Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

- W Twoim domu? - zapytałam zdziwiona jak i podekscytowana. Jaehee pewnie by mnie udusiła jagby to usłyszała, ale jagby się tak zastanowić... Chyba nie musi mieć do tego więcej powodów niż same moje istnieje.

- Tak, skoro nie ma tutaj tych darmozjadów moge wcześniej zacząć pracę w domu. Idziesz czy wolisz zostać tutaj? - Zapytał trzymając już klamkę od drzwi.

- Ide, idę. - Zebrałam pośpiesznie swoje rzeczy i wyszłam za Juminem z biura.

Niezbyt zdziwił mnie morderczy wzrok asystentki Kang, kiedy szlam z Juminem przez korytarz. Postanowiłam tym razem zignorować zachowanie kobiety, nie było potrzeby, aby mężczyzna zobaczył, że mamy ze sobą jakiś problem.

Idąc dalej korytarzem na naszej drodze spotkaliśmy dwóch mężczyzn: blondyna i wyższego o jakieś dwie głowy niebiesko włosego. Wyglądali dość znajomo... Chyba też wylądowali wczoraj na dywaniku u dyrektora.

- A wy co tu robicie? Podobno robicie strajk. - zaczął Jumin kiedy cała nasza czwórka nawiązała kontakt wzrokowy.

- Seven z Ray'em potrzebują paru teczek by dokończyć program. - Odpowiedział niebiesko włosy na co Jumin tylko skinął głową, dając V pozwolenie na odejście.

- A co z tobą? - zwrócił się do blondyna.

- X się wkurzyła i przypadkowo rozwaliła prawie wszystkie kopie projektów, więc ktoś musiał przyjść po original.

- To czemu on sam nie przyszedł?

- Bo Hyun złamał sobie kostkę, a z naszej dwójki tylko ona ma prawo jazdy, więc go zabrała do szpitala.

- Mam nadzieję, że ma zamiar dalej pracować. Takiego typu złamania nie przeszkadzają w pracy. - Stwierdził beznamiętnie Jumin poprawiając krawat.

- Oh... Z trafiła do szpitala? Jak mi przykro -  Jaehee.

- Teoretycznie, ktoś musiał tam zabrać Hyuna.

- TO TO HYUN JEST W SZPITALU?! - krzyknęła asystentka na te wiadomość.

- Długo tam nie będzie, więc nie musisz się tak martwić asystentko Kang. - Zganił ją Jumin. - Lepiej wracaj do roboty, a nie słuchaj rozmów, które ciebie nie dotyczą.

- Tak Panie Han... - wycedziła przez zęby i wróciła do swojej papierkowej roboty.

- Nie chce widzieć od was żadnych zwolnień lekarskich. Wyrażam się jasno?

- Jak słońce Panie Han. - Yoosung pokiwał szybko głową i popędził w stronę biura wydziału zajmującego się reklamami.

- Banda idiotów... No coż, chodźmy dalej. - Jumin wznowił nasz marsz w stronę wyjścia.

Teraz nie zatrzynalismy się ani razu przez całą drogę pogrążeni w ciszy, która na całe szczęście nie była niezręczna. Wręcz przeciwnie, była dość przyjemna. Samochód do którego wsiedliśmy też był niczego sobie, a penthouse przed którym się zatrzynalismy... Poprostu marzenie! Nic dziwnego, że firma prosperuje tak dobrze i na tak wysokim poziomie! To była klasa na którą nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mnie stać. Sama ta dzielnica wydawała się jakaś taka lepsza, niż inne znajdujące się w okolicy.

Jak można się było spodziewać wnętrze budynku było równie oszałamiające i drogo wyglądające, z pewnością musiałabym sprzedać nerkę i płuco, aby chociaż pomyśleć o chwilowym wynajmnie mieszkania tutaj.

- Masz kota! - krzyknęłam zaraz po przekroczeniu progu drzwi, kiedy moje oczy spotkały na podłodze białą kule sierści.

- Tak... Dostałem Elizabeth Trzecią parę lat temu od przyjaciela.

- Twój przyjaciel z pewnością ma gust co do kotów, Elly jest śliczna! - powiedziałam klękając obok kota. Jumin chrząknął.

- Jej imię to Elizabeth Trzecia, a nie Elly.

- Oh, dobrze... Przepraszam. - Podniosłam się z podłogi i zwróciłam w stronę mężczyzny. - To gdzie są te wszystkie papiery?

- Te, którymi ty mogłabyś się zająć leżą na stoliku

Skinęłam głową i podeszłam do stolika w salonie. Ilość leżących na nim papierów mnie przeraziła. PRZECIEŻ TEGO JEST DWA RAZY WIĘCEJ NIŻ WYPELNIAM NORNALNIE. Wzięłam do ręki jedną kartkę i dokładnie ją obejrzałam. Wygląda na to, że czeka mnie zabawa przy fakturach... Super, pewnie spędzę przy tym parę godzin. Ociągle usiadłam na kanapie i zabrałam się za wypełnianie papierów.

Minęła pierwsza godzina, druga, trzecia, czwarta, a na zegarze wybiła już dziewietnasta. Jumin nadal się nie pojawił w salonie, tak w sumie to nawet nie wiem gdzie on poszedł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu raz jeszcze bedąc dotkliwie uderzona faktem, że moje mieszkanie przy tym to jakaś uboga chata.

- Meow. - Elizabeth skoczyła na miejsce obok mnie i zaczęła obserwować co robię.

- Przyszłaś mi pomóc? Akurat już skończyłam, więc trochę się spóźniłaś. - Zaśmiałam się kiedy Elly popatrzyła na mnie jagby chciała zrozumieć co powiedziałam. - Albo może szukasz Jumina... W takim razie ja ci pomogę.

Wstałam z kanapy, a kotka zeskoczyła z niej zaraz za mną i razem zaczęłyśmy poszukiwanie mężczyzny. Przejrzałyśmy większość pomieszczeń jednak bruneta nigdzie nie było. W końcu Elly stanęła przy jakiś drzwiach i zaczęła je drapać, podeszłam do niej, aby jej je otworzyć I przy okazji samej tam wejść, jednak osoba, która obecnie znajdowała się w tamtym pomieszczeniu chyba wpadła na ten sam pomysł bo kiedy otwierałam drzwi to usłyszałam syknięcie, co uświadomiło mi, że uderzyłam kogoś drzwiami.

- Jumin! O mój Boże, przepraszam! - Krzyknęłam zpanikowana, kiedy zaważyłam za drzwiami mężczyznę patrzące na swoje palce na których znajdowała się krew z jego nosa.

Brunet nic mi nie odpowiedział tylko szybko mnie ominął i wszedł do łazienki. Co jeśli złamałam mu nos? Jak tak dalej pójdzie to napewno wylecę z tej roboty! Powinnam mu pójść pomóc? Nie, nie, lepiej abym już go nie dotykała, poprostu poczekam, aż wyjdzie.

Robiłam niespokojne kółka po korytarzu w głowie już układając 5527527517 scenariusz co usłyszę jak Jumin zatamuje swoje krwawienie z nosa. W końcu brunet wyszedł z łazienki trzymając w ręku zakrwawioną chusteczkę.

- Wszystko w porządku??

- Tak myślę. - Możliwe, że to tylko moje urojenia, ale jego głos brzmiał jakoś  chłodniej, czyżby był na mnie zły? //aut: No shit Sherlock, przed chwilą przyjebałaś mu drzwiami//

- To dobrze... Ja już skończyłam robo- znaczy się pracę, więc pójdę już. - obróciłam się szybko i zabrałam kurtkę z wieszaka. - Dowiedzenia. - wycedziłam zanim otworzyłam drzwi.

- Dowidzenia. - Jego bezemocjonalny głos był dla mnie jak strzała w serce. Że wszystkich przypałów jakie miałam, ten jest chyba najgorszy! Jak mogłam przywalić szefowi drzwiami w twarz, tyle dobrze, że nie złamałam mu nosa, ale jednak!

Szłam przed siebie nawet nie patrząc dokąd idę. Miałam wrażenie, że się zgubiłam, a na dodatek zaczęło padać! Poprostu świetnie, super dzień, naprawdę.
Tak się pogrążyłam w myślach, przeklinając ten dzień, że nawet nie poczułam, że ktoś za mną idzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro