Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Heather

Moje włoski na rękach stanęły dęba, oddech znacząco przyspieszył. Nie odwróciłam się. Nie musiałam. Reagowałam tak tylko na jedną osobę.

Dominica Masena.

Nie minęło trzydzieści sekund, gdy mężczyzna oparł się o ladę tuż obok mnie. Nie odezwał się do mnie, nawet nie spojrzał w moją stronę. Znów udawał, jakby mnie w ogóle nie było.

Lucy wyszła z zaplecza, zatrzymała się w półkroku na widok stojącego obok mnie Masena. Butelki wódki niebezpiecznie zakołysały się w jej dłoniach. Odstawiła je na blat i zbliżyła się do nas, rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie.

– Co podać, przystojniaczku? – spytała niskim, uwodzicielskim głosem. Roztaczając swój czar.

– Bud Light'a – odparł Dominic zupełnie niewzruszony.

Lucy zmrużyła oczy, przyglądając się mu przez dłuższą chwilę. Prawie się zaśmiałam, widząc jej zdezorientowaną minę. Po raz pierwszy jakiś mężczyzna oparł się jej urokowi. Kołysząc zmysłowo biodrami podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej piwo. Otworzyła je i podała Dominicowi, który w podziękowaniu skinął głową.

Czekałam, aż mężczyzna się oddali, lecz wyglądało na to, że nigdzie się nie wybierał. Sączył spokojnie piwo, ocierając się od czasu do czasu o moje ramię. Posyłając dreszcze wzdłuż mojego ciała.

Lucy zaciekawiona spoglądała to na mnie, to na niego. Miała dziwny, nieobecny wyraz twarzy, jakby usilnie się nad czymś zastanawiała. A to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.

Zawibrował mój telefon. Moje mokre od potu dłonie ślizgały się po ekranie, próbując go odblokować. W końcu mi się udało. Kliknęłam powiadomienie z aplikacji.

Hell–Raiser: Jestem. Niebieska koszula w kratkę i skórzana kurtka.

Zaschło mi w gardle. Z trudem przełknęłam ślinę i odwróciłam się w stronę parkietu, przeszukując tłum. W końcu dostrzegłam machającego mi wysokiego blondyna ubranego w niebieską koszulę w kratkę.

Najwyraźniej nie tylko ja go dostrzegłam.

Dominic zesztywniał. Popatrzyłam na niego, lecz cała jego uwaga skupiona była na zbliżającym się w naszą stronę mężczyźnie.

Spanikowana zawołałam Lucy, która bez pytania podała mi klucz. Zeskoczyłam ze stołka i prawie biegiem ruszyłam w kierunku blondyna.

– Jesteś jeszcze ładniejsza niż na zdjęciu – powiedział, uśmiechając się szeroko. – Nie są...

– Dzięki – weszłam mu w słowo.

Złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku korytarza. Odetchnęłam z ulgą dopiero gdy zamknęłam za nami drzwi łazienki. Ale nawet tutaj czułam obecność Dominica. Wystarczyło, że mój wzrok zatrzymał się na umywalce w rogu pomieszczenia, a moją głowę zalały obrazy sprzed miesiąca. Pociemniałe z pożądania oczy Dominica, jego silne dłonie na moim ciele, rozkazujący głos.

Na samo wspomnienie tamtej nocy przeszedł mnie dreszcz rozkoszy.

– Naprawdę jesteś bardzo ładna – wyrwał mnie z zamyślenia głos blondyna. – Wyg...

Pocałowałam go, nie dając mu skończyć. Pragnęłam w taki sposób, choć na chwilę zapomnieć o Dominicu.

Bezskutecznie.

Wszystko było nie tak. Pocałunek był zbyt delikatny. Zbyt słodki. Zbyt intymny...

– Złap mnie za włosy – wyszeptałam.

Zawahał się. W końcu niepewnie wsunął palce w moje włosy i za nie pociągnął.

– Tak? – spytał.

– Mocniej... Dokładnie tak.

Przymknęłam powieki, udając, że to Dominic mnie całuje. Że to jego dłonie szarpią moje włosy, suną po moim ciele.

– Nie za mocno? – spytał blondyn.

Czar prysł. Otworzyłam oczy i popatrzyłam wkurzona na mężczyznę.

– Nie.

– Jesteś pewna?

– Tak.

– Boję się, że zrobię ci krzywdę.

– Nie zrobisz.

– Na pewno?

Wypuściłam powietrze ustami, ledwo panując nad moim poirytowaniem. Wymieniliśmy dzisiaj kilkanaście wiadomości, w których dokładnie opisałam mu, co mnie pociąga. Zgodził się na wszystko, zapewniając, że i on woli ostrzejszy seks. Lecz teraz widząc jego zagubioną minę i spojrzenie wbite w podłogę, wiedziałam, że nie leżało to w jego naturze.

– Nic z tego nie będzie – powiedziałam, poprawiając ubranie.

– Dlaczego?

Bo nie jesteś Dominiciem, pomyślałam, lecz na głos powiedziałam:

– Nie czuję tego... Nie ma między nami chemii.

– Daj mi jeszcze jedną szansę – powiedział błagalnym tonem, utwierdzając mnie w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję.

Poprawiłam sukienkę i bez słowa wyszłam na korytarz. Mężczyzna złapał mnie za ramię i docisnął do ściany.

– Umiem na ostro – powiedział, wpijając się w moje usta i szarpiąc mocno za włosy.

Adrenalina buzowała mi w żyłach, zimny pot oblepił ciało. Odwróciłam głowę w bok, uciekając przed jego pocałunkiem.

– Puść mnie albo zacznę krzyczeć – poleciłam zachrypniętym głosem.

Mężczyzna od razu posłuchał, odsuwając się ode mnie. Na jego twarzy znów widoczne było zagubienie.

– O co ci chodzi? – spytał.

Nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Pragnęłam uciec jak najdalej stąd. Zrobiłam krok w bok, lecz blondyn zasłonił mi drogę swoim ciałem.

– Przecież przed chwilą chciałaś na ostro – powiedział.

– Przepuść mnie.

– Ale dlaczego? Umawialiśmy się, że...

Urwał. Jego twarz wykrzywił grymas bólu, gdy duża dłoń złapała go za ramię.

– Nie znaczy nie – powiedział Dominic.

Odsunął ode mnie mężczyznę i przycisnął go do ściany.

– I jak ci się to podoba? – spytał lodowatym głosem. – Fajne uczucie, nie? Wiedzieć, że jestem od ciebie silniejszy i nie ma szans, że sam się uratujesz?

Blondyn spróbował się uwolnić, lecz nie był w stanie. Zamachał jedynie niezdarnie rękami, aż w końcu opuścił je zrezygnowany.

– Puść mnie!

Zero reakcji.

– Słyszysz? Puść mnie! – wydarł się blondyn.

– Słyszę, ale ignoruję twoje słowa. Dokładnie tak samo, jak ty uczyniłeś to przed chwilą.

– Nie zrobiłem niczego złego. Sama tego chciała.

– Nie wyglądało to w ten sposób.

– Naprawdę! Możesz sprawdzić jej wiadomości w moim telefonie. Jest w lewej kieszeni.

Dominic nawet się nie poruszył. Nadal wpatrywał się w mężczyznę z miną, jakby coś mu śmierdziało.

Kątem oka zauważyłam, że zbliża się do nas Lucy. Nawet w tak słabym świetle mogłam dostrzec rządzę mordu w jej oczach, gdy szybko oceniła, co się działo.

– No dalej, sprawdź te wiadomości – ciągnął blondyn. – Przekonasz się, że sama się o to prosiła. Chciała, abym ją tak potraktował... To zwykła dziwka, która teraz zgrywa niewiniątko.

Wzdrygnęłam się, łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam, jak ogarnia mnie wstyd. To moja wina, że znalazłam się w takiej sytuacji. Ciotka Trudy już dawno przewidziała, że w końcu tak się to skończy.

Dominic docisnął mężczyznę mocniej do ściany. Zamachnął się, lecz nie zdążył wykonać uderzenie, gdy czubek różowych szpilek Lucy nawiązał bliski kontakt z kroczem blondyna.

– Ała! – krzyknął, osuwając się po ścianie na podłogę.

Zaskoczony Dominic odsunął się na bok, a jego miejsce zajęła Lucy. Docisnęła butem krocze blondyna, sprawiając, że znów zawył z bólu.

– Nigdy więcej się tutaj nie pokazuj – warknęła. – Zrozumiałeś?

– T...tak.

Lucy jeszcze raz zmierzyła go obrzydzonym spojrzeniem, po czym dała znać ochronie, żeby się nim zajęli. Dwóch napakowanych mężczyzn brutalnie złapało blondyna za pachy i pociągnęło w stronę wyjścia.

Lucy odwróciła się do mnie. Złapała moją twarz w dłonie i przyjrzała mi się dokładnie.

– Wszystko okej? – spytała.

– Chyba tak.

– Odwieźć cię do domu?

– Nie, dam sobie radę.

– Na pewno?

– Tak.

– Nie puszczę cię samej – powiedziała po chwili namysłu. – Poczekaj na mnie, powiem Jamesowi, aby mnie zastąpił.

Potrząsnęłam głową. Wiedziałam, jak wygląda sytuacja finansowa Lucy i jak ważną jej część stanowiła praca w barze. Nie mogłam pozwolić, aby przeze mnie straciła tyle pieniędzy.

– Nie – powiedziałam twardo. – Naprawdę sobie poradzę... Nic mi nie zrobił. Tylko... trochę przestraszył.

Lucy nie wyglądała na przekonaną. Już otwierała usta, aby coś powiedzieć, gdy uprzedził ją Dominic.

– Ja ją odwiozę – powiedział, stając obok mnie.

Popatrzyłam na niego zaskoczona. Zupełnie o nim zapomniałam. Czułam jak palą mnie policzki na myśl, że był świadkiem całego zdarzenia... Że słyszał, jak blondyn nazwał mnie dziwką.

– Nie, nie odwieziesz – prychnęła Lucy. – Chyba oszalałeś, że puszczę ją z jakimś nieznajomym.

– Nie jestem nieznajomym – odparł spokojnie. – Panna White jest moją studentką i mogę zapewnić, że nic jej nie grozi z mojej strony.

– Jakoś w to wątpię. Widziałam, jak na nią patrzysz.

– Jak?

– Jak drapieżnik przyglądający się swojej następnej ofierze.

Nie odpowiedział. Lucy oparła dłonie na biodrach i zaczęła gniewnie tupać prawą stopą ani na chwilę nie spuszczając oczu z Dominica. Od spojrzenia, jakie mu posłała, powinien paść martwy, jednak na nim nie zrobiło ono większego wrażenia.

– Żadne z was nie musi mnie odwozić – powiedziałam, chcąc załagodzić sytuację. – Sama dam sobie radę.

Oboje popatrzyli na mnie z takimi minami, jakby nagle wyrosły mi trzy głowy, po czym wrócili do mierzenia się wzrokiem.

– Obiecuję, że dostarczę pannę White pod wskazany adres i nawet włos nie spadnie z jej głowy.

– Nie przyjmuję obietnic od nieznajomych.

– Tak jak wspominałem, nie jestem nieznajomym. Wykładam na uniwersytecie, a panna White jest moją studentką.

– I to powinno mnie uspokoić? Mało było historii, gdzie profesorowie wykorzystywali swoje studentki?

Stanęłam pomiędzy nimi, czując, że ich rozmowa zmierzała w złą stronę.

– Pojadę z profesorem Masenem – powiedziałam, a widząc, że Lucy chce zaprotestować, szybko dodałam: – Dam ci znać, jak tylko dotrę do domu, dobrze?

Nie wyglądała na przekonaną. Przeskakiwała wzrokiem między mną, a Dominiciem. W końcu niechętnie skinęła głową.

– Niech będzie – odparła, po czym zwróciła się do mężczyzny: – Masz samochód?

– Tak.

– Piłeś?

– Tylko kilka łyków piwa.

– Dobra, ale jeżeli cokolwiek jej się stanie, będziesz miał ze mną do czynienia. A chyba nie muszę ci mówić, że lepiej mnie nie lekceważyć?

Podniosła nogę i teatralnie wytarła czubek różowych szpilek.

Dominic skinął głową, lecz ku niezadowoleniu Lucy wyglądał na bardziej rozbawionego niż przestraszonego jej groźbą. Zwróciła się w moją stronę.

– Daj mi klucze do auta. Odstawię ci je po pracy. I lepiej nie zapomnij się odezwać, jak dotrzesz do domu, bo nauczę dzieciaki bardzo brzydkich słów. A dobrze wiesz, że znam ich bardzo wiele.

– Wiem, wiem.

Przytuliłam ją do siebie, wciągając do płuc mocny zapach jej perfum.

– Jesteś pewna? – wyszeptała mi do ucha.

– Tak.

Uśmiechnęłam się, chcąc w taki sposób zapewnić ją, że nie ma się o co martwić. Wpatrywała się we mnie przez dłuższą chwilę, aż wreszcie niechętnie mnie puściła, posyłając ostatnie mordercze spojrzenie w stronę Dominica.

– Idziemy? – spytał mężczyzna, a gdy przytaknęłam, położył dłoń na moich plecach i poprowadził nas w kierunku wyjścia. 

*

Nowy rozdział 21 września!

Jak Wam się podoba starcie Lucy i Dominica? Będzie ich więcej w kolejnych rozdziałach!

I powoli kończymy zabawę w kotka i myszkę, jeszcze kilka rozdziałów i wreszcie coś ruszy między Heather i profesorkiem.

Będzie mi miło jak coś po sobie zostawicie!

ig: annasmol_autorka

JO!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro