Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

you know that you are the only one I promise the stars

Calum uśmiechnął się szeroko do swojego obicia w lustrze; kurde, stary. Wyglądasz jak przegość.

- Dwadzieścia minut – rzucił Ashton, stukając w szybkę zegarka. – I ani minuty więcej, nie po to ćwiczyłem cały układ, żebyś to schrzanił swoim ustawicznym spóźnialstwem.

- Ja się nigdy nie spóźniam – odparł Calum, przewracając oczami. – Poważnie. Reszta jest za wcześnie.

- Ta, jasne. – Ashton machnął ręką, jakby odganiał nachalną muchę. – Tak czy inaczej, złaź na dół. Wszyscy czekają, ona też, i powiem ci stary, gdyby to mnie Margie dała wtedy ten telefon…

- Zamknij ryj i zniknij – warknął Hood, w końcu spoglądając na przyjaciela wzrokiem, który wyraźnie mówił „wyjdź”. – Muszę się nastawić.

- Co on tam robi? – spytała dziewczyna, podskakując na czubkach palców. – Spóźnimy się, a ja załatwiłam ostatnie bilety. Jak ten pajac się mizdrzy przed lustrem, bo usiłuje dopasować muszkę do tatuaży…

- Nie! Znaczy, spokojnie, rany, myślałby kto, że w ciąży jesteś – zarechotał Ashton, obejmując podenerwowaną dziewczynę ramieniem. – Serio. Teraz czekaj, on zaraz zlezie, tylko niech zawiąże buty, bo znów się przewróci, jak wtedy, gdy siedzieliśmy w McDonald’s.

- O matko, nie przypominaj mi nawet. To było…

- Dobra, możemy iść! – Calum zbiegł ze schodów z szerokim uśmiechem na ustach. – Nie przejmuj się, zdążymy – dodał, całując swoją dziewczynę w czubek głowy.

 

 

- Cześć wszystkim, jestem Ashton i mam kumpla Caluma – krzyknął Irwin, próbując przebić się przez harmider panujący w lokalu. – Calum ma sprawę i byłby wdzięczny, jakbyście w końcu przymknęli jadaczki, nawpychajcie się żarcia czy coś i…

- Okej, okej, OKEJ, dzięki Ash.- Calum wbiegł na scenę, lekko czerwony na twarzy. – Uhm, tutaj gdzieś stoi moja dziewczyna, ona ma na imię…

- Calum, co ty wyrabiasz – wymamrotała dziewczyna, wpatrując się w Hooda przerażonym wzrokiem.  – Złaź.

- Kocham cię! – wrzasnął ni stąd, ni zowąd Calum, uśmiechając się najszerzej, jak potrafił. – Jak idiota. Jak wariat. I tym mnie chyba też kochasz, bo nie ciągasz mnie na tą ohydną czekoladę. I w ogóle, uśmiechasz się ładnie. I masz ładne dłonie i najlepiej w świecie przypalasz spaghetti.

 - Cal…

- Ożeń się ze mną! – dodał Calum, zeskakując ze sceny, nadal trzymając mikrofon. – Ożeń, a zdzierżę picie kwaskowatej czekolady. Ożeń, a może ci raz w życiu wyjdzie lasagne.

Zebrany tłumek rozpłynął się w „ochach” i „achach”, a Calum, uklęknąwszy na jedno kolano, wyciągnął z kieszeni pierścionek.

- To jak będzie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro