Profesor Małolat 11
Gdyby ktoś powiedział Doranowi jeszcze kilka miesięcy wcześniej, że będzie siedział z dziewczyną nad jeziorem i wkładał stokrotki w jej włosy, zapewne wyśmiałby tę osobę. A jednak to właśnie robił, pozwalając Odette leżeć na jego udach jak na poduszce, korzystając z ciepłego, letniego powietrza i przyjemnego chłodu przychodzącego od jeziora. Zwyczajnie nie potrafił wyobrazić sobie, jak dotąd bez tego żył; chyba nigdy wcześniej nie był tak szczęśliwy, a przede wszystkim tak beztroski, jak w tamtej chwili.
- Wiesz, chyba muszę ci powiedzieć coś o mojej rodzinie, zanim dowiesz się z jakichś szemranych źródeł i pomyślisz, że coś chowam...
- Mam się bać? - Odette uniosła brwi, patrząc na niego z dołu. Jej uśmiech również nie schodził z twarzy, nawet nie docierało do niej, że to wszystko działo się naprawdę.
- To zależy. - Doran wzruszył ramionami, wsadzając kolejną stokrotkę pomiędzy kasztanowe pasma. - Po prostu... Wiesz... Moi pradziadkowie, oni... Bardzo interesowali się czarną magią, powiedzmy.
Po minie Odette Doran był w stanie wywnioskować, że ją zaintrygował.
- To znaczy...?
- Powiem wprost. - Wziął głęboki wdech. - Mój pradziadek ma kogoś na sumieniu.
- O - odparła Odette po chwili. - Czyli w ten sposób - powiedziała, a jego prawie rozbawił stoicyzm, z jakim przyjęła tę wiadomość.
- Mam nadzieję, że cię to nie przeraża - dodał Doran mimo wszystko. - To nie ma żadnego związku ze mną. W sensie, ja nie pałam się czarną magią.
- Wiem. - Uśmiechnęła się. - Na ironię uczyłeś obrony przed nią.
- Tak. Po prostu chcę, żebyś o tym wiedziała ode mnie, a nie z jakichś plotek. To nie była głośna sprawa, ale swoje się rozniosło przez lata.
- Ale... Skończyło się Azkabanem?
- Nie - odparł cicho. - Niewiele osób w ogóle wie, co się tak naprawdę stało.
Odette pokiwała głową ze zrozumieniem, chwilę przyjmując tę nową informację.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jak najbardziej. Co, myślałeś, że ucieknę z krzykiem?
- A kto cię tam wie? - Uszczypnął ją w nos, śmiejąc się, za co ona odwdzięczyła się plaśnięciem w jego rękę.
- To cię może zaskoczę, Doran - powiedziała Odette, tym razem intrygując i jego.
- Nie wątpię. Nikt nie potrafi tego robić lepiej niż ty.
Odette zachichotała, a potem spoważniała nieco.
- Cóż, jakkolwiek makabrycznie to zabrzmi, ja też mam mordercę w rodzinie.
Doran spotkał się z nią wzrokiem, próbując wybadać, czy przypadkiem sobie z niego nie żartowała. Po jej minie oceniał jed
- Wiedziałem, że mnie rozwalisz na łopatki. Jak zawsze.
- Znaczy, w zasadzie nie do końca, bo mój pradziadek został z tej rodziny wykluczony, ale fakty są faktami.
- I skończyło się Azkabanem?
- Tak.
- No cóż... - Doran westchnął, a potem zaśmiał się krótko. Czuł, że mógł z nią porozmawiać o wszystkim i nie chciał, żeby tamto popołudnie w ogóle się skończyło.
- Jak już znamy swoje mroczne sekrety rodzinne, to chyba gorzej nie będzie, co?
💜
Tamtej nocy Doran spał jak dziecko. Spędził cudowny czas na świeżym powietrzu, cały dzień szczerząc się jak głupi, a jego ciało odwdzięczało mu się za spokój w sercu głębokim snem.
Sen ten został jednak zmącony przez głośne miałknięcie. Doran przywykł do słyszenia takich dźwięków w środku nocy, ale w tamtej chwili wyjątkowo się zirytował, że przerwano mu taki spokój.
- Ikar, litości... Bo zacznę rzucać na ciebie Zaklęcia Wyciszające... - wymamrotał wtulony w swoją poduszkę Doran, nie otwierając nawet oczu. Ikar nie przestawał jednak miauczeć, co powoli doprowadzało jego właściciela do szału.
- No czego ty znowu chce... - zaczął Doran, ostatecznie się podnosząc, a wtedy przez szparę w drzwiach sypialni zauważył światło na korytarzu. Przeraził się na moment, a dopiero po chwili rozbudził na tyle, żeby przypomnieć sobie, że nie był sam. Odette spała w pokoju obok, czy też najwyraźniej nie spała, ponieważ usłyszał jej kroki na korytarzu. Vane bez zastanowienia odrzucił swoją kołdrę i wyszedł na korytarz.
- Odette? Nie śpisz? - zapytał z małą chrypką w głosie, widząc ją tylko w świetle jej różdżki błyszczącej od Lumos. Na zegarze za nią zobaczył, że dochodziła trzecia w nocy.
Odette przez chwilkę przyglądała się białej koszulce z krótkim rękawem, którą Doran miał na sobie, a która przez sen przesunęła się nieco, ujawniając kawałek i jego obojczyka, i minimalnie brzucha, jeszcze miał rozwalone włosy... To nie był jednak moment na zachwycanie się jego wyglądem.
- Nie mogę zasnąć - odparła pospiesznie. - Przepraszam, obudziłam cię?
- Ikar - wyjaśnił Doran, przecierając oczy, po czym westchnął. - Teraz już wiem, czemu miauczał, pewnie chciał cię namówić na jedzenie... Ale widać dobrze, że to zrobił. Co robisz?
- Wstałam do łazienki, no i po wodę... Cokolwiek, co pomoże mi się jakoś zmęczyć, nie wiem. Wiesz, ja... Te koszmary... - Złapała się za bliznę na twarzy, a potem niepewnie spojrzała za siebie na ciemny korytarz. - Czasem wracają. Zwłaszcza w nowych miejscach...
- Ach, chodzi o... - Doran sam spojrzał na ciemny korytarz i zrozumiał natychmiast. - Och, Odette. Czemu mnie nie obudziłaś?
- No daj spokój, nie jestem aż tak bezradna - powiedziała pewnie, bez pretensji, po prostu chcąc mu dać znać, że naprawdę umiała sobie poradzić.
- Ale to... - zaczął, a potem przypomniał sobie, jak cięta potrafiła być dziewczyna i zdecydował nie wdawać się z nią w dyskusję, tylko postawić ją przed faktem dokonanym. - Aj, nieważne. Teraz jak już wiem, to ci przynajmniej pomogę.
- Wracaj spać.
- Już lecę - mruknął Doran, a następnie położył dłonie na jej ramionach i zaczął prowadzić z powrotem do pokoju, w którym miała spać.
- Co ty zamierzasz zrobić?
- Ululać cię - odparł ze śmiechem zza niej.
- Ale Doran...
- Przecież wiem, czego się boisz. I nie ma w tym nic złego. No chodź.
Odette nie potrafiła mu nie ulec - zwłaszcza że doskonale ją rozumiał i naprawdę oferował to, co mogło jej pomóc. Mimo że wiedziała, że ostatecznie poradziłaby sobie sama, wcale nie szkodziło mieć kogoś, kto uczyniłby to przyjemniejszym.
Tak też kilka chwil później znowu leżała w łóżku, jednak tym razem Doran był tuż obok i tulił ją do siebie delikatnie. Wtedy nawet te ciemności nie były już takie złe... Trochę pożałowała, że nie wpadli na to już wcześniej, bo tamto uczucie było nieopisywalnie wspaniałe.
- Następnym razem mnie obudź, dobrze? - powiedział cicho, gładząc ją po plecach i robiąc wszystko niezwykle delikatnie, nie wiedząc, na ile mógł sobie pozwolić. Nie chciał jej wystraszyć.
- Hej, Doran, ale ja naprawdę całkiem dobrze sobie z tym radzę, przecież wiesz, że mieszkam sama i...
- Odette, ja nie powątpiewam w to, że ty sobie radzisz. Jesteś jedną z bardziej ogarniętych osób, jakie w życiu spotkałem, bez względu na wiek czy płeć. - Zaśmiał się krótko. - Ale teraz nie musisz sobie radzić sama.
W odpowiedzi Odette wzięła głęboki wdech, bo miał rację, a trudno było jej to przyznać na głos. Mówił dokładnie o tym, o czym myślała wcześniej - z nim robiło się mimo wszystko przyjemniej.
- Dobra, dobra, mniej gadania, więcej zasypiania... - stwierdziła wreszcie, rozbawiając go.
Przez chwilę leżeli w zupełnej ciszy, a Odette szczerze próbowała zasnąć. Wtuliła się w niego bardziej, bo to, że się nie widzieli, dodawało jej odwagi, a on nie przestawał gładzić jej po plecach, chcąc ją ukoić. Oboje ogarnął tak wielki spokój, że sam Doran złapał się na tym, że zasypiał ponownie. Kiedy zauważył, że Odette przymknęła już oczy i prawie się nie ruszała, zaczął powoli zsuwać się z łóżka.
- Doran, czekaj - powiedziała pospiesznie, gdy tylko poczuła, że jego ramię już jej nie obejmuje, czego natychmiast zaczęło jej brakować.
- Hm?
Odette wzięła głęboki wdech. Postanowiła, że zaryzykuje.
- Może to głupie, ale... Mógłbyś tu zostać?
Serce Dorana zabiło szybciej. Wcześniej nie śmiał jej tego nawet proponować, bo nie chciał jej wystraszyć, ale w takiej sytuacji nie zamierzał zaprzepaścić okazji.
- Jeśli tylko chcesz - powiedział, ale już był w trakcie wracania do swojej poprzeniej pozycji.
- Jeśli ci to nie przeszkadza.
Doran zaśmiał się po raz kolejny, nakrywając się kołdrą i układając się z powrotem obok niej.
- Jak widać, nie za bardzo. - Objął ją ponownie, a Odette pacnęła go w dłoń.
- Dureń.
W ogóle go to nie wzruszyło. Zaśmiał się już po raz kolejny, a następnie utulił ją do swojego torsu.
- Jesteś ze mną bezpieczna. Słowo Ślizgona.
Odette prychnęła.
- Ślizgona to akurat marne...
- Słucham? - powiedział Doran tonem, w którym dało się wyczuć prawdziwe oburzenie. - Coś czuję, że gdybyśmy chodzili razem do szkoły, to...
- To co? Zaprosiłbyś mnie na przyjęcie u Slughorna? - przerwała mu ze śmiechem.
- Raczej nie. Pewnie byś mnie zjadła, gdybym tylko spróbował, bo jestem Ślizgonem, hm? I kto tu wierzy w stereotypy?
- Są stereotypy i są... Bardzo prawdopodobne stereotypy.
- Ty to naprawdę lubisz bredzić, kiedy przysypiasz...
Kilka chwil później Odette zasnęła naprawdę, tam, w jego ramionach, czując spokój, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyła. Kto by pomyślał, że będzie tam tak ciepło i wygodnie...?
Rankiem oboje zostali ponownie obudzeni przez głośne miauczenie. Zerwali się niemal w tym samym momencie, przez co do obojga dotarło, że spędzili tamtą noc w jednym łóżku... I było im cudownie.
- Przysięgam, że rzucę Silencio na tego kota - burknął Doran, zakrywając twarz poduszką, co wyraźnie rozbawiło Odette.
- Na syna swojego? - zapytała, pocierając oczy. - Jak możesz?
Doran odsłonił twarz, westchnął, a następnie skierował swój wzrok na Odette, przez co natychmiast złagodniał. Zapomniał o uciążliwym miauczeniu, a skupił się na tym, ile radości dawał mu fakt, że obudził się obok ukochanej dziewczyny.
- Jak się spało? - zapytał i zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Nie chcąc ryzykować nieprzyjemności spowodowanych porannych oddechem, pocałował ją w czoło, czym kompletnie ją roztopił.
Odette pomyślała, że te wszystkie uczucia, które wtedy przez nią przepływały... To właśnie musiała być miłość. I w tamtej chwili rozumiała, czemu ludzie potrafili zrobić dla niej tak wiele, bo mogłaby spłonąć w piekle za kolejny taki pocałunek.
- Dziękuję, że zostałeś - odparła ze szczerym uśmiechem. - Już dawno tak dobrze nie spałam.
Z sercem przepełnionym samą radością, Doran odwzajemnił tamten uśmiech, a następnie delikatnie poprawił jej włosy.
- To co na śniadanie, łabądku?
- Ja się tam nie znam na tym, co jedzą łabędzie.
Usta Dorana opuścił głośny, szczery śmiech.
- Oj ty mądralińska...
- Czy ja ci już mówiłam, że lubię twój śmiech? - rzuciła pod wpływem emocji, odwracając się na bok, by lepiej go widzieć. - I twój głos? No i ten akcent...
Doran nie potrafił ukryć, jak bardzo podobały mu się te komplementy.
- Wspominałaś...
- Ciekawe, czy go masz też jak mówisz po francusku?
- Możemy to sprawdzić - odparł po francusku, na co Odette pokiwała głową z aprobatą.
- Hej, to brzmiało bardzo dobrze.
- Cóż, długo uczyłem się francuskiego... Choć teraz mi się pozapominało.
- Jak dobrze, że teraz masz mnie, pół Francuzkę na zawołanie. Mojemu tacie się spodoba, że znasz francuski...
- Ale zanim poznam twojego tatę... To ty poznasz moich znajomych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro