Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Biurowe historie/Zouis cz. 1

Ta część jest dosyć spokojna:) bardziej przedstawienie postaci ich myśli i poglądów :)


Prompt sprawdzony i poprawiony przez



***

Louis Tomlinson miał serdecznie dosyć kolejnych tępych osób ubiegających się o posadę jego asystentki bądź asystenta. Najczęściej przychodziły kobiety, które wyglądem starały się nadrobić brak szarych komórek. Ilość podkładu i pudru na ich twarzach przerażała młodego biznesmena i z tego powodu cieszył się, że jednak woli facetów. Znał wiele kobiet, które malowały się stosownie do okazji i było to na tyle poprawnie wykonane, że nie rzucało się aż tak w oczy. Podkreślały urodę, a nie całkowicie zakrywały się maską. Do cholery, znał kilku mężczyzn, którzy też od czasu do czasu lubili pomalować paznokcie albo pociągnąć rzęsy tuszem i kompletnie mu to nie przeszkadzało, a nawet uważał, że powinni, jeśli w ten sposób lepiej się czują. Ostro zjechał swojego podwładnego, który skrytykował młodego chłopaka w lokach pracującego w bufecie za zbyt kobiecy ubiór. Facet dostał taką burę od samego prezesa i jednocześnie największego udziałowca firmy, że z podkulonym ogonem wziął się do pracy i więcej nawet nie spojrzał w oczy Stylesowi.

Potrzebował kogoś kompetentnego, miłego i uczciwego, bo sam miał tyle na głowie, że czasami ciężko było mu ogarnąć, jaki jest dzień tygodnia. Przeklinał fakt, że nie poprosił wcześniej Nelly o znalezienie jakiegoś zastępstwa, zanim odeszła na urlop macierzyński. Louis był mocno zżyty był z tą kobietą, bo pracowała jeszcze dla jego matki, kiedy to Jay była prezesem, a on spędzał z rodzicielką tak wiele czasu, jak tylko mógł. Wpadał do biura od razu po zajęciach, po szybkim i zdrowym obiedzie, rozkładał notatki i przygotowywał się na następny dzień, a jego mama robiła wszystko, by jakoś wyprowadzić firmę z długów, jakich narobił ojciec Louisa, zanim ich zostawił i uciekł za granicę z młodą sekretarką, czyszcząc wcześniej resztę pieniędzy z konta żony. W ten sposób zostali bez środków do życia, jedynie z podupadającą firmą budowlaną i deweloperską Tomlinson Family. Od tamtej pory Louis robił wszystko, by zapomnieć o tym człowieku i pomóc swojemu młodszemu rodzeństwu ruszyć dalej. Prawdą było, że porzucenie przez rodzica to dla dziecka jedno z najboleśniejszych doświadczeń. Ten gniew i upokorzenie, że nie było się dosyć ważnym, by zatrzymać go przy sobie. On zniósł to w miarę bezboleśnie, bo od dawna był świadomy wad i kłamstw ojca, ale dziewczyny, a szczególnie bliźniaczki, cały czas popłakiwały po kątach, a czasami nawet pytały, co źle zrobiły, że tatuś już ich nie kocha... Lottie i Felicite maskowały ból kolejnymi imprezami czy sarkazmem i ironią. Cała rodzina została rozbita przez jednego egoistycznego człowieka.

Wracając, Nelly Brooks znał kilku lat i mieli już swój stały rytm dnia, a ona była niczym dobra przyjaciółka. Wiedziała o nim więcej niż ktokolwiek inny... sama czasami ustawiała mu randki w ciemno i tylko z groźnym wyrazem twarzy informowała, że ma się nie spóźnić i być kulturalnym młodym człowiekiem, bo inaczej przestanie mu parzyć herbatę na dzień dobry. Jego jedyny dłuższy związek właśnie zaczął się w ten sposób, ale po dwóch latach Eric wyjechał do Las Vegas, bo dostał propozycję pracy w jednym z najlepszych zespołów śledczych w Stanach. Tomlinson już wtedy był prezesem i obaj wiedzieli, że rozstanie było nieuniknione. Nelly jeszcze kilkukrotnie próbowała go swatać, ale jednak dla Louisa to było za wcześnie, więc w końcu dała sobie spokój. Teraz ona była w ciąży i musiała odpuścić sobie prace, a on został kompletnie sam z tym całym bałaganem. Naprawdę potrzebował kogoś, kto pomógłby mu to wszystko ogarnąć: większość architektów i agentów nieruchomości wyróżniała zbytnia arogancja i poziom dupkowatości tak wysoki, że miał problem z nimi wytrzymać bez kogoś, kto powstrzyma go od skręcenia karu jednemu czy drugiemu. Zatrudniał tylko najlepszych i ciągła rywalizacja między nimi doprowadzała go do szału, ale jeśli grali uczciwie, był w stanie przymknąć na to oko, jednak gdy w grę zaczęły wchodzić pewne machlojki czy omijanie przepisów prawa musiał zareagować stanowczo.

***

Dzień zaczął bez ulubionej herbaty, bo nawet nie zdążył jej zaparzyć, kiedy w jego biurze pojawili się dwaj odwiecznie skłóceni i rywalizujący ze sobą architekci: Derek Hale i Stiles Stilinski. Po przedstawieniu im dowodów na to, że szkodzą firmie, zażądał wyjaśnień. Przeprosili i przyznali, że ta rywalizacja zaszła troszeczkę za daleko. Pojechał im po wypłacie i przydzielił wspólny projekt, by sprawdzić, czy może to ochłodzi nieco ich zapał do wzajemnych złośliwości i kopania dołków pod pomysłami drugiego.

Reszta popołudnia wypełniona była stosami umów czy fakturami i zaproszeniami na różnego rodzaju akcje charytatywne. Teraz, gdy firma z powrotem osiągała sukcesy i zyskiwała coraz większe uznanie w kraju jak i za granicą, każdy chciał go mieć na swoim przyjęciu, a jeszcze lepiej – w rodzinie. Ilość niechcianych adoratorek to coś, co najbardziej go przerażało. Matka i siostry poradziły mu, żeby wydał oficjalne oświadczenie, co do swojej orientacji, ale on nie chciał tego robić, dopóki nie znajdzie stałego partnera. Koło godziny piątej po południu nadal nie miał czasu na herbatę, bo czekał na ostatniego kandydata na asystenta. Przejrzał jego CV i musiał przyznać, że pomimo tego, że miał tylko dwadzieścia dwa lata, był dosyć kompetentny na to stanowisko. Zayn Malik miał licencjat z marketingu i zarządzania oraz ukończone kursy komputerowe, obejmujące programy do księgowości i bankowości. Prawo jazdy i niezbyt długi staż w jednej ze średnich firm zajmujących się projektowaniem ogrodów. Niestety w dokumentach nie znalazł aktualnego zdjęcia, a to nie mogło być niedopatrzenie, bo CV było nienagannie napisane, a Louis nie mógłby się przyczepić nawet gdyby chciał, a zdecydowanie nie był typem wrednego, upierdliwego szefa. No, bo hej – miał tylko dwadzieścia pięć lat i zbyt pozytywną, jasną osobowość na zgrywanie sukinsyna.

Jednak z każdą minutą jego cierpliwość gasła, bo miał naprawdę paskudnych kilka godzin, a Malik spóźniał się już piętnaście minut. Zamykał laptopa i szykował się do wyjścia, gdy ktoś energicznie zapukał do jego biura.

– Tak?

– Przepraszam, ale czy może jesteś Louisem Tomlinsonem? – zapytał chłopak lekko zdenerwowanym głosem, a szatyn skinął, nie będąc w stanie powiedzieć choćby słowa. Jasna cholera, ten chłopak mógłby być modelem CK, a nie starać się o posadę jego asystenta...

– Bardzo, bardzo przepraszam za spóźnienie, ale motocykl zepsuł mi się jakiś kilometr stąd, a oczywiście nie było żadnego autobusu...

– Usiądź – mruknął Louis, próbując nie ślinić się na widok chłopaka w czarnych rurkach i białej koszuli, spod mankietów której wystawał fragment tatuażu. Skórzana kurtka była nerwowo ściskana w rękach, a ciężkie buty dopełniały reszty. Tomlinson wyobraził go sobie na motorze i już wiedział, że jest, kurwa, zgubiony. – Na spokojnie... może chcesz odłożyć kurtkę, czy napić się czegoś?

– Uhm, nie, dziękuję. Przepraszam za strój... miałem zamiar się przebrać, ale przez to wszystko i tak byłem spóźniony, więc...

– Spokojnie, to nie kancelaria adwokacka. – Tomlinson odchrząknął, kiedy chłopak usiadł na krześle przed jego biurkiem i posłał mu niewielki, nieco nerwowy uśmiech. – Dlaczego chcesz pracować w tej firmie?

– Cóż, przyznam, że głównym powodem są wysokie zarobki, a muszę się sam utrzymywać w Londynie, jednocześnie studiując weekendowo...

– Kontynuujesz naukę? Ten sam kierunek?

– Nie. Uhm, zdobyłem ten licencjat, żeby móc pracować, a tak naprawdę zawsze chciałem uczyć się czegoś związanego ze sztuką.

– Praca z konieczności?

– Tak, ale to nie znaczy, że nie będę się starał... radzę sobie z organizacją dnia i znajdowaniem informacji. Kawę też podobno robię całkiem niezłą, bo w liceum dorabiałem jako barista. – Tomlinson uśmiechnął się na widoczną panikę młodszego.

– A jak sobie radzisz z herbatą?

– Herbatą?

– Tak, bo widzisz, z reguły nie piję kawy... dodatkowo musisz ogarnąć mój codzienny grafik i znaleźć potrzebne materiały do każdej z tych rozmów, bo zawsze lubię mieć jakiekolwiek pojęcie o osobie, z którą negocjuję bądź wchodzę we współpracę. Dużo energii zajmuje mi opanowanie wewnętrznych spraw. W gorsze dni, gdy moja ulubiona dwójka architektów dostarcza mi dużo rozrywki, nie mam nawet czasu, żeby zejść do bufetu, więc pilnowanie, żebym nie zemdlał, też byłoby twoim obowiązkiem. Harry wie, co zazwyczaj jadam, i czasami to on podrzuca mi to na górę, ale nie zawsze ma czas.

– Och? Jestem przyjęty?

– A nie chcesz?

– Oczywiście, że chcę, ale spodziewałem się jakiś pytań sprawdzających czy czegokolwiek...

– Mogę mówić ci po imieniu, prawda? Zresztą chyba już zacząłem... No nieważne. Zayn, twoje CV było najlepsze ze wszystkich, a pomimo tego spóźnienia, robisz dosyć dobre wrażenie. Powiedzmy, że pierwszy tydzień zadecyduje, czy podpisze z tobą tymczasową umowę, która zagwarantuje ci wynagrodzenie równe osiemdziesięciu procent tego, co płaciłem twojej poprzedniczce Nelly. Po tych trzech miesiącach, gdy współpraca nam wyjdzie, a ty nie osiwiejesz przez moją chaotyczność i głośną osobowość oraz nie ogłuchniesz przez moje podśpiewywanie... wtedy podpiszemy właściwą umowę, a twoja pensja wzrośnie. Oczywiście urlop zdrowotny i trzydzieści dwa dni urlopu wypoczynkowego będą do twojej dyspozycji. Składki i ubezpieczenie.

– Uhm... jest tylko jedna sprawa. Mógłbym nosić czapkę?

– Co?

– Uhm... jestem bardzo ciepłolubnym stworzeniem.

– Jeśli chcesz. To mi to nie przeszkadza.

***

Zayn był zaskoczony tym, jak przebiegła jego rozmowa kwalifikacyjna poprzedniego dnia. Kiedy wbiegał do budynku z kilkuminutowym spóźnieniem był pewny, że już może się pożegnać z tą posadą. W jego życiu nigdy nic nie szło łatwo i bezproblemowo. Od zawsze miał pod górkę, nie ważne, czy to była podstawówka, czy liceum. Musiał stale komuś udowadniać, że zasługuje na to, by oddychać tym samym powietrzem co reszta społeczeństwa. Podejście większości społeczeństwa do hybryd było okropne i dopiero kilka ostatnich lat przyniosło im niewielką ulgę, a wprowadzone nowe przepisy prawne odstraszały nieco dręczycieli. Jednak nadal byli tacy, którzy nie postrzegali ich jako takich samych, pełnoprawnych obywateli... bardziej jak zwierzątka domowe bądź wybryki natury. Jako jedyny z całego Bradford miał gen powodujący mutację i ciężko mu było radzić sobie z tą falą nienawiści, skoro nawet własna rodzina się go wstydziła. Matka ledwo go dotykała, a siostry nie chciały się z nim bawić czy w późniejszych latach nawet rozmawiać. Przez większość czasu skazany był więc na samotność i w końcu zdołał ją polubić. Jedynie jego zapracowany ojciec czasami siadał z nim i uczył go rysować czy rozpoznawać kolejne rośliny ogrodowe. To u swojego taty znalazł poparcie, kiedy chciał iść na studia do Londynu. Jednak widział widoczne niezadowolenie reszty rodziny i zrezygnował z malarstwa, postanawiając jak najszybciej zdobyć wykształcenie, które zapewni mu samodzielność, a dopiero wtedy pozwolić sobie na rozwijanie swoich zdolności.

Jednak bał się, że jeśli Tomlinson zorientuje się, że jest hybrydą, to go zwolni. Dlatego chciał poczekać, aż będzie miał tę umowę na rok. Jeśli wyleci, to przynajmniej dostanie odprawę, a kiedy nadal jest na okresie próbnym, mogliby go zwolnić od tak z dnia na dzień i nie mógłby się nawet upominać o rekomendację. Musiał dotrwać jakoś do tego cholernego maja, choćby miał sobie tę czapkę przykleić do czoła.

W kolejny poniedziałkowy poranek Malik wpadł do budynku firmy i poszedł prosto do bufetu, a Harry już z daleka mu pomachał.

– Hej – przywitał się. – Masz wszystko gotowe?

– Jak zawsze, panie asystence. Herbata Yorkshire i dwa rogaliki z czekoladą – odpowiedział młodszy chłopak.

– Dzięki. I widzimy się koło dwunastej? Wyśle ci w wiadomości, co pan Tomlinson będzie chciał do jedzenia. Dla mnie wrzuć zwykłą kanapkę, ale bez żadnej wędliny.

– Przecież wiem, Zayn... Przerabiamy to od tygodnia.

***

– Dzień dobry – powiedział niezręcznie po przekroczeniu biura swojego szefa, bo w pomieszczeniu była jeszcze ciężarna, na oko trzydziestopięcioletnia kobieta i to sprawiło, że przez umysł bruneta przewinęło się kilkanaście pytań. A najważniejsze z nich to: Czy to jest żona Louisa? Czy to jego dziecko? Dlaczego nie mówił, że jest w związku? Lubi starsze partnerki? Jednak szybko zdał sobie sprawę, że nie powinno go to nic obchodzić. Życie prywatne jego młodego, cholernie atrakcyjnego szefa nie było jedną z rzeczy, którymi miał zaprzątać swoje myśli.

– Witaj, Zayn. – Uśmiech szatyna był radośniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. – To właśnie Nelly, twoja poprzedniczka.

– Miło mi panią poznać. – Grzecznie podał rękę kobiecie i nawet zdobył się na nieznaczne uniesienie kącików ust.

– Mi również... szczególnie, że miło się na ciebie patrzy, chłopcze. – Mrugnęła do niego.

– Nell! – Jęknął Tomlinson. – Co by powiedziała twoja narzeczona, hm?

– Przyznałaby mi rację i pewnie zwerbowałaby go do jednej z sesji...

– Ciąża źle na ciebie wpływa... – Louis pokręcił głową ze zrezygnowaniem, bo po wzroku swojej przyjaciółki już wiedział, co się święci. Jak nic znowu będzie się bawić w swatkę.

– Mam niezły wzrok, ale chyba z twoim jest coś nie tak, skoro nadal pozostajesz odporny na te kości policzkowe i... Zayn, czy spod twojego mankietu widać tatuaż?

– Uhm.

– Nie pesz mi asystenta, do cholery, bo ucieknie z krzykiem! – Kobieta zbyła zrzędzenie Louisa machnięciem ręki.

– Masz ich więcej?

– Tak... kilka.

– Wow. – Mruknęła rozmarzona kobieta.

– Zayn, proszę, możesz nie zwracać uwagi na nieco rozchwianą hormonami, rudowłosą, podstępną jędzę?

– Prawdopodobnie, ale nawet nie wiem za bardzo, o co chodzi?

– Próbuje cię zwerbować jako modela, bo jej partnerka jest fotografką i aktualnie pracuje przy jakiejś kolekcji.

– Uhm... nie lubię być fotografowany. Przykro mi. – Mruknął nieco speszony natarczywym spojrzeniem kobiety.

– No nic, szkoda... przynajmniej wiem, że Louis jest w dobrych rękach – powiedziała jakimś dziwnie radosnym głosem i na koniec posłała wszechwiedzące spojrzenie byłemu szefowi. Malik patrzył tylko od jednego do drugiego i kompletnie nic z tego nie rozumiał.

– Nelly.

– Louis.

– Nell.

– Lou.

– Brook!

– Tomlinson!

– Podnosisz mi ciśnienie bardziej niż Derek i Stiles razem wzięci! – warknął w końcu szatyn i sięgnął po ciepłą herbatę.

– Nie chcę przerywać waszej wymiany zdań, ale ciekawi mnie, co...

– Co oni znowu wymyślili? – prychnął szatyn.

– Tak, w sumie to też chętnie posłucham – oznajmiła rudowłosa jak gdyby nigdy nic.

– Standardowo. Utrudniają sobie pracę, a myślałem, że gdy przydzielę im ten sam projekt, to może to się skończy, ale nie. Oni nadal nie mogą żyć bez wzajemnych złośliwości i nie zgadzają się zupełnie w niczym. Derek proponuje szerokie schody, Stiles chce węższe. Hale proponuje domek z czerwonej cegły, a Stiles twierdzi, że więcej uroku ma taki zbudowany z bali. I tak w kółko.

– Moim zdaniem to mają do siebie coś więcej, ale żaden się do tego nie przyzna, bo boi się odrzucenia i w ten sposób chce zwrócić uwagę – mruknęła zamyślona Nelly.

– Sugerujesz, że to forma końskich zalotów? Takie ciągnięcie za przysłowiowe warkocze?! – zapytał zszokowany Louis.

– W sumie to samo sobie pomyślałem jak tylko usłyszałem pięć minut ich przepychanek słownych – odezwał się niepewnie Zayn.

– No pięknie... teraz potrzebuję ochotnika, który ich w tym uświadomi, bo słowo daję, że nie wytrzymam kolejnych takich akcji. Jak spieprzą ten projekt, wyślę ich razem do kopania fundamentów pod dom pana Jonsona, który, przypominam, jest jednym z największych zleceń, jakie mamy.

– Cóż... Spocony Hale może spowodować ciekawą reakcję u Stilinskiego. – Zaśmiała się Brooks.

Później, gdy Nelly musiała iść, a oni wrócili do codziennej rutyny, brunet pozwolił sobie na iskierkę radości, bo przecież Tomlinson bez mrugnięcia okiem przyjął fakt, że dwóch jego pracowników prawdopodobnie jest zainteresowanych sobą w romantyczny i seksualny sposób. Dodatkowo obaj byli tej samej płci. To, plus sposób bycia Louisa, mówił o nim wiele dobrego. Może była nawet szansa na to, żeby szatyn był jednym z tych nielicznych bogatych, którzy nie widzieli w hybrydach tylko swojego rodzaju rozrywki?

Jednak Malik nie ufał mu jeszcze na tyle, żeby przyznać się przed nim do swojej odmienności. Doskonale znał historie podobnych sobie, zbyt naiwnych... którzy kończyli jako maskotki w domach bogaczy. Co prawda było to o wiele częstsze jakąś dekadę temu, ale nadal istniało coś takiego jak handel ludźmi, a atrakcyjne hybrydy były najbardziej na to narażone. Malik był na tyle inteligentny, żeby ukrywać swoja naturę jak tylko umiał. Rezygnował w pracy z jedzenia, które najbardziej lubił, bo wiedział, że tuńczyk czy jakakolwiek inna ryba, jest na samym szczycie jadłospisu kotowatych. Nie dodawał mleka do kawy i pił czarne, smoliste obrzydlistwo albo zostawał przy herbacie tak jak jego szef. Układał ogon w taki sposób żeby w żaden sposób nie odznaczał się pod ubraniem, a uszy schowane miał pod czapką. Specjalnie chodził głośniej niż normalnie i starał się nie korzystać ze swojego wyostrzonego węchu. Chociaż to było ciężkie obok Louisa... cóż mógł poradzić? Jego szef pachniał wyjątkowo dobrze.

– Dzisiaj minął tydzień twojej pracy – oznajmił Tomlinson pod koniec dnia.

– Tak. – Odchrząknął.

– Chcesz nadal tutaj pracować? – Skinął głową. – Świetnie! Podpisujemy umowę najpierw na trzy miesiące, a jeśli wytrzymasz ze mną tyle, przewiduję dłuższą współpracę. Kto wie? Może nawet do czasu, aż na poważnie zajmiesz się malowaniem i zaczniesz na tym zarabiać...

– Nie masz zbyt... znaczy się, nie ma pan zbyt ciężkich zadań dla mnie. Radzę sobie z papierami i herbatą.

– Myślę, że to dobry moment na to, żebyś zaczął mi mówić po imieniu. Będę się czuł swobodniej i ty też...

– Na pewno? To nie będzie dziwnie wyglądać?

– Oi, daj spokój. Nell nie miała problemu, żeby powiedzieć mi, że zjebałem coś przy mojej rodzonej matce, która wcześniej była tutaj prezesem.

– Cóż, ona jest specyficzna.

– Też to zauważyłeś? Wiedziałem, że jesteś bystry, y Malik! To niebezpieczna, podstępna kobieta, strzeż się jej... Przez cholerne cztery lata bawiła się w moja prywatną swatkę, a gdy w czymś jej podpadłem, wybierał samych najgorszy facetów z okolicy i to ja musiałem udawać miłego podczas spotkań z nimi... Znasz to uczucie, gdy przez godzinę zastanawiasz się, jak kogoś delikatnie spławić, ale tak żeby nie poczuł się urażony?

– N-nie – sapnął brunet, cały czas będąc w szoku przez to, że Louis powiedział FACETÓW. To znaczyłoby, że...

– Przeszkadza ci fakt, że twoim szefem jest gej? – spytał niepewnie szatyn.

– Nie, to nie to... Uh, raczej jestem zdziwiony, że nim jesteś? Byłoby to dziwne, gdybym miał coś przeciwko czyjeś orientacji.

– Tak? Czy to znaczy, że pan Malik też nie jest całkowicie hetero... oczywiście nie musisz odpowiadać, to byłoby nieprofesjonalne. Udajmy, że tego nie było?

– W porządku, pan... znaczy się, ty powiedziałeś. Szczerość za szczerość? – Louis skinął głową. – Tak, też nie jestem hetero. – Wzruszył ramionami, jakby to nie była dla niego wielka sprawa, ale przez to właśnie stracił jedyną osobę, dla której był ważny. Ojciec przestał się do niego odzywać, kiedy odkrył, że jego jedyny syn woli mężczyzn. W taki sposób Zayn został zupełnie sam w obcym, dużym, przerażającym mieście. – Jestem z mniejszego miasta i tam i tak za bardzo za mną nie przepadano. Różniłem się od nich... Więc dopiero tutaj wyszedłem trochę z szafy, ale i tak niewiele osób o tym wie.

– Ciężki comming out?

– Jak cholera.

– Gdybyś chciał pogadać...

– Może kiedyś, ale na razie dopiero zacząłem ci mówić po imieniu.

– Nie ufasz mi na tyle. Rozumiem, Zayn. Zero presji, bo sprawy prywatne takimi pozostają, dopóki nie czujesz się komfortowo, żeby mi o nich powiedzieć. Ale pamiętaj, zawsze możesz to zrobić. Kiedy byłoby cokolwiek, z czym byś sobie nie radził, i nie miałbyś się z tym do kogo zwrócić...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro