ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Wkurzona na drżących nogach jakoś dotoczyłam się z powrotem do baru. Usiadłam na stołku i machnęłam ręką w stronę Lucy, dając jej znać, że chcę kolejnego drinka.
– Nie wyglądasz na zadowoloną – stwierdziła, przesuwając w moją stronę szklankę wypełnioną żółtym płynem. – Nadal uważasz, że profesorek wie, co robi?
– Tak – burknęłam.
Niestety, wiedział aż za dobrze. Przeklęłam w głowie dzień, w którym ze szczegółami opisałam mu, co mnie podnieca. Skąd mogłam wiedzieć, że wykorzysta to przeciwko mnie? Normalnie faceci nie potrafili nawet w części zrealizować moich fantazji, aż tu nagle zjawia się Dominic Masen w tych swoich wełnianych sweterkach, przeklętych okularach, z tymi swoimi głupimi mądrymi słówkami i przewraca moje życie erotyczne do góry nogami.
Cholerny egoista.
Lucy przyglądała mi się przez dłuższą chwilę, lecz na szczęście nie kontynuowała tematu. Złapała za skrzynkę z pustymi butelkami po piwie i zniknęła na zapleczu.
– Dobrze, że jesteś. Miałem nadzieję, że tu na ciebie wpadnę – powiedział Matthew, siadając na stołku obok mnie.
Uśmiechnęłam się, widząc, w co był ubrany: granatowy garnitur, śnieżnobiałą koszulę i czarne mokasyny. Prezentował się komicznie na tle luzacko ubranych pijanych studentów, tańczących na parkiecie za nim.
– Wiesz, że możesz po prostu do mnie zadzwonić, wtedy nie będziesz musiał szukać w klubie? – spytałam, nie mogąc się powstrzymać.
– Tak, ale wolę załatwiać biznesy osobiście. Mam kilka spraw do omówienia – zaczął, jak zwykle przechodząc od razu do rzeczy. – Po pierwsze: wprowadziliśmy twoje poprawki i...
Urwał, wyciągając z kieszeni wibrujący telefon. Machnął w moją stronę ręką i odebrał połączenie, zatykając dłonią wolne ucho, aby lepiej słyszeć.
Westchnęłam, upijając łyka drinka. Ileż bym dała, aby nie był bezalkoholowy. Chociaż wątpiłam, że procenty pomogłyby mi się rozluźnić. Niestety, ale na to było tylko jedno sprawdzone rozwiązanie, lecz pewien cholerny egoista miał inne zdanie na ten temat.
Jak na zawołanie Dominic stanął obok mnie, opierając się o ladę.
Nie odwróciłam się w jego stronę. Ostatnie czego teraz potrzebowałam, to widzieć jego zadowolony uśmieszek. Wbiłam wzrok w mojego drinka, udając niewzruszoną bliskością Dominica, lecz moje ciało mnie zdradziło. Mimowolnie nachyliłam się w jego stronę, niby przypadkiem ocierając się barkiem o jego łokieć. Pragnęłam znaleźć się jak najbliżej niego, poczuć ponownie jego dłonie i usta na sobie.
Podniosłam wzrok, napotykając intensywne spojrzenie Dominica. Tak jak się spodziewałam, w kącikach jego ust błąkał się krzywy uśmieszek, w oczach błyszczały złośliwe ogniki.
Wkurzoną, że po raz kolejny pokazałam mężczyźnie, jak na mnie działał, wysunęłam dumnie podbródek do przodu i odwróciłam się w stronę Matta, który właśnie chował telefon do kieszeni.
– Pierwsza sprawa to – kontynuował, jak gdyby nic nam nie przerwało – wprowadziliśmy już poprawki do gry na bazie twoich notatek. Będziesz miała czas, aby przejść ją jeszcze raz?
– Jasne – odparłam bez wahania. Może jak pourywam głowy hordzie troglodytów, to zmniejszy moją chęć zrobienia tego samego cholernemu egoiście, stojącemu po mojej lewej stronie.
– Dobrze. Druga sprawa: chcesz dołączyć do zespołu odpowiedzialnego za preprodukcję gry, której nazwy nie mogę ci jeszcze podać, ale mała podpowiedź: kolejna część kultowej gry opartej na D&D, do której właśnie zdobyliśmy prawa.
Zamarłam, przetwarzając jego słowa w głowie.
– Żartujesz – wydusiłam.
– Ja nigdy nie żartuję.
To prawda. Miałam spore wątpliwości, czy Matt ma w ogóle poczucie humoru.
– Zdobyliście prawa do Devil's Sword?
– Nie mogę ci zdradzić nazwy gry – powiedział, jednocześnie potwierdzając mi skinieniem głowy.
– I chcesz, abym przy tym pracowała?
– Tak.
– Co już jest zrobione?
– Niewiele. Jedynie ogólny zamysł na grę.
Z wrażenia prawie spadłam ze stołka. Devil's Sword była ulubioną grą mojego taty i to właśnie ona sprawiła, że wniknęłam do świata gier komputerowych i tak naprawdę już nigdy z niego nie wyszłam. Większość moich wspomnień z dzieciństwa związana była właśnie z tą grą. Nie zliczę, ile razy przeszłam pierwszą i drugą część. Ile stworzyłam instrukcji do różnych poziomów i misji, którymi dzieliłam się na specjalnym forum. Byłam zdruzgotana, gdy dowiedziałam się, że producent zbankrutował i najpewniej nigdy nie będzie kontynuacji.
A teraz miałam możliwość być częścią zespołu odpowiedzialnego za stworzenie kolejnej części tej kultowej gry.
– Nie żartujesz, prawda? – dopytałam, nadal nie mogąc w to uwierzyć.
Matt westchnął, lecz jego usta lekko się uniosły w czymś na kształt uśmiechu.
– Nie żartuję. Piszesz się?
Pisnęłam, zeskakując ze stołka i przytulając się do mężczyzny, który cały zesztywniał. Odsunęłam się szybko od niego, przepraszając za swoje nieprofesjonalne zachowanie.
– Jasne, że się piszę – odparłam.
– Tak myślałem. Wyślę ci wszystkie informacje w mailu. Kompletuję jeszcze zespół, więc najpewniej nie zaczniemy nad tym prac wcześniej niż za miesiąc.
Skinęłam głową, ledwo powstrzymując się, aby znów go nie przytulić. Kto by pomyślał, że ten sztywny, poważny mężczyzna może przynieść tyle radości?
Telefon Matta ponownie zawibrował. Machnął w moją stronę dłonią, odebrał połączenie i zniknął na schodach, prowadzących do loży dla VIPów.
Odprowadziłam go wzrokiem, szczerząc się jak głupia. Euforia wręcz rozsadzała mnie od środka. Odwróciłam się do Dominica, który przyglądał mi się z trudnym do rozczytania wyrazem twarzy. Stanęłam na palcach i nachyliłam się do jego ucha:
– Łazienka. Pięć minut – wyszeptałam i nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłam w stronę korytarza.
Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że mężczyzna szedł za mną. Czułam na sobie jego wzrok. Dokładnie tak jak, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.
Miałam wrażenie, że od tego czasu upłynęły wieki, a nie tylko trzy miesiące. Tak wiele wydarzyło się przez ten czas. Nie byliśmy już nieznajomymi poznanymi przez aplikację, a kimś więcej. Kim? Nie wiedziałam, ale nie miało to dla mnie w tej chwili znaczenia.
Ledwo weszłam do łazienki, kiedy Dominic zatrzasnął za nami drzwi i docisnął mnie do nich plecami.
Sapnęłam, widząc jego pociemniałe spojrzenie i zaciśnięte szczęki. Tym razem nie tylko ja byłam na skraju wytrzymałości. To dobrze, może w końcu skończy ze swoimi gierkami.
Bez słowa podciągnął moją sukienkę do góry, rozpiął swoje spodnie i założył prezerwatywę.
– Och – jęknęłam, gdy we mnie wszedł.
Odruchowo objęłam go nogami w pasie i złapałam za barki.
Poruszał się mocno, gwałtownie. Jakby nie mógł być wystarczająco głęboko. Jakby nie mógł się mną nasycić.
Przymknęłam powieki, rozkoszując się przyjemnym uczuciem wypełnienia.
– Ile razy mam ci powtarzać, że masz na mnie patrzeć? – spytał Dominic ostrym głosem. – Spójrz na mnie.
Otworzyłam oczy, napotykając jego spojrzenie. Pełne pożądania i czegoś jeszcze... nienawiści?
Dominic przyspieszył ruchy, wbijając moje plecy mocniej w drzwi.
– Dokładnie tak – powtarzał, zaciskając dłonie na moich pośladkach. – Dokładnie tak.
Czułam, że mój orgazm jest już blisko i że tym razem, nie będę w stanie go powstrzymać. Nie po takim czasie.
– Jestem... – urwałam, niezdolna dokończyć zdania.
– Jeszcze nie.
– Proszę.
– Nie – warknął. – Jeszcze nie skończyłem.
Jak to możliwe, że słowa mężczyznę jednocześnie mnie wkurzyły i podnieciły?
Pomieszczenie wypełniła mieszanka naszych jęków, stęknięć, westchnień i skrzypienia drzwi, uderzających rytmicznie o framugę.
– Proszę – powtórzyłam.
– Jeszcze nie.
– Pro...
Uciszył mnie, wpijając się w moje usta. Całował mnie ostro, zaborczo. Znów pokazując mi, kto tutaj rządził. Złapał między zęby moją dolną wargę, przygryzając ją i liżąc na zmianę. Z każdym jego ruchem, przyjemna wibracja roznosiła się po moim kręgosłupie, aż do miejsca, gdzie byliśmy złączeni.
Dominic uwolnił moje usta, ponownie atakując moją odsłoniętą szyję. Jęknęłam, gdy zassał wrażliwą skórę do ust.
– Proszę – wyszeptałam, nie mogąc dłużej wytrzymać tej tortury.
– Nie.
– Cholerny egoista.
Dominic podniósł głowę, uśmiechając się szeroko. W odpowiedzi na moje słowa przyspieszył swoje ruchy, zaciskając palce na moich biodrach.
Wbiłam paznokcie w jego barki, ledwo panując nad dźwiękami, opuszczającymi moje usta. Miałam wrażenie, że cały klub właśnie słuchał moich jęków.
– Teraz – powiedział Dominic, ponownie przygryzając moją szyję.
Odrzuciłam głowę do tyłu, pozwalając sobie wreszcie na spełnienie. Miałam wrażenie, że przyjemność falami przechodzi przez moje ciało, każda kolejna intensywniejsza od poprzedniej. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego.
Jeżeli tak miała wyglądać moja nagroda za sześć dni męki, to zdecydowanie było warto.
Dominic znieruchomiał, szepcząc coś niewyraźnego pod nosem.
Uwielbiałam oglądać go w takim stanie. Przymrużone oczy, urywany oddech, napięta szyja. Dokładnie tak wyglądał w moich fantazjach.
Pogładziłam go po lekko spoconych włosach, czekając, aż mężczyzna dojdzie do siebie. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Niestety, Dominic nie pozwolił mi długo się nią nacieszyć. Bez słowa postawił mnie na podłodze, wyrzucił zużytą gumkę do kosza i zapiął spodnie.
Obserwowałam go, czując jakiś dziwny ucisk w piersi. Nieprzyjemne myśli zalały moją głowę; uciszyłam je szybko, nie chcąc, aby na zawsze zepsuły mi to wspomnienie.
Dominic popatrzył na mnie z trudnym do rozczytania wyrazem twarzy. Przestąpiłam z nogi na nogę, nie wiedząc, jak się zachować. Czy powinnam coś powiedzieć? A może lepiej jak będę milczeć?
Przerwał moje rozmyślania, podchodząc do mnie i odgarniając moje włosy na plecy. Jakiś cień zasnuł jego spojrzenie, gdy wpatrywał się w moją szyję. Nachylił się i złożył na niej delikatny pocałunek, po czym powiedział:
– Teraz nikt nie będzie miał wątpliwości, że jesteś moja.
*
Upewniłam się, że włosy zakrywają malinkę na mojej szyi, wzięłam głęboki oddech i weszłam do domu. Wnętrze pogrążone było w ciemności, jedynie wąska smuga światła wydobywała się spod drzwi kuchni. Niechętnie ruszyłam w tamtą stronę.
Westchnęłam, widząc ciotkę Trudy prawie w całości ukrytą za stosem kubków, talerzy i miseczek, które wycierała ściereczką. Oznaczało to, że nie pozbędę się jej tak szybko.
– Zmywarka nie domywa naczyń – powiedziała, nawet na mnie nie patrząc. – Na jaki program ją nastawiasz?
– Auto.
Ciotka uniosła szklankę do światła i przyjrzała jej się z każdej strony.
– Myjesz naczynia, zanim włożysz je do zmywarki? Nie można wsadzać brudnych naczyń, bo się nie domyją, a przewód zatka.
To po co mi zmywarka skoro nie mogę do niej wsadzać brudnych naczyń?
Zacisnęłam usta, uznając, że lepiej nic nie mówić.
– Wszystkie ubrania bliźniaków są pogniecione i poplamione – ciągnęła, wycierając kolejną szklankę. – Pamiętasz o tym, żeby nastawiać tylko pół bębna? Inaczej pranie nie ma jak się wyprać i dobrze odwirować.
– Uhm.
– I musisz wyciągnąć pranie z suszarki, jak tylko się skończy program. Inaczej będzie pogniecione.
– Uhm.
– I nie używaj zmiękczacza do tkanin, bo niszczy ubrania.
– Uhm.
Wyciągnęłam sok pomarańczowy z lodówki, a widząc, że wszystkie szklanki i kubki są tuż obok ciotki, napiłam się go z gwinta. Trudy jakby wyczuwając mój występek, odwróciła się w końcu w moją stronę i zmierzyła mnie wzrokiem pełnym dezaprobaty, na dłużej zatrzymując się na mojej szyi. Odruchowo poprawiłam włosy, lecz było za późno.
Ciotka z hukiem odłożyła szklankę na blat i wycelowała we mnie oskarżycielsko palec.
– Co to jest? – spytała.
– Nic.
– Nie kłam, widzę, że to malinka.
– To po co pytasz? – warknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
Ciotka pokręciła z dezaprobatą głową.
– Sypianie z obcymi facetami już ci nie wystarcza? Teraz musisz jeszcze to ogłaszać całemu światu?
– Niczego nie ogłaszam. To zwykła malinka i tyle.
– A jak myślisz, co ludzie pomyślą, gdy ją zobaczą? Przecież wiedzą, że nie masz chłopaka. A nawet jakbyś miała, to nadal nie powinnaś pozwalać się tak oszpecać. To nie wypada.
Zacisnęłam dłonie na kartonie soku, z trudem powstrzymując się przed wybuchem.
– Nigdy nie znajdziesz porządnego chłopaka, jeżeli nadal będzie rozkładać nogi przed byle kim – ciągnęła ciotka. – Tak, wszyscy powtarzają, że czasy się zmieniły i że kobiety mogą być bardziej wyzwolone, ale nikt tak naprawdę w to nie wierzy. Bo kto by chciał taki zużyty towar? A myślałaś w ogóle o dzieciach? Jak twoje zachowanie na nie wpłynie?
Każde jej słowo sprawiało mi wręcz fizyczny ból. Jakby ciotka dokładnie wiedziała, co powiedzieć, aby zadać mi jak największy cios. Czy uda nam się kiedyś przeprowadzić cywilizowaną rozmowę bez jej ciągłego obwiniania mnie i sprawiania, że czułam się jak śmieć? Starałam się, jak mogłam, aby zapewnić dzieciakom normalne dzieciństwo, lecz nieważne co robiłam, dla ciotki i tak było za mało. Co jeszcze musiałam poświęcić, aby w końcu była zadowolona? Czego ode mnie oczekiwała? Że zupełnie zapomnę o własnych marzeniach i pragnieniach?
Że przestanę być sobą?
Popatrzyłam na ciotkę, która aż poczerwieniała ze złości. Chciałam na nią nakrzyczeć, wyrzucić z siebie wszystko, co siedziało mi na sercu, lecz wiedziałam, że przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku.
– Wyjdź – powiedziałam, zaskakująco spokojnym głosem.
– Co? – spytała.
– Wyjdź.
– Jak śmiesz mnie wyganiać, po tym co dla ciebie zrobiłam.
– Nie wyganiam, a proszę, abyś wyszła.
– To jedno i to samo.
Milczałam, obserwując ciotkę, która wyraźnie nie wiedziała, jak się zachować. Kilkukrotnie otworzyła i zamknęła usta, aż w końcu prychnęła i dumnym krokiem wyszła z kuchni. Po chwili rozległ się trzask zamykanych drzwi.
Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na płacz.
*
Nowy rozdział 2 grudnia!
ig: annasmol_autorka
JO <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro