Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7- Prawda wychodzi na jaw

-Możesz już przestać Matthias, piąty raz czytasz tę książkę.
-Zaciekawiła mnie.
-Od kiedy „Historia świata" jest ciekawa?
-Od teraz.
Køhler zamknął czytaną książkę.
-Słuchaj Lukas- wstał z fotela, chwycił obie ręce Bondevika i założył mu nad głowę - Mam dosyć tych tajemnic. Może powiesz w końcu co się dzieje?
Norweg nie mógł wykrztusić słowa. Zdziwiło go zachowanie chłopaka. Nigdy się tak nie zachowywał.
-Berwald, Tino coś wiedzą?
Lukas spuścił głowę i wyszeptał ciche: „Tak"
-Emil i Leon też wiedzą- wyszeptał ze spuszczoną głową.
-To coś dotyczy mnie czy nie?
Przez chwilę zaległa cisza a potem:
-Tak, dotyczy.
-Więc skoro mnie dotyczy, to może mi w końcu powiesz?
-Na razie nie mogę.
-To kiedy w końcu będziesz mógł?
-Ja...-Norweg nie dokończył, ponieważ drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem.
Zobaczyli przerażonych: Tino, Berwalda, Emila, Leona i Giannę.
-Szybko uciekajcie!- krzyknął Emil.
Matthias puścił Lukasa.
-Co się stało?- zapytał.
-Szkoła jest pod ostrzałem- warknął Berwald.
Zaczęli uciekać przez północne skrzydło.
-Gdzie jest Vash?- zapytał zdyszany Norweg.
-Nie wiemy, nie widzieliśmy go nigdzie.
Skręcili w boczną ścieżkę na błonia.
O tej porze roku było już zimno, błonia były pokryte śniegiem, a oni biegli tylko w zwykłych bluzach. Nie mieli czasu ubrać kurtek, gdy pobiegli aby zawołać Køhlera i Bondevika.
Siedzieli w stołówce, gdy usłyszeli pierwsze strzały, potem cała szkoła rozpierzchła się na wszystkie strony wpadając w coraz to większą panikę.

-Mamma mia!- krzyknęli bracia Vargas. Ludwig i Antonio widzący jak ich przyjaciele uciekają, zaczęli biec za nimi, żeby ich nie zgubić i żeby nic im się nie stało. Za Ludwigiem podążył Kiku, a za Antoniem z kolei Francis.
-Gdzie moja kuzynka?! Gdzie ona jest?! Gianna!!!
-Jest z Berwaldem, Tino, Emilem i Leonem- krzyknął Antonio- dalej, biegnij stary.

-ARTIEE!!! –krzyknął Alfred- Fuck. Arthur, gdzie jesteś?!!
-Tu jestem, biegnij.
Biegli korytarzem przedostając się do części zachodniej gdzie znajdowały się dormitoria dziewcząt.
-Pomóżcie.
Usłyszeli błagalny głos. Podbiegli i zobaczyli Ivana pochylającego się nad Yao, który trzymał się za zakrwawiony bark.
-Ta zdz*ra mnie dosięgła- wysapał chińczyk.
Ivan był przerażony i zdenerwowany jednocześnie obecną sytuacją.
-Nic mi nie będzie- warknął Wang- Muszę to tylko czymś opatrzyć.
Amerykanin zerwał kawałek materiału z koszulki, klęknął i zaczął obwiązywać ranę koledze.
-Wiecie czyja to sprawka?
-Michelle.
Arthur, gdy to usłyszał o mało nie zsunął się na ziemię.
Alfred zerknął na niego przerażony.
-Wszystko w porządku Artie?- zapytał.
-T...tak.
-Wpadła do szkoły i zaczęła strzelać jak jakaś...
-Yao.
-Co?! Cholera. To nic. Była z nią Yekaterina. Zabrały jeszcze ze sobą jakiś dwóch przygłupów i wparowali na stołówkę.
-Usłyszałem tylko strzępki słów. Mówiły o Duńczyku. Cały czas o nim pieprzyły PRZEZ CAŁY CHOLERNY ROK!!
-Yao uspokój się- powiedział Rosjanin- nie możesz się denerwować.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.
-Yao, uspokój się, wiesz przecież, że to nie jest wina Ivana.
-Wiem! W każdym bądź razie szukajcie Nordyków, bo to ich chcą dopaść. Wiedzą wszystko, nie będą czekać.
-Jasna sprawa- odparł Alfred.
-Dacie sobie radę? –zapytał Arthur.
-Tak. Biegnijcie- powiedział Ivan.
Arthur i Alfred zniknęli im z oczu. Skręcili w boczny korytarz i nagle Anglik się potknął.
-Co jest do cholery?
Odwrócił się i zobaczył Matthew leżącego w kałuży krwi.
Amerykanin opadł na kolana, przyłożył palce do tętnicy i odetchnął z ulgą.
-Żyje, zadzwoń po karetkę, niech zabierze go stąd.
Arthur wykonał polecenie.
-To już wykracza poza normę- Alfred zatamował krwawienie i oboje czekali do przyjazdu karetki.
Przyjechała po 10 minutach i zabrali nieprzytomnego chłopaka.
Amerykanin wyciągnął pistolet z kabury ukrytej pod kurtką.
Arthur zastygł w miejscu.
-Skąd to masz?
Alfred Jones uśmiechnął się jadowicie:
-Przecież kochany trzeba być przygotowanym do roku szkolnego. Mała s*ka postrzeliła mojego młodszego brata, nie daruję tego tej ku*wie.
Anglik był pod wrażeniem. Od razu poczuł się pewniejszy.
-Chodź idziemy szukać Nordyków. Jestem pewien, że tam ją znajdziemy- warknął Alfred.
Po drodze wpadli na Feliksa i Tolysa. Polak miał zabandażowaną prawą rękę, z kolei Litwin lewe oko.
-Jesteście cali?- zapytał przerażony Tolys.
-Tak, a wy się dobrze czujecie pomimo tych ran?
-Tak, odpoczywamy chwilę. Nieźle nas Michelle załatwiła, na cacy wręcz.
-Widzieliście w ogóle Vasha z siostrą? Nie możemy ich nigdzie znaleźć.
-Tak, dwójka przygłupów Michelle ich dopadła w strażnicy szkolnej.
Uderzyli ich kamieniem w tył głowy i zaciągnęli do schowka na miotły i zamknęli. Na szczęście jak to ich rola jako debili, zgubili klucze i je wziąłem dosłownie przed minutą jak przybiegliście- powiedział Polak- Zaraz ich otworzę i zobaczymy czy dojdą do siebie. Vash też ma broń, więc bardzo by się przyda, bo teraz każda para rąk z bronią jest potrzebna. Ta idiotka strzela nie patrząc na kogo. Widzieliśmy z Tolysem jak biegła z Kateriną za Nordykami. Uciekali północnym skrzydłem na błonia.
-Okej, dzięki wielkie- Alfred uniósł broń- Jak Vash dojdzie do siebie, niech dołączy do mnie.
-Jego siostra też może. Też ma broń. Vash dał jej w razie niebezpieczeństwa.
-Okej, jak jej pozwoli to też niech przyjdzie, bardzo będę wdzięczny.
-Jasne.
Oboje pobiegli kierując się na błonia.
Obyśmy tylko zdążyli- pomyślał Alfred.

***

-Biegnijcie szybciej, ta idiotka depcze nam po piętach- krzyknęła Gianna.
Reszta biegła coraz szybciej zadyszana.
-Czego ona chce?!- krzyknął Lukas.
-Domyślamy się i ty to też wiesz Luka- powiedział zdyszany Tino biegnąc.
-Cholera.

***

Roderich otworzył oczy i zobaczył, że leży na ziemi, a obok niego Elizaveta.
-Eli wstawaj- szturchnął dziewczynę.
Hedervary mruknęła i otworzyła niechętnie oczy.
-Co się dzieje?- zapytała.
-Nie wiem, głowa mnie boli i... -nie dokończył, ponieważ podbiegli do nich Kyan, Bella i Louis.
-Zbierajcie się oboje, szybko.
-Strzelanina w szkole- wyjaśnił Louis widząc pytające spojrzenie obojga.
Szybko zerwali się i pobiegli z resztą.

***

-Nie mam już siły- wysapał Duńczyk.
-Dasz radę- Norweg też już sapał.
Cała siódemka biegła ile sił w nogach, spojrzeli do tyłu i widzieli, że Michelle z Kateriną depczą im po piętach.
-Czy one się nigdy nie męczą?
Z tyłu usłyszeli huk. Na chwilę przystanęli żeby spojrzeć za siebie i zobaczyli Alfreda jak powalił Katerinę, Michelle także przystanęła żeby zobaczyć co się dzieje.
Z tyłu podbiegł Vash, chwiejący się jeszcze trochę.
-Rzuć broń!- rozkazał Szwajcar- Nie będę patrzył przez wzgląd, że jesteś dziewczyną! To uwłacza mej godności, jednak nie będę się powstrzymywał! Albo się dobrowolnie poddasz, albo ja i Alfred się tym zajmiemy!
-Stary- westchnął Alfred- Dzięki, że jesteś.
-Nie ma sprawy, dałem się zaskoczyć.
Matthias stał z tyłu i tylko nie mógł uwierzyć, że jego koleżanka, która była dla niego taka dobra, dopuściła się strzelaniny w szkole.
-Po moim trupie- Sesele zaśmiała się jadowicie- Jeszcze was dopadnę- skierowała słowa do Nordyków i rzuciła granat dymny.
Kiedy dym już opadł zobaczyli, że Michelle i Yekaterina zniknęły.
-Cholera- warknął Vash.
-Wszystko okej, dude?- zapytał Amerykanin.
-Tak, już jest w porządku- odparł Szwajcar- A z Wami?- pytanie skierował do Nordyków.
-Tak- odpowiedział Lukas przyglądając się Duńczykowi, który stał wpatrując się pustymi oczami w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stała Sesele- Powiedzmy.

***

-W porządku?- spytał Tino, kiedy wszyscy szli na stołówkę.
-Tak, po prostu chwilowy szok.
-Niech wam będzie.
Weszli na stołówkę i zobaczyli wszystkich zebranych przy wielkim stole, za wyjątkiem Kanadyjczyka, który przebywał w szpitalu.
Duńczyk wchodząc rozejrzał się po pomieszczeniu. Uderzyło go uczucie déjà vu.
-Wszystko w porządku?- spytał zmartwiony Norweg.
-Tak...tak.
-Przejdźmy od razu do rzeczy- zaczął Vash- Wszyscy dobrze się czują?
Odpowiedział mu chór podniesionych głosów „Tak"
-To co dzisiaj się wydarzyło- kontynuował dalej- zapewne zaskoczyło wszystkich. Nie będę tego tolerował. Szkoła nie pozwala na noszenie broni. Uzgodniłem jednak z radą pedagogiczną, że od dzisiaj musi to być konieczność. Wszyscy poparli moje zdanie za wyjątkiem profesora Weillschmidta...
-Tak?! –krzyknął zdenerwowany Yao- To w takim razie gdzie on był kiedy była ta strzelanina?! Reszta profesorów wyprowadzała uczniów do ambulatorium, oni się zgodzili, w porządku, a on.
-Pewnie miał swoje powody!!- krzyknął zdenerwowany Ludwig.
-Jasne. Wszyscy wiemy, że złego słowa na niego nie powiesz, bo to twój ojciec.
-I co z tego?! Najpierw musi zachowywać się jak ojciec a dopiero potem będę go oceniał co zrobił dobrze, a co źle.
-Nie było go w ogóle w szkole- odezwała się Elizaveta- Miał być na delegacji.
-Na szczęście- kontynuował niczym nie wzruszony Szwajcar- reszcie rady udało się go przekonać i teraz najlepiej będzie jak każdy zaopatrzy się w jakąkolwiek broń, tylko pamiętajcie. Jak oni się pojawią to nie zabijamy tylko schwytamy i odeślemy tam gdzie powinny już dawno siedzieć.
Wszyscy odrzekli chórem odpowiedź twierdzącą i rozeszli się do swoim dormitoriów.
-Muszę się położyć- powiedział zmęczony Duńczyk.
Norweg spojrzał na niego zasmucony i kiwnął głową:
-Ale wszystko w porządku?- spytał.
-Tak, dobranoc Luka- pocałował go na dobranoc i się położył.
Nie minęło może 5 minut jak zasnął.

***

Duńczyk biegł w ciemności o mało nie potykając się o przeszkodę.
-Mam dosyć, kiedy te sny się skończą? -pomyślał.
-Szybciej niż myślisz- uderzył go głos w głowie.
-Kim jesteś?
-Dalej mnie idioto nie poznajesz? Twoją najlepszą koleżanką.
Michelle wyszła z cienia ukazując się Matthiasowi.
-To ty- warknął Køhler.
-Tak- zaśmiała się- Przez cały rok to byłam ja, tylko ty byłeś zbyt głupi aby to wiedzieć. Nie będę przedłużała. Przyszłam z informacją.
Z rana kiedy wszyscy będą spać, wstaniesz i po cichu wyjdziesz z pokoju, przyjdziesz do mnie sam bez żadnej obstawy i broni, bo jeśli tak to zajmę się twoimi przyjaciółmi i nie będzie to dla nich miłe doświadczenie. Jeśli też chcesz się wszystkiego dowiedzieć a zwłaszcza tego, co ukrywa przed tobą twoja rodzina, to ci wszystko powiem. Odpowiem na twoje pytania tylko masz przyjść:
Północna strona od waszego dormitorium na błonia, czekam. Wszystkiego się dowiesz- zaśmiała się jadowicie.
-Czekaj, jak to rodzina?!- krzyknął Duńczyk, ale już jej nie było. Nie miał wyboru, postanowił się dowiedzieć, chociaż bał się. Pierwszy raz w życiu się bał.

***

Køhler obudził się przed wschodem słońca. Zobaczył tylko czy Lukas śpi i po cichu się ubrał i starając się jak najmniej hałasować, wyszedł z pokoju.
Skierował się na błonie od północnej strony tak jak mu podała dziewczyna.
Na błoniach stała już Sesele, która musiała usłyszeć jak Matthias idzie, bo automatycznie się odwróciła:
-Jednak przyszedłeś.
-A miałem jakiś wybór?
-Nikt cię nie śledził?
-Nie.
Dziewczyna wyciągnęła broń z kabury i wyciągnęła w jego stronę:
-Teraz się grzecznie odwrócisz i idziemy. Słyszysz?!
Duńczyk wykonał polecenie, poczuł wielką gulę w gardle, nie chciał ryzykować. Myślał, że zna Sesele, ale ona okazała się nieobliczalna.
-Może chociaż mi coś wyjaśnisz...
-Na razie rusz się i idź- mówiła cały czas przykładając pistolet do pleców mężczyzny.
Duńczyk wykonał polecenie. Byli już poza szkołą. Chłopakowi zebrały się łzy, bał się, że to już koniec i że więcej nie zobaczy swojego chłopaka i przyjaciół. Ze wszystkimi się bardzo zżył.
-Stój!- usłyszał.
Stali przed jakimś starym budynkiem. Wyglądał jakby nie był użytkowany od wielu lat. Ściany odrapane, pleśń już użytkowała tu od paru lat, niektóre ściany były porośnięte bluszczem. W środku było czuć stęchliznę. Duńczyk myślał, że ten budynek zaraz się zawali.
-Nie zawali się- odparła dziewczyna jakby czytając w jego myślach- chodź tu i go zwiąż- powiedziała do kogoś w ciemności.
Z ukrycia wyszła Yekaterina i dwóch osiłków, którzy powalili wcześniej Vasha i jego siostrę.
Jeden z typków chwycił go brutalnie i związał mu ręce z tyłu i nogi.
-Ja muszę na razie iść, wy się nim zajmijcie tylko pamiętajcie, aby go nie zabić.
Nachyliła się do Duńczyka, aby zrównać się z nim twarzą:
-Jak będziesz grzeczny kochanie to wszystko ci wyjaśnię.
Wstała, kopnęła go w twarz i wyszła razem z Kateriną.
Duńczyk zobaczył tylko jak dwóch rosłych typków podchodzi do niego.

***

Wróciła po południu, żeby zastać całego obolałego od tortur Køhlera, z zakrwawioną całą twarzą. Większość zdążyli jakoś opatrzyć, ale z coraz to większych ran krew się sączyła. Chłopak miał zamknięte oczy, był nieprzytomny.
-Ale żeście go załatwili no nie ma co, a był taki ładny- zaśmiała się. Podeszła i dała mu „z liścia". Chłopak chcąc nie chcąc się ocknął.
-Wstajemy śpiąca królewno. Byłeś grzeczny, pytaj o co chcesz postaram się odpowiedzieć.
Duńczyk miał zeschnięte gardło. Michelle to zauważyła.
-Daj mu coś do picia Katia.
Ukrainka poleciała po szklankę wody i podała ją chłopakowi.
Wypił haustem i teraz stwierdził lekką chociaż od tego wszystkiego ulgę.
-Nieźli są twoi goryle nie ograniczali się!- warknął przez zęby- Te wszystkie sny a raczej koszmary... są z twoim udziałem?
-Tak. Namieszałam ci trochę w głowie, dlatego śniłeś to co chciałam abyś śnił.
Nic w tych snach nie było taką całkowitą prawdą, chyba, że nie będziesz się zachowywał odpowiednio to wtedy te sny mogą się spełnić, to już zależy od ciebie.
-Dlaczego ja? Nic ci nie zrobiłem.
-Tu nie, ale mam swój powód, którego na razie ci nie wyjawię.
-Gdzie byłaś jak odeszłaś?
-Tu i tam.
-KONKRETNIE- warknął Duńczyk.
Zaśmiała się.
-Słyszałeś może o strychninie?
Chłopak zesztywniał.
-W sensie?- był już przerażony.
-Twoi przyjaciele już pewnie jedzą ją na obiad.
-N...nie...to niemożliwe... KŁAMIESZ!
-Obawiam się, że nie.
Matthias próbował się zerwać, ale ta znowu go kopnęła w twarz.
Kilka łez pociekło mu na twarz.
Osunął się w ciemność.

***

-Widzieliście Matthiasa? - spytał przerażony już Norweg. Odkąd wstał nie widział nigdzie swojego chłopaka a zbliżało się już popołudnie a jego dalej nie było.-Nie- odparł Emil.
-Skąd macie to jedzenie?
-Było już tutaj jak przyszliśmy.
-I zabieracie się za jedzenie tego? Nie wiedząc skąd to jest?
Może to ta s*ka to podstawiła. Pewnie jest zatrute.
Bondevik chwycił to i wywalił do śmietnika.
-Chodźcie, musimy go znaleźć. Pewnie go dorwała. Szybko.

***

-Pani- po kilku godzinach a może i nawet dniach, Køhler stracił rachubę w czasie w drzwiach pojawił się jeden z oprychów- Wydaje się że jego przyjaciele go szukali i są tutaj.
Matthias uniósł szybko głowę do góry, Sesele to zauważyła:
-Nie ciesz się tak gnido i tak ci nie pomogą. Zajmijcie się nimi.
-ZOSTAWCIE ICH W SPOKOJU!!! –krzyknął chłopak- MACIE MNIE!!!
-No właśnie, teraz pora na nich.
Kopnęła go jeszcze w twarz aż stracił przytomność i wyszła.

***

-Nie lubię cię- powiedziała Sesele do Lukasa- Jesteś zbyt upierdliwy i mnie wku*wiasz! Twój przyjaciel raz już prawie był martwy, ale ty lubisz zgrywać bohatera no i zobacz jak na tym wyszedłeś. Siedzisz przywiązany do ściany i czekasz na śmierć. Na co ci to było?
-Pie*dol się- warknął ze spuszczoną głową.
-Oj nie ładnie się tak do damy odzywać. A reszta twoich towarzyszy gdzie jest?
-Gówno cię to obchodzi.
Kopnęła go centralnie w twarz.
-Nie obraża się damy, zapamiętaj to gnoju.
-Z ciebie taka dama jak ze mnie król Norwegii.
Lukas myślał, że znowu go uderzy, ale tylko wstała i wyszła z celi w której siedział Norweg i Duńczyk. Odetchnął z ulgą.
-Matti, słyszysz mnie?- zapytał cicho chłopak.
Cisza.
Nieprzytomny- pomyślał- Mam nadzieję.

***

Minęło kilka dni odkąd siedzieli w celi. Zdążyli się już przyzwyczaić chociaż mieli nadzieję, że reszta rozpoczęła poszukiwania.
-Przecież szliście razem, mówiłeś. Jak to się stało, że jesteś tutaj tylko ty?
-Udało im się uciec, kiedy ten oprych wybiegł nam na spotkanie, mi nie i dlatego oni nie wiedzą gdzie jest jej kryjówka, ale mam nadzieję, że szybko nas znajdą.
-Dobra koniec tych pogaduszek. Mam tego dosyć, tego, że nadal jesteś na tyle głupi, aby żyć w tej nieświadomości.
-ZAMKNIJ SIĘ!!-ryknął Norweg.
Dziewczyna się tym nie przejęła, kontynuowała:
-Ja nie wierzę, że można być aż tak głupim, były sygnały, były wskazówki a ty niczego nie potrafisz zrobić dobrze- powiedziała- Twoi przyjaciele tak ci pomagają, a ty po prostu jesteś bezużyteczny.
-Zamknij się do cholery. Co ty o mnie wiesz?!
-Wiem więcej niż ci się wydaje, a wiesz dlaczego? Bo to wszystko rozgrywa się w twojej głowie. Nie jesteś osobą, za którą się uważasz!
-Więc kim jestem?
-Zacznijmy od początku. Masz swoje tak jakby „oba ja". Jedno leży w śpiączce w prawdziwym świecie, twoje drugie „ja" siedzi tutaj w świecie przez siebie wymyślonym. Dlaczego gram tą wymyśloną przez wszystkich antagonistkę? Bo przecież ja jestem tą chorobliwie złą. Przez twoją głupotę, ja również leżę nieprzytomna w świecie prawdziwym. A jak najlepiej się zemścić na śpiącym człowieku? Wkraść się w jego sny. Nigdy nie dostałeś żadnego przebłysku z historii czy z sytuacji życiowych dziejących się tutaj?
-Miałem kilka.
-Wspaniale. Kontynuujmy: Po obudzeniu się raczej nie będę tego pamiętać nie wiem jak z tobą. Zaś wszyscy twoi przyjaciele są zmyśleni. Na szczęście nie przysporzyłeś im kłopotu, aby ich targać do tego świata. Chociaż mają wielką więź z tobą i dlatego wszystko przed tobą ukrywają i jak to oni powiedzieli, chronią cię od prawdy. Dlaczego to jest jedyna taka akademia, która ma pojedynczego ucznia reprezentującego dany kraj? Wiesz chociaż to?
Bondevik słuchał zamrożony.
-Nie.
-Mogłam się domyśleć, a więc jesteśmy ludźmi, nie przeczę, ale jesteśmy nieśmiertelni. Po prostu jesteśmy zwykłymi krajami. Reprezentujemy poszczególne kraje na kuli ziemskiej.
Duńczyk gdy to usłyszał pokręcił głową z wybałuszonymi oczyma. Dlatego wspomniałam o rodzinie, bo Berwald aka Szwecja to tak jakby twój brat i Tino czyli Finlandia też. Masz jeszcze małe pokrewieństwo z obecną tutaj Norwegią, ale małe i dalsze z Emilem czyli Islandią.
-Łżesz.
-Chciałabym, ale tylko przytoczyłam ci prawdę. Może zapytasz się swojego chłopaka czy to prawda, on wiedział od początku i reszta też.
-TO PRAWDA?!- krzyknął Matthias.
Lukas spuścił głowę i wyszeptał:
-Tak, to prawda. Chcieliśmy ci wszyscy powiedzieć pod koniec grudnia.
-Bardzo mi przykro- dziewczyna się zaśmiała- Pokrzyżowałam Wasze plany.
Norweg nie zwrócił na to uwagi. Patrzył tylko cały czas na Matthiasa:
-Wybacz mi proszę- błagał- Wybacz nam.
Duńczyk siedział cicho.
-Nie mogę uwierzyć, że nawet nic nie ogarnąłeś z tą imprezą halloweenową- powiedziała do Duńczyka- Myślałam do tamtego czasu, że jesteś trochę bardziej mądrzejszy i że szybciej się uwolnimy z tego bagna, ale żeby czekać rok? To trochę do przesady. A pomyśl jak Norwegia się martwi o ciebie i reszta też, kiedy tak sobie śpisz rok- zaśmiała się jadowicie. Tylko, że utrudnianie mi przez twoich przyjaciół tej procedury mnie strasznie denerwowało. Szukałam sposobu jak wydostać nas z tej sytuacji, a raczej ciebie, ja już prawie się budzę, więc szukałam jak najszybszego sposobu, żeby cię tutaj przytargać, te tortury miały cię tylko osłabić, aby łatwiej ci było wrócić, ale jest jeszcze jedno „ale".
Wyciągnęła pistolet, wycelowała w Lukasa i strzeliła. Chłopak padł nieżywy.
-NIEEE!!!!! –krzyknął zrozpaczony- Lukas, proszę, obudź się, proszę!
-Eh te sentymenty dla nieprawdziwego człowieka.
Wycelowała pistolet w chłopaka.
-Powróć do rzeczywistości w końcu!!
Pociągnęła za spust i strzeliła.
Nastała ciemność.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro