Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY

Heather

Nie mogłam zasnąć. Od kilku godzin przerzucałam się z boku na bok, próbując, choć na chwilę wyłączyć moją głowę, odpocząć od panującego w niej chaosu. Bezskutecznie. Moje myśli co chwilę uciekały do Dominica i do naszej rozmowy.

Chciałam mieć pewność, że nic mi nie umknęło... że Dominic mnie okłamał. I z każdą minutą miałam coraz mniej wątpliwości co do tego, że mówił prawdę.

Musiał.

Jego ból był zbyt prawdziwy, zbyt namacalny. Nawet najlepszy aktor nie byłby w stanie zagrać go tak dobrze. Nie, zdecydowanie nie kłamał.

Naprawdę nienawidził Alice.

Żołądek zacisnął mi się w ciasny supeł na samo wspomnienie kobiety. Jak można być, aż tak okrutnym? Jak można się cieszyć nieszczęściem innych? Jak sprytnie manipulowała Dominiciem, że wytrwał z nią przez wszystkie te lata?

Nie mogłam sobie nawet wyobrazić tego, co czuł. Najpierw odrzucony przez własnych rodziców, którzy powinni go kochać bezwarunkowo. Później, kiedy był przekonany, że w końcu odnalazł szczęście, okazało się ono jego najgorszym koszmarem.

Byłam naprawdę okropnym dzieckiem. Wiecznie pakowałam się w kłopoty, wagarowałam, nie słuchałam nikogo, przekonana o własnej nieomylności. Lecz nigdy, nawet przez moment rodzice nie dali mi odczuć, że nie spełniam ich oczekiwań. Kochali mnie taką, jaka jestem. I nie mogłam znieść myśli, że Dominic nie doświadczył takiej miłości. Że ciągle miał poczucie, że musi sobie na nią zasłużyć... Że nie był wystarczająco dobry.

Czy człowiek jest w stanie znieść taką ilość odrzucenia?

Przed moimi oczami stanęła twarz Dominica, jego pełne bólu i smutku spojrzenie. Na samo wspomnienie gniew zapłonął mi w żyłach. Po raz pierwszy miałam ochotę wyrządzić komuś krzywdę, ukarać za to, jak zranił tego wspaniałego mężczyznę. Ale jak wymierzyć sprawiedliwość, kiedy nie ma komu?

I wtedy to do mnie dotarło.

W końcu zrozumiałam Dominica. Tak jak ja, chciał się zemścić na osobach, które go skrzywdziły, lecz nie miał jak tego zrobić, dlatego wybrał inny sposób...

Sięgnęłam po telefon, wybierając numer Dominica. Dopiero kiedy usłyszałam jego zachrypnięty, wyraźnie zaspany głos, zorientowałam się, która była godzina. Czwarta jedenaście.

– Heather? Coś się stało?

Co miałam mu odpowiedzieć? Że nagle poczułam ogromną chęć usłyszenia jego głosu? Upewnienia się, że wszystko z nim okej? Westchnęłam, wyzywając własną głupotę.

– Przepraszam, że ciebie obudziłam... Nie mogłam zasnąć i chciałam... Uhm... Porozmawiamy później. O jakiejś bardziej przyzwoitej porze.

– Możemy porozmawiać teraz. Już i tak nie zasnę.

Usłyszałam dźwięk sprężyn i szelest kołdry. Oczami wyobraźni widziałam Dominica, opartego o wezgłowie łóżka. Jego zaspane oczy, rozczochrane włosy, poduszkę odciśniętą na jego twarzy.

– Dlaczego nie możesz zasnąć?

– Bo w kółko myślę o tym, co mi powiedziałeś. Jak ciężko musiało ci być... żyć ze świadomością, że musisz udowadniać innym swoją wartość... I chciałam ci tylko powiedzieć, że dla mnie jesteś idealny, dokładnie taki jaki jesteś.

– Nie jestem idealny, Heather.

– Wiem, że nie jesteś. Nikt nie jest. – Podniosłam się do pozycji siedzącej. – Chodzi mi o to, że dla mnie jesteś idealny. Nie zmieniłabym w tobie nic, bo podobasz mi się dokładnie taki jaki jesteś.

W słuchawce zapadła głucha cisza. Przycisnęłam telefon mocniej do ucha, serce biło mi jak oszalałe.

– Dziękuję.

Łzy napłynęły mi do oczu, kiedy usłyszałam jego drżący, stłumiony głos.

Dziękuję.

Zaledwie jedno słowo, lecz kryło się za nim o wiele więcej.

Ból. Smutek. Samotność. Beznadzieja. Brak zrozumienia. Gorycz. Rezygnacja.

– Czy możemy się jutro... to znaczy dzisiaj spotkać? – spytałam.

Dominic odchrząknął, sprężyny zaskrzeczały w tle.

– Mam okienko pomiędzy dziesiątą a jedenastą.

Dogadaliśmy szczegóły spotkania, po czym się rozłączyliśmy. Odłożyłam telefon na bok i zapatrzyłam się przed siebie, delektując się niespodziewaną lekkością, która mnie wypełniła.

Jeszcze wczoraj uważałam, że nie będę w stanie dać Dominicowi drugiej szansy. Nie wierzyłam w jego nienawiść do Alice, w to, że tak nagle się w niej odkochał. Bałam się, że będzie mnie do niej porównywał, że jej duch będzie wisiał nad nami, nie dając nam spokoju. Ale teraz, znając całą historię, czułam, że możemy spróbować. Czy będzie łatwo? Zdecydowanie nie. Czy będzie warto? Mam nadzieję, że tak.

*

Zaparkowałam na parkingu pod wydziałem i zerknęłam na zegarek. Czterdzieści minut, aż Dominic skończy wykład. Wyciągnęłam laptopa z torby, chcąc nadrobić trochę pracy, lecz po chwili zastanowienia, schowałam go z powrotem. I tak nie mogłabym się skupić.

Bębniłam palcami o kierownicę, próbując jakoś zabić czas, lecz jak na złość, miałam wrażenie, że każda minuta ciągnie się w nieskończoność. W końcu zrezygnowana wysiadłam z samochodu i weszłam do budynku. Moje nogi mimowolnie zaniosły mnie do sali, w której wykładał Dominic i nim mogłam się powstrzymać, uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka.

– Cholera – mruknęłam pod nosem na widok mężczyzny.

Nie dość, że miał na sobie trzyczęściowy garnitur, w którym wyglądał jak model z okładki magazynu mody męskiej, to jeszcze założył te przeklęte seksowne okulary, które sprawiały, że przestawałam logicznie myśleć.

Nie było nawet cienia szansy, że zmuszę się teraz do wyjścia i poczekania na niego na zewnątrz.

Nie, gdy prezentował się tak seksownie.

Niepostrzeżenie zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie i schyliłam się delikatnie, aby mnie nie zobaczył. Niestety, Dominic jakby wyczuł moją obecność i odwrócił się w moją stronę, wbijając we mnie swoje intensywne błękitne spojrzenie.

– W takim razie, co uważa pan o aplikacjach randkowych? – spytał łysy chłopak, siedzący po drugiej stronie pomieszczenia.

Dominic wpatrywał się we mnie jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym posłał mi szybki uśmiech i skupił się na chłopaku.

– Uważam, że aplikacje randkowe są wygodne i przyjemne w korzystaniu, lecz jednocześnie nie są dla nas dobre. Żyjemy w czasach, w których poznawanie nowych ludzi jest zaskakująco łatwe, a jednak paradoksalnie coraz więcej osób jest samotnych. Wystarczy spojrzeć na statystyki. – Sięgnął po tablet, poprawił te przeklęte okulary i zaczął czytać: – Jeden na trzech mężczyzn w wieku od 18 do 30 lat nie uprawiał seksu w ciągu ostatniego roku. Jest to wzrost z 8 do 28 procent pomiędzy rokiem 2008 a 2018. Tylko 50 procent mężczyzn w wieku od 18 do 30 lat przyznaje, że szuka związku... Bazując na badaniu przeprowadzonym przez Morgan Stanley, w 2040 roku aż 45 procent kobiet w wieku od 25 do 45 lat będzie samotnych i bezdzietnych. – Odłożył tablet na biurko i popatrzył na studenta, który zadał pytanie. – Oczywiście danych jest o wiele więcej, lecz nie chcę was nimi zarzucać. Nie taki jest mój cel. Chciałem jedynie uwiarygodnić, że moje zdanie ma poparcie w nauce.

Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zdążyłam zapomnieć, jak charyzmatyczny był w trakcie zajęć. Z jaką pewnością przedstawiał swoje zdanie na różne tematy, z jaką łatwością angażował studentów do rozmowy. W swojej studenckiej karierze miałam wielu wykładowców. Niektórych lepszych, o wiele częściej tych gorszych, lecz od żadnego nie biła taka pasja, do wykładanego przedmiotu, jak od Dominica.

Może dlatego jego zajęcia były tak ciekawe? Bo widać było, że sam jest zafascynowany tematem?

– Dlaczego zakłada pan, że brak partnera czy dziecka jest czymś negatywnym? Może to świadoma decyzja? – spytała blondynka, ubrana we flanelową koszulę w kratkę.

– Oczywiście, może mieć pani rację, lecz ciężko mi uwierzyć, że ma to odniesienie do aż tak dużego odsetka ludzi, o którym wcześniej wspomniałem. Należy pamiętać, że bycie w związku, posiadanie rodziny ma ogromne znaczenie nie tylko dla naszego zdrowia psychicznego, ale i fizycznego. Jest spora lista badań, które udowadniają, że samotność ma równie negatywne konsekwencje, o ile nie gorsze, niż palenie papierosów, czy nadużywanie alkoholu. Świetnym przykładem jest tutaj tak zwany efekt Roseto. Roseto to niewielka miejscowość położona w Pensylwanii, zamieszkiwana przez włoskich imigrantów, która stała się obiektem szczegółowych badań naukowców. A wszystko przez to, że w porównaniu do innych miast w okolicy, ludzie mieszkający w Roseto byli o wiele lepszego zdrowia. Każdy z nas zapewne z góry założy, że to zasługa zdrowej diety, braku używek, regularnej aktywności fizycznej, lecz prawda jest zgoła inna. Mieszkańcy Roseto z pogardą odnosili się do zdrowego stylu życia. Codziennością dla nich były cygara, duże ilości wina, kiełbasek i mięs smażonych na smalcu, a na dodatek większość mężczyzn pracowała w kamieniołomach, gdzie narażeni byli na wdychanie trujących gazów. Co więc miało tak wspaniały wpływ na ich zdrowie...? Relacje rodzinne. Wszystkie domostwa stanowiły rodziny trzypokoleniowe, tym samym ludzi łączyły silne więzi społeczne. Niestety, jak tylko mieszkańcy odeszli od tego modelu i przyjęli amerykański tryb życia, ich jakość i długość życia drastycznie spadła. Dlatego uważam, że pandemia samotności jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, a niestety wszystkie badania wskazują na to, że będzie się ona tylko pogłębiać.

Kilku studentów zadało kolejne pytania, którymi próbowali podważyć zdanie Dominica, lecz mężczyzna odpierał ich ataki, cytując przy tym ogrom badań, potwierdzających jego tezę.

W końcu zajęcia się skończyły.

Wyszłam na korytarz, kiedy usłyszałam znajomy głos, wołający moje imię.

– Cześć Mike.

– Co tutaj robisz? – spytał, zatrzymując się przede mną. – Myślałem, że rzuciłaś studia.

Zwyzywałam w myślach własną głupotę. Czemu nie zostałam w samochodzie, tak jak planowałam? I co mam teraz odpowiedzieć? Że przyszłam się spotkać z profesorem Masenem, ale zdecydowanie nie po to, aby dyskutować z nim o socjologii? Może i nie byłam już jego studentką, ale nie chciałam, aby miał z mojego powodu jakieś problemy.

– Bo rzuciłam, ale mam do załatwienia kilka papierkowych spraw.

– Najgorzej. Chodź, odprowadzę cię do sekretariatu.

– Dzięki, ale właśnie z niego wracam.

– Tak? Bo widziałem ciebie na wykładzie Masena.

Cholera! Myśl, Heather. Myśl.

– Usłyszałam, o czym rozmawiacie i z ciekawości zajrzałam do środka – skłamałam gładko.

– Noo, Masen jest w porządku, cieszę się, że jednak zapisałem się na jego zajęcia. Zwłaszcza że...

Za plecami Mike'a dostrzegłam Dominica. Rzuciłam mu spanikowane spojrzenie, błagając go, aby znów nie odwalił akcji jak ostatnio i nie wystrzelił z: Panno White, proszę do mojego biura. Na szczęście Dominic skinął nieznacznie głową i oddalił się korytarzem w stronę swojego gabinetu.

– ...nie wiedziałem, czy mam...

– Muszę lecieć – przerwałam chłopakowi – ale miło było się spotkać.

– Jasne, rozumiem. Też muszę iść na ekonomię.

Ledwo zrobiłam krok, kiedy zatrzymał mnie jego głos.

– I dzięki za zeswatanie mnie z Sonią. Miałaś nosa, że to idealna dziewczyna dla mnie.

– Czekaj, jesteś z Sonią? – spytałam, nie kryjąc zaskoczenia.

– Noo, tak. Przecież sama nas poznałaś.

Przypomniałam sobie tamtą sytuację i byłam prawie pewna, że Mike w ogóle nie zwracał uwagi na Sonię... nawet nie dał mi szansy, abym ich sobie przedstawiła.

Czy ja czasem nie śnię? Najpierw bliźniaki dostali pochwałę za bardzo dobre sprawowanie, później okazało się, że Dominic nie kochał swojej żony, a wręcz ją nienawidził, a teraz Mike twierdził, że spotyka się z Sonią? Sonią, dziewczyną, która wyglądała, jak wyjęta z jakiejś bajki o wróżkach związała się z Mikiem, który był... po prostu Mikiem?

Odprowadziłam wzrokiem chłopaka i pokręciłam głową rozbawiona całą tą sytuacją. Kto wie, co jeszcze dziwnego się wydarzy. Może Luke zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych? Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie, zdecydowanie nikt by tego nie chciał.

Moje serce waliło mi w piersi, kiedy przeszłam przez długi korytarz i zatrzymałam się przed gabinetem Dominica. Upewniłam się, że nie ma nikogo w pobliżu, zapukałam do drzwi, po czym od razu weszłam do środka.

Dominic opierał się o parapet, blokując swoją wysoką sylwetką, wpadające przez okno światło słoneczne. Marynarkę przewiesił przez oparcie krzesła, rękawy koszuli podwinął, aż do łokci. Na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech, który powiększył się, kiedy powiedziałam:

– Czy możesz ściągnąć okulary?

– Dlaczego?

– Nie mogę się skupić, kiedy masz je na sobie.

– Dlaczego? – powtórzył, nie kryjąc swojego zadowolenia.

– Dobrze wiesz dlaczego.

Dominic pokręcił głową, ale posłusznie ściągnął okulary.

Od razu lepiej – pomyślałam, lecz moja ulga nie trwała długo. Wystarczyło, że mój wzrok padł na biurko, a wspomnienia sprzed kilku miesięcy zalały mi głowę. Z trudem przełknęłam ślinę i podniosłam głowę, napotykając pociemniałe spojrzenie Dominica.

Zdecydowanie wiedział, o czym właśnie myślałam. Najpewniej sam myślał o tym samym.

Zapadła cisza. Napięcie i pożądanie wypełniło powietrze, sprawiając, że nawet oddychanie przychodziło mi z trudem. Co takiego miał w sobie Dominic, że zupełnie traciłam przy nim kontrolę nad moim ciałem?

– Chciałaś porozmawiać – przypomniał mi zachrypniętym głosem.

– Tak. – Odchrząknęłam, próbując zmusić mój mózg do współpracy. – Dużo myślałam o tym co się stało, o nas, o naszej przyszłości... I nie kłamałam, mówiąc wczoraj, że uważam ciebie za wspaniałego faceta i dlatego... chciałabym nam dać szansę, spróbować od nowa.

– Mówisz poważnie? – spytał, zbliżając się do mnie.

– Tak, ale żadnych więcej sekretów ani niedopowiedzeń, więc jeżeli cokolwiek przede mną ukrywasz, to powiedz to teraz.

– Nic nie ukrywam.

– To dobrze, bo wiedz, że tym razem nie powstrzymam Lucy przed zamienieniem sobie z tobą paru słów sam na sam – zażartowałam.

Lucy byłaby wniebowzięta, widząc, jak Dominic wzdrygnął się na samo wspomnienie jej imienia.

– Ale zanim cokolwiek zrobimy, chcę, abyśmy oboje wiedzieli, na czym stoimy – powiedziałam. – Moje rodzeństwo jest dla mnie najważniejsze i to się nigdy nie zmieni. Jeżeli kiedykolwiek każesz mi wybierać między sobą a nimi, to bez wahania wybiorę dzieciaki. Musisz mieć też na uwadze, że jestem ich jedyną opiekunką, więc moje życie głównie kręci się wokół nich, a mój wolny czas prawie nie istnieje. Jeżeli poczuję, że robisz mi z tego powodu wyrzuty, to z nami koniec... Najlepiej będzie, jak zaczniemy powoli. Nie przedstawię cię dzieciakom, dopóki nie będę mieć pewności, że nasz związek ma przyszłość.

– Dobrze.

– Na pewno? Nie odstraszyłam cię?

– Nie, sprawiłaś jedynie, że podobasz mi się jeszcze bardziej.

Podniósł dłoń i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Zadrżałam, mój oddech przyspieszył.

– Czy mogę zaprosić cię na randkę, czy to zbyt szybko? – spytał, gładząc mój policzek.

– Randkę...? Uhm... nie, to nie jest zbyt szybko.

Dominic uśmiechnął się szeroko, chłopięcą, rozbrajająco. Wyglądał tak beztrosko i młodo. Jakby moja odpowiedź sprawiła, że z jego twarzy magicznie zniknęły lata upokorzeń, bólu i smutku. Miałam wrażenie, że to właśnie teraz widziałam prawdziwego Dominica. Takiego, jaki był, zanim inni odebrali mu jego światło. 

***

Nowy rozdział 20 lutego :)

ig: annasmol_autorka } twitter: josmall1996

JO <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro