Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Heather

Zaprowadziłam go do salonu i usadziłam na kanapie. Rozejrzał się dookoła, przesuwając wzrokiem po stojącym w kącie domku dla lalek, leżących na podłodze klockach Lego, kolekcji gier komputerów, aby w końcu ponownie spojrzeć na mnie.

– Mieszkasz z kimś? – spytał.

– Tak.

Skinął głową, lecz nie dopytywał więcej.

Dobrze. Im mniej o sobie wiemy, tym lepiej – pomyślałam, oszukując samą siebie. Ciekawość, wręcz zżerała mnie od środka.

– Nie ruszaj się, zaraz wrócę – poleciłam i zniknęłam w kuchni. Wróciłam po kilku minutach, wręczając mu szklankę: – Trzymaj, to powinno ci pomóc na kaca.

Popatrzył na nią podejrzliwie, powąchał i obrzydzony odsunął od siebie.

– Co to jest? – spytał.

– Magiczny eliksir Lucy, który może i nie wygląda ani nie pachnie zbyt dobrze, ale uwierz mi, że działa.

Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś przez chwilę.

– Lucy?

– Mojej przyjaciółki... Tej, która wsadziła cię w taksówkę.

– Wyszczekana barmanka ma na imię Lucy? – dopytał, a gdy przytaknęłam, szybko oddał mi szklankę. – To lepiej, abym tego nie pił. Nie pamiętam zbyt wiele z tego co do mnie mówiła, ale na pewno wspominała coś o zatruciu mi drinka.

Uśmiechnęłam się, widząc jego szczerze przerażenie. Lucy byłaby zachwycona jego reakcją. Nienawidziła, gdy inni nie brali na poważnie jej gróźb.

– Spokojnie, nie masz się czego obawiać. To tylko sok z kiszonej kapusty połączony z sokiem pomidorowym, wodą mineralną, odrobiną imbiru, soku z cytryny i szczyptą soli.

– Właśnie wymieniłaś coś, czego powinienem się obawiać – mruknął.

Pokręciłam głową lekko rozbawiona. Kto by pomyślał, że pod tą poważną powłoką, Dominic skrywał swoją zabawniejszą, bardziej sarkastyczną wersję?

– Trzymaj, naprawdę ci to pomoże – powiedziałam, ponownie wręczając mu szklankę. – To receptura Lucy, ale to ja ją przygotowałam. A mi chyba ufasz?

Coś zmieniło się w jego twarzy, jakiś cień zasnuł jego oczy. Trwało to zaledwie sekundę, lecz tyle wystarczyło, aby atmosfera w pokoju zgęstniała.

– Nie ufam nikomu – powiedział zaskakująco trzeźwym głosem, po czym wbrew swoim słowom sięgnął po szklankę i opróżnił ją duszkiem.

Wpatrywałam się w niego, po raz kolejny nie wiedząc, jak zareagować. Czułam, że chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz w ostatniej chwili się rozmyślił. Niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu, kusząc i drażniąc mnie swoją bliskością.

Czekałam, licząc, że Dominic zmieni zdanie, ale jego zaciśnięte usta zdradzały, że raczej nic z tego.

Westchnęłam, z trudem ukrywając swoje poirytowanie. Jak to możliwe, że po każdej naszej rozmowie kończyłam z większą ilością pytań niż odpowiedzi?

Nieprzyjemne uczucie zagnieździło się w dole mojego brzucha. W głowie niczym echo rozbrzmiewały słowa podsłuchanej przeze mnie ostatnio rozmowy.

– Skoro mi nie ufasz, to co tutaj robisz? – spytałam ostro.

Dominic uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony nagłą zmianą w moim zachowaniu.

– Chciałem cię zobaczyć.

– Ale po co? Mieliśmy się trzymać od siebie z daleka.

Zaśmiał się, lecz bez cienia humoru. W końcu odwrócił głowę, unikając mojego wzroku. Milczał.

Czułam, jak z każdą upływającą sekundą wzbiera we mnie gniew. W końcu nie wytrzymałam i wydusiłam przez ściśnięte gardło:

– Wiem, dlaczego przyjechałeś do Denton.

Jego głowa wystrzeliła w moją stronę. Wyglądał na spanikowanego: pobladła twarz, lekko rozchylone usta, zaskakująco trzeźwe spojrzenie.

– Wiesz? – spytał zachrypniętym głosem.

– Tak... Wiem, że przede mną była inna... Że to przez nią się przeniosłeś.

Nie odpowiedział. Nie musiał. Poczucie winy malowało się na jego twarzy.

Coś dławiło mnie w gardle. Z trudem przełknęłam ślinę.

– Dlatego chciałeś się ze mną zobaczyć? – ciągnęłam drżącym głosem. – Dlatego nie potrafisz trzymać się ode mnie z daleka...? Bo przypominam ci o niej?

Opuścił głowę, wbijając wzrok w podłogę. Nic nie mówił.

– To o to chodzi? – spytałam, nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy. – Nie możesz być z nią, więc znalazłeś sobie zastępstwo?

Milczał, potęgując moją złość.

Miałam ochotę nim potrząsnąć, wydrzeć się na niego. Sprawić, aby przestał być tchórzem i wreszcie powiedział prawdę. Chciałam zrobić cokolwiek, co zmniejszyłoby ból, który rozdzierał mnie od środka.

Ból, że byłam dla niego niczym więcej, jak nagrodą pocieszenia.

– Mam rację? Chyba że chodzi ci o samą otoczkę? Ukrywanie się, ten dreszczyk adrenaliny, że mogą nas przyłapać? Że to zakazane? Że mogą nas... – prychnęłam. – Że mogą mnie wyrzucić z uczelni? Bo oboje dobrze wiemy, że tobie nic nie grozi. Wrócisz do Princeton, gdzie czeka na ciebie twoja ciepła posadka. Przez jakiś czas posiedzisz spokojnie, aż wszystko przycichnie, a później znów wrócisz do gry, mamiąc kolejne studentki.

Gwałtownie podniósł głowę, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na mocno skonfundowanego.

– O czym ty mówisz? – wychrypiał. – Jakie studentki...? Myślisz, że spotykałem się ze studentkami?

Jego zaskoczenie wytrąciło mnie z równowagi, ale tylko na moment.

– Nie łap mnie za słówka – warknęłam. – Studentka, czy studentki. Co za różnica?

– Nic z tego nie rozumiem.

– Możesz darować sobie te gierki i powiedzieć w końcu prawdę?

– Jaką prawdę? Że spotykałem się ze studentką... Czy tam ze studentkami? – Pokręcił głową. – Nie wiem, skąd masz takie informacje, ale są one błędne. Nigdy nie spotykałem się ze studentkami. Chyba że liczą się czasy, gdy sam byłem studentem? Nie...? W takim razie masz swoją prawdę.

Zaschło mi w gardle, w głowie miałam mętlik. Skoro nie miał nigdy romansu ze studentką, to skąd jego wcześniejsze poczucie winy? Co innego przede mną ukrywał, że bał mi się spojrzeć w oczy? Próbowałam poukładać sobie to wszystko, znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, lecz bez skutku.

– Kto ci naopowiadał takich bzdur? – spytał po dłuższej chwili.

– Przed zajęciami podsłuchałam rozmowę dwóch dziewczyn – wyszeptałam zawstydzona. – Jedna z nich ma znajomą w Princeton, która powiedziała, że miałeś romans ze studentką, przyłapali was i kazali ci zrobić rok przerwy... Przeczekać, aż sprawa ucichnie.

– Dlatego zachowywałaś się tak dziwnie na ostatnich zajęciach?

Niechętnie skinęłam głową.

– Myślałem, że jesteś na tyle mądra, aby wiedzieć, że nie warto słuchać plotek – powiedział.

I znów się we mnie zagotowało. Wzięłam długi, głęboki oddech, nim wydusiłam przez zaciśnięte zęby:

– A czego mam słuchać? Tak naprawdę, to nic o tobie nie wiem... A ta plotka idealnie pasowała. Bo co mam sądzić o profesorze z Princeton, który nagle decyduje się wykładać na jakimś podrzędnym teksańskim uniwersytecie? Który kazał mi się trzymać od siebie z daleka, po czym sam złamał ten zakaz?

– Ja też nic o tobie nie wiem – odparł, mrużąc gniewnie oczy. – Ale w przeciwieństwie do ciebie, starałem się nie wysnuwać pochopnych wniosków.

– Niby jakich?

Zawahał się, lecz widząc moją minę, musiał zrozumieć, że nie odpuszczę.

– Jak sądzisz, co pierwsze przyszło mi na myśl, gdy w klubie jakiś facet zaproponował ci pieniądze, dodając, że obowiązuje standardowa stawka, chyba że wyjdzie coś nadprogramowego?

Kilkukrotnie otworzyłam i zamknęłam usta. Odtwarzałam w głowie moją rozmowę z Mattem, ale nie mogłam przypomnieć sobie szczegółów. Byłam wtedy tak wytrącona z równowagi przez bliskość Dominica, że prawie w ogóle nie zwracałam uwagi na Matta. Czy rzeczywiście wyglądało to z boku, jakbym umawiała się z nim na seks? I to płatny seks?

Najwyraźniej tak.

Dominic przetarł dłonią twarz, a jego spojrzenie ponownie zatrzymało się na domku dla lalek.

– Masz córkę? – spytał. – To dlatego tak późno zaczęłaś studia?

Popatrzyłam na niego niedowierzająco. Naprawdę sądził, że powiem mu coś więcej, gdy sam unikał odpowiedzi?

– Skoro nie miałeś romansu ze studentką, to dlaczego zareagowałeś, jakbyś miał coś na sumieniu? Dlaczego w ciszy znosiłeś moje oskarżenia?

Milczeliśmy, mierząc się nawzajem wzrokiem. Czekaliśmy, kto pierwszy się złamie. Ku mojemu zaskoczeniu, to Dominic przerwał ciszę.

– Dzisiaj mija dokładnie rok... – Urwał i wbił wzrok w ścianę. Na jego twarzy malował się taki smutek, że bałam się, co zaraz padnie z jego ust. – Dzisiaj mija dokładnie rok od... Od śmierci mojej żony.

Zdębiałam. Kilkukrotnie otworzyłam i zamknęłam usta, niezdolna zebrać myśli.

– Ja... uhm... – jąkałam się. – Przepraszam, nie powinnam była... Ja...

– Dlatego zareagowałem w taki, a nie inny sposób – ciągnął, jakbym się w ogóle nie odezwała. – Przyjechałem do ciebie, bo jako jedyna sprawiasz, że o wszystkim zapominam... Miałaś rację, że ciebie wykorzystuję. I chociaż wiem, że to źle, że nie powinienem... to nie potrafię trzymać się od ciebie z daleka. A wierz mi, że próbowałem.

Siedziałam osłupiała, nie wiedząc, co robić. Złość wyparowała z mojego ciała, zastąpiona przez wstyd, że zmusiłam mężczyznę do tak osobistego wyznania. Na widok jego wykrzywionej bólem twarzy, dreszcz przebiegł mi po plecach. Chciałam coś powiedzieć, lecz żadne słowa nie wydały mi się odpowiednie.

W końcu uznałam, że będzie najsprawiedliwiej, jak i ja odpowiem na jego pytanie.

– Dwa lata temu w wypadku samochodowym zginęli moi rodzice – wydusiłam z trudem. Na samo wspomnienie tamtego okropnego dnia, łzy napłynęły mi do oczu. – Rzuciłam studia i wróciłam do Danton, aby zaopiekować się moim młodszym rodzeństwem...

– Młodszym? O ile?

– Sophie ma pięć lat, Luke i Paul osiem.

– I opiekujesz się nimi zupełnie sama? – spytał niedowierzająco.

– Tak.

– Opiekujesz się sama trójką młodszego rodzeństwa... Masz dwadzieścia cztery lata i opiekujesz się trójką dzieci... Trójką dzieci – powtarzał, jakby próbował sobie to wszystko poukładać w głowie. – Jak?

– Co jak?

– Jak sobie dajesz radę?

Jak sobie dawałam radę? Sama chciałabym wiedzieć. Miałam wrażenie, jakbym od dwóch lat błądziła w ciemności, jedynie przypadkiem odnajdując światło. Czy tak to powinno wyglądać?

Nie miałam pojęcia.

– Różnie – odparłam zgodnie z prawdą. – Nigdy nie wiem, czego się spodziewać. Czasem myślę, że wszystko mam pod kontrolą, że tym razem pomyślałam o wszystkim, lecz z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zwłaszcza z Lukiem i Paulem. Uwierz mi, że nawet święty przestałby być święty po spędzeniu z nimi kilku godzin.

Dominic skinął głową, w kącikach jego ust błąkał się mały uśmiech. Milczał, ponownie przesuwając wzrokiem po rozrzuconych w salonie zabawkach. W jego spojrzeniu było coś dziwnego. Jakaś tęsknota? Rozżalenie?

Czy miał dzieci?

W ostatniej chwili powstrzymałam się przed zadaniem tego pytania. Czułam, że wyznając mi prawdę o żonie, już wystarczająco się przede mną otworzył. Nie powinnam znów zmuszać go do tak intymnych wyznań.

Chciałam, aby sam z własnej woli wyjawił mi wszystko.

– A co do tej sytuacji z klubu, to nie umawiałam się wtedy na seks – powiedziałam, gdy cisza się przedłużała. – Matt jest producentem gier i co jakiś czas zleca mi ich testowanie. Sprawdzam, czy fabuła ma sens, czy nie ma jakichś niedociągnięć, czy da się ją w ogóle przejść, czy od strony technicznej wszystko się zgadza.

– I potrafisz to robić?

– Trzy lata studiowałam projektowanie gier na MIT, więc myślę, że tak.

– Studiowałaś projektowanie gier na MIT – powtórzył, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Projektowanie gier... Na MIT... MIT.

Zamilkł, wbijając wzrok w jakiś punkt na ścianie. Kiedy w końcu nasze spojrzenia się spotkały, w jego oczach zamigotało coś, czego nie potrafiłam rozszyfrować. Jakieś ciepło niewidoczne w nich do tej pory. Powietrze naelektryzowało się od naszych emocji: smutku, żalu, zaufania.

Zadrżałam.

Czułam, że właśnie połączyła nas niewidzialna nić porozumienia. Nie byliśmy dłużej tylko dwójką nieznajomych, a staliśmy się kimś bliższym. Kim? Nie miałam pojęcia.

Podniosłam się z fotela i powoli, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, usiadłam obok niego na kanapie. Tym razem to ja podniosłam dłoń i delikatnie sunęłam nią po jego czole, policzkach, szczęce, wreszcie zatrzymując się na jego wargach. Obrysowałam ich kontur, zastanawiając się, czy popełnię wielki błąd, gdy go pocałuję.

Chrzanić to, pomyślałam, nachylając się w jego stronę. Jeden błąd w tę czy we w tę. Co za różnica?

Moje wargi były zaledwie milimetry od jego, gdy zawibrował mój telefon. Lucy.

Westchnęłam, brutalnie przywrócona do rzeczywistości.

– Pamiętasz, jak w drugiej klasie liceum włamałaś się do systemu szkolnego radia i zapętliłaś Shoop Salt'n'Pepa? Nikt nie potrafił tego wyłączyć ani ściszyć, więc w końcu odwołali nam resztę lekcji? – spytała Lucy, jak tylko odebrałam. – Myślę, że to dobra historia na początek, nie sądzisz?

Ściszyłam rozmowę, mając nadzieję, że Dominic nic nie usłyszał.

– Tak, od tego zacznę – ciągnęła Lucy. – A później opowiem chłopakom o tym, jak przemyciłaś na prom...

– Wszystko pod kontrolą, Lu – weszłam jej w słowo. – Odezwę się za pół godziny.

Rozłączyłam się, nim zdążyła powiedzieć coś więcej.

Popatrzyłam na Dominica, nadal mając nadzieję, że nic nie słyszał. Niestety, jego uniesiona brew i rozbawione spojrzenie zdradzały, że nie miałam tyle szczęście.

– Czemu nie dałaś jej skończyć? – spytał. – Chciałem się dowiedzieć, co takiego przemyciłaś na prom.

Piosenka z mocno erotycznym tekstem. 

*

Nowy rozdział 15 października - proszę, nie piszcie komentarzy: co tak późno/czemu tyle trzeba czekać. Dzięki!

ig: annasmol_autorka

Jo <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro