Profesor Małolat 10
W tym samym czasie w Irlandii Doran postanowił jakoś zadbać o to, by Odette czuła się bardziej komfortowo nie tylko na przyjęciu, ale i w ogóle w jego mieszkaniu. Spodziewał się, czy też bardziej liczył, że będzie się tam pojawiała częściej, więc chciał uczynić to miejsce bardziej przyjaznym dla dziewczyny.
Postanowił zacząć od pokoju, który w swojej głowie już nazwał tym jej. Kiedyś służył za gościnny, a cóż, skoro już raz tam spała... Doran wiedział, że trochę mu odbiło, ale w tamtym momencie już go to nie obchodziło. Zaryzykował dla tego uczucia wiele i zamierzał mu się w pełni oddać.
Pokój dla Odette był bardzo ponury, zresztą jak większość mieszkania, które matka urządziła jak najbardziej na wzór tych arystokrackich i wiktoriańskich. Nieprzyjemne tapety, ciemne i ciężkie meble oraz kotary, które odcinały wszelkie światło - wszystko to czyniło atmosferę w mieszkaniu dość nieprzyjazną. Dopiero wtedy Doran pomyślał, że wystrój, poza samotnością, mógł dobijać go równie mocno.
Wyczekiwane pukanie do drzwi usłyszał dzień przed swoimi dwudziestymi piątymi urodzinami. Wywołało to u niego radość, a ta stała sie tylko większa, kiedy te drzwi otworzył.
Odette, uśmiechnięta od ucha do ucha, w tej samej, fioletowej sukience, w której poszli na ich pierwszy spacer, a przez ramię miała przewieszoną beżową, szmacianą torbę. Doran rozłożył dla niej ramiona, a ona natychmiast w nie w wbiegła, dając mu się zamknąć w ciepłym, czułym uścisku.
- Cholera... Tęskniłem za tobą - przyznał, odsuwając się nieco, by spojrzeć jej w oczy.
- Cholerą to ty jesteś. - Odette pacnęła go w ramię, wycofując się. - Co miało znaczyć to cholera?
- Jak to co? Że nie spodziewałem się, że tak mi zacznie cię brakować w kilka dni.
- Nie wiem, kiedy mówisz szczerze, a kiedy mi słodzisz.
- A co ty taka podejrzliwa z tej Francji wróciłaś? - Doran zmarszczył brwi, jedną ręką ciągnąc ją głębiej w mieszkanie, a drugą zamykając drzwi.
- No żartuję... - przyznała, po czym sama znowu go uścisnęła. - Ja też za tobą tęskniłam, bardzo - dodała cicho, pociągając nosem. Czemu on musiał pachnieć tak dobrze?
- Przywiozłam ciasto od mojej mamy - ciągnęła Odette, wskazując na swoją torbę. - Malinowe, musisz spróbować.
- To się dobrze składa, bo pomyślałem, że skoro dziś nie ma takiego upału, a wciąż jest ciepło, to może... Piknik?
Odette poczuła, jak przez jej ciało przechodzi dreszcz ekscytacji, której nie była w stanie przed nim ukryć, mimo że trochę się jej wstydziła. Postanowiła wprost zapytać o to, co chodziło jej po głowie:
- Czy zaprasza mnie pan na randkę, panie Vane?
- Na szlaban nad jeziorem - odparł, przy tym patrząc na nią tak, że poczuła się mała. Czy on zawsze miał takie spojrzenie, czy teraz każde na nią tak działało?
- Ale zanim to... Mam dla ciebie niespodziankę - dodał, przez co rozdziawiła usta.
- Naprawdę? A z jakiej to okazji?
- Bo taki miałem kaprys - odpowiedział niby jak naburmuszony książę, a jednak uśmiechając się szczerze. Złapał dziewczynę za rękę i zaczął powoli prowadzić ją w głąb mieszkania, aż stanęli przed pokojem, w któym ostatnio spała.
- Pomyślałem, że gdybyś chciała znowu tu zostać... To byłoby ci milej.
Zanim Odette zapytała, o co mu dokładnie chodziło, Doran otworzył drzwi. Oczom dziewczyny ukazało się odmienione pomieszczenie.
Na łóżku leżało kilka nowych poduszek, a także nowa pościel, fioletowa, w kwiaty. Na szafce nocnej pojawiły się trzy duże świece, wszystkie jasnofioletowe, Odette zgadywała, że lawendowe. Poprzednio ciężkie, bordowe kotary zostały zamienione na jasnofioletowe, a na parapecie pojawiły się dwie donice z kwiatami. Ciężką, mahoniową komodę zastąpiła biała toaletka, na której również stały kwiaty - tym razem w wazonie - a i kilka przyborów, takich jak szczotka, gumki, wstążki, opaski...
- Doran... - wydusiła Odette, rozglądając się wokoło z rozdziawionymi ustami. - Ty zwariowałeś, przecież pewnie się wykosztowałeś i...
- O to się nie martw. - Położył dłonie na jej ramionach, już nie bojąc się tego, że były nagie. - Podoba ci się?
- Strasznie mi się podoba - westchnęła, obracając się do niego przodem - ale obawiam się, że to za wiele.
- Nie chcę, żebyś czuła się przytłoczona. Zrobiłem to dla ciebie, bo... Bo jesteś dla mnie ważna. I chciałem, żebyś się ucieszyła.
Odette nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Miała wrażenie, że roztopi się na miejscu od ciepła, które wypełniło ją wtedy od środka.
- Teraz będę płakać.
- Nie ma co płakać. - Doran położył dłonie na jej ramionach. - Idziemy nad jezioro. Łabędzie lubią jeziora, czyż nie?
Odette zdzieliła go za to w ramię.
💜
Doran zdawał się mieć oko do pięknych miejsc. Jezioro, nad które zabrał Odette zapierało dech w piersiach, zupełnie jak odosobnione miejsce nad nim, w którym rozłożył dla nich koc. Słońce było już nisko nad horyzontem, lecz wokoło wciąż panowało przyjemne ciepło, w którym oboje chętnie się zanurzyli. Woda szumiała cicho, gdy fale docierały do brzegu, a w oddali widoczne były niewysokie góry, uświetniające całą scenerię, w której się znaleźli.
Odette prędko streściła Doranowi to, co wydarzyło się we Francji - i dała do zrozumienia, że za radą pradziadków na razie nie zamierzała przyznawać się rodzicom, w jakich okolicznościach poznała swojego nowego chłopaka. On zgodził się przystać na jej plan, choć jednocześnie trudno było mu skupić się na tym, co mówiła, bo nie mógł się na nią napatrzeć... I zauważał, że nieustannie kręciła się na kocu, jakby szukając odpowiedniej pozycji.
- Wygląda, jakbyś chciała coś zrobić - powiedział wreszcie, przerywając jej nagle, na co Odette przygryzła wargę. Dlaczego musiał być tak spostrzegawczy?
- Chcesz prawdziwą wersję czy...
- Odette.
Westchnęła, bo doskonale wiedziała, jakiej odpowiedzi oczekiwał.
- Mam ochotę się położyć. - Wskazała niepewnie na jego uda, a on zrozumiał od razu.
- No to zapraszam serdecznie. - Złapał ją za ramiona i powoli naprowadził w dół, tak, by z jego ud powstała wygodna dla niej poduszka. Po jej minie widział, że czuła ulgę, a i zadowolenie.
- Trochę mi głupio z tym, że tak wszystkiego muszę się... Uczyć, poniekąd.
- Czemu głupio? - Doran od niechcenia poprawił jej włosy. - Skoro już jestem starszy od ciebie, to chętnie wszystkiego cię nauczę.
- Ja... Ja niby miałam już chłopaka, ale jakoś przy nim nie czułam się, jakbym musiała się starać. A przy tobie tak - wyznała, na co Doran uśmiechnął się szelmowsko.
- Uznam to za komplement.
- Doran! Ja tu ci się otwieram na poważnie, a ty...
- Wiem i chciałem, żebyś trochę się zrelaksowała, łabądku. - Pocałował ją w czoło, co zaskoczyło ją niezwykle, lecz na pewno nie w negatywny sposób. - Nie musisz się niczym przejmować. Jeśli czegoś się boisz, po prostu mi powiedz.
- Łatwo się mówi zawsze, a w praktyce wstyd robi swoje.
- Hej, ale wiesz, że nie musisz się niczego przy mnie wstydzić?
Usłyszawszy te słowa, Odette przygryzła wargę, a następnie powoli podniosła się do pozycji siedzącej, patrząc na niego niepewnie.
- W rakim razie szczerze, Doran... Tobie naprawdę nie przeszkadza to, że jestem młodsza?
On od razu zmarszczył brwi w zmartwieniu.
- To cię tak męczy?
Odette wypuściła z siebie głośne westchnięcie, odrzucając włosy do tyłu i unikając jego wzroku.
- Po prostu martwię się, że ciągle widzisz we mnie dziecko, które sobie jeszcze trochę nie radzi.
- Odette. - Doran ujął jej twarz w dłonie, by zmusić ją do spojrzenia na niego. - Twój wiek w żaden sposób nie sprawia, że szanuję cię mniej. Poza tym ja dobrze wiem, jak to jest z twojej strony. Poprowadzę cię. Z niczym nie musimy się spieszyć... - Jego ciepłą, wyrozumiałą minę zastąpiła nieco przebiegła. - A, jeśli już mam ci to po nauczycielsku mówić, to jak dotąd zasługujesz na piątkę...
- Ty to jesteś niemożliwy... - Pokręciła głową, wywołując u niego śmiech, który prędko opanował.
- Po prostu zmierzam do tego, że nie jestem z tobą dlatego, że takie mam widzimisię. Zależy mi na tobie naprawdę, a więc też i na twoim komforcie, jasne?
Te słowa naprawdę chwyciły ją za serce. Odette wpatrywała się w niego przez chwilę, myśląc, że jej pradziadek miał rację - życie bez miłości, którą wtedy odczuwała, byłoby bezsensowne, a ona powinna zapomnieć o konwenansach, zwłaszcza gdy spotykało ją takie szczęście...
- Ja to chyba jednak... Potrzebowałam kogoś takiego jak ty - przyznała po chwili. - Kto już jednak trochę dojrzał, bardziej niż chłopcy, których znam... Choć nadal jesteś małolatem.
Doran zaśmiał się krótko, choć na twarzy wciąż miał wymalowane szczere zmartwienie. Przyciągnął ją do siebie i ucałował w głowę, chcąc dać jej pełne poczucie komfortu, a i potwierdzenie swoich słów.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął, gładząc ją po plecach i kolejny raz skutecznie roztapiając.
- Mów tak dalej, a kiedyś za ciebie wyjdę, Vane.
Doran zawahał się przed odpowiedzią. Chciał zażartować, lecz jednocześnie nie zamierzał wystraszyć dziewczyny... Mimo wszystko ostatecznie zdecydował się odezwać.
- Nie będę protestował.
Ku jego uldze, Odette nie wzięła tego zbyt poważnie i odpowiedziała równie żartobliwym tobem:
- Oj, obawiam się, że wtedy jednak będziesz musiał poznać moich rodziców, strach się bać.
- Poznam ich z chęcią, Odette, któregoś dnia na pewno... Ale najpierw mogę się nacieszyć tobą zamiast nimi, hm?
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze, a po tym znowu ułożyła na jego nogach.
- Dobra... Niech ci będzie... Nie wiem, czy to dlatego, że cię tak lubię, czy dlatego, że przebiegły z ciebie wąż, ale coś za łatwo cię słucham... Albo to ten twój irlandzki akcent, który mi się tak cholernie podoba...
Na twarzy Dorana pojawił się wtedy uśmiech, którego nie powstydziłby się żaden Ślizgon. Komplementów nie zamierzał powstrzymywać.
- Czemu by nie wszystkie trzy, łabądku?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro