Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Usłyszałem budzik, który dał o sobie znać. Nie otwierając oczu, próbowałem znaleźć to ustrojstwo, aby jak najszybciej go wyłączyć. Na samą myśl o tym, że muszę iść do budy (czyt. Szkoły), odechciewa mi się dosłownie wszystkiego.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek. Jest 7:01. Dlaczego do jasnej cholery każą chodzić do szkoły na 8:00? Doskonale mogłaby być to 10:00 i przy okazji dać mniej godzin lekcyjnych. Albo jeszcze lepiej, gdyby tej szkoły w ogole nie było.

Usiadłem zaspany na krawędzi łóżka próbując w jakiś sposób się rozbudzić. Tej nocy, znowu miałem kolejny sen o tej dziewczynie sprzed 10 lat. I ta dziecinna przyciąga. W ogóle jestem ciekaw czy ona jeszcze o tym pamięta. Nie dość, że zdarzyło się to bardzo dawno to jeszcze nie pamiętam jej wyglądu. Jestem pewien, że i ona o mnie zapomniała. 
Jednak... postanowiłem nosić przy sobie zamek od kluczyka. Jakoś jestem wtedy bardziej pewny siebie. Noszę go sobie w plecaku traktując go jak talizman szczęścia.

W sumie, po co się przejmować. Pora się ubierać.
Wstałem i przebrałem się szybko w mundurek szkolny, poprawiłem swoje czerwone włosy z artystycznego nieładu i wyszedłem z pokoju.
Mówiłem już, że mieszkam sam? Nie? To teraz uwaga uwaga... Jestem wolny! Nie mieszkam już z pięcioma durnymi braćmi! Zrealizowało się to dzięki mojemu ojcu Karlheinzowi. Zainwestował w to wszystko i teraz jest tak jak jest. Czyli zajebiście!
Chciałem się wreszcie usamodzielnić, no i proszę. Mam to co chciałem. Normalnie jak rozpieszczony bachor.

Zapisałem się również do szkoły dziennej. Kiedy mieszkałem w rezydencji była to szkoła nocna, bo starsi bracia mieli po prostu taki kaprys, przez co nawet ja musiałem się do tego dostosować.
Niech teraz żałują, bo w tej szkole są o wiele ładniejsze dziewczyny i w sumie zawsze jest na co popatrzeć.

Zjadłem coś szybkiego na śniadanie, umyłem zęby i wyszedłem dumnie na zewnątrz. Ciągle tu tętni życiem. Ah, ta rutyna!
Szedłem przez kilka minut, aż tu nagle wpadła na mnie jakaś niska dziewczyna. Wzrost około 155 cm. W uszach miała włożone białe słuchawki.

- Oi, uważaj jak chodzisz. - Syknąłem.

- Wybacz. Zamyśliłam się. - Wyjęła z ucha słuchawkę, po czym podniosła głowę ku górze, aby na mnie spojrzeć. Niebieskie oczy, brązowe włosy, twarz słodka i niewinna... czyli zapewne jest nowa w tej okolicy.

- Cóż... jestem Ayato Sakamaki. - Zmieniłem ton na trochę poważny.

- Sora Kodore. - Odpowiedziała cieniutkim i delikatnym głosem.

- Nie jesteś stąd. Mam racje?

- Zgadza się. Właśnie zmierzam do szkoły.

- Hm? Do prawdy? Bo nie wiem czy wiesz, ale szkoła jest w drugą stronę. - Wskazałem ruchem ręki drogę do wyznaczonego miejsca.

- Oh... - Westchnęła.

- Jeśli chcesz, mogę cię zaprowadzić.

- Byłabym wdzięczna. Dziękuję.

Kierowaliśmy się w stronę naszej ,,Pięknej męczarni". Popatrzyłem na nią przez chwilą kątem oka, aby przyjrzeć jej się lepiej. Wygląda na bardzo delikatną i uczynną osobę. Czy tak jest naprawdę to nie wiem. Ale patrząc teraz na jej rozmiar miseczki... to chyba B.

Po 10 minutach doszliśmy do wspomnianego wcześniej budynku. Słyszałem już ploty uczniów, którzy mnie zauważyli z tą dziewczyną. Co się dziwić? Jestem popularny w szkole. Jestem dla każdego ,,Atencją".

Dziewczyna podziękowała jeszcze raz i poszła w swoją stronę.
A jej zapach... jest taki przyjemny i delikatny... mam wrażenie, że kiedyś już napotkałem ten typ zapachu.

Wszedłem do klasy i zająłem już swoje miejsce w ławce. Lekcję zaczynamy od matmy. Super, dzień naprawdę zaczyna się ,,Ciekawie". Matematyka jest dla mnie jak czarna magia i kopletnie nic nie mogę z niej zapamiętać.

Nagle po całej szkole rozległ się dzwonek na lekcję, przez co pozostali uczniowie zmuszeni byli zająć swoje miejsca. Nauczyciel także przybył do klasy, lecz obok niego szła brunetka z ranka. Czyli tak jak myślałem, będzie chodziła z nami do klasy.

- Dzień dobry młodzieży. Jak już zdążyliście zauważyć, do klasy dołączyła nowa uczennica. Proszę, przedstaw się wszystkim.

Spojrzałem na dziewczynę, która wyglądała na trochę spiętą (w sumie co mnie to obchodzi), wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić:

- Witam. Mam na imię Sora Kodore. Przyjechałam tu z Anglii. Mam nadzieję, że zaakceptujecie mnie w klasie.

No jasne. Jak ci cycki urosną.
Nie no nie jestem taki wredny, ale każda nowa osoba tak gada, chociaż i tak większość klasy się nie zainteresuje. Człowiek to człowiek, więc wielkiego ,,WOW" nie ma.

- Dobrze. Siadaj panno Kodore. - Odpowiedział nauczyciel, a dziewczyna znalazła wolne miejsce na przeciwko mnie. Mam tylko nadzieję, że nie jest to jakaś tępa dzida i podpowie mi czasem w jakichś zadankach.

Matematyk zaczął wypisywać przeróżne wzory na pola i objętości danych figur. Przepisywałem informacje do zeszytu i oparłem głowę o rękę. Jeszcze 40 minut tortur...

Nagle huk. Drzwi od klasy się gwałtownie otworzyły, a w nich stanęła wysoka dziewczyna.

Nie znam jej, pomocy ona nam klase rozpiździ.

- Prze-przepraszam za spóźnienie! - Wydyszała.

- A ty to...? - Zapytał matematyk z uniesionymi brwami.

- Naomi Sekori. Nowa uczennica tej klasy. Naprawdę przepraszam za spóźnienie.

- Ah to ty. Rada pedagogiczna wspominała o tobie i twojej ,,Punktualności". Proszę, siadaj.

Dziewczyna wykonała polecenie i usiadła w przedostatniej ławce od okna - czyli prościej mówiąc, obok mnie.

Cóż... może jednak dzień nie będzie aż taki zły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro