Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Heather

W klubie panował ścisk. Z głośników rozbrzmiewało Crazy in love Beyoncé, w powietrzu unosił się zapach spoconych ciał, zwietrzałych perfum i zioła. Zatrzymałam się na szczycie schodów, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Dominica, ale nigdzie go nie widziałam. Wmawiałam sobie, że tak było lepiej. W końcu mieliśmy się trzymać od siebie z daleka.

Dlaczego więc rozczarowanie, wręcz wypalało mnie od środka?

Gdyby tylko istniał jakiś przełącznik, który pozwalałby wyłączyć uczucia.

O ile łatwiej by się wtedy żyło?

I o ile nudniej.

Przeciskałam się przez tłum w stronę baru, próbując zapomnieć o Dominicu, lecz jak miałam to zrobić, gdy nawet Beyoncé mi o nim przypominała?

Look at what you did to me,

Tennis shoes, don't even need to buy a new dress,

If you ain't there ain't nobody else to impress.

Odruchowo wygładziłam sukienkę, którą jeżeli miałam być ze sobą szczera, wybrałam z myślą o Dominicu.

Wszystko, co miałam dzisiaj na sobie, wybrałam z myślą o nim.

Got me looking, so crazy, my baby

I'm not myself, lately I'm foolish, I don't do this,

I've been playing myself, baby I don't care.

Tak właśnie ostatnio się czułam: jakbym nie była sobą. Wystarczyło, że znajdowałam się w pobliżu Dominica, a przestawałam logicznie myśleć.

Wskoczyłam na stołek barowy i kiwnęłam głową w stronę Lucy. Czułam, że jestem cała spięta, a z każdą chwilą ogarnia mnie coraz większa złość. Na siebie? Na Dominica? Na Beyoncé? Nie miałam pojęcia.

– Co ci się stało? – spytała Lucy, stawiając przede mną bezalkoholowego drinka. – Pomioty szatana znów coś nabroiły?

– Tak – przytaknęłam, nie chcąc podać prawdziwego powodu mojego zdenerwowania. – Namówili Sophie, aby oddała im swoje dwa dolary, a w zamian dali jej pięćdziesiąt centów. I spróbuj wytłumaczyć pięciolatce, że ją oszukali i że nadal nie stać ją na kupno nowej lalki.

Lucy pokręciła głową, wydymając w niezadowoleniu usta.

– Normalnie doceniam ich zmysł przedsiębiorczy, jak wtedy, gdy zarobili na grę... co oni robili? Pierdzieli pachą?

– Bekali alfabet.

– No właśnie, jeżeli inne dzieciaki chcą płacić dolara za to, że ktoś im wybeka alfabet, to ich sprawa, ale żeby wkręcać własną siostrę? Mojego słodziutkiego kwiatuszka? Chyba będę musiała z nimi poważnie porozmawiać.

Upiłam łyka drinka.

– Śmiało – powiedziałam. – Może ty im przemówisz do rozsądku. Ja już tracę nadzieję. Ilekroć myślę, że w końcu coś do nich dotarło, następnego dnia okazuje się, jak bardzo się myliłam.

Lucy uśmiechnęła się szeroko, jej oczy zabłyszczały groźnie.

– Nie brzmi ci to znajomo? – spytała, a ja od razu wiedziałam, o co jej chodzi. – Sama zachowywałaś się tak samo. Przytakiwałaś rodzicom, że będziesz grzeczna, żeby dali ci w końcu spokój, a później i tak robiłaś, co chciałaś.

– To nie to samo.

– Dlaczego nie?

– Bo ja byłam jedna, a ich jest dwóch – broniłam się, lecz nawet dla mnie ten argument nie brzmiał przekonująco.

– Pamiętasz, jak raz pożyczyłam ci pięć dolarów, a ty mi je oddałaś pieniędzmi wyciągniętymi z mojej skarbonki?

Jęknęłam, ukrywając twarz w dłoniach. Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że jestem bardziej podobna do tych dwóch nicponi, niż bym chciała.

– Możemy zmienić temat? – spytałam, podnosząc głowę.

– Myślę, że temat zmieni się sam – odparła, patrząc na coś za moimi plecami. – Co jest profesorku? Podać ci piwo, czy od razu całą butelkę wódki?

– Piwo wystarczy.

Zadrżałam, słysząc znajomy niski głos. Moje ciało pokryła gęsia skórka, serce przyspieszyło bicie.

Dominic oparł się o ladę, nasze ramiona dzieliły zaledwie milimetry. Miał na sobie skórzaną kurtkę i ciemny T–shirt, które sprawiały, że jego błękitne oczy wydawały się jeszcze jaśniejsze. Nie potrafiłam wybrać, w której odsłonie bardziej mi się podobał: klubowej, czy uczelnianej.

Jak na zawołanie przed oczami mignęły mi obrazy mojej ostatniej fantazji: ja, zupełnie naga, przechylona przez biurko w gabinecie Dominica, on ubrany w ten seksowny kremowy sweterek, spod którego wystaje kołnierzyk koszuli. Jego dłonie sunące po moich odsłoniętych pośladkach, napiętych, oczekujących na uderzenie...

Nagle zrobiło mi się gorąco. Strasznie gorąco. Upiłam kilka łyków drinka. Nie pomogło, nadal byłam rozpalona. Zwłaszcza gdy podniosłam wzrok, odnajdując pociemniałe spojrzenie Dominica. Wyglądał, jakby dokładnie wiedział, co przed chwilą działo się w mojej głowie.

Opuściłam wzrok, czerwieniąc się ze wstydu. Na szczęście, Lucy wróciła, odwracając uwagę mężczyzny ode mnie.

– Jak tam profesorku? – spytała, podając mu piwo. – Miałeś mocnego kaca?

– Nie, dzięki twojej dziwnej kompozycji z soku z ogórków kiszonych, cytryny i czegoś jeszcze.

Lucy popatrzyła na mnie szczerze oburzona. Jej obrysowane czarną kredką oczy błyszczały gniewnie.

– Zdradziłaś mu mój przepis na magiczny eliksir?

– Nie zdradziłam mu przepisu, a jedynie wymieniłam składniki. Wątpię, aby komukolwiek udało się go odtworzyć.

– Akurat tobie należał się długi, bolesny kac – powiedziała Lucy, zwracając się do Dominica. – Miałeś cierpieć tak samo, jak ja wysłuchując twojej pijackiej paplaniny. Kto by pomyślał, że nawet ledwo stojąc na nogach, będziesz się posługiwał tymi wszystkimi wymyślnymi słówkami? Co to w ogóle oznacza symptomatyczny?

– Symptomatyczny oznacza charakterystyczny dla czegoś – wyjaśnił Dominic, jakby nie mógł się powstrzymać.

Lucy spiorunowała go wzrokiem. Na jej twarzy malowała się mieszanka złości i irytacji.

– W trakcie seksu też posługujesz się takim językiem? – spytała, po czym złapała za pustą skrzynkę po piwie i zniknęła na zapleczu.

Wypowiedziane przez nią słowo „seks" zawisło w powietrzu.

Drwiące.

Kuszące.

Zapraszające.

Przed moimi oczami pojawiły się obrazy z tamtej nocy: pociemniałe z pożądania oczy Dominica, jego wykrzywiona przyjemnością twarz, rozkazujący głos.

Ściągnij sukienkę.

Powiedziałem „nie".

Nie zamykaj oczu. Chcę, żebyś widziała, kto ci to robi.

Dojdziesz, kiedy tak zdecyduję.

Zdecydowanie nie posługiwał się wyszukanym językiem w trakcie seksu.

Zaschło mi w gardle, lecz nie sięgnęłam po drinka, bojąc się, że moje drżące ręce zdradzą, w jakim byłam stanie. Wyprostowałam się, patrząc przed siebie, lecz co jakiś czas zerkałam w stronę Dominica.

Nic nie uszło mojej uwadze.

To jak zacisnął dłonie na butelce piwa. To jak uniósł ją do ust. To jak oblizał wargi z resztek alkoholu.

Jak zahipnotyzowana obserwowałam ruchy jego języka, marząc, aby znów poczuć jego smak.

Aby znów pozwolić mu przejąć nade mną kontrolę.

Odwróciłam wzrok od jego ust, napotykając jego spojrzenie.

Gorące, pełne pożądania.

Jak zza zasłony dotarł do mnie głos Lucy:

– ...czy co?

Popatrzyłam na nią nieprzytomnym wzrokiem. Nie miałam pojęcia, kiedy wróciła.

– Dobra, o co chodzi? – spytała Lucy, nachylając się w naszą stronę. – Podnieca was zabawa w kotka i myszkę? Udawanie, że się nie znacie? To jakaś wasza gra wstępna?

– Nie wiem, co masz na myśli – powiedział Dominic zachrypniętym głosem.

– Daruj sobie mydlenie mi oczu. Może i nie jestem wybitnym profesorem, i nie wpadłam za dzieciaka do kociołka ze słownikami, ale znam się na ludziach. A wasza dwójka jest bardzo łatwa do odczytania. Wystarczy, że znajdziecie się w jednym pomieszczeniu, a atmosfera gęstnieje od pożądania. Nie widzicie, niczego poza sobą. Więc dlaczego się po prostu ze sobą nie prześpicie? Po co te gierki?

Popatrzyłam na nią zaskoczona. Sama w kółko powtarzała, że nie ufa Dominicowi; że coś dziwnego kryje się w jego spojrzeniu, a teraz nagle zmieniła zdanie?

– To nie są żadne gierki – odparł Dominic. – Panna White jest moją studentką, a związek...

– Bla, bla, bla – weszła mu w słowo Lucy, przewracając oczami. – Może i bym ci uwierzyła, gdyby nie to, że twoje czyny przeczą twoim słowom. Skoro nie możecie się spotykać, to po co tutaj przychodzisz? Dlaczego pojechałeś do jej domu?

Dominic milczał, mierząc Lucy lodowatym spojrzeniem. W końcu powiedział:

– To nie twoja sprawa.

Lucy prychnęła, uśmiechając się cynicznie. Neonowy napis za jej plecami zmienił kolor na czerwony, oświetlając ją ognistą poświatą, która w połączeniu z jej czarnym, skórzanym gorsetem i mocnym makijażem sprawiły, że naprawdę wyglądała diabolicznie.

– Jak sobie chcesz – mruknęła, po czym przeszła na drugą stronę baru, aby obsłużyć grupkę głośnych facetów.

Zerknęłam na Dominica. Miał opuszczoną głowę, wzrok wbity w etykietę na piwie, którą próbował zdrapać.

Chciałam coś powiedzieć, przeprosić go za zachowanie Lucy, lecz coś mnie przed tym powstrzymywało. Może to, że moje przeprosiny nie byłyby szczere? W końcu Lucy zarzuciła mu dokładnie to samo, co ja kilka dni temu. Skoro w kółko powtarzał, że powinniśmy się trzymać od siebie z daleka, to dlaczego robił wszystko, aby znaleźć się obok mnie?

Nie potrafię trzymać się od ciebie z daleka, co nie oznacza, że nie próbuję.

Jego słowa rozbrzmiały w mojej głowie. Pełne smutku i rezygnacji. Pe...

– Hej.

Męski głos wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam głowę, z zaskoczeniem zauważając mężczyznę, opierającego się o ladę po mojej prawej stronie. Miał ciemne włosy, idealnie ułożone na żel, duże zielone oczy i wąskie wargi rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Wyglądał znajomo, lecz dopiero po chwili dotarło do mnie, skąd go znam.

Przespałam się z nim jakiś rok temu.

– Cholewka – mruknęłam pod nosem, nie mogąc uwierzyć w mojego pecha.

Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek, z naszej wspólnie spędzonej nocy, lecz miałam pustkę w głowie. Zero szczegółów. Zwykły seks, który nie zostaje na długo w pamięci.

– Pamiętasz mnie? – spytał, jakby czytał mi w myślach.

– Jasne – skłamałam szybko, przerażona, że jak tylko się zawaham, to mężczyzna wejdzie w szczegóły, dotyczące naszej znajomości. A zdecydowanie chciałam tego uniknąć. I bez tego moja sytuacja z Dominiciem była wystarczająco napięta.

Uśmiech mężczyzny powiększył się, ukazując dołeczki w policzkach.

– Chciałem do ciebie napisać, ale wyskoczyło mi powiadomienie, że nie logowałaś się w aplikacji od kilku tygodni.

– Tak... uhm... nie korzystam z niej od jakiegoś czasu.

Od mojej nieprzyjemnej sytuacji z Hell–Raiser'em.

Odkąd nazwał mnie dziwką.

Mężczyzna pokiwał głową, nachylając się w moją stronę. Do moich nozdrzy dotarł mocny zapach jego wody kolońskiej wymieszanej z papierosami.

– Słuchaj, nie będę ukrywał, o co mi chodzi – powiedział uwodzicielskim głosem. – Było nam dobrze i chciałbym to powtórzyć. Co ty na to?

Dominic zesztywniał, jego dłonie zacisnęły się na butelce piwa, aż pobielały mu knykcie.

– Ja...uhm... – dukałam, wiercąc się na stołku.

Nie mogłam zebrać myśli. Miałam papkę zamiast mózgu. Słowa mężczyzny nie pozostawiały wątpliwości co do charakteru naszej znajomości, lecz ciągle się łudziłam, że uda mi się je obrócić na swoją korzyść.

– To jak? Jesteś chętna? – dopytał, ponownie się do mnie zbliżając.

Odruchowo się odsunęłam, uderzając plecami o Dominica, który ku mojemu zaskoczeniu położył dłonie na moich ramionach i powiedział lodowato:

– Nie, nie jest chętna.

Zadrżałam, słysząc jego głos.

Niski. Autorytarny. Złowieszczy.

Podniecający.

Mężczyzna przeskakiwał wzrokiem między mną a Dominiciem, próbując połapać się w sytuacji. W końcu uniósł dłonie w obronnym geście, uśmiechając się przy tym nieszczerze.

– Rozumiem, nie było pytania – powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął wśród tłumu.

Siedziałam nieruchomo, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał mężczyzna, próbując poukładać sobie w głowie, co właśnie się stało. Niestety, mój mózg po raz kolejny odmówił posłuszeństwa. Nie pomagał fakt, że dłonie Dominica nadal znajdowały się na moich ramionach, a moje plecy wciąż opierały się o jego klatkę piersiową.

Chciałam się odsunąć, lecz nie byłam w stanie się poruszyć. Po raz kolejny dotyk mężczyzny sprawił, że przestałam panować nad moim zdradzieckim ciałem, które jak tlenu pragnęło bliskości Dominica.

Jego dłoni sunących po mojej skórze.

Jego ust na moich ustach.

Jego zapachu otaczającego mnie z każdej strony.

Jego słów mówiących mi, co mam robić.

– Brawo, profesorku – powiedziała Lucy, klaskając w dłonie, jak Joker w kultowej scenie z Batmana. – Po raz kolejny pokazałeś mi, że nie mam racji. Nic was nie łączy. Nie gracie w żadne gierki. A ty w ogóle nie jesteś zazdrosny, gdy w pobliżu pojawia się inny mężczyzna.

Dominic odsunął się ode mnie gwałtownie. Bez słowa wyciągnął z portfela dziesięć dolarów, rzucił je na ladę i szybki krokiem ruszył w stronę schodów. Obserwowałam go, aż zniknął za drzwiami, prowadzącymi na zewnątrz.

– Tchórz – mruknęła Lucy, chowając pieniądze do kasy. – Chociaż szczerze liczyłam, że się pobije z tym facetem. Założę się, że profesorek bije się jak baba.

– Lu... – zaczęłam.

– Tak, wiem, nie powinnam się wtrącać – weszła mi w słowo. – Ale nie mogłam się powstrzymać. Gościu ma wyraźną obsesję na twoim punkcie, a nie potrafi się do tego przyznać. Dzisiejsza sytuacja tylko to potwierdziła. Myślałam, że eksploduje, gdy ten drugi zaproponował ci seks... Założę się, że jest już na skraju wytrzymania. Daje mu czas do końca miesiąca.

– Na co? – spytałam, nie nadążając za jej tokiem myślenia.

– Na zakończenie waszych gierek.

*Zobacz, co ze mną zrobiłeś. Trampki, nie muszę nawet kupować nowej sukienki, skoro nie ma Ciebie, to nie mam po co się stroić.

*Przez Ciebie wyglądam na szaloną, kochanie. Nie jestem sobą, ostatnio wariuję, to nie w moim stylu,
Oszukiwałam się, ale teraz mnie to nie obchodzi.

*


Kolejny rozdział 30 października i... nic nie zdradzę :P

ig: annasmol_autorka

JO <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro