Promise III
Poranek następnego dnia był dość niezręczny. Louis planował wymknąć się z pokoju i samotnie udać na śniadanie. Pech niestety chciał, że w drzwiach natknął się na Harry'ego, który prawdopodobnie właśnie chciał zapukać.
- Um...cześć Lou – łatwo można było zauważyć, że oboje czują się niekomfortowo.
- Cześć – odpowiedział cicho spuszczając głowę.
- Lou...ja... - zaczął, jego głos był niepewny – To co wczoraj powiedziałem...to była prawda i ja...
- Harry – przerwał mu, uniósł głowę i spojrzał w niepewne, lekko przestraszone zielone tęczówki – Ja...to co wczoraj się stało, nie powinno mieć miejsca. Przepraszam cię, ale ja nie czuję się gotowy na nowy związek i nie jestem pewien czy w ogóle tego chce. Przykro mi – widział, że tymi słowami zadał mu ból, ale nie potrafił inaczej.
- Och, w porządku. To ja powinienem przeprosić za wczoraj, więc...tak...ja już pójdę na śniadanie – zaczął się wycofywać.
- Harry – zawołał za nim, tym samym sprawiając, że się zatrzymał – Lubię cię i nie chcę, aby było pomiędzy nami dziwnie, więc...
- Spokojnie Lou – posłał mu słaby uśmiech – Z mojej strony będzie jak dawniej – sam nie wiedział kogo chciał bardziej przekonać – siebie czy Louisa.
- Dziękuję – uśmiechnął się, wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi – Pójdę z tobą na śniadanie.
*****
Starali się wrócić do tego, co było i zachowywać, jakby pocałunek i wyznanie miłości nie miało miejsca. Na początku było ciężko, zwłaszcza dla Harry'ego, bo jak ma się zachowywać normalnie wobec osoby, którą kocha, a która nie odwzajemnia jego uczuć? To bolało, cholernie bolało. Mimo to musiał sobie jakoś z tym radzić, nie chciał całkiem stracić Louisa, ponieważ to byłoby jeszcze gorsze.
Reszta pobytu w LA, jak i czas spędzony w Egipcie, czy Japonii mięło im na takiej samej rutynie. Sesje, szkicowanie Louisa i weekendowe zwiedzanie. Nareszcie po 2 miesiącach, wrócili do Londynu. Co prawda nie na długo, ponieważ w następnym miesiącu Harry miał sesję we Włoszech, Hiszpanii i Francji. Jednak te kilka tygodni mogli odpocząć i spędzić we własnym domu. Przybyli na kilka dni przed świętami. Najpierw mieli spędzić je osobno, każdy miał pojechać do własnej rodziny, jednak Louis zaprosił Harry'ego na wigilię do siebie. Wyjaśnił, że ma urodziny i chciałby, aby kędzierzawy również tam był. Styles przystał na to z radością. I tak rodzina Tomlinsonów poznała fotografa, który został przedstawiony jako przyjaciel, co odrobinę go zabolało, jednak nie poświecił temu zbyt dużo czasu. Następnego dnia zielonooki udał się do swojej rodziny, a w drugim dniu świąt dołączył do niego Louis, którego ten zaprosił. Święta minęły im szybko i w bardzo przyjemnej i ciepłej atmosferze.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił szatyn po powrocie, było odwiedzenie grobu Grega. Tak dawno tam nie był, a potrzebował tego. Potrzebował porozmawiać z nim, a raczej toczyć monolog, z nadzieję, że Greg da mu jakiś znak, wskazując odpowiednie wyjście.
Ostatnio jego głowa była ciągle zaprzątana przez właściciela bujnych loków i błyszczących, zielonych oczu. I tym razem o tym przez cały czas mówił, jednak jak zawsze, nie dostał żadnego znaku, albo nie umiał go dostrzec.
*****
- Dobrze – rzucił znużony do słuchawki telefonu, przewracając przy tym oczami – Ale tym razem nie zgadzam się, abyś ciągle podsuwał mi drinki – opadł na kanapę i spojrzał na Louisa. Chłopak siedział na fotelu pod oknem, z książką w ręku, z zaciekawieniem przyglądając się kędzierzawemu. Harry uśmiechnął się do niego lekko, co tamten oddał – Dobra, kończę, pa.
Odsunął telefon od ucha, rozłączając się i z westchnieniem osunął się bardziej po kanapie, odchylając głowę.
- Stało się coś? – głos Louisa rozniósł się po salonie.
- Dzwonił Zayn – odpowiedział – Chce mnie wyciągnąć dzisiaj na jakąś imprezę. Będzie też Liam i Niall. Dawno się razem nie widzieliśmy i chcą się spotkać. Dodatkowo, jak twierdzą, chcą świętować moje urodziny – no tak, jakiś czas temu Styles skończył 25 lat. Akurat wtedy byli w Hiszpanii, więc nie było wielkiego świętowania. Jednak Louis tego dnia, skorzystał z kuchni w apartamencie, w większym zakresie, niż tylko zrobienie herbaty i przygotował dla nich kolację. To był naprawdę miły wieczór - Nie chce mi się – jęknął, wyrywając tym samym Tommo z zamyślenia.
- Nie możesz mu tego po prostu powiedzieć? – spytał, czym zyskał spojrzenie Harry'ego „nie wiesz o czym mówisz".
- To by nic nie dało – wyjaśnił – Wpadłby tutaj i siłą mnie tam zaciągnął.
- No to pech – zachichotał.
- A może masz ochotę iść ze mną? – zaproponował.
- O nie, nie ma mowy – zaprotestował – Nie lubię takich miejsc.
- Proooooszę – przeciągnął słów, patrząc się wielkimi zielonymi oczami na szatyna – Znając życie Zayn, jak i Liam przyprowadzą swoje dziewczyny i głównie nimi będą się zaglądać. A Niall, nie minie pół godziny, jak zniknie w tłumie i prawdopodobnie już go nie zobaczę. Louis, proszę – wydął dolną wargę.
*****
I w ten oto sposób, Louis siedział teraz w loży jednego ze znanych klubów. Głośna muzyka dudniła w uszach, a przyciemnione światło i kolorowe lampy, które świeciły pod sufitem, utrudniały widoczność. Szatyn musiał przyznać, że Harry miał rację. Niall – sympatyczny i głośny irlandczyk, dość szybko zniknął w tłumie tańczących ludzi, w dłoni trzymając kufel z piwem. Z kolei Zayn i Liam, razem ze swoimi partnerkami na początku towarzyszyli im przy stoliku, ale jakiś czas temu również gdzieś zniknęli. Louis i Harry zostali sami, sącząc swoje drinki i próbując rozmawiać, jednak utrudniała im to głośna muzyka. Zbyt duża ilość płynów, spowodowała, że szatyn musiał udać się do łazienki.
Po kilku minutach wyszedł z korytarza, gdzie znajdowały się toalety i ruszył w kierunku ich stolika. Był już dość blisko i mógł zobaczyć Harry'ego, który samotnie siedział w loży, bawiąc się swoim telefonem, kiedy ktoś go chwycił za łokieć i odwrócił. Przed nim stał obcy mu mężczyzna. Był od niego wyższy i lepiej zbudowany. Jego blond włosy były postawione, a brązowe oczy błyszczały podnieceniem. Oblizał swoje wąskie wargi, uważnie przyglądając się szatynowi.
- Cześć – nachylił się nad Louisem, który od razu wyczuł alkohol – Gdzie ci tak śpieszno?
- Um...ja – próbował uwolnić łokieć z uścisku nieznajomego, ale ten tylko go wzmocnił.
- Poczekaj, podoba mi się twój tyłek – powiedział wprost – Może się poznamy, zatańczymy, a potem...
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł – cały czas próbował się odsunąć. Nie podobało mu się to i chciał, jak najszybciej od niego odejść.
- Masz rację, lepiej od razu pojechać do mnie – objął mniejszego w pasie i przycisnął do siebie – Chyba, że wolisz to załatwić w łazience.
- Nie – odepchnął go z całej siły, co pomogło. Nieznajomy zatoczył się do tyłu, wściekłym wzrokiem spoglądając na Louisa, który odwrócił się i zaczął odchodzić.
Nie zaszedł daleko, kiedy poczuł jak mężczyzna ponownie mocno go chwyta i przyciąga do siebie. Zaskoczony szatyn wydał z siebie cichy krzyk.
- Słuchaj – warknął do ucha mniejszego – Lepiej będzie jak zaczniesz współpra...
Nie dokończył, ponieważ Tommo został wyrwany z jego objęć, a nieznajomy zatoczył się do tyłu i upadł. Louis odwrócił głowę, unosząc ją. Za nim stał Harry. Jego brwi były zmarszczone, usta tworzyły wąską linię, a na ogół łagodne rysy twarzy, znacznie się wyostrzyły. W słabo oświetlonych oczach, mógł dostrzec chęć mordu i zaborczość. Według Louisa wyglądał strasznie, jednak cieszył się, że fotograf mu pomógł.
- Nie dotykaj go – splunął w kierunku obcego i obejmując Louisa skierował się w kierunku wyjścia.
Szatyn mocniej wtulił się w ciało zielonookiego, w te chwili czując się bezpiecznie. Jego serce biło mocno, kiedy uświadomił sobie, co przed chwilą miało miejsce, i że Harry go uratował. Po jego ciele rozlało się przyjemne ciepło, a w brzuchu pojawiło się lekkie trzepotanie. To nie był pierwszy raz kiedy to poczuł, tylko któryś z kolei i za każdym razem, miało to miejsce, gdy był blisko Harry'ego. I nagle to do niego dotarło, teraz zrozumiał – zakochał się w Harrym! Stało się, to czego się najbardziej obawiał. Ciepło zostało zastąpione przez strach i panikę, a w oczach pojawiły się łzy.
Zatrzymali się przed klubem. Od razu otoczył ich zimny wiatr. Harry położył dłonie na ramiona szatyna i odwrócił go w swoim kierunku, natychmiast dostrzegł łzy, co go odrobinę przestraszyło.
- Louis wszystko dobrze? Zrobił ci coś?
- N-nie, nie zrobił – wyjaśnił drżącym głosem.
- Więc czemu płaczesz? Co się stało? – nie wiedział co się dzieje i to go odrobinę przestraszyło.
Louis nie odpowiedział, tylko pokręcił przecząco głową.
- Louis, proszę powiedz mi – ujął w dłonie twarz szatyna i uniósł, aby móc spojrzeć prosto w jego oczy – Błagam, chcę ci pomóc, ale nie mogę, dopóki mi nie powiesz.
- Kocham cię – powiedział bardzo cicho, mimo to Styles i tak usłyszał. Jego serce mocniej zabiło na te słowa. Nie mógł wierzyć, że w końcu je usłyszał.
- Więc czemu płaczesz? – spytał z niezrozumieniem.
- Ponieważ tego nie chcę, nie chcę się zakochać – wyszlochał, a zielonooki miał wrażenie, jakby te słowa wbiły sztylet w jego serce.
- Co w tym złego? – dopytywał. Musiał wiedzieć.
- Nie chcę ponownie cierpieć jeśli i ty byś odszedł. Tak bardzo kochałem i kocham Grega, a on odszedł. Zginął i to cholernie mocno bolało – wyjaśnił – nie zniósłbym tego drugi raz. Nie jestem aż tak silny – po jego policzkach cały czas spływały łzy.
- Lou, nie stracisz mnie – objął szatyna, przyciągając go do siebie – Zawsze będę przy tobie – mówił w jego włosy.
- Greg też tak mówił, a teraz... - dalszą część wypowiedzi, przerwał mu szloch.
- I ciągle jest przy tobie. To, że go nie ma, że go nie widzisz, nie znaczy, że jego nie ma. Jest w twoim sercu i wspomnieniach, i nigdy nie odejdzie, jeśli nie pozwolisz.
- To nie to samo – odpowiedział, cicho czkając.
- Lou, wiem, że się boisz, ale nie możesz się przed tym wzbraniać. Nie możesz rezygnować z bycia szczęśliwym, tylko dlatego, że boisz się zranienia. Wiem, że dalej kochasz Grega i nigdy nie przestaniesz, szanuję to i nie mam nic przeciwko, ale proszę daj mi szansę. Daj sobie szansę na bycie szczęśliwym.
Tomlinson odsunął się odrobinę od kędzierzawego. Pomiędzy nimi zapanowała cisza, a błękitne tęczówki z przenikliwością wpatrywały się w kędzierzawego. Zastanawiał się nad tym co powiedział Harry, nad tym co powinien zrobić. Z kolei Styles czuł jak jego serce wali, a z nerwów robi mu się niedobrze. Od odpowiedzi Louisa zależało to czy nareszcie ten piękny mężczyzna będzie jego, czy ponownie jego serce zostanie złamane.
- Dobrze.
W pierwszej chwili słowa Louisa nie docierały do fotografa, ale już po chwili trzymał mniejszego w swoich ramionach i szeptał mu do ucha jak bardzo go kocha.
- Harry – odsunął się odrobinę, spoglądając w zielone, radosne tęczówki – Spróbujmy, ale proszę cię. Wszystko powoli.
- Oczywiście – zgodził się.
*****
Od tego dnia minęły 2 miesiące. Przez ten czas, Harry, razem z Louisem polecieli na kolejne sesje, i ponownie wrócili do Londynu, tym razem na dłuższą przerwę. Tak jak szatyn prosił, wszystko działo się powoli. Harry nie naciskał, zawsze czekał na ruch ze strony Louisa. Wiedział, że może sobie pozwolić na trzymanie dłoni szatyn, obejmowanie go, czy całowanie go, dopóki nie zachodziło to za daleko. Kiedy po raz kolejny zdarzyło im się wspólnie zasnąć, podczas oglądania filmów, Louis uznał, że jest gotowy, aby dzielili sypialnię, co bardzo ucieszyło Harry'ego. Nareszcie mógł trzymać Louisa w objęciach przez całą noc.
Do zdjęć na ścianie, które przedstawiały Louisa i Grega, zaczęły dołączać te, które przedstawiały Louisa i Harry'ego. Wszystko się dobrze układało, a Louis ponownie był zakochany i szczęśliwy.
*****
- Harry – zachichotał Louis w usta Stylesa, kiedy ten potknął się o własne nogi i razem upadli na miękki materac łóżka, a ich usta ponownie się połączyły.
Właśnie wrócili z bankietu, jednego z magazynów modowych, dla którego Harry nie raz wykonywał sesje zdjęciowe. Chodź nie szli na niego zbyt chętnie, musieli przyznać, że naprawdę dobrze się bawili. Styles przez całą noc chodził dumny jak paw, cieszą się, że może przedstawić Louisa, jako swojego chłopaka. Każdy, z kim rozmawiali przyjmował to z entuzjazmem i mówił jak cudownie razem wyglądają i do siebie pasują, co wywoływało u nich szerokie uśmiechy.
Dłonie szatyna powędrowały do marynarki zielonookiego i zsunął ją z ramion, po chwili wylądowała na podłodze. Następnie wziął się za rozpinanie koszuli Stylesa, co wstrzymało ruchy wyższego. Odsunął się odrobinę, jego usta były spuchnięte i zaczerwienione, i spojrzał w błyszczące zielone tęczówki.
- Lou, jesteś pewny? – bał się, że chłopak się opamięta i przerwie to, ale musiał się upewnić.
- Tak, jestem pewny – uśmiechnął się szeroko i przyciągnął go do pocałunku.
Wsunął dłonie w kręconą czuprynę, mierzwiąc je i delikatnie pociągając za jej kosmyki. Wiedział, że Harry to lubi. Z pomiędzy jego ust wydostawały się jęki, kiedy całował szyję szatyna. Syknął głośno, odsuwając się od mniejszego.
- Co się stało? – nie rozumiał dlaczego jego ukochany przestał.
Nie odpowiedział, tylko sięgnął po lewą dłoń Louisa i delikatnie wyciągnął ją z włosów. Ich wzrok utkwił w złotej obrączce.
- Moje włosy zaplątały się...
- W obrączkę – dokończył szatyn.
Louis nie spuszczał wzroku z dłoni. Jego twarz nic nie wyrażała. Harry odsunął się odrobinę, czekając, aż mniejszy coś powie. Bał się, że zaraz usłyszy, że jednak nie jest gotowy. Im dłużej panowała cisza, tym bardziej Harry był zdenerwowany. W końcu nie wytrzymał i postanowił to przerwać.
- Louis, jeśli ty zmieniłeś zdanie...
- Nie – przerwał mu, w końcu na niego spoglądając – Chcę tego – odpowiedział pewnie. Ściągnął obrączkę i ostrożnie położył na szafce nocnej. Harry wiedział, że to coś znaczy. Obrączka była bardzo ważna dla Louisa, tak jakby była ostatnią rzeczą, która trzymała go przy Gregu, która była dowodem na to, że są małżeństwem. Ściągając ją pokazał, że już sobie z tym poradził.
- Louis – zaczął niepewnie.
- Już dawno powinienem to zrobić – uśmiechnął się lekko do kędzierzawego. Harry już nic więcej nie powiedział, tylko pochylił się nad ukochanym, całując go.
Powoli pozbywali się swoich ubrań, z podziwem patrząc na swoje ciała. Styles nie mógł uwierzyć, jak piękny był szatyn i należał tylko do niego. Składał pocałunki na całym ciele Louisa, starannie i ostrożnie go przygotowując, a kiedy Lou dał mu znak, stało się to, na co tak długo czekał, na co oboje tak długo czekali. Uważnie obserwował twarz szatyna, aby móc się zatrzymać, gdy tylko dostrzeże jakieś ślady dyskomfortu.
Pokój był wypełniony westchnieniami, jękami i wyznaniami miłości. To był idealna noc.
Po wszystkim, zasnęli wtuleni w siebie, pełni szczęścia i spełnienia.
*****
Przebudził się, czując przyjemne ciepło drugiego ciała oraz miarowe bicie serca. Uśmiechnął się lekko, cicho wzdychając.
- Dzień dobry skarbie – ciepłe usta złożyły pocałunek w jego włosach.
- Dobry – mruknął, uchylając powieki i spoglądając w zielone tęczówki.
- Czas wstawać – poinformował szatyna.
- Nie – jęknął – Dobrze mi tutaj, z tobą.
- Mnie też – zachichotał – Ale musimy się spakować. Wieczorem mamy samolot do Irlandii.
- Musimy lecieć?
- Ja tak, ty nie – wyjaśnił rozbawiony – Ale byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś poleciał ze mną. To tylko 5 dni, za niedługo wrócimy – cmoknął Louisa w usta i odsunął się, wstając. Szatyn jęknął niezadowolony, ale również wygrzebał się spod ciepłej kołdry.
*****
Nie mogli w to uwierzyć. Byli małżeństwem i chodź ślub był spontaniczną decyzją i całkowitym szaleństwem, nie żałowali tego.
- Pięknie tu – westchnął szatyn mocniej wtulają się w ramiona ukochanego. Byli w Irlandii, Harry skończył sesję, mimo to postanowili zostać tam jeszcze kilka dni. Podczas jednego ze spacerów znaleźli urocze miejsce. Był to klif, z którego rozciągał się widok na ocean. Stała tam, stara, biała, lekko podniszczona, ale wciąż piękna altanka, która dodawała klimatu całemu miejscu. Idealne miejsce, kiedy chciało się odpocząć, pomyśleć.
- Zawsze chciałem w takim miejscu wziąć ślub – odpowiedział Harry.
- Tak, byłoby miło – zgodził się szatyn.
Nagle do głowy Harry'ego wpadł, jego zdaniem, genialny pomysł. Rozpromienił się odwracając do szatyna.
- Pobierzmy się – wypalił.
- Co? – Louis myślał, że jego ukochany żartuje.
- Louis wyjdź za mnie. Tutaj jak najszybciej. Wiem, że to szalone, ale kocham cię i nic tego nie zmieni. Chcę, abyś już zawsze należał do mnie.
- H-Harry... - nie wiedział co powiedzieć.
- Zgódź się – poprosił z nadzieję.
- T-tak, zgadzam się – uśmiechnął się szeroko.
Jeszcze tego samego dnia udali się do urzędu i chodź na początku były problemy, to ostatecznie, za „niewielką" opłatą, udało im się przekonać urzędnika, aby udzielił im ślubu w tamtej altance. Następnego dnia, wieczorem zostali małżeństwem.
Po powrocie poinformowali swoje rodziny i przyjaciół o tej zwariowanej decyzji. Cieszyli się i życzyli im szczęścia, mimo to byli lekko oburzeni, że Harry i Louisa załatwili to w ten sposób, przez co nie mogli im towarzyszyć w tym szczęśliwym wydarzeniu. Dlatego też pół roku później odnowili swoje przysięgi, tym razem w gronie najbliższych i po wszystkim udali się na wesele.
*****
Siedział na parkowej ławce. Jego włosy były rozwiewane przez przyjemny, ciepły wiatr. Wprawiał w ruch liście, które już zaczęły opadać z drzew.
Po policzkach Louisa toczyły się łzy, a usta układały w szerokim uśmiechu. Z uwielbieniem, szczęściem i miłością wpatrywał się w małe, czarnobiałe zdjęcie, które trzymał w dłoniach. Jego błękitne tęczówki błyszczały.
*****
Wszedł do kuchni, zatrzymując się w progu i obserwując swojego męża. Louis krążył po pomieszczeniu, kręcąc biodrami i śpiewając razem z Carly Jepsen „I Really Like You", której teledysk leciał w niewielkim telewizorze, wiszącym na ścianie. Harry spojrzał na moment w tamtym kierunku, tylko po to by po chwili wrócić spojrzeniem na ukochanego. Był w trakcie przygotowywania śniadania dla nich. Nie zauważył obecności Stylesa, dopóki ten również nie zaczął śpiewać. Odwrócił głowę, szeroko uśmiechając się do męża, po czym wrócił do smażenia gofrów.
Zaczęli wspólnie śpiewać, przygotowując posiłek. Piosenka powoli dobiegała końca, właśnie miała pojawić się scena z Carly i Tomem.
- I need to tell you something – głos Louisa był cienki, kiedy próbował udawać damski głos.
- Ok – odpowiedział z uśmiechem, próbują udać zainteresowanie, ale mu się nie udało.
- I'm pregnant! – tym razem powiedział to swoim normalnym głosem. Harry zaczął się śmiać, ponieważ w tym momencie, w teledysku okazywało się, że to żart, jednak Louis tego nie powiedział. Wręcz przeciwnie, jego mina była poważna, a błękitne tęczówki z intensywnością wpatrywały się w męża.
Uśmiech z twarzy Stylesa zniknął, tylko po to, aby po chwili wrócić na jego usta.
- Naprawdę? – spytał z nadzieję – Nie żartujesz?
- 9 tydzień – odpowiedział z uśmiechem.
Kędzierzawy zrobił krok do przodu, mocno obejmując męża i przyciągając do siebie.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię – szeptał do jego ucha.
- Ja ciebie też – zachichotał Louis.
*****
Ciąża przebiegała bez komplikacji. Oboje byli bardzo podekscytowani i angażowali się we wszystko, co pomogłoby im jak najlepiej przyjąć nowego członka rodziny. Wspólnie chodzili na każdą wizytę, razem uczęszczali do szkoły rodzenia. Harry nawet odrzucał wszystkie sesje zdjęciowe, które wymagały od niego wyjazdu z kraju na dłużej niż dwa dni. Nie było mowy, aby zostawił Louisa i ich maleństwo samych.
W pewnym momencie szatyn zrobił się bardzo humorzasty i emocjonalny, mimo to Harry nie narzekał, spełniając każde życzenie ukochanego. W końcu zasługiwał na to, nosił pod sercem ich największy skarb.
Poród nastąpił niespodziewanie i pomimo tego, że już dawno mieli wszystko przygotowane, Harry panikował i gdyby nie Louis, nie wiadomo, czy w ogóle dotarliby do szpitala. Styles miotał się po domu, kompletnie nie wiedząc za co się zabrać. Dopiero, kiedy Louis zaczął mu dawać instrukcję, ogarnął się i w końcu wyszli z domu.
Czekali około 6 godzin, nim Lou był gotowy do porodu i zabrali go do odpowiedniej sali. Przez cały ten czas Harry był obok, trzymając za rękę i mówiąc mu jak bardzo go kocha i jest z niego dumny. Również z pokorą przyjmował wszystkie obelgi i przekleństwa, jakie wychodziły z ust szatyna.
Ostatecznie po pomieszczeniu rozniósł się płacz dziecka. Nie potrafili powstrzymać łez, kiedy pielęgniarka położyła na piersi Louisa, małego chłopca.
*****
Leżał w szpitalnej sali, w dłoniach trzymając swojego synka. Był zmęczony, ale w tym momencie liczyło się tylko szczęście, które wypełniało każdą komórkę jego ciała. Harry siedział obok, obejmując go delikatnie, nie chcą sprawić mu bólu. Z uwielbieniem i miłością wpatrywali się w śpiącą twarz chłopca.
- Nazwijmy go Greg – ciszę w pokoju przerwał Harry.
- Co? – Louis spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Gregory James Styles, co ty na to? – uśmiechnął się delikatnie do ukochanego.
- Ja... - w błękitnych tęczówkach zabłyszczały łzy – To jest cudowne, kocham to – jego usta ułożyły się w szerokim uśmiechu – Kocham cię.
- Ja ciebie też – nachylił się nad szatynem i połączył usta w delikatnym pocałunku.
Był szczęśliwy i nic więcej mu nie było potrzeba. Nigdy nie przypuszczał, że przez jedną obietnicę znajdzie miłość, a jego życie potoczy się w tak wspaniałym kierunku.
Dziękuję Greg, codziennie wypowiadał w myślach te słowa, kiedy spoglądał z miłością na swoją rodzinę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro