Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dodatek - Rodzinka Styles

Opis: Wspólny wyjazd, radosne święta i nowy członek rodziny...
Czyli sceny z życia rodziny Styles.

Zaproponowane przez LokkiHazza

Od autorki: Mam nadzieję, że nie zepsuła za bardzo.

******************

- Harry, myślisz, że to dobry pomysł? – Louis przygryzł wargę, niepewnie spoglądając na męża. Stał przy łóżku, na którym leżała otwarta walizka i wkładał do niej ubrania.

- Lou, wszystko będzie dobrze – kędzierzawy wyszedł z łazienki, w dłoniach niosąc zapakowaną już kosmetyczkę.

- Ale Greg jeszcze nawet nie skończył roku. Nie jestem pewny czy to dobry pomysł.

Harry dostał propozycję wyjazdu do Brazylii, gdzie miał pracować przy sesji zdjęciowej dla jednej z największych marek modowych. Uznał, że mogliby zostać tam dłużej niż wymagałby tego praca Stylesa i zrobić sobie rodzinne wakacje. Louis jednak nie był do końca przekonany, czy to dobry pomysł. Uważał, że ich 9 miesięczny syn był za mały na tak daleką podróż. Było też prawdą, że szatyn był odrobinę przewrażliwiony, jeśli chodzi o ich małego synka. Nawet, jeśli lekarz zapewniał ich, że nie ma żadnych przeciwwskazań, aby Greg leciał samolotem do Brazylii, on dalej miał swoje obawy.

Był jeszcze jeden powód, dla którego Louis nie był przekonany co do wyjazdu, ale Harry póki co nie miał o nim pojęcia.

- Lou...

- Harry, może jednak zostanę w domu. Ty tam polecisz i jak wrócisz, to pojedziemy gdzieś bliżej – zaproponował, próbując przekonać małżonka.

- Skarbie – włożył kosmetyczkę do walizki, po czym objął szatyna i odwrócił go w swoja stronę – Dobrze wierz, że nie ma przeciwwskazań, aby Greg leciał z nami do Brazylii. Proszę cię nie zamartwiaj się tak.

- W porządku – westchnął zrezygnowany. Wiedział, że z Harrym nie wygra, zwłaszcza, że bilety były już zakupione i jutro mieli samolot.

*

Pomimo tego, że to nie był pierwszy raz Louisa w Rio, to za każdym razem to miejsce zachwycało go tak samo. Zwłaszcza uwielbiał tutejsze plaże i właśnie dlatego poprosił Harry'ego, aby wynajęli domek przy plaży. Uwielbiał budzić się i zasypiać przy szumie fal, jeść śniadanie na niewielkiej werandzie, mając dookoła widok na ocean, a chwilę później zamaczać stopy w wodzie. Dodatkowym plusem było to, że ta część plaży była prywatna, więc nie było tłumów. Można było w spokoju się zrelaksować, nie bojąc się, że ktoś obsypie cię piaskiem, albo oberwiesz piłką. Bał się tego wyjazdu, ale teraz nie żałował, że jednak pojechał. Kochał to miejsce i wiedział, że jeszcze nie raz będzie chciał do niego wrócić.

Morska woda przyjemnie obywała jego stopy, kiedy stał przy brzegu plaży. Poprawił niebieski kapelusik na główce Grega, nim ponownie opuścił chłopca. Maluch wydał z siebie głośny pisk, połączony ze śmiechem, kiedy jego małe stópki spotkały się z wodą. Wywoływało to szeroki uśmiech na twarzy szatyna. Louis podrzucił syna do góry, ponownie sprawiając, że ten się zaśmiał, po czym przytulił do siebie, wyciskając na jego policzku całusa. Nagle Greg zaczął piszczeć i wyciągać rączki, do kogoś, kto stał za Louisem. Szatyn odwrócił się i zauważył, że kilka metrów od nich stał Harry, z aparatem w dłoniach, którym właśnie robił im zdjęcia.

- Co robią moje dwa skarby? – pokonał dzielącą im odległość i cmoknął Louisa w usta, a syna w policzek, przy okazji biorąc go na ręce. Chłopiec od razu zainteresował się paskiem, na którym był zawieszony aparat.

- Korzystamy z pięknej pogody – odparł, kierując się do leżaków, rozłożonych przy domku. Harry podążył za nim, zajmując jeden z leżaków i sadzając Grega na ciepłym piasku. Maluch z zainteresowaniem próbował chwycić piasek w swoje malutki dłonie i obserwował jak drobne kamyczki wysypują się z pomiędzy palców. Harry ponownie sięgnął po aparat i zaczął robić zdjęcia chłopcu i Louisowi, który siedział naprzeciwko niego, zajmując drugi leżak. Uwielbiał uwieczniać dwie najważniejsze osoby w jego życiu. Na swoim komputerze miał pełno folderów, zapełnionych zdjęciami Louisa i Grega, a 1/3 z tego została wydrukowana i teraz zdobią ściany ich domu lub kolejne albumy.

Po chwili, Greg zaczął wkładać brudne, z pisaku, rączki do buzi. Louis widząc do wziął syna na ręce i przyłożył go do piersi. Malec od razu się przyssał. Harry z kolei dalej kontynuował swoją sesję. Uwielbiał obserwować Louisa, kiedy karmił ich malucha. Niestety Greg był coraz większy, a co za tym idzie jego dieta zaczęła być urozmaicana, więc Styles miał coraz mniej okazji do obserwowania tego. Wiedział jednak, że będą mieć jeszcze nie jednego maluszka, a co za tym idzie pojawi się więcej takich zdjęć.

- Jak było na sesji? – pytanie Louisa oderwało Harry'ego od jego dotychczasowego zajęcia.

- W porządku – wzruszył ramionami – Do Ellen chyba dotarły moje wczorajsze słowa, bo dzisiaj przestała gwiazdorzyć i dało się z nią pracować. Jeśli tak dalej pójdzie to jeszcze dwa, góra trzy, dni i skończymy tą sesję, a później jestem cały wasz – uśmiechnął się szeroko do Louisa.

- Nie mogę się doczekać.

*

Od pół godziny kręcił się w łóżku, próbując zasnąć, co nie było łatwe. Bo jak miał spokojnie spać, kiedy czuł jak mu burczy w brzuchu i miał ogromną ochotę na czekoladę i chipsy solone. Dodatkowo chętnie napiłby się soku pomarańczowego. Problem polegał na tym, że żadnej z tych rzeczy nie mieli w domu, który aktualnie wynajmowali.

Pamiętał jak był w ciąży z Gregiem, często zdarzało się, że budził się w środku nocy z wielką ochotą na coś, czego aktualnie nie było w domu. Zawsze wtedy budził ukochanego, mówiąc mu, na co on i ich maleństwo mają ochotę, a Harry chcąc czy nie musiał wstać i udać się do sklepu, aby uszczęśliwić swojego męża i dziecko. Teraz Louis był w podobnej sytuacji i uznał, że warto spróbować i tym razem obudzić kędzierzawego.

Podciągnął się na łóżku, opierając o zagłówek. Zapalił lampkę nocną, po czym spojrzał na Harry'ego. Spał na plecach, jego klatka miarowo się unosiła, a z pomiędzy lekko rozwartych ust wydostawało się ciche pochrapywanie. Zanurzył dłoń w miękkich lokach ukochanego, lekko za nie ciągnąc.

- Harry, Hazza – wołał go cicho, nie chcąc budzić Grega, który spał w kawałek dalej w turystycznym łóżeczku – Kochanie.

- Hmm... - mruknął, wiercąc się na materacu i cicho mlaskając.

- Harry.

- Tak? – wychrypiał, uchylając lekko powieki i zaspanym wzrokiem spoglądając na męża.

- Mamy ochotę na czekoladę, chipsy solone i sok pomarańczowy – posłał mu słodki uśmiech, kładąc dłoń na płaskim brzuchu.

Kędzierzawy westchnął ciężko, powoli zwlekając się z łóżka – W porządku – mruknął, szukając swoich ubrań. Naciągnął na siebie dresy i podszedł do łóżka, nachylając się nad Louisem.

- Wrócę jak najszybciej – cmoknął szatyna w usta i skierował się do wyjścia. Już po chwili przemierzał drogę do najbliższego całodobowego sklepu. Na szczęście nie był on daleko i już po niecałych 10 minutach był na miejscu, krążąc pomiędzy półkami w poszukiwaniu zamówienia Louisa. Starał się jak najszybciej załatwić tę sprawę, marząc o wygodnym łóżku.

Po, w miarę szybkim, zdobyciu odpowiednich produktów skierował się do kasy. Młoda dziewczyna, posłała mu zmęczony uśmiech, kasując produkty.

- Ciężka noc? – zapytała, widząc zaspanego mężczyznę z roztrzepanymi lokami, który każdy odchodził w inną stronę.

- Tak jakby – parsknął cicho – Mąż ma zachcianki.

- Tak to już bywa, ale z tego co widzę ciążowe zachcianki nie są jakieś dziwaczne. Spotykałam się z gorszymi – kobieta zaśmiała się odbierając banknot od Harry'ego i po chwili wydając mu resztę.

- Tak – zachichotał – Tym razem połączenia są w miarę zjadliwe. Dziękuję – wziął reklamówkę i skierował się do wyjścia.

Zatrzymał się gwałtownie, gdy tylko opuścił budynek, analizując swoją rozmowę z ekspedientką. Zachcianki, ciąża, ciążowe zachcianki. Do tego dochodziły jeszcze słowa Louisa, kiedy obudził kędzierzawego – „mamy ochotę...". Tych słów Louis zawsze używał, kiedy był w ciąży z Gregiem i w środku nocy miał swoje zachcianki. Ale przecież Greg urodził się 9 miesięcy temu...teraz do niego dotarło. Louis był w ciąży. Jego Louis ponownie był w ciąży. Spodziewali się kolejnego dziecka, które mieli zamiar kochać, wychowywać i opiekować się nim.

Na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, a sen odszedł w zapomnienie. Teraz czuł jak zaczyna w nim buzować ekscytacja, z dopiero co odkrytej nowinki. Będzie ponownie ojcem i w tym momencie, chyba nie mógłby być bardziej szczęśliwy. Biegiem pokonał drogę do domku, chcąc jak najszybciej być ze swoją rodziną. Wpadł do środka, kierując się od razu do sypialni. W kilku krokach pokonał drogę do łóżka, rzucając na materac reklamówkę z zakupami. Padł na kolana, po stronie, którą zajmował Louis i zaatakował jego usta.

- Kocham cię, kocham cię, kocham cię – mruczał w jego wargi, co chwilę składając na nim czuły pocałunek na ustach zaskoczonego szatyna. Następnie przesunął się w kierunku jego brzucha. Uniósł koszulkę i zaczął całować ciepłą skórę, a na twarzy Louisa pojawił się uśmiech, kiedy zrozumiał co się dzieje – Dlaczego nic nie mówiłeś? – w końcu usiadł na łóżku i spojrzał na małżonka.

- Czekałem na dobry moment – wzruszył ramionami.

- I uznałeś, że środek nocy to idealna okazja? – dopytywał. Pozbył się szybko ubrań i opadł na łóżko, obok szatyna, podając mu siatkę z zakupami.

- Wtedy o tym za bardzo nie myślałem – wyjął produkty z reklamówki, otwierając czekoladę i od razu biorąc kawałek – Dopiero po twoim wyjściu zorientowałem się, co zrobiłem. A ty? Kiedy do ciebie dotarło?

- Zaraz po wyjściu ze sklepu – przyjął chipsa, którego Louis podsunął mu do ust – Rozmawiałem z ekspedientką na temat ciążowych zachcianek i chwilę później mnie olśniło. Jak daleko jesteś? – przeniósł wzrok na brzuch, kładąc na nim dłoń.

- To dopiero 8 tydzień. Dowiedziałem się przypadkiem podczas rutynowych badań dwa tygodnie temu – wyjaśnił.

- A kiedy kolejna wizyta?

- Zaraz po powrocie.

- Nie mogę się już jej doczekać – uniósł spojrzenie na męża, spotykając jego błękitne oczy – Chcę zobaczyć nasze maleństwo.

*

Stał na brzegu, czując jak słońce ogrzewa jego plecy. Na głowie miał czapkę, którą Harry założył mu siłą, twierdząc, że w jego stanie musi być ostrożny. Czuł jak jego serce puchnie z miłości, a po ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, kiedy z szerokim uśmiechem i czułym spojrzeniem obserwował jak Harry bawił się z ich synem w oceanie. Mały Greg wypuszczał z siebie piski i chichoty, kiedy kędzierzawy podrzucał go do góry, tylko po to by go złapać i zanurzyć w wodzie.

Louis dołączył do nich, kiedy Harry zbliżył się bardziej do brzegu, gdzie woda była płytsza i mógł spokojnie usiąść na dnie. Położył syna brzuszkiem na wodzie podtrzymując go od spodu, aby mieć pewność, że się nie podtopi. Maluch wymachiwał szczęśliwie rączkami i nóżkami, rozchlapując wodę.

- Mój mały pływak – pisnął Louis, biorąc w ramiona chłopca i wyciskając całusa na jego policzku.

*****

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy i tak samo było z wakacjami. Harry i Louis, razem z synem, wrócili do Londynu, który przywitał ich ciemnymi chmurami i niską temperaturą, nawet jeśli był koniec lipca. Harry niestety musiał wrócić do pracy, na szczęście większość z sesji, w których brał udział odbywała się w Londynie, a jeśli już gdzieś jechał to maksymalnie na 3 dni i zawsze w obrębie kraju. Nie chciał zostawiać Louisa samego, wolał mieć małżonka na oku, aby mieć 100% pewności, że on i ich nienarodzone maleństwo mają się dobrze.

Trzy dni po powrocie pojechali na wizytę do lekarza i Harry nie umiał powstrzymać łez, kiedy zobaczył swoje drugie dziecko. Louis tylko cicho chichotał, trzymając rękę ukochanego. Dla niego to też był wzruszający moment, ale nie płakał.

*****

W 15 tygodniu brzuch Louisa był już widoczny i Harry nie potrafił trzymać rąk z dala od niego. Uwielbiał obejmować niewielki brzuszek, składać na nim pocałunki i mówić do niego. Louis także to lubił, zawsze w takich momentach jego serce przepełniało jakby więcej miłości.

Greg już miał 11 miesięcy i wykazywał zainteresowanie większym brzuchem tatusia, jakby wiedział, że wewnątrz jest jego młodszy brat lub siostra. Lubił przytulać się do niego i wyciskać na nim, niechlujne pocałunki. Maluch rósł z dnia na dzień i ciągle uczył się kolejnych nowych rzeczy, co jego rodzice obserwowali z zadowoleniem.

Szatyn z szerokim uśmiechem obserwował jak jego syn, podciąga się chwytając rączkami stoliczek od kawy, stając na swoich chwiejnych nóżkach. Błękitne oczy uważnie rozglądały się po pokoju, jakby czegoś szukał. Pisnął szczęśliwie, lekko gibiąc się na nogach, wprawiając przy tym swoje loki w ruch, kiedy dostrzegł swoją ulubioną przytulankę na fotelu, metr dalej. Louis widząc to chciał podać maskotkę synowi, jednak nim podniósł się z kanapy, Greg puścił stolik i zrobił chwiejny krok w kierunku ulubionego pluszaka, później następny i tak jeszcze kilka nim w końcu zdobył to, co chciał. Louis obserwował to wszystko z szerokim uśmiechem i zafascynowaniem. Właśnie był świadkiem pierwszych, samodzielnych kroków swojego syna. Poderwał się najszybciej jak potrafił, podchodząc do Grega i łapiąc go w ramiona.

- Moje mądre dziecko – całował twarz synka, gruchając do niego – Mój kochany, mądry chłopiec.

Greg piszczał szczęśliwy, że ma uwagę tatusia.

- Harry! Harry! – skierował się do wyjścia z salonu, chcąc znaleźć męża – Harry! – wszedł do holu, kiedy na szczycie schodów pojawił się kędzierzawy. Na jego twarzy widoczny był niepokój. Zbiegł po stopniach, zatrzymując się przy szatynie.

- Coś się stało Lou? Wszystko dobrze? Z tobą, Gregiem? A jak maleństwo? – panikował, uważnie oglądając męża i syna.

- Wszystko dobrze – zaśmiał się na zachowanie Stylesa.

- Więc co się dzieje?

- Greg zaczął chodzić – pisnął podekscytowany.

- Co?

- Przed chwilą zrobił pierwsze samodzielne kroki!

- To niesamowite – Harry wziął na ręce syna, i tak jak Louis wcześniej, wyciskał pocałunki na jego pulchnych policzkach – Mój duży chłopiec – powtarzał szczęśliwy.

*****

Tygodnie mijały. Greg był coraz bardziej stabilny na swoich nóżkach, a Harry miał już na swoim komputerze folder ze zdjęciami syna, jak ćwiczył chodzenie. Niedługo po tym, jak postawił swój pierwszy krok, powiedział swoje pierwsze słowo, którym było „tata". Było to kilka dni po urodzinach malca.

Siedział z Harrym w salonie. Obrabiał zdjęcia, które musiał wysłać jeszcze tego samego dnia. Louis w tym czasie znajdował się w kuchni, gdzie przygotowywał obiad. Mały Greg leżał na ziemi, „rozmawiając" ze swoją przytulanką, dopóki dostrzegł pudełka z klockami, które leżało na jednej z szafek. Usiadł, wskazując dłonią na pudełko, a z jego ust wydostało się głośne „tata".

Harry natychmiast zareagował odrywając się od swojej pracy i z niedowierzaniem spoglądając na chłopca. Miał wrażenie, że się przesłyszał, dopóki Greg tego nie powtórzył wpatrując się w ojca. Zgarnął syna w ramiona i pognał go kuchni, mówiąc Louisowi czego był świadkiem. Tak jak w przypadku pierwszego kroku, został wycałowany, wyściskany i chwalony przez rodziców.

*****

- Jak się czujesz kochaneczku? – ciepły głos doktor Doris Wilson rozbrzmiał w gabinecie. Była to starsza kobieta, z siwiejącymi włosami, które zawsze były upięte w koka. Miała błyszczące, brązowe oczy, a na jej pomarszczonej twarzy zawsze widniał ciepły uśmiech. Prowadziła pierwszą ciążę Louisa i chłopak ją pokochał. Była dla niego jak babcia i gdy tylko dowiedział się o kolejnym dziecku od razu zwrócił się do Doris.

- Dobrze – szeroki uśmiech wpłynął na jego usta. Nie potrafił się nie uśmiechać, kiedy był w pobliżu kobiety.

- Na pewno? – chciała się upewnić – Żadnych bóli, skurczy, krwawień?

- Na pewno – potwierdził – Żadnych komplikacji.

- Gdyby tylko coś się działo, do razu dostałabyś ode mnie telefon – wtrącił się Harry, tym samym potwierdzając słowa męża.

- W takim razie wierzę – zaśmiała się. Pamiętała jak podczas pierwszej ciąży Harry panikował i z byle głupotą potrafił do niej zadzwonić – Zapraszam – wskazała Louisowi kozetkę. Chwilę później siedziała obok szatyna, rozsmarowując żel na jego brzuchu.

- Gotowi? – spojrzała na małżeństwo, którzy wpatrywali się w ekran z wyczekiwaniem. Skinęli głowami, a kobieta rozpoczęła badanie – Tu jest wasz bobas – wskazała miejsce na ekranie – Główka, rączki, nóżki.

- Czy wszystko dobrze? – to było pytanie, które Harry zadawał za każdym razem, kiedy byli na badaniach.

- Oczywiście – potwierdziła – Maluch jest zdrowy i wszystko z nim w porządku. Dodatkowo można określić już płeć.

- Tak – pisnął podekscytowany szatyn, odpowiadając na niezadane pytanie – Chcemy wiedzieć.

- W porządku – zaśmiała się, wracając na chwilę do badań, aby się upewnić, że dobrze zobaczyła – No... - odwróciła się do małżeństwa – Muszę przyznać, że dziewczynka z waszymi wspólnymi genami będzie naprawdę śliczna.

- Dziewczynka? – mało męski pisk podekscytowania wydostał się z usta kędzierzawego.

- Tak – potwierdziła – Będziecie mieć córeczkę.

*****

O dziwo w tym roku grudzień był chłodny i pełen śniegu. Już na samym początku pojawiły się pierwsze opady, które zasypywały trawniki i dachy budynków białym puchem. Greg był zafascynowany tym co się dzieje i uwielbiał, kiedy Harry zabierał go do ogrodu, aby się z nim pobawić.

Louis z powodu dość sporego brzucha i problemów jakie się z tym wiązały, nie raz stał przy wyjściu do ogrodu z szerokim uśmiechem obserwując jak jego mąż bawi się z ich małym synem i żałując, że nie może do nich dołączyć.

Święta zbliżały się wielkimi krokami, a co za tym idzie urodziny Louisa, i ani się obejrzeli, a był 22 grudnia i rodzina Styles postawiła w salonie choinkę, ozdabiając ją i pilnując, aby Greg nie rozbił żadnej bańki, przy okazji się nią kalecząc. Mały chłopiec był zachwycony dużym kolorowym drzewkiem, z świecącymi lampkami.

*

W wigilijny poranek, Louis został obudzony cudownymi zapachami, które pochodziły od śniadania, przygotowanego przez Harry'ego. Kędzierzawy pojawił się w drzwiach sypialni z tacą, a przed nim dreptał Greg, podchodząc do łóżka i próbując się na nie wdrapać. Harry położył tacę przed szatynem, składając mu życzenia i całując, po czym pomógł synowi wejść na łóżko, aby i on mógł wycisnąć niechlujny pocałunek na ustach tatusia. Zjedli wspólnie śniadanie, po którym jeszcze przez godzinę wylegiwali się w łóżku, rozmawiając i bawiąc się z synem, który był zadowolony, że może spędzić czas z obojgiem rodziców.

Kiedy skończyli się wylegiwać, Harry pozwolił wziąć Louisowi prysznic, a sam wziął syna, aby go przewinąć i ubrać. Kiedy kędzierzawy bawił się z Gregiem na śniegu, Louis piekł świąteczne ciasteczka. Wykładał ostatnią porcję z piekarnika, kiedy wrócili do domu. Harry szybko przebrał ich dwójkę w suche ubrania, po czym kazał szatynowi odpocząć, podczas gdy sam położył syna na drzemkę, a następnie wziął się za przygotowywanie obiadu. Po południu zostawił Louisa i Grega samych, tłumacząc się, że musi coś jeszcze załatwić, nim wszystko pozamykają.

*

- Greg, kochanie – Louis zachichotał, widząc jak jego syn wkłada do buzi drewniany klocek – Myślę, że to jest smaczniejsze – wyjął obślinioną zabawkę z rączki chłopca i włożył w nią ciasteczko. Greg uśmiechnął się do tatusia, od razu wkładając ciastko do buzi.

Wrócił na kanapę, gdzie siedział i wznowił oglądanie świątecznego programu. Chwilę później po domu rozniósł się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, a zaraz po tym usłyszał ciche szczekanie. Zaskoczony spojrzał w kierunku wejściu do salonu, przez które wbiegł szczeniak rasy golden. Na szyi miał brązową obrożę, która miała przywiązaną czerwoną kokardę.

- Co do...? – nie miał pojęcia co się dzieje. Skąd pies się tutaj wziął?

- Louis – w pomieszczeniu pojawił się Harry. Złapał szczeniaka nim zdążył pobiec do Grega, który z lekkim strachem i zainteresowaniem obserwował zwierzaka, i podszedł do męża podając mu psa - Wszystkiego najlepszego, kochanie – pocałował go.

- Co to? – wydukał lekko otępiały.

- Pies, a dokładniej szczeniak goldena retrivera – wyjaśnił.

- Wiem, ale skąd on?

- To prezent urodzinowy. Wiem, że zawsze chciałeś takiego psiaka. Uważam, że dla Grega i naszej księżniczki, dobry będzie kontakt ze zwierzakiem, więc uznałem, że może czas, aby się pojawił.

- Oh – mruknął ciągle lekko oszołomiony.

- Nie podoba ci się? – Harry zmarszczył brwi i odrobinę posmutniał, widząc, że jego mąż nie reaguje tak jak się spodziewał.

- Nie! – krzyknął – Podoba, bardzo! – dla zapewnienia uśmiechnął się – Po prostu nie spodziewałem się tego. Jestem w lekkim szoku – wyjaśnił – Dziękuję skarbie – spojrzała na puchata kulkę, biorąc ją w ramiona – Jest cudowny – pogłaskał psiaka, który zaczął radośnie merdać ogonem – Będzie się wabił Vans – zachichotał.

- Serio Lou? – z ust kędzierzawego wydostał się cichy śmiech.

- No co, lubię tą markę – bronił swojego zdania. Postawił Vansa na ziemi, który od razu podbiegł do Grega. Zatrzymał się, wąchając chłopca, nim ukradł mu ciastko z ręki. W dużych błękitnych oczach pojawiły się łzy, a usta wygięły się w podkówkę, jednak nim malec zdążył się rozpłakać, szczeniak zaczął lizać jego twarz, tym samym, wywołując u niego chichot.

*

Wystarczyło kilka minut, aby Greg zapałał wielką miłością do Vansa i odwrotnie. Skończyło się to tym, że szczeniak, który wcześniej miał mieć legowisko w holu, skończył śpiąc u malca, który się awanturował i odmawiał zaśnięcia, dopóki Harry nie przyniósł mu do pokoju szczeniaka.

*

W pierwszy dzień świąt z samego rana do Louisa i Harry'ego przyjechali ich rodzice, aby pomóc dzieciom w przygotowaniach do świątecznego obiadu. W końcu Louis był już w 7 miesiącu i ich matki chciały, aby się nie przemęczał. Rodzeństwo Louisa i siostra Harry'ego, dojechali dopiero około południa, od razu „atakując" Grega, gruchając nad nim. Chłopiec z kolei nie miał nic przeciwko, był zadowolony, że jest w centrum uwagi wszystkich gości.

Vans krążył pomiędzy nogami, merdając szczęśliwie, kiedy i on zyskał uwagę, jednak najbardziej zadowolony był, kiedy znalazł się blisko Grega i mógł się pobawić ze swoim małym przyjacielem.

Po sytym, świątecznym obiedzie wszyscy zasiedli w salonie, rozpakowując prezenty. Wszędzie walały się opakowania i ozdobny papier, które były świetną frajdą dla Grega i Vansa. Louis i Harry przynieśli herbatę i gorącą czekoladę oraz ciastka, nim opadli na kanapę. Szatyn natychmiast wtulił się w swojego męża, który od razu umieścił swoją dłoń na brzuchu ukochanego, lekko go głaszcząc.

Anne i Jay w końcu mogły odetchnąć, po przygotowywaniu posiłku dla tak wielu ludzi. I gdy tylko wygodnie się rozsiadły, szczęśliwe, porwały w ramiona swojego wnuka, aby móc go wycałować i wyściskać. Z racji tego, że nie mieszkały w Londynie, dawno malca nie widziały i stęskniły się.

Wieczorem, wszyscy pomogli Louisowi i Harry'emu posprzątać i żegnając się, obładowani swoimi prezentami opuścili ich dom.

*****

Święta, świąt i po świętach. Sylwestra Harry i Louis, spędzili w domu razem z synem. Uznali, że to najlepsza opcja, skoro Greg miał dopiero 14 miesięcy, a Louis był już w zaawansowanej ciąży. Co prawda Harry dostał propozycję, aby robić zdjęcia na jednaj z większych imprez w Londynie. Ten jednak odmówił, chcąc spędzić ostatni dzień w roku z mężem, synem i nienarodzoną córeczką.

Mijały kolejne tygodnie. Harry i Louis był coraz bardziej podekscytowani, zbliżającym się porodem. Nie mogli się już doczekać, kiedy ujrzą i wezmą w ramiona swoją małą księżniczkę. Greg znał coraz więcej słów, a odkąd poczuł się w 100% stabilnie na swoich krótkich nóżkach, gonił po całym domu, a w ślad za nim podążał Vans. Jego rodzice musieli mieć malca ciągle na oku, aby mieć pewność, że niczego nie zbroi, przy okazji robiąc sobie krzywdę.

*****

Dochodziła 6.00, a Louis zamiast spać, siedział w salonie z uruchomionym laptopem i przeglądał strony internetowe w poszukiwaniu prezentu dla Harry'ego. Dzisiaj był 1 luty – urodziny Harry'ego. Niestety, Louis ciągle nie miał dla niego prezentu i nie miał pojęcia co mógłby mu dać. Bo co można podarować osobie, która miała wszystko.

Po kolejnych 30 minutach siedzenia, zrezygnowany wypuścił z siebie głośne wetchnięcie i zamknął laptopa. Z trudem podniósł się z fotela i udał do kuchni, chcąc zrobić sobie herbatę. Był sfrustrowany. Nie dość, że nie ma prezentu dla swojego męża, to odczuwał lekkie skurcze brzucha. Nie panikował jednak, bo wiedział, że to nic złego, mimo to było to nieprzyjemne.

Sięgał po puszkę z herbatą, kiedy poczuł jak coś mokrego spływa po jego nogach, mocząc jego spodnie i tworząc niewielką kałużę na kuchennych kafelkach. Wiedział co to oznacza. Tak szybko, jak potrafił wyszedł po schodach i dotarł do sypialni budząc Harry'ego. Ten wyskoczył z łóżka jak poparzony i miotał się po sypialni, nim w końcu udało mu się uspokoić i iść przygotować Grega do wyjścia oraz wziąć torbę szatyna. W tym czasie Louis przebrał się w dresy i zszedł do holu, gdzie czekał na kędzierzawego.

Pierwszy skurcz pojawił się w samochodzie, jednak nie był on jeszcze tak zły, jak następne. Po dotarciu do szpitala, Louis od razu został zabrany do odpowiedniego pokoju, z kolei Harry zadzwonił do rodziny z informacją, że zaczął się poród. Gemma pojawiła się jako pierwsza, z racji tego, że najbliżej mieszkała i wzięła Grega, aby Harry mógł cały czas towarzyszyć szatynowi i tylko jemu poświęcać uwagę.

*

Po kilku godzinach męki, bólu, krzyków, gróźb i przekleństw na świecie pojawiła się Amber Mary Styles.

Louis leżał na szpitalnym łóżku. Był zmęczony, jednak z jego twarzy nie schodził uśmiech. Bo jak miał się nie cieszyć, kiedy w swoich ramionach trzymał nowonarodzoną córeczkę.

- Cześć kochanie – w sali pojawił się Harry. Podszedł do łóżka, siadając na jego brzegu i z wielkim uśmiechem wziął w ramiona małą Amber – Jest piękna – westchnął szczęśliwie, nim pochylił się całując główkę dziewczynki – Dziękuję, kocham cię – tym razem nachylił się nad Louisem i pocałował w usta.

- Mmm, czy ja czuję czekoladę? – oblizał usta .

- Babeczka urodzinowa – zaśmiał się kędzierzawy – Rodzice przyjechali i kupili mi babeczkę w szpitalnym bufecie.

- Oh, tak – kompletnie wyleciało mu z głowy, że jego mąż ma dzisiaj urodziny – Wszystkiego najlepszego, skarbie – położył dłoń na policzku męża, lekko go gładząc – Niestety nie mam dla ciebie prezentu – spochmurniał lekko.

- Jak to nie masz? Właśnie trzymam go w ramionach – czuły uśmiech, rozświetlił jego twarz, kiedy spoglądał w błękitne oczy szatyna – To najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki mogłem otrzymać.

- Harry... - zaśmiał się z niedowierzaniem.

- Louis, mówię jak jest i nie zmienisz tego.

- Ale to też dzięki tobie teraz ją mamy.

- Ja tylko w niewielkim stopniu przyczyniłem się do narodzin naszej księżniczki. Największą pracę ty wykonałeś i teraz dzięki tobie, jest tutaj z nami zdrowa, silna i śliczna. Dziękuję kochanie – po raz kolejny pocałował Louisa.

Rozłączyli się słysząc na korytarzu głośny płacz. Chwilę później drzwi do pokoju zostały otwarte, a do środka weszła Anne z zapłakanym Gregiem. Jednak gdy tylko ujrzał rodziców, od razu się uspokoił.

- Ktoś się za wami stęsknił – posadziła chłopca na łóżku, który od razu przylgnął do tatusia.

- Cześć moje małe kochanie – zagruchał do syna, całując go w główkę.

- Śliczna jest – Anne zajrzała przez ramię na wnuczkę.

- Chcesz ją potrzymać? – Harry był gotów podać córkę, swojej mamie, jednak ta pokręciła przecząco głową.

- Później. Na razie powinniście trochę czasu spędzić sami. Przyjdziemy jak dotrą Jay i Dan – wyjaśniła, opuszczając pomieszczenie.

- To twoja siostra – Louis zwrócił się do Grega, który z zainteresowaniem wpatrywał się w niemowlaka – Jesteś dużym bratem, kochanie – dodał, wyciskając pocałunek na policzku chłopca, wywołując tym na jego twarzy szeroki uśmiech.

- Kocham – maluch pisnął szczęśliwie, poskakując na łóżku, czym wywołał czuły śmiech u rodziców.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro