you know that you are the only one I promise the stars
Calum uśmiechnął się szeroko do swojego obicia w lustrze; kurde, stary. Wyglądasz jak przegość.
- Dwadzieścia minut – rzucił Ashton, stukając w szybkę zegarka. – I ani minuty więcej, nie po to ćwiczyłem cały układ, żebyś to schrzanił swoim ustawicznym spóźnialstwem.
- Ja się nigdy nie spóźniam – odparł Calum, przewracając oczami. – Poważnie. Reszta jest za wcześnie.
- Ta, jasne. – Ashton machnął ręką, jakby odganiał nachalną muchę. – Tak czy inaczej, złaź na dół. Wszyscy czekają, ona też, i powiem ci stary, gdyby to mnie Margie dała wtedy ten telefon…
- Zamknij ryj i zniknij – warknął Hood, w końcu spoglądając na przyjaciela wzrokiem, który wyraźnie mówił „wyjdź”. – Muszę się nastawić.
- Co on tam robi? – spytała dziewczyna, podskakując na czubkach palców. – Spóźnimy się, a ja załatwiłam ostatnie bilety. Jak ten pajac się mizdrzy przed lustrem, bo usiłuje dopasować muszkę do tatuaży…
- Nie! Znaczy, spokojnie, rany, myślałby kto, że w ciąży jesteś – zarechotał Ashton, obejmując podenerwowaną dziewczynę ramieniem. – Serio. Teraz czekaj, on zaraz zlezie, tylko niech zawiąże buty, bo znów się przewróci, jak wtedy, gdy siedzieliśmy w McDonald’s.
- O matko, nie przypominaj mi nawet. To było…
- Dobra, możemy iść! – Calum zbiegł ze schodów z szerokim uśmiechem na ustach. – Nie przejmuj się, zdążymy – dodał, całując swoją dziewczynę w czubek głowy.
- Cześć wszystkim, jestem Ashton i mam kumpla Caluma – krzyknął Irwin, próbując przebić się przez harmider panujący w lokalu. – Calum ma sprawę i byłby wdzięczny, jakbyście w końcu przymknęli jadaczki, nawpychajcie się żarcia czy coś i…
- Okej, okej, OKEJ, dzięki Ash.- Calum wbiegł na scenę, lekko czerwony na twarzy. – Uhm, tutaj gdzieś stoi moja dziewczyna, ona ma na imię…
- Calum, co ty wyrabiasz – wymamrotała dziewczyna, wpatrując się w Hooda przerażonym wzrokiem. – Złaź.
- Kocham cię! – wrzasnął ni stąd, ni zowąd Calum, uśmiechając się najszerzej, jak potrafił. – Jak idiota. Jak wariat. I tym mnie chyba też kochasz, bo nie ciągasz mnie na tą ohydną czekoladę. I w ogóle, uśmiechasz się ładnie. I masz ładne dłonie i najlepiej w świecie przypalasz spaghetti.
- Cal…
- Ożeń się ze mną! – dodał Calum, zeskakując ze sceny, nadal trzymając mikrofon. – Ożeń, a zdzierżę picie kwaskowatej czekolady. Ożeń, a może ci raz w życiu wyjdzie lasagne.
Zebrany tłumek rozpłynął się w „ochach” i „achach”, a Calum, uklęknąwszy na jedno kolano, wyciągnął z kieszeni pierścionek.
- To jak będzie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro