6-Peter Hale•Pokrewne Dusze
Od autorki: Podoba mi się ten rozdział, hehe. Dla hunter_of_artemis18 <3
- Ej, ty! - zawołał ktoś za nią. Przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie, krzyżując ręce.
- Co, koleś? - uniosła brwi. Widząc trzech mężczyzn. Dwóch wysokich i jeden jej wzrostu. Wyglądali na dobrze zbudowanych i silnych. Dopiero po paru sekundach zdała sobie sprawę, że to ci mężczyźni, z którzy ostatnio ją szpiegowali. 'Super, kolejne wilkołaki', pomyślała. 'Już więcej z nimi nie będę zawierać "umów", bo potem jest to...'. Najwyższy z wilkołaków zacisnął pięść i uderzył nią w swoją drugą dłoń. - Wiecie co? Może później to załatwimy? Wiecie... Muszę wyłączyć telewizor w domu. Dużo biorą za prąd.
- O nie, tym razem nam tak łatwo się nie wymkniesz - podszedł do niej i złapał ją za szyję, podnosząc do góry. Już miał nią uderzyć o ścianę, kiedy usłyszeli czyjś głos:
- Oj, oj, oj. Nie ładnie tak traktować kobiety - ledwo co mogła dojrzeć mężczyznę, który opierał się o przeciwległą ścianę, przez mroczki, które zaczęły się pojawiać, zasłaniając widok. Koleś od razu ją puścił, a jego oczy zmieniły się na żółte. Zawarczał, a [y/n], oddaliła się trochę od nich, biorąc długie wdechy. Podszedł do nieznajomego i go zaatakował, ale mężczyzna zrobił unik.
- Hale - wysyczał jeden z dwóch pozostałych, a następnie ruszył na niego. Drugi za to podszedł do dziewczyny i podniósł ją za gardło i przyszpilił do ściany.
- Już nam nie uciekniesz - na jego twarzy wykwitł ohydny uśmiech. Był tak blisko niej, że mogła wyczuć jego oddech.
- Mała rada - zaczęła, łapiąc go za rękę. - Nie atakuje się kobiet kiedy śmierdzi ci z gęby, pajacu.
Kopnęła go w brzuch, na co się schylił, a następnie uderzyła go w twarz, tak że padł na ziemię. Jeszcze parę razy go pokopała, dopóki nie stracił przytomności.
- I radzę ci umyć zęby - uderzyła go ostatni raz i spojrzała w stronę nieznajomego, który walczył z najwyższym z wilkołaków, które ją napadły. Drugi, który walczył z jej 'bohaterem' powoli odzyskiwał świadomość. Miała złe przeczucia co do tej 'bitwy', więc szybko złapała kawałek drewna w ręce i uderzyła nim w kark kolesia. Mężczyzna padł na ziemię, próbując wziąć oddech.
- Spadajmy stąd - powiedziała niejakiemu Hale'owi, na co ten tylko potaknął i pobiegli najszybciej i jak najdalej z tamtego miejsca.
Gdy byli już daleko, stanęli i odetchnęli z ulgą.
- Wiesz, że dałabym z nimi radę? - odparła, na co mężczyzna przewrócił oczami.
- Tak, na pewno - sarknął, uśmiechając się złośliwie. - Mam zrozumieć, że nie usłyszę żadnego 'dziękuje'?
- Dobra dedukcja, Sherloku - dokładnie mu się przyjrzała. Miał ciemne, brązowe włosy i niebieskie oczy. W tamtym zaułku nie mogła tego dostrzec, bo było ciemno, ale teraz musiała to przyznać, że był przystojny.
- Ktoś ma tu ostry charakterek.
- A ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy - brunet jedynie się zaśmiał. - Jesteś wilkołakiem.
- Może tak, może nie. A ty? Niech zgadnę banshee?
- Może takk, może nie - uśmiechnęła się lekko, dokładnie go obserwując.
- Peter Hale - przedstawił się po chwili.
- Wiem - odparła z uśmiechem i ruszyła w odwrotną drogę, gdzie stał niebieskooki.
- A ty? - usłyszała za sobą. Zignorowała go. Przeszła parę metrów po czym się odwróciła i natknęła się na uważny wzrok Hale'a.
- Niedługo się dowiesz, kochaniutki - mrugnęła w jego stronę, po czym odeszła bez słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro