5. Pięć lat później, razem czy osobno?
Cichy płacz dziecka zza ściany wyrywa mnie z lekkiego snu. Nie mam ochoty wstawać, ale młody nie przestaje płakać, zapewne wołając o śniadanie. Chcę się podnieść, ale mój mąż obejmuje mnie i przyciąga do siebie. Jestem nieco zaskoczona jego obecnością, ale domyślam się, że musiał wrócić dosyć późno. Uśmiecham się do niego i daję mu buziaka na przywitanie. Zawisa nade mną z cwanym uśmiechem, namiętniej mnie całuje i wsuwa dłoń pod moją koszulę nocną. Próbuję oddać się przyjemności, ale nasz syn daje za wygraną.
– Chyba nic z tego skarbie.
– Stęskniłem się za tobą Judy. – Całuje mnie krótko w szyję. – W nocy nie miałem serca cię budzić.
– Mógłbyś mnie obudzić, nie obraziłabym się. Następnym razem nie pojedziesz na tak długo w sprawach biznesowych. Będziesz musiał nadrobić w nocy dwa tygodnie kochany, a tymczasem pójdę zrobić śniadanie naszemu małemu mężczyźnie. Wyglądasz na zmęczonego, pośpij jeszcze, obudzę cię, jak wszystko ogarnę. – Kładzie się obok mnie, całuję go jeszcze z uśmiechem i wstaję z łóżka. Kiedy wychodzę z pokoju, odwracam się jeszcze na chwilę w jego stronę.
– Mogę liczyć na śniadanie do łóżka? – pyta niewinnie na mnie patrząc.
– Zastanowię się. – Posyłam mu całusa w powietrzu i wychodzę z sypialni. Przechodzę przez korytarz do pokoju Henry'ego. Płacze, dopóki nie wyjmę go z kołyski i nie zmienię pieluchy. Uspokaja się w miarę szybko i w spokoju przechodzę z nim do kuchni i sadzam go w krzesełku. Daję mu jedną z jego grzechotek i zajmuje się robieniem mu mleka. Nie zdążę go zrobić, a mój facet przytula się do moich pleców i całuje mnie w ramię.
– Aż tak jesteś głodny? – Uśmiecham się pod nosem.
– Nie potrafię zasnąć bez ciebie w łóżku kochanie.
– To nakarm syna, zrobię śniadanie. – Odwracam się do niego i podaję mu butelkę z mlekiem. Uśmiecha się do mnie i bez zastanowienia podchodzi do syna z zamiarem nakarmienia go. Henry na widok mleka uśmiecha się radośnie do swojego ojca, który zaczyna robić głupie miny. Obserwuję ich dłuższą chwilę, zanim zajmę się robieniem jedzenia. Henry jest już z nami prawie rok i nigdy w życiu nie sądziłam, że dojdę w życiu do punktu, w którym będę miała kochającego męża i syna, który z każdym dniem w przyjemny sposób mnie zaskakuje, to jak szybko się rozwija, uczy się różnych czynności, to jedna ze wspanialszych rzeczy, jakiej mogę doświadczyć. Nigdy też nie sądziłam, że to Mickey Smith zostanie moim mężem, a tym bardziej że będzie ojcem mojego dziecka. Pięć lat temu, po tym jak Ruby wyszła z kawiarni, byłam niemal pewna, że to kwestia czasu, i że Mickey zostawi mnie, jak tylko mu się znudzę, albo że to ja nie będę chciała dłużej z nim być. Nie było łatwo, jego szybka przeprowadzka do mnie na początku wydawała się kompletnie złym pomysłem, kłóciliśmy się o najmniejszą pierdołę, a Ruby wciąż nie chciała nas znać. Byłam tak bardzo przekonana, że to wszystko nie wypali, byłam na granicy wytrzymałości, ale zrobiliśmy sobie przerwę od siebie na rok. Na rok, w którym wciąż o nim myślałam i długo nie potrafiłam zasnąć, kiedy nie było go obok mnie. Pierwsza nie wytrzymałam, pojechałam do niego i od razu wpadliśmy sobie w ramiona, jakby to wcale nie był rok, a lata w utęsknieniu. Po kolejnym roku Smith oświadczył mi się, a później już poleciało. Cichy ślub w gronie najbliższych, zaplanowane dziecko, którego oboje zaczęliśmy pragnąć w pewnym momencie. Moja siostra do dzisiaj nie potrafi do końca zrozumieć, dlaczego jest ode mnie starszy i to sporo starszy. Bo to, że jest ojcem mojej już chyba byłej przyjaciółki, nie sprawia jej żadnego problemu, albo już po prostu wie, że ze mną nie wygra, bo ja zamierzam być z tym, którego kocham, a Mickeya kocham bardzo.
Co do Ruby, wciąż nie mamy z nią kontaktu. Wyprowadziła się do Nowego Jorku, zmieniła numer telefonu, więc ja odpuściłam, w końcu tyle czasu minęło. Mickey jednak nie zrezygnował i czasami próbuje się z nią skontaktować przez portale społecznościowe, przez które niestety go ciągle zbywa. Chciałabym, żeby przekonała się, że nasz związek jest naprawdę prawdziwy, pełen szczerości, że przetrwaliśmy razem tyle lat, ale pewność siebie w tej kwestii u mnie już dawno przepadła. Zaprosiliśmy ją na ślub, nawet nie odezwała się w sprawie tego, że jej nie będzie, więc do samego końca nie byliśmy nawet pewni, czy będzie, czy może jednak zdecyduje się przyjść.
– Chyba przypaliłaś jajecznicę Judy. – Mickey mówi do mnie cicho nad uchem, a ja wyrywam się z zamyślenia. Spoglądam na patelnię i dociera do mnie, że wcale niczego nie przypaliłam. Spoglądam na męża, który tylko czarująco się do mnie uśmiecha i skrada krótki pocałunek. – O czym tak rozmyślasz? – Wyjmuje mi z ręki drewnianą łyżkę, odsuwam się lekko na bok, pozwalając mu dokończyć robienie śniadania.
– O niczym konkretnym. – Otwieram szafkę, gdzie trzymamy herbatę i okazuje się, że została ostatnia torebka. – Pójdę do sklepu, musimy mieć co pić. – Przytakuje mi z uśmiechem. Zakładam na siebie lepsze dresy, ubieram kurtkę i wychodzę do pobliskiego sklepu, do którego mam raptem pięć minut drogi. Dłuższą chwilę zastanawiam się którą herbatę wziąć jakby to miało jakieś większe znaczenie, i w końcu wracam do domu. Zdejmuję z siebie kurtkę i dopiero kiedy ją odwieszam, zauważam damski płaszcz na wieszaku, który nie należy do mnie. Chwilę później dociera do mnie kobiecy głos, którego dawno już nie słyszałam. Wchodzę głębiej do środka, zatrzymuję się w miejscu, kiedy widzę Ruby stojącą u mnie w salonie. Tyłem do mnie stoi Mickey, który odwraca się do mnie z szerokim uśmiechem i wielkim szczęściem w oczach. Dziewczyna spogląda na mnie subtelnie i uśmiecha się do mnie delikatnie.
– Cześć Judy. Dobrze wyglądasz. – Mam ochotę zaśmiać się, bo koszula nocna wepchnięta w dresy na pewno nie wygląda zbyt dobrze, ale po chwili dociera do mnie, o co może jej chodzić.
– Cieszę się, że cię widzę Ruby. Zostawię was samych, na pewno chcecie ze sobą porozmawiać. – Nie wiem dlaczego, ale czuję wewnętrzną potrzebę wycofania się z tej sytuacji. Trochę nie wiem, jak powinnam zareagować, cieszę się i to bardzo, mam ochotę przytulić się do niej mocno, ale mam wrażenie, że to nie jest odpowiedni moment na takiego typu czułości.
– Właściwie to przyszłam porozmawiać z wami. – Ruby chce powiedzieć coś jeszcze, ale Henry zaczyna płakać. Bez mniejszego zastanowienia się idę do kuchni i wyciągam małego z krzesełka. Młody uspokaja się praktycznie zaraz, jak tylko się do mnie przytuli. Wracam do salonu, gdzie Ruby spogląda na nas trochę zaskoczona. – Nie wiedziałam, że macie syna. Ale sama nie chciałam nawet z wami rozmawiać, skąd miałam wiedzieć. Przepraszam, mogę do toalety? – Mickey pokazuje jej, w którą stronę jest łazienka i spogląda na mnie nieco zaniepokojony. Sądziłam, że coś wspomniał jej o Henrym, coś napisał jej choćby na Facebooku.
– Od kilku miesięcy nie pisałem jej co u nas, powinienem jej o tym napisać – stwierdza z winą w głosie.
– Nie obwiniaj się o to, przecież to nie twoja wina Mickey. Ważne jest to, że tu przyszła i chce z nami porozmawiać. – Chcę go jakoś pocieszyć, ale sama nie jestem przekonana, że dojdzie do jakiejkolwiek rozmowy, po tym jak dowiedziała się, że ma brata, mogło jej się odechcieć. Siadam na sofie i sadzam sobie na kolanach syna, który zaczyna bawić się moimi włosami. Uśmiecham się do niego, staram się jakoś go rozbawić, co nawet mi się udaje i zaczynam śmiać się razem z nim. Mimo tego jak z pozoru mogę wyglądać, na zadowoloną i szczęśliwą tak w środku czuję, że powoli zaczynam rozpadać się na miliony kawałeczków. Dłonie robią mi się cholernie zimne, na co Henry nawet nie zwraca uwagi, a serce zaczyna walić mi jak młotem, mój organizm totalnie reaguje w zwolnionym tempie i dopiero teraz odczuwam pojawienie się Ruby u nas w domu, czuję, jak panika we mnie rośnie, bo nie wiem, czego powinnam się teraz spodziewać. Wyjdzie z domu, trzaskając drzwiami, czy zostanie i będziemy rozmawiać. Jeśli zostanie, to jak ta rozmowa się rozwinie i czy nie będzie jeszcze gorzej. Ale czy może być gorzej? Pięć lat w milczeniu i odseparowaniu się od nas wydaje się już strasznie beznadziejne.
W końcu dziewczyna wraca do salonu, jej oczy są lekko zaczerwienione, a na jej ustach pojawia się coś na kształt uśmiechu, który sugeruje raczej, że jest zupełnie zagubiona w tej sytuacji, podobnie jak ja, choć staram się tego nie okazywać. Zanim usiądzie naprzeciwko mnie, odpowiada ojcu na pytanie czego chce się napić. Mickey dołącza do nas ze szklankami i sokiem. Siada obok mnie i przez chwilę nie wie co zrobić, widzę, że chce mnie objąć, ale ostatecznie zachowuje między nami trochę większą odległość. Żadne z nas nie wie jak się zachować, sztywno i w milczeniu patrzymy na siebie. Próbuję ułożyć sobie w głowie coś sensownego do powiedzenia, ale mam wrażenie, że to tylko jakiś głupi zlepek słów, które jak wypowiem, nie będą miały zbyt dobrego znaczenia.
– Chciałam spotkać się z wami, już kilka tygodni po tym jak się o was dowiedziałam, ale z każdym dniem było mi coraz ciężej, a kiedy dzwoniliście, nie miałam odwagi odebrać – zaczyna się tłumaczyć, patrząc się w dno szklanki, którą zdążyła opróżnić chwilę wcześniej. – Później to zaproszenie na wasz ślub, ucieszyłam się, naprawdę, że mimo tego, co sobie myślałam o waszym związku, że wam się udało. Chciałam przyjść, ale tak jak wcześniej kilka razy zwyczajnie spanikowałam. Pięć lat razem, naprawdę się cieszę i jednocześnie nie mogę trochę w to uwierzyć, bo jednak z tyłu głowy mam to, że mój ojciec i najlepsza przyjaciółka są ze sobą. Teraz jeszcze wiem, że mam brata i chyba jeszcze bardziej chcę, żebyście wrócili do mojego życia. Może to głupie, a wszyscy wkoło, zwłaszcza moja matka, nie będą zadowoleni z mojej decyzji, ale brakuje mi was. Nie wiem, ile z tego co powiedziałam, ma sens, ale... – chce coś jeszcze powiedzieć, ale łzy zaczynają spływać jej po policzkach. Mickey niewiele myśląc, wstaje, by zaraz usiąść obok niej i przytulić ją do siebie. To wszystko mi się udziela i sama zaczynam płakać, być może powinnam coś teraz powiedzieć, ale mam dziwne przeczucie, że milczenie w tej sytuacji jest dużo lepsze, niż mówienie czegoś, z czego wszyscy tutaj zdajemy sobie sprawę. Widzę, że Henry zasnął mi na rękach, dlatego na chwilę zostawiam ich samych, by odnieść młodego do pokoiku. Czekam chwilę, czy na pewno będzie spał dalej i dopiero wychodzę, zostawiając go samego przy lekko uchylonych drzwiach. Ruby uśmiecha się do mnie zdecydowanie pewniej, nie potrafię dłużej się powstrzymywać i przytulam się do niej. Po chwili odsuwam się od niej lekko z dużo szerszym uśmiechem i dociera do mnie, że ona rzeczywiście z nami jest, że to nie sen, który zaraz się rozpłynie.
– Jak czujesz się jako matka? Nie spodziewałam się, że ty tak szybko wpakujesz się w pieluchy, zawsze obie sądziłyśmy, że to ja pierwsza zacznę bawić się w zakładanie rodziny – mówi do mnie z uśmiechem, jakby wcale nie minęło pięć lat, a tylko kilka dni.
– Jako matka bardzo dobrze, zwłaszcza teraz, kiedy Henry już coraz mniej płacze. Przesypiamy wszyscy prawie całą noc. Sama nie sądziłam, że to wszystko tak się potoczy, ale tak się chyba dzieje, kiedy ma się już tę drugą połówkę, z którą można góry przenosić. – Mickey uśmiecha się do mnie zza pleców córki, a Ruby odwraca się bardziej w jego stronę.
– Naprawdę tak cieszy się z bycia matką, czy normalnie narzeka całymi dniami? – pyta ze śmielszym uśmiechem i ciężka atmosfera, która była tutaj jakąś chwilę temu, zniknęła i mam wrażenie, że wszystkim jest nagle jakoś lepiej.
– Marudzi tylko jak wyjeżdżam do pracy na trochę dłużej, poza tym naprawdę jest zadowolona. Sam cieszę się jak głupi, że mam drugie dziecko. Cieszę się, że z nami jesteś Ruby. Na długo przyjechałaś? Gdzie właściwie teraz mieszkasz?
– Właściwie ostatnio nie mieszkam w stałym miejscu. Ja i moja dziewczyna Alex mamy trochę uzbieranych oszczędności i podróżujemy po świecie. Właściwie to ona namówiła mnie, że skoro tu jesteśmy, to powinnam do was wpaść.
– W takim razie powinniśmy ją poznać i jej podziękować, że udało jej się ciebie do tego namówić. Długo zostaniecie w mieście? Dobrze rozumiem, że jesteście tu razem? – dopytuję ją i cieszę się jednocześnie z tego, że kogoś ma, kogoś, kto ją wspiera. Nie spodziewałam się tylko, że Ruby może mieć dziewczynę. Oczywiście nie mam nic do tego, po prostu przez cały ten czas, kiedy się przyjaźniłyśmy, nigdy nawet słowem nie pisnęła, kto jej się podoba.
– Jutro obiecałam mamie, że do niej wpadniemy, ale jeśli tylko macie wolny poniedziałek chętnie tu przyjedziemy. Alex strasznie uwielbia poznawać nowych ludzi, na pewno będzie chciała was poznać.
– Zaczyna mi się urlop, nigdzie się nie ruszamy, więc zapraszamy. – Mickey odpowiada pewnie, a ja przytakuję mu niemal od razu. Wprawdzie mieliśmy plany akurat na poniedziałek, ale nasze plany możemy przesunąć, w końcu oboje na pewno pragniemy spędzić teraz z Ruby jak najwięcej czasu. Tęskniłam za nią, ale teraz czuję to jeszcze bardziej, mocniej uderza mnie fakt tej długiej nieobecności jej w moim życiu.
THE END
Nie było to długie, a na pewno nie najlepsze, ale dobrze mi się pisało tę historię i cieszę się, że mogłam się nią z Wami podzielić. Chyba potrzebowałam napisać coś naiwnego, więc to zrobiłam.
Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca, zostawili po sobie jakiś znak, albo i nie. Dziękuję, że jesteście.
Jak Wam się podobało? Ktoś spodziewał się takiego zakończenia, a może wręcz przeciwnie?
Jestem otwarta na wszelkie komentarze i krytykę :D
Do zobaczenia w moich następnych pracach, które się tworzą, bardzo powoli, ale się tworzą.
Pozdrawiam Anna
Data publikacji: 13. 04. 2020
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro