Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Promise I

Położył dłoń na drżącym ramieniu. Całe ciało chłopaka trzęsło się, po policzkach spływały łzy, a dłoń zakrywała usta, z pomiędzy których wydostawał się szloch. Chciał przytulić go do siebie, ale nie wiedział, czy mniejszy nie miałby nic przeciwko. Zwłaszcza po tym, czego dowiedział się kilka godzin temu. Dalej nie mógł w to uwierzyć. Jego najlepszy przyjaciel leży w trumnie, która właśnie jest składana do grobu, a on ma zaopiekować się jego mężem.

Siedział na wygodnym fotelu w gabinecie notariusza, gdzie miał zostać odczytany testament. Mężczyzna stał przy szafce i szukał odpowiednich dokumentów. Harry katem oka spoglądał na Louisa. Jego oczy były przekrwione i co chwile ocierał je chusteczką. Był blady, a jego całe ciało się trzęsło. Wpatrywał się w blat biurka, nie reagując na próby nawiązania jakiejkolwiek konwersacji. Harry się jednak temu nie dziwił. W końcu stracił męża, zaledwie po dwóch latach małżeństwa, i dzisiaj odbywał się jego pogrzeb. Pomimo tego, że ostatni raz widzieli się na weselu, Styles z wiadomości - które wymieniał z Gregiem - wiedział, że są bardzo szczęśliwi i się kochają. W ostatniej wiadomości, którą otrzymał, jego przyjaciel pisał, że planują dziecko i razem z Louisem są tym bardzo podekscytowani. Zaproponował również Harry'emu zostanie chrzestnym. Kolejna wiadomość była od Louisa, który informował o śmierci Grega, w wyniku wypadku samochodowego, oraz podał datę pogrzebu i odczytania testamentu. Styles od razy spakował swoje torby i przyleciał do Londynu, nie przejmując się, że był w trakcie sesji zdjęciowej w Brazylii.

Pan Edwards, usiadł na swoim fotelu, na blacie kładąc teczkę z odpowiednimi dokumentami.

- Jesteśmy wszyscy, w taki razie witam na odczytaniu testamentu pana Gregory'ego Jamesa Milwarda – zaczął, a z ust szatyna wydostał się cichy szloch. Notariusz poczekał chwilę, aż chłopak się uspokoi i kontynuował – W dokumencie jest zapisane, że dom, cały majątek oraz inne dobra, należą od teraz do męża Louisa Tomlinsona i najlepszego przyjaciela Harry'ego Stylesa. Jest tutaj również zapisane ostatnie życzenie, aby pan Harry Styles zaopiekował się panem Louisem Tomlinsonem.

Pamiętał reakcję szatyna. Louis zesztywniał z lekkim szokiem wpatrując się w notariusza. Miał minę, jakby liczył, że to tylko żart. Przez moment panowała cisza, dopóki Lou nie wybuchł płaczem.

Harry nie sądził, że jego przyjaciel mówił poważnie, kiedy prosił go o zaopiekowanie się Louisem, gdyby coś mu się stało. Oboje byli po kilku drinkach, jednak kędzierzawy bardzo dobrze pamiętał tamten dzień.

- Czyli koniec wolności, bierzesz ślub – spojrzał na przyjaciela, biorąc łyk alkoholu ze szklanki.

Jakiś czas temu Harry wrócił z Japonii, po kilku miesięcznej nieobecności i jednym z obowiązkowych punktów, było spotkanie się z najlepszym przyjaciele. Dlatego teraz siedzieli przy stoliku, w ich ulubionym barze, który odkryli za czasów studiów.

- Tak – na usta Grega wpłynął czuły uśmiech, kiedy tylko pomyślał o swoim narzeczonym.

- Jak to się stało, że jeszcze nie poznałem twojego Louisa? – zaśmiał się Harry.

- Możesz winić tylko siebie – Greg szturchnął go łokciem – To ty jesteś w ciągłej podróży.

- Taka praca – wzruszył ramionami. Harry był dość popularnym fotografem i często podróżował po świecie. Zajmował się zarówno zdęciami pozowanymi, do wszelkich magazynów modowych, jak i krajobrazami oraz tworzył zdjęcia na własną wystawę.

- Harry – James spoważniał, prostując się na krześle i spoglądając na przyjaciela – Jest coś, o co chcę cię prosić.

- Hej, co się stało? Wszystko dobrze?- zaniepokoił się nagłą zmianą mężczyzny.

- Tak – posłał mu lekki uśmiech, aby go uspokoić – Gdyby kiedykolwiek coś mi się stało, proszę cię, zaopiekuj się Louisem.

- Co?

- Chciałbym, abyś zaopiekował się Louisem. Abyś wziął z nim ślub i był przy nim.

Zapanowała ciszy, podczas której przyjaciele wpatrywali się w siebie w milczeniu. Greg z oczekiwaniem na odpowiedź, a Harry przetwarzał to, co usłyszał. Kiedy zrozumiał sens zaczął się śmiać.

- Dobry żart – parsknął.

- Jestem poważny – odpowiedział i kiedy Harry nie dostrzegł na jego twarzy żadnego śladu, że robi sobie żarty, uspokoił się – Chcę żebyś się nim zaopiekował, abyś kiedyś go poślubił. Louis jest cudowny i wiem, że pokochałbyś go tak samo mocno jak ja.

- Ja... - co on miał odpowiedzieć. To była dziwna prośba, jednak z drugiej strony, prawdopodobnie nie będzie musiał jej realizować – Obiecuję

Wtedy naprawdę myślał, że nigdy do tego nie dojdzie, a z czasem zapomniał o prośbie i obietnicy, ponieważ nigdy nie sądził, że będzie musiał ją spełnić. Jednak teraz stał na cmentarzu, obserwując jak trumna z jego najlepszym przyjacielem, z osobą, którą traktował jak brata, jest zasypywana. Louis stał obok niego, cały czas szlochając. Nie odrzucił ręki Harry'ego, wręcz przeciwnie przysunął się bliżej chłopaka. Wziął to za dobry znak i ostrożnie objął szatyna, przyciągając go do uścisku. Dalej nie potrafił uwierzyć, że od tego momentu był odpowiedzialny za Louisa.

Wiedział, że będzie ciężko, przynajmniej na początku. Praktycznie nie znał Louisa. To był drugi raz, kiedy go spotkał. Pierwszy był na weselu jego i Grega. Pamiętał jak był oczarowany Tomlinsonem. Tym jak promieniał podczas ślubu, jak się szeroko uśmiechał, a jego błękitne tęczówki błyszczały. Był piękny i dalej jest, nawet z nieładem na głowie, bladą twarzą, zaczerwienionym nosem i przekrwionymi oczami. Nie, Harry nie był zakochany w małżonku swojego najlepszego przyjaciela. Jednak byłby ślepy, gdyby nie dostrzegł uroku Louisa.

Pogrzeb się skończył i ludzie zaczęli rozchodzić się do swoich domów, aby wrócić do codziennych spraw, spokojnego życia. Niektórzy od razu wrócą do swoich normalnych zadań, zapominając o tym co przed chwilą miało miejsce, inni przez pewien czas może będą o tym myśleć, czując dziwną pustkę, a część przez jeszcze dłuższy czas będzie przeżywać tą tragedię - rodzice Grega, Louis i oczywiście Harry, ponieważ odeszła jedna z najważniejszych osób w życiu Stylesa.

Miejsce dookoła grobu opustoszało, nawet rodzice zmarłego wrócili do domu, jedynymi byli Louis i Harry. Kędzierzawy uważał, że czas, aby odejść, jednak Louis dalej stał przyciśnięty do jego boku, zapłakanymi tęczówkami wpatrując się w miejsce, gdzie spoczywał jego mąż.

- Louis – zwrócił się do szatyna, jednak ten nie zareagował – Louis, czas wracać – odsunął się od chłopaka i spróbował odwrócić go w swoim kierunku, jednak wzrok chłopaka cały czas spoczywał na grobie. Harry westchnął cicho, chwycił dłoń mniejszego i próbował pociągnąć w kierunku wyjścia, jednak ten wyrwał się, nawet nie spoglądając na Stylesa.

Dopiero godzinę później, kiedy zaczęło padać, Harry'emu udało się namówić chłopaka na powrót.

*****

Ostatni tydzień był ciężki. Harry wprowadził się do mieszkania Tomlinsona i zrobił sobie przerwę od fotografowania. Chciał najpierw mieć pewność, że z Louisem jest już lepiej i chociaż trochę go poznać. Zresztą w następną podróż planował zabrać go ze sobą, w końcu obiecał, że się nim zaopiekuje, więc nie chciał go samego zostawić w Londynie.

Nie zapowiadało się jednak, aby w najbliższym czasie miał gdziekolwiek wyjeżdżać. Odkąd wrócili z pogrzebu do domu, Harry praktycznie nie widywał Louisa. Chłopak siedział zamknięty w sypialni i bardzo rzadko wychodził. Styles próbował z nim rozmawiać, jakoś do niego dotrzeć, jednak szatyn zachowywał się, jakby w ogóle go nie słyszał, jakby w ogóle go tu nie było.

Starał się być cierpliwy i czekać, aż szatyn sam do niego przyjdzie. Jednak im więcej czasu mijało, tym było ciężej. Naprawę chciał się z nim dogadać, nie chciał się czuć tutaj jak intruz, jednak dopóki Louis nie zacznie współpracować, tak właśnie będzie.

*****

Zatrzymał się przed drzwiami do sypialni. W dłoniach trzymał tacę, na której leżał talerz z kanapkami i kubkiem gorącej herbaty. Louis na ogół jadł przynajmniej jeden posiłek, ale od dwóch dni, ani razu nie wyszedł z pokoju, aby coś zjeść. Harry martwił się i uważał, że tak dłużej być nie może. On musi coś zjeść.

Zapukał w drzwi, ale tak jak spodziewał się, nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Nie kłopotał się z pukaniem po raz kolejny, wiedząc, że chłopak i tak się nie odezwie. Nacisnął klamkę, popychając drzwi i wchodząc do środka. W pomieszczeniu panował półmrok, rolety były zasłonięte, po podłodze wlały się ubrania, a drobna postać leżała w rozkopanym łóżku.

- Louis – próbował zwrócić swoją uwagę, jednak chłopak nie drgnął – Louis – zbliżył się do łóżka, gdzie na szafce nocnej położył tacę z posiłkiem. Zauważył, że oczy chłopaka są otwarte i utkwione były w zdjęciu ślubnym Louisa i Grega, jednak jakby go nie widział. Jego wzrok był pusty – Zrobiłem ci coś do jedzenia – szatyn dalej leżał, nie reagując na obecność kędzierzawego, co irytowało go – Louis, do cholery, wiem, że ci ciężko. Straciłeś Grega, mnie też nie jest lekko, ale nie możesz tutaj tak siedzieć. Cały dzień spędzasz w zabałaganionej, ciemnej sypialni, dodatkowo od kilku dni nic nie jesz – jego głos był wściekły. Dla niego Greg również był bardzo ważny, jednak nie załamuje się jak szatyn. Ruszył dalej i próbuje żyć. Greg na pewno chciałby, aby Louis robił to samo. Zirytowany podszedł do okna i osłonił je. Miał zamiar zrobić z tym porządek. Czas, aby Louis wyszedł z sypialni, zamiast ciągle rozpaczać w samotności.

- Zostaw – to był pierwszy raz, kiedy Louis się do niego odezwał. Jego głos był słaby i zachrypnięty. Harry z zaskoczeniem spojrzał na szatyna i teraz, w świetle dnia, mógł mu się lepiej przyjrzeć. Po oczami, które teraz wpatrywały się w niego, miał sińce, jego policzki były odrobinę zapadnięte, przez co kości policzkowe, były jeszcze bardziej zarysowane, lekki zarost na twarzy, blada twarz i roztrzepane, przetłuszczone włosy. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy.

- Louis – próbował z nadzieję, że uda im się porozmawiać.

- Zasłoń to – poniósł się, siadając.

- Nie – powiedział twardo – Czas, abyś wyszedł i zaczął żyć!

- Przestań – krzyknął – Nie zrobię tego! Jakbyś nie zauważył, właśnie straciłem męża, kogoś kogo kochałem, nie, kogo kocham najbardziej na świecie. On odszedł, a ja nie mam zamiaru zachowywać się, jakby nic się nie stało. Zostaw mnie, jeśli coś ci nie odpowiada! Nie prosiłem, abyś tu był!

- Skończ zachowywać się, jakby to tylko ciebie dotknęło! Może moja miłość, w stosunku do Grega, różniła się od twojej, ale kochałem go! Był dla mnie jak brat! Dla mnie również był ważny i także ubolewam nad jego stratą, jednak nie siedzę sam, nie dopuszczając nikogo do siebie. Próbuję żyć dalej, nie cofnę czasu, nawet jeśli bym chciał!

- Zamknij się! – twarz Louisa wyrażała teraz prawdziwą wściekłość. Wyszedł z łóżka, stając naprzeciwko Stylesa – Nie udawaj, że wiesz co czuję! Nic nie wiesz, rozumiesz, nic! Więc nie oczekuj ode mnie, że zapomnę o Gregu i będę żyć tak jakby go nigdy nie było!

- Nie chcę, abyś o nim zapomniał. Ja też nigdy tego nie zrobię, chcę tylko, abyś się nie zamykał na innych. Nie chcę, abyś był z tym sam! - próbował dotrzeć do Louisa, ale jak na razie wychodziło mu to z marnym skutkiem.

- A ja chcę, abyś zostawił mnie w spokoju! – odwrócił się, wychodząc z sypialni. Nie zważając na nawoływania Harry'ego, założył buty i kurkę, i wyszedł z mieszkania.

*****

Zimny wiatr rozwiewał jego włosy, smagając twarz, na której zapewne pojawiły się rumieńce. Mocniej owinął się kurtką. Była odrobinę za duża, dopiero po wyjściu zorientował się, że należała do Harry'ego.

Wpatrywał się w biały nagrobek, czując jak jego serce rozdziera ból, za każdym razem, kiedy uświadamia sobie, że pod nim, w trumnie, leży jego zmarły mąż. Nie płakał, nie miał już czym, jednak ból nie minął. Kochał Grega, tak bardzo go kochał. Wierzył, że to jego jedyna, prawdziwa miłość. Nigdy już takiej nie będzie. Nigdy, nawet....

Po raz kolejny, sam już nie wiedział, który to był raz, spojrzał na wymiętą kartkę, na której widoczne były plamy od jego łez. Znał jej treść na pamięć, jednak nie umiał się pogodzić z tym co tam było napisane. Nawet, jeśli Greg tego chce.

Mój kochany Boo,

Skoro to czytasz, to znaczy, że nie ma mnie przy Tobie.

Pamiętam jak po raz pierwszy zobaczyłem Cię. Siedziałeś pod platanem, który rośnie w centrum parku i rysowałeś coś w swoim notatniku. Byłeś tak bardzo pochłonięty tym, że nie dostrzegałeś tego, co się dookoła ciebie dzieje. Nie dostrzegałeś, że wpatruję się w Ciebie i nie potrafię oderwać wzroku. Zawsze tak masz, kiedy rysujesz, kiedy robisz coś, co kochasz. Nigdy tego nie porzucaj, wiem jak rysowanie Cię uszczęśliwia! Byłeś taki piękny i wiedziałem, że muszę Cię poznać, zanim znikniesz i ktoś inny zdobędzie Twoje serce.

Nasz znajomość nie zaczęła się dobrze. Potknąłem się o konar i upadłem na Ciebie, niszcząc Twoją pracę. Krzyczałeś na mnie i wyzywałeś, czym zwróciłeś uwagę innych. Ja jednak nie słuchałem tego co mówisz, tylko z zachwytem wpatrywałem się w Twoje piękne oczy - pomieszanie błękitu z szarością. Na szczęście uspokoiłeś się i pozwoliłeś zaprosić na kawę w ramach przeprosin. To było tylko jedne spotkanie, zaledwie 2 godziny, jednak to mi wystarczyło, aby zakochać się w Tobie bez pamięci. Już wtedy wiedziałem, że chcę spędzić z Tobą resztę życia.

Wiem, że oświadczenie Ci się, po zaledwie 3 miesiącach, było dość szalone, jednak Tobie to najwidoczniej nie przeszkadzało, skoro się zgodziłeś. Tym samym czyniąc mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. I wreszcie, po pół roku mogłem nazywać Cię moim mężem.

Moim marzeniem było żyć z Tobą szczęśliwie przez wiele lat. Chciałem mieć z Tobą dzieci i patrzeć jak dorastają. Chciałem razem z Tobą rozpuszczać nasze wnuki. Chciałem się z Tobą zestarzeć. Niestety, jak wiadomo, życie lubi płakać figle i nie wszystko idzie po naszej myśli. Jeśli tak się stało, że Cię opuściłem, proszę nie rozpaczaj. Nie zamykaj się na innych, tylko pozwól im być przy Tobie. I przede wszystkim, proszę Cię, daj szansę Harry'emu! Wiem, że praktycznie go nie znasz, jednak, musisz mi uwierzyć, jest on wspaniałą i wartościową osobą. Jest dla mnie jak brat i wiem, że zaopiekuje się Tobą jak należy. Wiem, że Cię uszczęśliwi. Dlatego proszę, dopuść go do siebie, dopuść go do Twojego serca. Chcę, abyś był szczęśliwy, abyś był kochany, a Harry Ci to da. Wiem to! Ufam mu bezgranicznie i wiem, że zadba o Ciebie jak należy.

To jest moja ostatnia prośba, więc proszę spełnij ją i bądź szczęśliwy. Pamiętaj, że ja zawsze będę przy Tobie.

Kocham Cię Lou!

Na zawsze Twój

Greg

- Ja też cię kocham Greg i zawsze będę – szepnął, wpatrując się w pozłacany napis na nagrobku – Ale nie mogę chyba spełnić Twojej prośby, tak bardzo bym chciał, ale...to jest trudne. Brakuje mi ciebie. Chcę, abyś to ty był obok mnie, nie Harry. To ciebie potrzebuję. Przepraszam – z tymi słowami, odwrócił się i skierował do wyjścia.

*****

Krążył po mieszkaniu, poddenerwowany. Martwił się o Louisa, miał nadzieję, że nic głupiego nie przyszło mu do głowy i zaraz wróci do domu. Nie chciał się z nim kłócić, nie chciał go denerwować, ale nie mógł dłużej tego znieść. Miał tylko nadzieję, że szatyn się uspokoi i wszystko przemyśli, przyznając Harry'emu rację.

Chcąc zając się czymś, posprzątał mieszkanie i przygotował obiad. Kiedy skończył, Louisa jeszcze nie było, więc wrócił do sypialni chłopaka. Odsłonił drugie okno, uchylając je, aby przewietrzyć pomieszczenie, wpuszczając do środka październikowe powietrze. Rozejrzał się po pokoju i postanowił tutaj trochę posprzątać, nie przejmując się tym, jak zareaguje szatyn. Zaczął zbierać, ubrania porozrzucane po podłodze i meblach, z zamiarem wrzucenia ich do pralki. Uniósł ostatnią koszulkę, a jego wzrok spoczął na łóżku. Pościel na nim była skotłowana i pomięta. Wyglądała, jakby i ona wymagała zmiany. Zaniósł ubrania do pralki, uruchamiając ją i wrócił do sypialni. Podniósł pierwszą poduszkę, z zamiarem ściągnięcia poszewki, kiedy jego wzrok spoczął na notatniku, oprawionym brązową skórą, wiązanym na rzemieni. Dziennik był otwarty, a na pożółkłych stronach czarne linie, tworzyły rysunek. Jednak to nie był byle jaki rysunek. Przedstawiał on Grega. Domyślił się, że to dzieło Louisa, na kartce można było dostrzec ślady po łzach.

Poczuł ukłucie bólu w sercu, widząc ten rysunek. Tęsknił za nim i pomimo tego, że nie zamykał się jak Louis, to bolało – brak jego najlepszego przyjaciela. Wiedział, że już nigdy nie będzie tak samo. Już nigdy nie pójdą razem do baru, już nigdy nie porozmawiają, już nigdy Greg mu nie powie jak bardzo zakochany jest w Louisie. I choć z czasem zaczęło to kędzierzawego odrobinę irytować i naśmiewał się z przyjaciela, teraz oddałby wszystko, aby do tego wrócić.

Sięgnął po notatnik zamykając go, z zamiarem odłożenia na szafkę nocną. Nie zdążył jednak tego zrobić, w pokoju pojawił się Louis.

- Co ty robisz?! – krzyknął wściekły. Podszedł do Harry'ego wyrywając z jego dłoni notatnik.

- Um...ja... - chciał się jakoś wytłumaczyć, ale szatyn mu na to nie pozwolił.

- Grzebałeś w moich rzeczach? – warkną, przyciskając dziennik do piersi.

- Nie – zaprotestował – Chciałem, tylko zmienić pościel. Znalazłem go pod poduszką.

- Po co zmieniasz pościel? Nie prosiłem cię o to! – wściekłe, błękitne spojrzenie, cały czas było utkwione w Harrym.

- Ja tylko chciałem... - czuł się niekomfortowo. Z jednej strony chciał stąd uciec, z drugiej wytłumaczyć szatynowi, że nie chciał nic złego i w końcu się z nim dogadać.

- Nie obchodzi mnie to! Wynoś się! - ponownie mu przerwał.

- Louis, proszę cię! – naprawdę nie chciał się znowu z nim kłócić.

- Nie, wynocha! – popchnął go w kierunku drzwi.

Harry postanowił dać temu spokój i tak jak życzył sobie Louis, wyszedł z jego sypialni, zamykając za sobą drzwi.

Louis z drżącym oddechem, opadł na łóżko, od razu wtulając twarz w poduszkę, która kiedyś należała do Grega. Poczuł słaby zapach perfum wymieszanych z miętom i czymś, co było samym zapachem Grega. Może i przesadził, nie powinien tak traktować Harry'ego, przecież nie chciał nic złego. Jednak Louis nie chciał stracić tego zapachu, co mimo wszystko i tak było nieuniknione. Już i tak był ledwie wyczuwalny i za niedługo kompletnie zniknie. Jednak nie chciał, aby Harry zmieniał pościel. Nie, dopóki może poczuć zapach jego męża. Wiedział, że to nie jest normalne, że powinien pozwolić temu odejść i żyć dalej. Greg tego chciał, ale...on chyba nie potrafił. Jak miał ruszyć z miejsca, kiedy stracił miłość swojego życia?

Nigdy nie sądził, że spotka go coś tak niesamowitego. Greg był wspaniałym mężczyzną, który go uszczęśliwiał. Tak bardzo go kochał, sam był zaskoczony, jak ich związek szybko postępował. Była zaskoczony jak szybko i łatwo zakochał się w tym mężczyźnie. Mimo to nie żałował. Był przy nim szczęśliwy i czuł, że Greg był tym jedynym, tym na całe życie. Utrata męża, była dla Louisa ciosem prosto w samo serce. Pierwszą myślą, kiedy dowiedział się o jego śmierci, było dołączenie do ukochanego. Był nawet bliski popełnienia samobójstwa, ale wtedy znalazł list od mężczyzny. I chodź nie był gotowy, aby spełnić jego prośbę, postanowił żyć. Musiał żyć dla bliskich i dla...

Okrył się szczelnie kołdrą, zamykając oczy i po chwili zasnął.

Obudził się kilka godzin później, czując lekkie poczucie winy. Teraz, kiedy się uspokoił, wiedział, że źle potraktował Harry'ego. On chciał tylko pomóc, nie miał nic złego na myśli. Musiał również przyznać kędzierzawemu rację. Czas ruszyć dalej i strać się żyć jak dawniej, nawet jeśli to nie będzie już to samo. Greg tego chciał. Nie wiedział czy był gotowy, jednak jeśli to jest życzenie jego ukochanego, mógł spróbować. Nie był sam, miał Stylesa i wiedział, że on również mu pomoże.

To nie była łatwa decyzja, ból nie zniknął, nawet nie zelżał. Jednak wiedział, że jeśli będzie żył przeszłością, jeśli nie spróbuje ruszyć dalej, to nigdy nie zniknie.

Wstał z łóżka, sięgając po notatnik. Otworzył go na stronie, gdzie znajdował się portret Grega i pomiędzy tą kartkę a inną, wsadził list od męża. Zamknął zeszyt, wiążąc go i położył na szafce nocnej. Jego wzrok zatrzymał się na złotej obrączce.

Usiadł na materacu, ściągając ją z palca i odwracając w dłoniach, uważnie się jej przyglądał. Na wewnętrznej stronie była wygrawerowana data ich ślubu. Wpatrywał się w nią intensywnie, aby po chwili ponownie założyć na serdeczny palec. Mógł spróbować ruszyć ze swoim życiem dalej, ale jeszcze nie był gotowy, aby szukać miłości. Nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie.

Postanowił wziąć prysznic, z którego już dawno powinien skorzystać. Jednak zanim to zrobi, musiał poradzić sobie z czymś innym. Wyszedł z sypialni, w mieszkaniu panowała cisza. Skierował się do salonu, gdzie znalazł to czego szukał. Harry siedział na kanapie, trzymając na kolanach laptopa i, z tego co zauważył Louis, zaglądając zza jego pleców, obrabiał zdjęcia.

Aktualny obraz, przedstawiał zachodzące słonce. Pomarańczowa kula, znikała pod powierzchnią wody, a jego promienie zabarwiały ocean jak i niebo. Zdjęcie prawdopodobnie zostało zrobione z klifu, ponieważ można było dostrzec jego kawałek. W oddali, po prawej stronie, dostrzegalna była łódka, z postawionymi żaglami. Było piękne.

- Piękne – Harry podskoczył, słysząc głos szatyna. Nie słyszał, kiedy chłopak wszedł do środka. Odwrócił głowę i spojrzał na niego zaskoczony – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – kontynuował.

- Um...w porządku – odwrócił się w kierunku swojego laptopa. Nie wiedział jak się zachować, po tym co miało miejsce wcześniej. Nie wiedział co mógł od niego chcieć.

- Harry... - podszedł bliżej, przysiadając na brzegu kanapy. Spuścił głowę, wpatrując się w swoje złączone dłonie, które spoczywały na kolanach – Ja...przepraszam.

- Wszystko ok, przecież mówiłem – odpowiedział, nie odrywając wzroku od ekranu komputera.

- Nie, tym razem to nie to – uniósł głowę i dostrzegł jak Harry również się w niego wpatruje – Przepraszam za moje zachowanie...za wszystko. Zwłaszcza za to jak cię dzisiaj potraktowałem. Nie powinienem, nie chciałeś nic złego.

Wpatrywał się w Louisa, z szeroko otwartymi oczami. Nie ukrywał, że był zaskoczony, tym co usłyszał. A przynajmniej nie tak szybko.

- Jest ok – w końcu postanowił się odezwać – W sumie, ja też powinienem przeprosić. Mimo wszystko nie powinienem tego zrobić. Po prostu chciałem, abyś poczuł się lepiej. Ciemne, duszne i zabałaganione pomieszczenie raczej nie poprawi nastroju.

- W porządku – posłał mu słaby uśmiech.

Zapanowała dość niezręczna cisza. Żaden z nich nie wiedział, jak powinien się zachować, ani co jeszcze mógłby powiedzieć.

- Um...idę wziąć prysznic, w końcu by się przydało – próbował się zaśmiać, ale wyszło to dość nerwowo.

- Tak, jasne – pokiwał głową. Louis był już przy wyjściu z salonu, kiedy loczek go zatrzymał – Lou – szatyn odwrócił się spoglądając na niego – Wiesz, został jeszcze obiad w lodówce. Może ci podgrzeję? – zaproponował.

- Dziękuję – uśmiechnął się i wrócił do sypialni. Zabrał czyste ubrania i ruszył do łazienki. Odkręcił wodę pod prysznicem i w oczekiwaniu, aż jej temperatura, będzie odpowiednia, zaczął pozbywać się ubrań, które po chwili wylądowały w koszu na pranie. Stanął przed lustrem, z zaskoczeniem obserwując swoją twarz i to jak się zmienił. Blada twarz, odrobinę zapadnięte policzki, tłuste włosy, zarost i smutne, bez wyrazu błękitne oczy.

Nie mogąc się dłużej sobie przyglądać, wszedł pod gorącą wodę, czując jak całe jego ciało odrobinę się rozluźnia. Nie wiedział, że aż tak tego potrzebował, dopóki nie poczuł kropel wody na sobie.

Stojąc pod gorącym strumieniem, dalej zastanawiał się czy podjął dobrą decyzję. Siedząc w swoim pokoju, zamykając się na innych, wiedział, że będzie bezpieczny. Już nigdy nie zostanie skrzywdzony, jednak jeśli ruszy przed siebie ma szansę, aby ponownie być szczęśliwym. Greg tego chciał, a on chciał przynajmniej spróbować spełnić jego prośbę.

Zakręcił wodę, kiedy jego skóra zaczęła się marszczyć. Owinął się szybko puchatym ręcznikiem, wychodząc z kabiny. Po szybki osuszeniu się, ubraniu i ogoleniu, wrócił do swojego pokoju. Zaskoczony zatrzymał się w drzwiach.

Łóżko było zaścielone, ze zmienioną pościelą, a na środku leżała taca z obiadem i szklanką soku. Uśmiechnął się delikatnie, podchodząc. Po zbliżeniu się zauważył jeszcze małą kartkę, obok talerza.

Mam nadzieję, że lubisz zapiekankę z makaronem i kurczakiem:)

Smacznego

P.S. Pozwoliłem sobie, jednak zmienić pościel.

Usiadł na łóżku, kładąc przed osobą tacę i włożył do ust, odrobinę makaronu. Musiał przyznać, że była bardzo smaczna. Dopiero teraz poczuł jak bardzo był głodny. W szybkim tempie pochłonął zapiekankę, na koniec wypijając duszkiem szklankę soku. Z powrotem odłożył wszystko na tacę i odniósł ją do kuchni. Chciał jeszcze raz podziękować Harry'emu, ale nie zastał go w salonie. Spojrzał na zegar, który wskazywał 22:36. No tak, o tej porze zapewne jest już w swoim pokoju. Opłukał naczynia, chowając do zmywarki. Nim sam poszedł spać, postanowił iść do pokoju gościnnego, który od niedawna był sypialnią loczka. Zastanawiał się, czy chłopak będzie już spał, ale kiedy zauważył słabą smugę światła w szczelinie pod drzwiami, wiedział, że jeszcze może mu przeszkodzić.

Zapukał w drewniana powłokę i nie musiał czekać długo, gdy drzwi się otworzyły i stanął przed nim Harry. Pół nagi Harry, trzeba dodać. Pierwsze co zauważył Louis była umięśniona klatka piersiowa i ramiona, ozdobione czarnym tuszem.

- Louis – słysząc głos kędzierzawego i natychmiast przeniósł wzrok na jego twarz. Czuł jak jego policzki robią się ciepłe – Stało się coś? – dostrzegł w zielonych oczach zmartwienie.

- Nie – otrząsnął się, wykrztuszając z siebie jakieś słowa – Ja tylko...dziękuję za obiad, był naprawdę smaczny – widział jak twarz Stylesa rozjaśnia uśmiech – I...dziękuję za zmianę pościeli.

- Nie ma za co – po raz kolejny, tego dnia, zapanowała pomiędzy niezręczna cisza.

- Nie będę ci już przeszkadzał, pewnie chciałeś iść spać – uciekał wzrokiem w bok, byle tylko nie spojrzeć na nagi tors Harry'ego – Ja też się położę, dobranoc – odwrócił się, kierując do swojej sypialni. Za sobą jeszcze usłyszał „Dobranoc Louis!" od kędzierzawego.

*****

Proszę, zjedz chociaż połowę.

Musiałem załatwić kilka spraw. Będę po południu:)

Harry

Taką wiadomość znalazł Louis następnego dnia. Obudził się około 10:00, co go dziwiło, biorąc pod uwagę, że dzień wcześniej dość sporo spał. Udał się do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Na blacie znalazł talerz z kanapkami, na których leżała karteczka. Zrobił sobie herbatę, i razem ze śniadaniem, udał się do salonu. Włączył telewizor i jadł kanapki, podczas oglądania jakiegoś porannego kanału. Był wdzięczny Harry'emu za zrobienie ich, gdyby nie to, zapewne nie zjadłby śniadania.

Po posiłku próbował sobie znaleźć zajęcie, ale nie wiedział co mógłby zrobić. Dom był czysty, lodówka zapełniona, nawet ubrania były uprane i wyprasowane. Wziął już suchą pościel, którą dzień wcześniej Harry musiał wyprać i postanowił to wyprasować.

Dopiero teraz zauważył jak Harry dbał o dom, podczas gdy on rozpaczał. Nie tak powinno być. Styles był gościem, więc to Louis powinien wszystkim się zająć. Chociaż od kilku dni, to mieszkanie również należało do kędzierzawego. Jednak dalej, Louis uważał, że to on powinien się wszystkim zająć.

Szybko uporał się z pościelą i w ramach podziękowania Harry'emu, postanowił przygotować obiad. Kiedy Louis związał się z Gregiem, nie był zbyt dobrym kucharzem, mimo to jego chłopak zawsze zjadał wszystko co przygotował. Zaczął jednak nad tym pracować, i może nie był wybitnym kucharzem, ale dość dobrze sobie radził. Jedno danie, nauczył się przygotowywać perfekcyjnie i właśnie to postanowił ugotować.

*****

Wszedł do mieszkania i od razu został otoczony cudownymi zapachami, które dochodziły z kuchni. Ściągnął buty i kurtkę, i podążył za zapachem. Pierwsze co zauważył był Louis nakrywający stół w kuchni. Od razu przed oczami stanął mu podobny widok, z tą różnicą, że dookoła Louisa, biegała dwójka lub trójka małych dzieci. Nie! Stop! Potrząsnął lekko głową, jakby to miało mu pomóc pozbyć się tej myśli z głowy.

- Hej – zatrzymał się w progu, spoglądając na szatyna. Louis uniósł głowę, a na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech.

- Cześć, siadaj – wskazał na stół, podchodząc do kuchenki – Zrobiłem obiad.

- Świetnie, umieram z głodu – uśmiechnął się szeroko – Umyję tylko ręce i zaraz wracam.

Kiedy wrócił, na stole leżały już talerze, a Louis siedział na jednym z krzeseł. Harry szybko do niego dołączył i wziął się za posiłek. Zamruczał wkładając pierwszy kęs do ust.

- Louis, to jest pyszne.

- Dziękuję – spuścił głowę, aby Harry nie mógł dostrzec jego rumieńców – To moje najlepsze danie. Nauczyłem się je idealnie przygotowywać, ponieważ...

- Jest to ulubione danie Grega – dokończył za niego.

Louis pokiwał głową. Do końca posiłku już się do siebie nie odzywali. Po zjedzeniu, Harry zaoferował się, że posprząta. Louis najpierw próbował protestować, ale kędzierzawy się uparł. Po szybkim opłukaniu naczyń i schowaniu ich do zmywarki, udał się do salonu. Louis siedział na kanapie, nogi miał podciągnięte pod brodę i otoczone ramionami. Błękitne tęczówki wpatrywały się w ścianę, gdzie było pełno zdjęć jego i Grega. Harry niepewnie usiadł obok chłopaka, sięgając po swojego laptopa z zamiarem popracowania. Siedzieli w ciszy, każdy pochłonięty przez własne myśli.

- Chcieliśmy założyć rodzinę – cichy głos Louisa, przerwał panującą ciszę.

Harry oderwał wzrok od laptopa, spoglądając na szatyna. Był ciekawy do czego szatyn zmierza.

- Staraliśmy się o dziecko – oparł czoło o kolana, ukrywając twarz, przez co jego głos był odrobinę stłumiony.

- Tak, wiem- westchnął loczek – Greg wspominał mi o tym w mailu.

- Ja... - zrobił przerwę, aby wziąć głęboki oddech. Jego głos drżał – W dniu wypadku...j-ja zrobiłem t-test...i...on wy-wyszedł pozytywnie.

Harry wciągnął głośno powietrze. Tego się nie spodziewał, nie spodziewał się, że prawdopodobnie będzie musiał zadbać o dwie osoby, zamiast o jedną.

- C-chciałem mu po-powiedzieć, w t-ten sam dz-dzień, a-ale... - nie dokończył. Nie był w stanie. Z jego ust wydostał się szloch. Harry nie bardzo wiedział na co może sobie pozwolić. Mimo to przysunął się do szatyna, obejmując ramieniem. Chłopak od razy wtulił się w jego ciało, mocząc łzami jego koszulkę, jednak w tej chwili zielonooki się tym nie przejmował. Mocno objął mniejszego, gładząc jego drżące plecy. Sam nie wiedział ile czasu tak spędzili, ale w tej chwili o tym nie myślał. Dopiero, kiedy Louis się uspokoił i odsunął od niego, postanowił spytać.

- Czyli... - zaczął ostrożnie, uważnie obserwując reakcję chłopaka- Jesteś w ciąży?

- Chyba tak – odpowiedział, wycierając łzy z policzków.

- Chyba?

- Nie byłem u lekarza, boję się – mruknął, opierając brodę na kolanach i wpatrując w stolik.

- Boisz? Czego?

- Tego, że to się okaże prawdą – niepewnie przeniósł błękitne tęczówki na loczka.

- Lou, mimo wszystko powinieneś iść – ponownie położył dłoń na plecach chłopaka i zaczął je gładzić.

- Wiem, ale...

- Jeśli chcesz, pójdę z tobą – przerwał mu.

- Co? – widział zaskoczenie na jego twarzy.

- Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, mogę ci towarzyszyć – zaproponował.

- Dziękuję Harry – posłał mu słaby uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro