami o larrym.

Teraz pewnie nastąpi takie: WOW! ty napisałaś jakiegoś LARRY'EGO?!!!  Cud się stał!

Cóż nie do końca...  To mix trzech shipów :) kto z kim będzie ostatecznie musicie dowiedzieć się sami.

*

Nie wiedziałam czy publikować też u siebie... skoro zawsze możecie to już przeczytać u niej, ale mam mały poślizg z promptami. Oczywiście przez, to że nie umiem jak normalny człowiek pisać krótkich shotów. Dodatkowo zalałam laptopa herbatą ( z miodem i cytryną) zdecydowanie nie wspomogła jego zdrowia :-/ 

Ten one shot, to taka forma zapełnienia czasu oczekiwania. ;-)

- Cały czas pisze ten trójkąt :), ale jeszcze nie wiem kiedy wrzucę, bo cały czas jakoś niekontrolowanie przybywa mi słów, a nie zrealizowałam nawet połowy z tego, co chciała pomysłodawczyni :D



***********************

Louis nie miał pojęcia co robić. Był rozbity na malutkie kawałeczki i nie wiedział jak poskładać się w całość. Elementy do siebie nie pasowały w żaden sposób. Kochał Harry'ego - ten jeden fakt nie uległ zmianie.

Chociaż samo wyobrażenie sobie przebywania sam na sam ze Stylesem powodowało u Louisa przerażenie. Zbyt dobrze pamiętał każdą sekundę z tamtej opornej nocy. Nie mógł też uwierzyć, że tamto upokorzenie miało swoje dalsze konsekwencje.

Zawsze chciał dziecka. Marzył o tym, żeby być rodzicem. Tylko że nie w ten sposób do cholery! Był w ciąży, która była wynikiem gwałtu i nadal to do końca do niego nie docierało. Po tym jak poronił był pewien, że już nigdy więcej nie doświadczy tego, jak to jest czuć w sobie rozwijającego się małego człowieka. Zwłaszcza, że jego lekarka poinformowała go, że każda ciąża będzie wiązała się z ryzykiem zarówno dla niego, jak i dla płodu.

Przez kilka dni po zrobieniu testu zachowywał się jakby był naćpany albo półprzytomny. Wstawał i snuł się po domu Zayna jak cień dawnego siebie. Przyjaciel musiał namawiać go do zjedzenia czegokolwiek i zajmować się nim, jakby był chory, a Tomlinson nie był nawet w stanie zmusić się, żeby zwierzyć mu się z tego, co się dzieję.

Następnie przyszła kolej na gniew. Szalejące w nim hormony w połączeniu z wciąż świeżym zranieniem, upokorzeniem, wstydem i wstrętem do samego siebie powodowały, że stał się chodzącym kłębkiem emocji i często zachowywał się irracjonalnie, a może i nawet odrobinę dziwacznie. Malik cierpliwie znosił każdy jego napad płaczu czy histerii bez żadnego komentarza. Szatyn powoli zaczynał mieć dosyć sam siebie, więc nie miał pojęcia jakim kurwa cudem przyjaciel wytrzymywał to wszystko.

- Lou? - usłyszał gdzieś od drzwi. - Zapomniałem kluczy...

- Już idę! - odkrzyknął i wsunął na nogi ciepłe kapcie, a następnie poczłapał w stronę korytarza. Przekręcił zamek i z niewielkim, ale o dziwo szczerym uśmiechem wpuścił mulata do środka. - Hej.

- Cześć... kupiłem nam coś do jedzenia - mruknął nieco niepewnie, bo ostatni wspólny posiłek skończył się małym załamaniem Tomlinsona pod wpływem napływających wspomnień z tej nieszczęsnej rocznicy. Gdzie tak się starał, żeby wszystko było idealne, a to właśnie wtedy cały jego i tak niestabilny świat całkowicie się zawalił.

- Okay, dzięki... wiem, że jestem pewnym utrapieniem, ale nie bardzo miałem pomysł gdzie się podziać. - Obaj skierowali się w stronę niewielkiej kuchni, gdzie Zayn wrzucił ich kolację na kilka minut do mikrofali i dopiero wtedy skupił całą swoją uwagę na mniejszym chłopaku.

- Widzisz, żeby twoja obecność mi przeszkadzała?

- Ale te moje wszystkie wybuchy i to, że zachowuję się, jakbym uciekł z zakładu dla obłąkanych?

- Louis. Przestań. Masz prawo być rozchwiany emocjonalnie - umilkł na chwilę, wyraźnie szukając odpowiednich słów. - Harry jest moim przyjacielem, ale to co zrobił nie ma usprawiedliwienia. Gdybym wiedział wcześniej dokładne, co wyprawia do strzeliłbym go ze dwa razy w zęby i spróbował jakoś go ogarnąć. Dlaczego nic nikomu nie powiedziałeś?

- Tak jak powiedziałeś... Harry jest twoim przyjacielem i z tego co wiem, znacie się od zawsze. Nie chciałem mu odbierać również tego...

- Fakt, jego znam dłużej, ale to nie znaczy, że nie widzę, kiedy zachowuję się nie fair - popatrzył uważnie na Tomlinsona. - Jestem też twoim przyjacielem i myślałem, że o tym wiesz.

- Tak i to, że pomagałeś mi go przypilnować od czasu do czasu było naprawdę ważne. Wiedziałem, że kiedy był z tobą to nie muszę się martwić, że skończy śpiąc zarzygany gdzieś na jakimś parkingu...

- Chociaż zdecydowanie nie raz mu się należało - sarknął Zayn, zanim zdążył ugryźć się w ten niewyparzony język. Widząc to jak Tommo się skrzywił, miał ochotę strzelić sobie w pysk.



***

Malik widział, że coś stresuje Louisa coraz bardziej. Nie miał pojęcia jak mu pomóc, skoro ten nie powiedział nic na ten temat. Jak na razie to była największa wada Tomlinsona, jaką Zayn dostrzegł - trzymanie wszystkich swoich problemów czy zmartwień w sekrecie. Przecież każdy czasami potrzebuje się wygadać, czy poprosić kogoś o pomoc. Na litość boską, gdyby on nigdy nie zadzwonił do mamy lub sióstr, żeby sobie ponarzekać albo zapytać, co one zrobiłyby na jego miejscu, to lista jego życiowych błędów byłaby o wiele dłuższa.

Nie chciał naciskać, bo znając charakter Louisa to przyniosłoby odwrotny efekt do zamierzonego. Może nawet szatyn spakowałby się i wyniósł. Zayn lubił go o wiele bardziej niż powinien. Szczerze, to jego uczucia dawno nie były czysto przyjacielskie. Nie żeby teraz zamierzał coś działać w tym kierunku. To byłoby z jego strony cholernie samolubne. Nie chciał wykorzystywać kiepskiej formy przyjaciela.

Sytuacja komplikowała się jeszcze bardziej ze względu na Harry'ego. Przyjaźnił się ze Stylesem od podstawówki i byli dla siebie zawsze. Tylko jakoś nie potrafił wyrzucić z głowy faktu, że to przez niego Tommo codziennie musiał zmagać się z samym sobą, by w ogóle wstać z łóżka. Budził się z koszmarów albo wcale nie mógł spać. Mało jadł i był bardzo rozchwiany emocjonalnie.

Kiedyś Styles był wpatrzony w Louisa jak w obrazek. Dlatego nie mógł zrozumieć, co w niego wstąpiło. Myślał, że zna go niemal tak dobrze, jak siebie samego.



***

Louis po raz kolejny nie mógł zasnąć i wciąż od nowa zastanawiał się, co ma dalej zrobić ze swoim życiem. Harry ciągle przepraszał i obiecywał, że się zmieni. Wiedział, że Styles bardzo w to wierzy. Pytanie, czy sama wiara wystarczy? Jego narzeczony pił niemal dzień w dzień od czasu śmierci ich dziecka i szatyn sądził, że to zaszło za daleko, aby mógł z tego zrezygnować ot tak.

Z drugiej jednak strony nie mógł dłużej wisieć Zaynowi nad głową. Brunet, co prawda, nie wydawał się mieć cokolwiek przeciwko. Problem w tym, że pozostawała jeszcze kwestia dziecka. Na razie to była czysta abstrakcja, ale z każdym dniem Louis upewniał się, że te dziesięć testów, które zrobił, nie mogły się mylić. Rozpoznawał coraz więcej ciążowych objawów. Potrzebował odrobiny stabilności, niezależności i poczucia bezpieczeństwa.

Postanowił spróbować wrócić do zawodu, bo zrezygnował z pracy jakieś dwa lata wcześniej. Niby dla dziennikarza to sporo, ale liczył na odrobinę szczęścia. Mógłby pisać dosłownie wszystko... nawet porady dla gospodyń domowych czy nekrologi. Ważne, żeby co jakiś czas dostawał wypłatę. Miał jeszcze jakieś oszczędności na lokacie, ale chwilowo nie chciał ich ruszać. Musiał tylko ponownie skontaktować się ze swoją dawną szefową. Była bardzo zawiedziona, gdy zdecydował się odejść, jak tylko podjęli z Harrym decyzję o dziecku. Zapewniała, że może nadal pracować pomimo ciąży, a teksty wysyłać jej mailem albo nawet proponowała, żeby pomyślał o założeniu bloga, bo czytelnicy kochali jego przesiąknięte cierpkim humorem artykuły. Był jednak tak przejęty wszystkim, co związane z ciążą, że nie mógł się skupić na niczym innym.

Stwierdzili z Harrym, że jego praca póki co wystarczy, a Tomlinson po urodzeniu dziecka odpuści sobie na jakiś czas pisanie. Jak wielki to był błąd, przekonał się w niedługim czasie po poronieniu.


***

Następnego dnia powiedział Zaynowi o swoich planach, na co ten zareagował początkowym zdziwieniem, ale po namyśle uśmiechnął i stwierdził, że to nie jest zły pomysł. Podwiózł go pod same drzwi redakcji i życzył powodzenia.

Kilka godzin później Louis był już wyposażony we wszystkie niezbędne rzeczy, by rozpocząć pisanie serii artykułów o męskich ciążach. Martha stwierdziła, że wie o tym najwięcej z nich wszystkich i zna odpowiednie osoby zajmujące się takimi przypadkami. Chciała, aby opisał bez zbędnego słodzenia, to jak społeczeństwo odbiera mężczyznę z brzuchem. Jak zmienia się organizm oraz czego spodziewać się na poszczególnych etapach rozwojowych.

Szczerze? Był przerażony jak jasna cholera! Do tej pory spychał na dno umysłu każdą sugestię podświadomości o tym, że ponownie nosi w sobie nowe życie. Jednak pisanie artykułu będzie wymagało od niego zmierzenia się z bolesną przeszłością. Wręcz emocjonalny ekshibicjonizm. To będzie bolesne i to bardzo. Miał pracę i to niemal tak dobrze płatną jak przed odejściem, ale czy była tego warta?


***

Dotarł pod dom przyjaciela i zastał tam widok jakiego kompletnie się nie spodziewał. Harry siedział na schodkach z bukietem frezji, a ich słodki zapach podrażniał jego czuły nos już z odległości kilku metrów. Sama obecność byłego? Narzeczonego? Sprawiła, że adrenalina krążyła wraz z jego krwią. Wszystko dookoła jakby zwolniło, za wyjątkiem jego serca które biło jak u wystraszonego zająca chowającego się w trawie przed polującym na niego drapieżnikiem.

- Louis! - poderwał się na nogi. - Wiem, że prosiłeś o czas, ale chciałem cię tylko zobaczyć.

- Część Harry - sapnął szatyn, zaciskając zęby przez wzmagające się mdłości. Był wykończony, głodny i chciało mu się spać. Niezapowiedziana wizyta Stylesa była mu teraz bardzo nie na rękę.

- Dla ciebie. - Harry podał mu kwiaty. Tomlinson nawet nie zdążył mu odpowiedzieć cokolwiek, bo zawartość żołądka podeszła mu do gardła. Jedyne, co mógł zrobić, to przechylić się przez barierkę przy schodkach i zbezcześcić kwiatki Zayna. Wzdrygnął się, kiedy poczuł dłonie na swoich plecach. Kiedyś byłoby to kojące uczucie, że nie jest sam, ale tym razem nie umiał wyrzucić z głowy faktu, że to te same ręce, które sprawiły mu tyle bólu i zniszczyły go bardziej niż sam przed sobą chciałby przyznać.

- Louis? - młodszy brzmiał na niepewnego i może nawet nieco wystraszonego. - Wszystko w porządku?

- Nic nie jest kurwa w porządku Harry - wyszeptał, wycierając usta. - Wejdźmy do środka, muszę napić się czegoś ciepłego i przede wszystkim usiąść.

- Okay.


***

Kwadrans później siedzieli w salonie, a Tomlinson trzymał w dłoniach parujący kubek i zastanawiał się, co ma zrobić. Chciał powiedzieć byłemu parterowi o dziecku i jednocześnie jakiś głos w jego głowie mówił mu, że to bardzo zły pomysł. Wpatrywał się w trzymany napój, jakby tam znajdowały się odpowiedzi.

- Lou?

- Daj mi jeszcze kilka minut - mruknął, zerkając na Harry'ego. Sięgnął po telefon wciśnięty do kieszenie obszernej bluzy i wystukał krótką wiadomość.

do Zayn:

Za ile będziesz?


od Zayn:

Kilka minut. Jestem w markecie. Chcesz coś?


do Zayn:

Nie.


Westchnął ciężko i rozejrzał się po pomieszczeniu, ale jego wzrok szybko uciekł do fotela, w którym siedział Styles. Ten napotykając jego spojrzenie uśmiechnął się nieznacznie. Louis wcale nie czuł się przez to lepiej. Nerwowo wybijał rytm nogą i bardzo często zerkał w stronę przedpokoju.

Odetchnął dopiero, gdy usłyszał otwieranie drzwi wejściowych. Minutę później do salonu wtoczył się Malik obładowany zakupami jak osiołek juczny. Po dwie torby w każdej ręce, a telefon niósł w zębach. Louis nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się krótko. Oczy Zayna znacznie się rozszerzyły, jak tylko dostrzegł Harry'ego. Zniknął na kilka sekund w kuchni, skąd było słychać brzęk i kilka przekleństw.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał bez żadnego wstępu.

- Przyszedłem do Louisa...

- Widzę, a czy on nie prosił cię o trochę czasu?

- Zayn.

- Zaprosiłeś go?

- Nieee. - Zamknął oczy i odetchnął kilka razy, żeby nabrać odwagi. - Tylko że i tak chciałem się z nim skontaktować.

- Tak?

- Uhm, ale myślałem, że najpierw pogadam z tobą, bo jestem przerażony i chyba nadal do końca w to nie wierze. Wiesz, zawsze tego chciałem, a teraz myślę, że nie dam rady.

- Louis... czy ty? - zaczął Styles.

- Możesz tak odrobinę jaśniej Lou? - starszy starał się skupiać bardziej na Maliku niż na Harrym, bo wtedy było mu jakoś odrobinę lepiej. Łatwiej zwierzać się najlepszemu przyjacielowi niż komuś, kto złamał nam serce.

- Jestem w ciąży - powiedział cicho. Malik wyglądał, jakby tego nie usłyszał, a Styles gwałtowanie wciągnął powietrze i podniósł się ze swojego miejsca.

- Wow! - sapnął w końcu Zayn.



***

Praca była dla niego trudna przez fakt, że pisał o ciąży, ale i tak o wiele łatwiejsza niż każda jego rozmowa z Harrym. Chciałby, żeby ktoś podpowiedział mu co ma dalej zrobić ze swoim życiem i w którą stronę je skierować. Zayn odmawiał udzielania mu rad. Był przy nim często i pomagał w najróżniejszych sytuacjach. W gotowaniu posiłków i siedział z nim, kiedy Louis nie mógł spać, a w jego głowie było zbyt dużo myśli, by mógł wytrzymać z samym sobą. Siedzieli i oglądali seriale, ale tylko te, gdzie było mniej dramatów i łez. Tomlinson nie miał zbyt dużej odporności psychicznej, a hormony zamieniały go w tykająca bombę wybuchającą histerią, śmiechem, krzykiem lub łzami w najdziwniejszych momentach.

Harry też krążył gdzieś w pobliżu i podrzucał mu co jakiś czas jakieś zdrowe posiłki, czy kolejne książki. Louis ponownie uczył się czuć się swobodnie w jego obecności, ale czasami jakiś gest czy zmiana tonu w głosie młodszego wystarczała, żeby wspomnienia z tych kilku miesięcy po poronieniu wróciły.

Czwartek przywitał Louisa deszczem dzwoniącym w szyby jego sypialni, a kiedy udało mu się już wstać i zerknąć za zasłonkę, miał ochotę z powrotem zapakować się pod ciepłą kołderkę. Szczególnie, że był sam aż do piętnastej. Na pewno by tak zrobił, gdyby nie dziecko. Nie chciał mu zrobić krzywdy nieregularnymi posiłkami. Najpierw krótka wizyta w toalecie, a dopiero później mógł sobie w spokoju zrobić kilka kanapek.

Śniadanie i herbata wcale nie poprawiły mu humoru ani nie sprawiły, że nagle wpadł na pomysł kolejnego artykułu. Tak czy inaczej włączył laptopa i przejrzał kilka stron o męskich ciążach, czytał opinię innych i znalazł kilka takich wyssanych z palca faktów, że miał ochotę wysłać tych ludzi do kosmosu. Może jacyś kosmici zgłoszą się po swoich...

Jakoś w końcu zebrał się do opisaniu diety podczas ciąży. Wcale to nie było tak, że można jeść i jeść bez żadnych konsekwencji. Spora część używała argumentu, że jedzą za dwoję. To nie do końca prawda, można pozwolić sobie na nieco więcej, ale o wiele istotniejsze było to, żeby były to wartościowe produkty. Zachcianki owszem, ale można zjeść kawałek pizzy, a nie od razu całą. Trochę ciasta, a nie połowę blachy.

Wysłał gotowy tekst do przeczytania naczelnej i wyłączył laptop. Jeśli Martha będzie miała jakieś zastrzeżenia, to do niego zadzwoni.

Pogoda wcale nie uległa poprawie, a nawet miał wrażenie, że padało jeszcze bardziej. Nienawidził jak było tak mokro i zimno. Nie bardzo miał pomysł, co zrobić z resztą popołudnia. Włączył telewizor, ale za bardzo nie skupiał się na popularnym show.

Dzwonek do drzwi był jak zbawienie od męczących myśli. Otworzył z szerokim uśmiechem, który odrobinę przygasł kiedy okazało się, że to Harry.

- Hej Louis pomyślałem, że może podrzucę ci to w drodze z pracy. - Wręczył mu pachnący pojemnik z logo jego ulubionej knajpki. - Ryż z warzywami i kurczakiem.

- Dzięki. - To było miłe i przypominało o tych lepszych czasach. - Chcesz wejść na chwilę?

- Mogę?

- Uhm... Zayn siedzi dzisiaj dłużej w pracy, a ja skończyłem artykuł i się nudzę. W sumie chętnie też dowiem się, co tam u ciebie?

- Jest tak dobrze jak może być u kogoś, kto ma świadomość że jest sukinsynem.

- Harry...

- Nic nie mów. Jestem, ale nie tknąłem alkoholu od tamtego czasu i jeśli mi pozwolisz, to chciałbym, żeby ono mnie znało.

- Gdybym nie chciał, żebyś wiedział, to wyprowadziłbym się na drugi koniec kraju i zmienił nazwisko - mruknął szatyn.

- Dziękuję. Lou, czy ty mi kiedyś wybaczysz?

- Już to zrobiłem - westchnął, zastanawiając się, jak dokładnie ma powiedzieć to, co ma myśli. - Ale to wcale nie znaczy, że już do ciebie wrócę, ani że kiedykolwiek to zrobię.

- Louis...

- Nie. Posłuchaj mnie przez chwilę. Kocham cię, fakt. W pewien sposób, to co stało się tamtej nocy jest po części moją winą. Gdybym wcześniej zaczął walczyć o samego siebie... może zostawił cię na kilka dni i wyjechał, to cokolwiek by do ciebie dotarło. Jednak ja za bardzo się od ciebie uzależniłem... - Chwila na złapanie oddechu i przegonienie zdradzieckich łez.

- Mogłem strzelić cię w pysk, kiedy pierwszy raz powiedziałeś, że śmierć naszego dziecka jest moją winą, ale zamiast tego tylko zacisnąłem zęby i płakałem po nocach. Ze względu na twoją żałobę pozwalałem ci na wszystko, ale to było też moje dziecko, Harry! Czułem je tak długo, a później go już nie było!

- Przepraszam, ja nie mam pojęcia, co mi się stało. To ciężkie i nadal jest... kiedy mijam drzwi od dziecięcego pokoju albo kiedy widzę kogoś w ciąży. Odreagowywałem to na tobie, a nie miałem prawa tego robić.

- Nie, nie miałeś - warknął szatyn i zacisnął oczy, kiedy mdłości skręciły mu żołądek. Gwałtowne emocje mu nie służyły.

***

Wszystko się posypało i chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że to głównie jego wina, to ta świadomość wcale nie czyniła tego łatwiejszym. Harry był zagubiony we wszystkich swoich uczuciach i nieraz kusiło go już sięgnięcie po kieliszek. Jakoś dał radę się powstrzymać, ale bał się, że to wróci. Kiedy procenty krążyły w jego organizmie przestawał być sobą. Zapominał jak kochać i się troszczyć, a zamiast tego stawał się potworem, który tylko czekał, by trochę z kogoś poszydzić albo zwyzywać.

Kolejny raz w drodze do pracy mijał poradnie uzależnień, ale nigdy nie miał odwagi przekroczyć progu. Wmawiał sobie, że nie upadł jeszcze tak nisko. Bał się spojrzeć na kogoś z tych ludzi, usłyszeć jego historię i zobaczyć w nim samego siebie.

- Może dzisiaj jest ten dzień? - zapytał go wysoki szatyn, którego widział już parę razy przy wejściu do budynku.

- Jaki?

- Wejdziesz? - uniósł brew i uśmiechnął się ciepło. Styles tylko pokręcił głową. - Okay... kiedy tylko poczujesz się gotowy. Zapraszam... jeśli zdecydujesz, że jednak potrzebujesz pomocy. Zapytaj w recepcji o Liama.

Nie zdążył już nic odpowiedzieć, bo tamten zniknął we wnętrzu budynku. Jeszcze jakąś minutę wpatrywał się w drzwi, staczając walkę z samym sobą i jak zwykle jego ego wygrało.


Dam sobie radę sam.


To jego kolejny błąd.

***

Kolejna wizyta u lekarza była nieco stresująca dla Louisa, bo miał poznać płeć dziecka. Nie mógł uwierzyć, że minęło ponad cztery miesiące, odkąd uciekł od Harry'ego. Osiemnaście tygodni, podczas których nie przespał spokojnie ani jednej nocy. Nie raz po obudzeniu się z koszmaru zastanawiał się jak on da sobie radę z dzieckiem, skoro nie umiał ochronić samego siebie.

Dodatkowym powodem jego zdenerwowania był fakt, że powiedział Stylesowi o badaniu. Wciąż nie czuł się pewnie w jego obecności, ale chciał, żeby młodszy był obecny w życiu dziecka. Obaj tego chcieli. Może Harry potrzebował poczuć więź z tym dzieckiem, żeby mieć dla kogo się starać?

Zdziwił się, kiedy zamiast Harry'ego do poczekalni wszedł Zayn. Brunet rozejrzał się niespokojnie po pomieszczeniu pełnym ciężarnych i dopiero kiedy namierzył wzrokiem Tomlinsona nieco się rozluźnił.

- Hej, pomyślałem, że może przyda ci się towarzystwo?

- Uhm, dziękuję. Powiedziałem Harry'emu, ale wcale nie czuję się przez to spokojniejszy - urwał na chwilę - Właściwie to powinien już tu być...

- Zadzwonić do niego?

- Tak - Louis odetchnął z ulgą

Piętnaście minut później do kliniki wbiegł Harry. Rozczochrany i z zaczerwienionymi policzkami, ale poza tym szatyn nie zauważył żadnych odstępstw od normy. Marynarka i koszula jak codziennie do pracy.

- Przepraszam... nie spóźniłem się jeszcze?

- Przepuściłem inną pacjentkę - poinformował go Louis

- Och... - dopiero wtedy dostrzegł Malika, siedzącego na krzesełku obok Tomlinsona. - Co ty tu robisz? - warknął.

- Siedzę i czekam. - sarkazm był jedną z tych rzeczy, którą Zayn zawsze używał jak tarczy, kiedy ktoś go atakował.

Na szczęście dla nich wszystkich lekarka poprosiła ich już do gabinetu. Louis tym razem nie przeoczył smutku czy może nawet bólu na twarzy Malika. Miał wrażenie, że coś niesamowicie ważnego mu umyka.

Badanie nie różniło się w zasadzie niczym od tego poprzedniego, ale obecność Harry'ego i zwrot lekarki: 'witamy drugiego tatusia' powodowały, że powoli zaczynał panikować.

Dopiero gdy usłyszał bicie serca swojego dziecka nieco się uspokoił.

- Gratuluję, to zdrowy, silny mały mężczyzna.

- Jest pani pewna? - zapytał, a ona siknęła głową z niewielkim uśmiechem. - Będę miał syna.

- Tak - szepnął Harry i dopiero, gdy młodszy pochylił się, żeby pomóc mu wstać z fotela Louis poczuł od niego znajomy zapach alkoholu. Natychmiast odskoczył.

- Lou?

- Przyjechałeś samochodem?

- Tak... chcesz, żeby cię gdzieś podwiesić?

- Nie... - zawahał się, bo zwracanie uwagi Stylesowi nigdy nie kończyło się dla niego dobrze. - Ty też lepiej zamów taksówkę.

- Um, co?

- Harry, proszę nie graj niewiniątka. Nie chcesz chyba prowadzić pod wpływem i kogoś zabić? - powiedział ze złością do byłego narzeczonego, który otwierał i zamykał usta jak ryba wyrzucona na brzeg.


***

Zayn ani trochę nie był zadowolony z tego, że musiał czekać na Louisa w poczekalni jak żałosny idiota, którym w gruncie rzeczy był. Chciał być na miejscu Stylesa i widzieć twarz Tommo, kiedy pozna płeć swojego dziecka. Zobaczyć czy będzie bardziej szczęśliwy czy przerażony? Zastanawiał się, czy chłopak płakał, czy raczej śmiał się z tymi swoimi zmarszczkami w kącikach oczu?

Wszystkie jego myśli uciekły w cholerę, kiedy ponownie zobaczył Tomlinsona. Wyglądał na rozczarowanego i smutnego. Mulat na chwilę przestał oddychać. Czy to znaczyło, że z dzieckiem było coś nie tak? Jakaś wada? Operacja, albo leczenie?! Wszystkie najgorsze myśli zdążyły przewinąć się przez jego umysł. Nieco niepewnie podszedł do rozmawiających chłopaków. Może mu się tylko wydawało, ale Louis jakby odetchnął, gdy zobaczył go w pobliżu.

- Jedziemy? - zapytał starszy zmęczonym głosem.

- Tak. Nie muszę już dzisiaj wracać do pracy.

- Dobrze - westchnął Tommo, dotykając delikatnie niewielkiego brzucha. Trochę jakby chciał go osłonić.

- Lou? - Harry wydawał się być jednocześnie zawstydzony jak i poirytowany.

- Jedź do domu Hazz.

- W porządku. - mruknął z rezygnacją. - Mógłbym dostać kopię nagrania?

- Oczywiście. Do zobaczenia kiedyś. - Tomlinson pomachał mu i pospiesznie odszedł w stronę parkingu.

- Co się znowu stało, Harry?

- A jak myślisz? - prychnął Styles.

- Nie wiem, dlatego pytam. - Zayn podszedł bliżej przyjaciela i wtedy poczuł zapach whisky. - Czy ty piłeś?!

- Dwa drinki, Malik... nie bądź taki zgorszony, to nie tak, że przyszedłem urżnięty w trupa.

-Jesteś idiotą. - Mulat już rozumiał dlaczego Tomlinson zachowywał się jak spłoszona sarna po wyjściu z gabinetu. On nienawidził zapachu alkoholu. Malik przekonał się, kiedy wypił przed snem dwa piwa, a potem usiadł obok Louisa na kanapie... starszy dostał ataku paniki. Od tamtej pory nie wypił nawet łyka czegokolwiek procentowego. - Mam dobrego znajomego, który jest terapeutą...

- Nie jestem alkoholikiem!

- Jasne... bo którykolwiek uzależniony przyzna się do swojego problemu. Liam jest w moim wieku. To nie jakiś wiekowy dziadek, ani doktorek z poczuciem wyższości nad reszta społeczeństwa. Dam ci do niego numer, a ty zadzwonisz jak będziesz chciał, okay?

- Liam? Czy on przypadkiem nie pracuję w tej poradni blisko mojego biura?

-Chyba tak. Czekaj... Byłeś tam?! Stary, to świetnie! Louis na pewno się ucieszy, bo bał się, że jesteś zbyt dumny, żeby poprosić o pomoc.

- Uhm... znaczy się, parę razy byłem przy wejściu, ale jakoś nigdy nie wszedłem do środka. Ten twój znajomy mnie zaczepił i powiedział, że kiedy już się zdecyduję, mam pytać o niego w recepcji.

- Chcesz, żebym poszedł z tobą? - zapytał Zayn. - Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w tej chwili twoją ulubioną osobą, ale...

- Mógłbyś mnie tam może zaciągnąć siłą?

- Harry.

- Wiem, wiem. Żart... ale myślę, że to niezły pomysł. Piątek przed pracą?

- Okay. - Malik skinął mu głową i ruszył w ślad za Louisem.

- Zayn?! - odwrócił się - Jestem tylko zazdrosny. Mam wrażenie, że zająłeś moje miejsce i to mi się wcale nie podoba.

- Nie, to nie tak, Harry. Przyjaźnimy się i ja nigdy nie próbowałem, aby to było czymś więcej.

- Ale wiem, że chciałbyś. Nawet nie zaprzeczaj. Mam sprawne oczy, Malik.


***

Czas powoli mijał, a Louis coraz częściej myślał nad tym, co będzie po narodzinach dziecka. Nie umiał zapytać Zayna o remont jednego z pokoi, albo wykupienie części domu. Nie chciał mieszkać sam, ale źle się czuł z tym, że nie był u siebie.

Malik był kimś, kogo chciałby mieć przy sobie. Nie umiał dokładnie wytłumaczyć tej potrzeby, ale zrzucał winę na buzujące w nim hormony. Końcówka szóstego miesiąca to nie przelewki. Jego brzuch znacznie urósł i czuł się trochę zależny od przyjaciela. Nie podobało mu się to, ale to nie tak, że mógł sobie poradzić sam. Możliwe, że przez poronienie pierwszego dziecka stał się nieco przewrażliwiony. Trzy razy byli na pogotowiu, bo wystraszyły go skurcze. Wolał też nie liczyć ile razy dzwonił do swojej lekarki z kompletnymi pierdołami. Dziwił się, że kobieta jeszcze nie kazała mu przestać histeryzować i dać jej święty spokój. Miała babka do niego anielską cierpliwość.

- Louis?! - usłyszał szybkie kroki w korytarzu, a kilka sekund później szczerzącego się od ucha do ucha Zayna z drewnianą niebieską kołyską. Była trochę przykurzona, ale zdecydowanie ładna i w dobrym guście. - Trochę wody i wymiana materaca i będzie jak nowa. Podoba ci się?

- Tak... skąd ty?

- Od mojej mamy. - Malik wzruszył ramionami. - Była kiedyś moja...

- Zayn... nie mogę. To powinno należeć do twojego dziecka.

- Nawet nie próbuj, Lou. To jest prezent i odmawiam przyjęcia go z powrotem. - Louis chciałby umieć przytoczyć jakieś sensowne argumenty na 'nie', ale świecące się ze szczęścia oczy tego idioty były zbyt rozpraszające.

- Niech ci będzie.

- Mam coś jeszcze...

- ZAYN!

- Nie kupiłem tego... wziąłem ze sklepu. To tylko katalogi, Louis. - brunet przewrócił oczami na jego oburzenie.

- Och... tak. Tylko wiesz, że ja tak naprawdę nie wiem, gdzie będzie pokój dziecka.

- No tak... możesz zostawić to na później, albo przejrzeć je z Harrym.

- Nie o to mi chodziło. Myślałem nad przeprowadzką z powrotem do Doncaster. Moja mama i dziewczynki mógłby mi pomóc. - Tomlinson zauważył zawiedzioną minę przyjaciela, co dodało mu nieco pewności siebie. - Albo mógłbym wykupić część domu... wiem, że to może dziwne, ale czułbym się pewniej i... zresztą zapomnij.

- Lou, nie musisz mi płacić, żeby czuć się tu bezpiecznie. Jednak rozumiem dlaczego chcesz.

- Czyli, że się zgadzasz?

- Tak.


***

- Niebieski czy zielony? - Tak przywitał go Louis o szóstej rano.

- Co?

- Kolor na ścianach. Zielony czy niebieski? Może jedna ściana zielona, a reszta żółta byłoby tak weselej? Jak myślisz?

- Niebieskie. Lubię niebieski - mruknął sennie Malik.

- Dlaczego? - Tommo wiedział, że może być odrobinę upierdliwy, kiedy się czymś ekscytuję, a Zayn z kolej nie cierpi wstawać rano.

- Hm? Po postu to mój ulubiony kolor. Pogódź się z tym i idź spać. - zerknął na telefon - Jest sobota i nawet nie ma jeszcze siódmej. Paletą barw zajmiemy się później.

- Ale...

- Spać.

- Zayn - sapnął oburzony, kiedy mulat nakrył głowę poduszką. Dał za wygraną i nieco niepewnie płożył się obok przyjaciela. - Podziel się kołdrą - syknął, bo Malik zawinął się w przykrycie niczym naleśnik.

W końcu udało mu się uszczknąć dla siebie nieco nakrycia. Przestał oddychać, gdy ciepłe ramię objęło go w pasie, a dłoń spoczęła na jego brzuchu.

- Śpij Lou... wiem, że w nocy dreptałeś kilka razy po domu. Musisz odpocząć.

- Uhm - to jedyna odpowiedź na jaką mógł się zdobyć.

Czuł się całkowicie spokojnie i bezpiecznie z Zaynem tuż obok niego i to coś na pewno znaczyło. Jeszcze nie wiedział co dokładnie. Rozwiąże to... kiedyś. Nie tym razem, bo czuł jak jego powieki robią się coraz cięższe, a myśli plątają się jak szalone.



***

Obudzenie się obok Louisa było dla Zayna idealnym rozpoczęciem dnia. Gdyby mógł, powtarzałby takie poranki do końca swojego życia. Bał się chociażby drgnąć, żeby nie obudzić szatyna, który wyglądał na całkowicie odprężonego. Czuł ciepło bijące od Tomlinsna i mógł sobie pozwolić na krótkie rozmarzenie. Mocniej przytulił się do pleców starszego, nos chowając w jego potarganych włosach.

- Zayn - na chwilę przestał oddychać ze strachu, że Louis wszystkiego się domyślił i jednak postanowi się wyprowadzić, a może nawet całkowicie urwie z nim kontakt. - Która godzina? - zerknął na tarczę budzika stojącego na szafce obok łóżka.

- Kilka minut po jedenastej.

- Wow... nie pamiętam, kiedy ostatnio spałem tak długo. - Tommo powoli okręcił się na drugi bok. Tak, że Malik mógł podziwiać jego zamglone oczy i niewielki uśmiech błąkający się na ustach. - Dzięki.



***

- Co ty tu robisz Nick? - Harry najczęściej z nim wychodził do klubów, a teraz kiedy stara się nie pić, zaczął unikać starszego.

- Stęskniłem się... nigdzie nie wychodzisz. siedzisz jak ten pustelnik, kiedy ten twój Louisek najprawdopodobniej układa sobie życie na nowo z twoim kumplem.

- Odpuść Nick... nie mam ochoty słuchać twoich złośliwych komentarzy, a już zwłaszcza nie dzisiaj.

- Okay, okay. - Grimmy uniósł ręce w obronnym geście. - Ale chyba nie zostawisz mnie tak na progu? Mam dla ciebie prezent. - Zamachał mu przed oczami butelką wódki.

- Nick jakiej części: 'nie piję alkoholu', nie rozumiesz?

- Całości? - zakpił. - No dalej, to nie tak, że chlaliśmy na umór codziennie. Nie jestem jakimś alkoholikiem, a ty tym bardziej kolego.

- Może po prostu ty zrobisz sobie drinka, a ja zostanę przy swojej herbacie? - zasugerował, bo naprawdę nie chciał spędzać kolejnego wieczoru sam. Niby wczoraj siedział prawie do północy w poradni z Liamem i luźno gadali o Zaynie, Louisie, dziecku i całej tej cholernej sytuacji.

Najciężej było mu przyznać się przed Paynem do tego, co wyprawiał po tym jak Tomlinson poronił. Spojrzenie Liama było neutralne, może nawet trochę współczujące, ale on i tak wiedział, że mężczyzna się nim brzydzi. Sam nie mógł patrzeć na własne odbicie... więc jakim cudem prawie obcy chłopak miał nie widzieć w nim jakiegoś cholernego psychopaty. Nie wiedział, jak Louis mógł rozmawiać z nim o ich dziecku, pytać go, co sądzi o imieniu, kiedy obaj doskonale wiedzieli, w jaki sposób zostało ono poczęte.

- Twoja strata, skarbie - mruknął Grimshaw i minutę później rozsiadł się już na kanapie. Harry miał to przeczucie, że właśnie popełnia kolejny błąd. Niestety zignorował ten cichy, natrętny głos podświadomości.



***

Oglądał powtórkę 'The Voice' i starał się zająć czymś myśli. Nie lubił zostawać sam, ale Zayn musiał zawieść siostrę na trening siatkarski. Tomlinson i tak czuł, że mocno ograniczał przyjaciela, zabierając mu wolny czas, który mulat mógłby spędzić ze swoim rodzeństwem.

Koło dwudziestej usłyszał dzwonek do drzwi, ale widocznie Malik zapomniał kluczy albo może Harry wpadł na chwilę coś mu podrzucić. Powoli zaczynał się czuć swobodniej w towarzystwie byłego partnera. Nie całkiem bezpiecznie i pewnie tak jak z Zaynem, ale wciąż na tyle, żeby prowadzić z nim swobodną rozmowę bez strachu paraliżującego go całkowicie. Myślał, że byli na dobrej drodze by ponownie stać się przyjaciółmi, co byłoby bardzo wskazane skoro będą mieć razem dziecko.

Powoli małymi kroczkami wszystko jakoś się układało i raz czy dwa przemknęło mu przez myśl pytanie czy potrafiłby zapomnieć i wrócić do Harry'ego... Póki, co nie było nawet o tym mowy. Nie miał pojęcia czy kiedykolwiek, bo to co czuł do Stylesa nieco wyblakło. Jednak Hazz wciąż potrafił go zaskakiwać, czy być miłym i czarującym, dawnym sobą. Dlatego niczego nie wykluczał. Przecież zawsze mógł zakochać się w nim jeszcze raz...

- Tak? - mruknął leniwie, otwierając drzwi z lekkim uśmiechem. Jednak tak szybko jak dostrzegł chwiejącego się na nogach Harry'ego chciał zatrzasnąć drzwi. Niestety Styles był szybszy i kilka sekund później wepchnął się do domu. Louis był przerażony. Całkowicie.

- Chce żebyś do mnie wrócił... - wybełkotał ledwo zrozumiale. Tomlinson bał się cokolwiek odpowiedzieć. Zadzwonił do Zayna, ale kiedy ten odebrał nie był w stanie wykrztusić chociażby słowa. - SŁYSZYSZ CO DO CIEBIE MÓWIĘ?! - wściekły ryk Stylesa było prawdopodobnie słychać nawet u sąsiadów po drugiej stronie ulicy.

- Hazz... jak mogłeś? - zapytał szeptem.

- To ty mnie zostawiłeś! Wybrałeś jego...

- Nie. Wybrałem siebie. To ty zostawiłeś mnie pierwszy dla Nicka, imprez i alkoholu.



***

Zayn chyba jeszcze nigdy nie jechał tak szybko. Cały ścierpł, kiedy usłyszał krzyk Harry'ego. Możliwe nawet, że przejechał ze dwa razy na czerwonym świetle. Miał nadzieję, że zdąży, zanim Styles narobi jeszcze więcej szkód. Zaparkował na chodniku przed podjazdem i nawet nie zamknął drzwi od samochodu. Po minucie wpadł do domu i zamarł z przerażenia Louis siedział skulony w kuchni. Wszędzie było pełno szkieł z kubków i talerzy, a stolik w salonie był połamany.

Wściekły, pijany i rozhisteryzowany Harry szamotał się z Liamem, który starał się go jakoś uspokoić. Chociaż widocznie brakowało mu już cierpliwości. Cóż... Zayn też już wykorzystał całe jej pokłady, jakie miał dla zagubionego przyjaciela. Podszedł szybkim krokiem i strzelił go w pysk.

- Wyprowadź go stąd - syknął do Payna. Styles wiąż nieco zamroczony po mocnym ciosie nie stawiał już tak zaciekłego oporu.

- Lou? Jesteś cały? - zero reakcji. Malik przykucnął obok krzesła na którym siedział szatyn.

- Hej? Boli cię coś? Uderzył cię?

- Nie, ale brzuch mnie mocno boli. Chyba dziecko czuje moje nerwy i jest niespokojne.

- Chcesz jechać do szpitala?

- Tak, proszę.



***

Louis został zatrzymany na noc na obserwacji, a rano zbadała go lekarka prowadząca jego ciążę. Marszczyła brwi i mamrotała coś pod nosem, a szatyn z sekundy na sekundę bał się coraz bardziej. Nie chciał go stracić. Nie przeżyłby tego kolejny raz.

- Co się dzieję? - zapytał spanikowany.

- Uhm... wygląda na to, że będziesz musiał leżeć aż do końca. Łożysko może się odkleić, a tego nie chcemy.

- Ale poza tym wszystko dobrze?

- Tak. serce bije w równym rytmie, a dziecko rozwija się prawidłowo. Musisz się uspokoić, Louis. Stres wam nie służy - westchnęła ciężko, patrząc na swojego przerażonego pacjenta. - Gdzie jest Harry?

- On... nie chcę go tutaj.

- W porządku, ale będziesz potrzebował kogoś przy sobie. Do tego zero stresu i mało wysiłku fizycznego. W zasadzie wolno ci wstawać tylko do łazienki.

- Tak, wiem. Myślę, że mam kogoś takiego.

- To nie moja sprawa i to będzie nieprofesjonalne, ale znamy się już kilka lat Louis... - pogładziła go delikatnie po ramieniu. - Jeśli to, co się stało jest wina Harry'ego, to twoja decyzja jest słuszna.



***

Tydzień spędzony w szpitalu sprawił, że Tomlinson miał ochotę całować klamkę od swojej, cichej sypialni. Tylko że Zayn zapewne nie pozwoliłby mu nawet na taki wysiłek. Odkąd usłyszał o zaleceniach pani doktor stał się upierdliwy jak troskliwa mamuśka. Dosłownie wniósł go po chodach i nie pozwolił mu nawet samodzielnie zdjąć butów!

- ZAYN do kurwy nędzy! Ja nie jestem sparaliżowany. Rozumiem, przejąłeś się i super, ale nie przesadzaj.

- Louis, co tam mruczysz? - zaśmiał się mulat, a Tommo miał ochotę rzucić w niego poduszką. - Jakoś tak cicho mówisz. Przynieść ci może herbaty albo coś do jedzenia?

- Mam wodę i jadłem jogurt dosłownie pięć minut temu.

- Okay.

Po kilku dniach stało się jasne, że Louis zdecydowanie nie polubi leżenia plackiem przez dwadzieścia cztery godziny. A już po dwóch tygodniach zaczął się modlić o cud i możliwość ponownego przejścia samodzielnie kilkudziesięciu metrów.

Malik doskonale spełniał się jako środek transportu i najwyraźniej nie miał nic przeciwko, ale Tomlinson nie czuł się z tym zbyt dobrze.

- Lou?

- Uhm...

- Wcześniej nie chciałem pytać - Zayn podrapał się po karku, co robił zawsze gdy było mu z jakiegoś powodu niezręcznie, albo głupio. - Wiesz, wtedy... co tu robił Liam?

- Wpadł do domu kilka minut przed tobą... wydaję mi się, że Harry do niego zadzwonił, zanim tu przyjechał. - Tomlinson skrzywił się na wspomnienie tamtego wieczoru.

Styles przeprosił go już jakieś dziesięć razy. Tłumaczył, że Nick wpadł do niego i początkowo tylko siedzieli i gadali, ale w końcu Harry wypił jednego drinka... i właściwie nie wie, na którym skończył.

- Sorki, nie powinienem był pytać - westchnął Malik.

- Nie, spokojnie. W zasadzie chciałbym żebyś wiedział. Wtedy Harry wrzeszczał, że mam do niego wrócić, bo on mnie kocha i chce mnie mieć w domu. Cóż, miałem na końcu języka żeby warknąć: ja ciebie nie.

- Co?

- Uhm... wtedy to był odruch, ale w szpitalu miałem wystarczająco dużo czasu na myślenie. Wciąż mam do niego słabość, sentyment czy jakkolwiek to nazwać. Jednak już go nie kocham i nie potrafiłbym z nim być.

- To dobrze dla ciebie. Wiem, że to pewnie brzmi okropnie, skoro jestem jego przyjacielem, ale to trochę za dużo do wybaczenia. Bałbym się o was...

- Wiem, dlatego ci to mówię.



***

- Liam wiem, że zjebałem sprawę, ale nie możesz od tak mnie zostawić! - Harry'emu wcale nie podobało się, że Payne nie chce być dłużej jego terapeutą. Nie chciał być zmuszonym mówić tego wszystkiego jeszcze raz.

- Nie zostawiam.

- Wcale! - prychnął Styles. - Ty tylko mówisz mi, że nie możesz dłużej mnie prowadzić.

- Harry, czy ty myślisz, że rzucam wszystko dla każdego z moich podopiecznych i jadę ratować ich spite dupska z tarapatów?

- A nie?

- NIE!

- Przyjechałeś, bo?

- Traktuję cię bardziej jak przyjaciela niż pacjenta, a to nie będzie dobrze wpływać na twoje leczenie. Nie zamierzam znikać z twojego życia, tylko stać się inną jego częścią.

- Na pewno?

- Słowo.


***

- Zayn! - syknął Tomlinson. Musiał iść do łazienki. Natychmiast. Niestety ramie Zayna mu to uniemożliwiało. Przyjaciel obejmował go mocno i ani myślał wypuścić.

Louis nie wiedział jak to się stało, że znowu razem zasnęli. Ostatnio zdarzało im się to coraz częściej. Oglądali razem serial, a następnego dnia budził się wtulony w klatkę piersiową Malika. Innym razem przeglądali kolejne strony z ubraniami dla dzieci i... znów rano Zayn był owinięty dookoła niego niczym cholerny bluszcz.



Raz, okay... zdarza się.

Dwa... wypadek przy pracy.

Niestety kilkanaście, to już o czymś świadczyło...


- Nasikam ci na łóżko, jeśli nie puścisz mnie w przeciągu kilku sekund!

- Co? - mruknął zaspany brunet. Naprawdę, gdyby Louis miał więcej czasu na podziwianie tego, niewątpliwie zabawnego stworzonka jakim był na wpół obudzony Zayn, to mógłby dostać cukrzycy.

- Puszczaj! - tak szybko jak pozwalał mu jego sporych rozmiarów brzuch, Tomlinson pognał do toalety.

***

Znowu obudził się obok Louisa albo raczej tym razem przez Louisa... To było jak spełnienie głęboko ukrytych pragnień i bardzo starał się nie myśleć o tym, co będzie dalej.

- Zayn?

- Hm?

- Nic, nic... sprawdzam tylko czy zdążyłeś już z powrotem zasnąć.

- Nah.

- Zayn? - mulat uchylił jedno oko i podniósł się na łokciach. - Mógłbym jednak spać z tobą? Wiem, że może to dziwne, ale tak czuję się jakoś spokojniejszy.

- Możesz nawet codziennie. - Tylko cudem powstrzymał się od dodania 'codziennie do końca życia'.

- Okay... - Na kilka minut zapadła cisza. Malik już prawie ponownie zasypiał. - Zayn?

- Ta...

- Nie wydaję ci się to dziwne? No wiesz: ty i ja... nie jesteśmy no nie wiem... za blisko? - brunet aż usiadł na łóżku, a senność całkowicie go opuściła.

- Dlaczego ma być to dziwne?

- Czasami zachowujemy się jakbyśmy byli kimś więcej... ostatnio nawet moja mama pytała mnie, kiedy mam zamiar wpaść z tobą na obiad. To wydaję mi się być nie fair w stosunku do ciebie. Wywróciłem twoje życie do góry nogami...

- Lou... co jeśli mnie całkowicie odpowiada ta bliskość?

- Tak mi się wydawało. Nie chciałem wyjść na idiotę... - mruknął cicho Tomlinson - czasami widzę coś w twoim wzroku albo czuję, gdy się do mnie przytulasz.

- To coś zmienia? Na gorsze? - Zayn był przerażony.

- Nie... to wyjaśnia wszystko. - Louis przysunął się bliżej wystraszonego chłopaka i nieco niepewnie splótł razem ich palce. - Kiedy jesteś w pobliżu czuję się bezpieczniejszy i spokojniejszy, uśmiecham się, a nawet powoli wraca moja głośna osobowość. Zapomniałem już jak bardzo lubię się śmiać i sprawiać, że ktoś się śmieję.

- Lou... - Malik ścisnął delikatnie dłoń szatyna.

- Myślę, że zakochuję się w tobie. Za wcześnie, żeby powiedzieć, że już cię kocham, ale jednocześnie, to o wiele więcej niż zwykła sympatia czy przywiązanie do przyjaciela.

- Louis, Boże nie masz pojęcia jak się cieszę. Tak cholernie długo... Nawet nie wiem, kiedy, to się zaczęło. Prawdopodobnie na długo, zanim w ogóle zdałem sobie z tego sprawę. Kocham cię i będę tuż obok tak długo jak będziesz mnie chciał.

- Czyli jesteśmy na siebie skazani - mruknął Tomlinson ze swoim nieco szalonym błyskiem w oku. W następnej sekundzie Zayn go już całował. I to JAK całował! Mocno i trochę desperacko, jakby bał się, że Louis w następnej sekundzie rozpłynie mu się w powietrzu. - Zayn - sapnął Tomlinson, kiedy na chwilę oderwali się od siebie, żeby złapać oddech. - My nigdzie się nie wybieramy. - położył ciepłą dłoń mulata na swoim brzuchu. - Lubimy mieć cię blisko. - Malik uśmiechnął się i ponownie połączył ich usta. Tym razem spokojniej i delikatniej.

- Cieszę się, bo ja też lubię mieć was blisko.

***

Pierwsze urodziny Nathaniela Tomlinsona spowodowały dużo zamieszania i śmiechu. Sam jubilat przespał większość czasu i olał wszystkie trzy babcie. Louis zamiast biegać i przepraszać, tylko się z nich podśmiewał, bo zaskoczenie Jay, Anny czy Trishi było godne uwiecznienia na zdjęciu.

Zayn cały czas krążył gdzieś w pobliżu, warcząc na zbyt wścibskie młodsze siostry. Swoje jak i Louisa.

- Dobrze widzieć cię uśmiechniętego - powiedział Harry siadając na krześle obok niego.

- Ciebie też, Hazz... Liam wydaje się cię stabilizować.

- To chyba właściwe określenie. Czasami wciąż miewam gorsze dni, ale on wie doskonale jak sobie z tym radzić. Nie chcę tego spieprzyć...

- Nie zrobisz tego. Jesteś mądrym facetem i uczysz się na własnych błędach.

- Spadam, bo Zayn morduję mnie wzrokiem... I chciałbym chwilę potrzymać własnego syna na rękach.

- Jeśli uda ci się go jakoś zabrać babciom... No cóż, powodzenia!


***


Piosenka w mediach, to "o sobie samym" kocham ją ;)


*Kiedy tak patrzysz na mnie i czuję twój lęk
Taki sam jak mój, przed nieznanym
Nie wiem co będzie z nami
I niewiele wiem sam o sobie samym
Patrz tylu ludzi pobłądziło gdzieś
Ich drogi rozeszły się i straciły sens
Nie wiem co będzie z nami
I niewiele wiem sam o sobie samym

Lecz proszę cię teraz uwierz mi
Nie ważne w życiu są przyszłe dni



Ja wierzę, że miłość zawsze trwa
choćby zło miało najlepszy czas


Patrz tylu ludzi błądzi gdzieś
Ich domy rozpadły się, straciły sens
Więc jeśli piękno żyje w nas
To dajmy mu siłę i pozwólmy mu trwać


Ja wiem, więc proszę uwierz mi
Nie ważne w życiu są przyszłe dni
I jeśli piękno żyje w nas
To dajmy mu siłę i pozwólmy mu trwać

Wydaję mi się, że bardzo pasuję do tego one shota. (Oczywiście do tego, co dzieję się między Lou, a Zaynem)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro