Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Heather

Mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Leżałam na plecach, wpatrując się w sufit i odtwarzając w kółko słowa ciotki Trudy.

Nigdy nie znajdziesz porządnego chłopaka, jeżeli będziesz rozkładać nogi przed byle kim.

Łzy spływały mi po policzkach, wsiąkając w poduszkę.

Nigdy nie znajdziesz porządnego chłopaka.

Zaśmiałam się ponuro. W dość brutalny sposób przekonałam się, że mając pod opieką trójkę młodszego rodzeństwa, nie stanowiłam zbyt pożądanej kandydatki na dziewczynę. Mężczyźni wręcz uciekali ode mnie na samą wzmiankę o dzieciakach.

Pociągnęłam nosem i otarłam dłonią mokre policzki.

Nie miałam wątpliwości, jak postąpić, gdy dowiedziałam się o śmierci rodziców. Wiedziałam, że muszę rzucić wszystko i zaopiekować się dzieciakami, zapewnić im jakąś namiastkę normalności po tym, co się stało. Nie mogłabym żyć ze świadomością, że zostawiłam je na łaskę systemu opieki społecznej lub – co gorsza – ciotki Trudy.

Lecz o ile podjęcie tej decyzji było łatwe, o tyle pogodzenie się z jej konsekwencjami już nie tak bardzo. Zwłaszcza gdy wizja samotnej przyszłości ciągle wisiała nad moją głową, niczym deszczowa chmura.

Przerażająca, przygnębiająca, smutna.

Próbowałam się jej pozbyć, udając, jakby nic się nie zmieniło. Chodziłam do klubu, umawiałam się z mężczyznami, studiowałam. Robiłam wszystko, chcąc zatrzymać jakąś cząstkę mojego dawnego życia, chociaż w głębi serca dobrze wiedziałam, że to niemożliwe.

Otarłam świeże łzy z twarzy i sprawdziłam godzinę. Dochodziła trzecia w nocy. Zmęczona płaczem i czarnymi myślami, krążącymi mi po głowie spróbowałam zasnąć. Przysypiałam, gdy ciszę przerwał głośny krzyk Sophie.

Zerwałam się na równe nogi i biegiem ruszyłam do pokoju dziewczynki. Siedziała skulona na łóżku, przytulając do piersi lalkę i miśka.

– Co się stało? – spytałam, odgarniając mokre włoski z jej twarzy.

– Potwór... w... mojej... szafie – wydusiła z trudem.

– To tylko zły sen, ale jak mi nie wierzysz, to możemy sprawdzić, czy nic się nie kryje w szafie.

– Nie! – krzyknęła, przytulając się do mnie mocno.

– Chcesz ze mną spać?

Pokiwała szybko głową. Wzięłam ją na ramiona i zaniosłam do mojego pokoju. Przykryłam nas kołdrą i wyciągnęłam rękę, aby zgasić lampkę, lecz widząc przerażoną twarz Sophie, uznałam, że lepiej tego nie robić.

– Miał wielkie oczy i wielkie zęby – powiedziała. – I był cały czarny i... miał wielkie pazury. Luke mówił, że on poluje na takie małe dziewczynki jak ja.

Westchnęłam. Oczywiście, że ten pomiot szatana maczał w tym palce. Najwyraźniej znudziło mu się okradanie siostry, więc teraz postanowił ją nastraszyć potworami w szafie.

– Śpij, to tylko zły sen – wyszeptałam, gładząc ją po plecach.

Dziewczynka pociągnęła nosem i wtuliła się we mnie, wbijając boleśnie palce w moje plecy. Po kilku minutach pociągania nosem w końcu zasnęła.

Miałam wrażenie, że ledwo zamknęłam oczy, kiedy rozległ się dźwięk budzika. Byłam wyczerpana. Sophie budziła się jeszcze kilka razy w ciągu nocy, płacząc i krzycząc coś o oczach potwora, który przyszedł ją porwać. Próbowałam ją uspokoić, lecz była tak przerażona, że w ogóle mnie nie słuchała.

Cały ranek dziewczynka nie opuszczała mnie nawet na krok. Chodziła za mną jak cień, wpadając w panikę, kiedy tylko zniknęłam z jej pola widzenia. Było mi jej tak szkoda, że pozwoliłam jej założyć strój wróżki i złamałam się, gdy poprosiła o gofry czekoladowe na śniadanie.

Piłam kawę, kątem oka obserwując Luke'a. Szukałam w jego twarzy jakiejś oznaki skruchy, czegokolwiek, co pokazałoby mi, że żałuje, że nastraszył Sophie, lecz nic nie znalazłam. Chociaż, czy powinnam być zaskoczona? Wyrzuty sumienia były dla niego tak samo obce, jak zdrowy rozsądek.

Nie mogłam doczekać się momentu, gdy wreszcie się na nim zemszczę. I tak, zdawałam sobie sprawę, że to ośmiolatek, ale tym razem naprawdę przesadził. Jak nie zareaguję w porę, to kto wie, co wymyśli następnym razem?

Luke polał gofry syropem klonowym i wsadził je na raz do buzi. Pokręciłam głową, a mój wzrok padł na jego rękę.

– Co to jest? – spytałam ostrym głosem, zrywając się na równe nogi.

– Czho? – burknął.

– Co masz na gipsie.

Luke przełknął i uśmiechnął się do mnie szeroko, pokazując ubrudzone czekoladą zęby.

– Ładny, nie? – dopytał, wyciągając w moją stronę przedramię, abym mogła lepiej zobaczyć wielkiego kutasa narysowanego na jego gipsie.

Złość we mnie zawrzała, aż czułam, jak para ulatuje mi z uszu. Ilekroć myślę, że nie może być gorzej, to wszechświat robi wszystko, aby pokazać mi, że nie mam racji.

– Przynieś mazak, którym go narysowałeś – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

– Nie mam.

– Jak to nie masz?

– Skończył się.

– To przynieś mi inny, którym uda się to zamazać.

– Nie mam.

Uspokój się, Heather. Nie możesz mu ukręcić głowy, nieważne, jak bardzo tego pragniesz – mówiłam do siebie w myślach. – Weź głęboki oddech, a jak on nie pomoże to jeszcze jeden, a później kolejny... albo kilkanaście kolejnych.

– Sophie, przynieś mi swoje mazaki. Wszystkie, jakie masz – poleciłam.

Dziewczynka zeskoczyła z krzesełka i wybiegła z kuchni, oczywiście zahaczyła skrzydłami o framugę i upadła na podłogę.

– Nic mi nie jest! – krzyknęła, po czym podniosła się z ziemi i wbiegła po schodach na górę.

Luke jak gdyby nigdy nic wrócił do jedzenia śniadania, nie mając pojęcia, że tylko dzięki resztce mojej samokontroli był nadal przy życiu.

– Ty mu go namalowałeś? – spytałam Paula.

Paul podniósł głowę, patrząc na mnie półprzytomnym wzrokiem.

– Co?

– Ty mu go namalowałeś?

– Ale co?

Zacisnęłam dłonie w pięści.

– Czy to ty narysowałeś Luke'owi kutasa na gipsie?

Paul popatrzył na rękę brata, później na mnie, znów na rękę brat i znów na mnie.

– No – powiedział, uśmiechając się leniwie. – Fajny, nie?

– Nie, nie jest fajny. I nie rozumiem, jak mogliście chociaż przez chwilę pomyśleć, że to dobry pomysł. Jak sobie to wyobrażaliście? Że Luke pójdzie z tym do szkoły i żaden nauczyciel nie zwróci na to uwagi? Dawno nie byliście na dywaniku u dyrektorki, o to chodzi?

– Przesadzasz – odparł Luke, wzruszając ramionami. – Przecież to normalne, że ozdabia się gips. To jedna z jego zalet.

– Ozdabia? – Prawie piszczałam. – Masz wielkiego kutasa na ręce i mówisz mi, że to ozdoba?

– To jedyne, co Paul umiał narysować.

– Noo – przytaknął Paul.

Wpatrywałam się w nich szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co mówili. Czy naprawdę byłam taka sama w ich wieku? Nic dziwnego, że mama groziła mi szkołą specjalną z internatem. Sama w takiej sytuacji pozbyłabym się siebie z domu.

Sophie wbiegła bokiem do kuchni i położyła na stole wielkie pudełko pełne mazaków.

– Mogę też coś namalować? – spytała, gdy wybrałam najciemniejszy flamaster i zaczęłam zamazywać kutasa.

– Nie chcę żadnych dziewczyńskich bzdetów – odparł Luke.

Sophie wydęła usta, do oczu napłynęły jej łzy.

– Możesz mi coś narysować – powiedziałam, chcąc zapobiec kolejnej kłótni. – Na przykład jakąś księżniczkę.

– Dobra.

Dziesięć minut, trzy zużyte mazaki i kilkaset przekleństw później kutas zniknął zakryty czarno–granatową, nieregularną plamą.

– Przebierz się w coś z długim rękawem – zarządziłam. – I przysięgam, że nie ręczę za siebie, jak przyjdziesz w czymś pomiętolonym lub brudnym.

Luke wbiegł po schodach, mrucząc coś gniewnie pod nosem.

– To dla ciebie – oznajmiła Sophie, wręczając mi rysunek brunetki z głową większą od reszty ciała. – To ty, ale zakryłam ci motylkiem tego siniaka, co masz na szyi.

Cholera. Zupełnie zapomniałam o mojej malince.

Tym razem to ja wbiegłam po schodach, mrucząc coś gniewnie pod nosem.

*

Ziewnęłam i oparłam głowę na dłoni, starając się nie zasnąć. Dominic przechadzał się po sali, prowadząc monolog na temat toksycznego feminizmu w sieci, lecz do mnie docierało co drugie jego słowo. To jego wina. Nie potrafiłam się skupić, gdy miał na sobie te przeklęte okulary.

– ...Idealnie oddaje to cytat Roberta Hendersona: Gdy mężczyzna lubi przebierać się i zachowywać jak kobieta, to uznajemy, że taki się urodził. Jednak, gdy kobieta zachowuje się w ten sam sposób, to przez to, że społeczeństwo zrobiło jej pranie mózgu." Jak myślicie, czy...

Ziewnęłam jeszcze raz i przymknęłam na moment powieki. Musiałam przysnąć, bo obudziło mnie mocne szturchnięcie za ramię. Wyprostowałam się i zdezorientowana popatrzyłam w bok na Sonię, która dawała mi jakiś znak głową.

– Co? – spytałam trochę zbyt głośno.

– Czy wyspała się pani, panno White? – spytał Dominic, przystając przed moją ławką.

– Nie... to znaczy tak... W sensie... Umm przepraszam, miałam ciężką noc.

Jego wzrok zatrzymał się na mojej apaszce, owiniętej dookoła szyi.

– Właśnie widzę – odparł niskim głosem. – W takim razie z chęcią spotkam się z panią po zajęciach w moim gabinecie.

Nie czekając na moją odpowiedź, Dominic obrócił się na pięcie i wrócił na przód sali.

*

Ledwo zamknęłam drzwi do gabinetu Dominica, gdy mężczyzna złapał moją twarz w dłonie i mocno pocałował. Zaskoczona dopiero po chwili oddałam pocałunek.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo pragnąłem to zrobić – wyszeptał tuż przy moich ustach.

Odsunął apaszkę na bok i delikatnie, samymi opuszkami palców przesunął po mojej szyi. Jego oczy pociemniały, usta wygięły się w zadowolonym uśmieszku.

– Dlaczego ją zasłoniłaś? – spytał, całując malinkę.

– Chciałam uniknąć kolejnych wścibskich pytań i chamskich komentarzy.

– Chamskich komentarzy?

Zwyzywałam siebie w myślach. Naprawdę nie miałam ochoty znów wracać do tego tematu, ale po chwili wahania uznałam, że wyznanie prawdy będzie najlepsze. Zwłaszcza że kłamanie pochłaniało zbyt dużo energii, a nie miałam jej dzisiaj w nadmiarze.

– Ciotka powiedziała mi, co ludzie sobie o mnie pomyślą, widząc tę malinkę i... nie było to nic, co chciałabym znów usłyszeć.

– Co sobie pomyślą?

– Przecież dobrze wiesz. Naprawdę muszę to powiedzieć na głos?

– Najwyraźniej nie wiem.

Westchnęłam poirytowana, zastanawiając się, czy Dominic naprawdę nie wiedział, czy tylko udawał.

– Nie mam chłopaka, a mam wielką malinkę na szyi. Jak sądzisz, co ludzie pomyślą w takiej sytuacji? Do jakich dojdą wniosków?

Dominic milczał, lecz jego zaciśnięte szczęki i napięta szyja zdradzały, że był wściekły.

– Wiesz, że to nieprawda? – spytał.

Skinęłam głową, chociaż nie byłam tego taka pewna. Bo gdybym była, to czy tak bardzo dotknęłyby mnie słowa ciotki?

Dominic odgarnął włosy z mojej twarzy i uniósł mój podbródek, zmuszając do spojrzenia mu prosto w oczy.

– Mówiłem ci to wcześniej, ale widzę, że muszę się powtórzyć – powiedział pewnym siebie głosem. – Jesteś piękną, młodą kobietą, której inni próbują wmówić, że ma się wstydzić swojej seksualności. Że skoro jest samotna, to ma bezczynnie siedzieć i podporządkowywać się świętoszkowatym regułom, które narzuca na nią społeczeństwo. Korzystasz z życia, a to wywołuje w nich dyskomfort. Masz odwagę sięgać po to, czego pragniesz, podczas gdy oni boją się cokolwiek zrobić, bo „co ludzie powiedzą?". Tak długo jak nikogo nie krzywdzisz, tak długo nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia. To innym powinno być wstyd za to, że próbują wpędzić się w poczucie winy.

Wzruszenie ścisnęło mi gardło, gdy próbowałam przetworzyć słowa mężczyzny. Jak to możliwe, że zawsze dokładnie wiedział, co powiedzieć, aby sprawić, że poczuję się o wiele lepiej?

– Dziękuję – wydusiłam z trudem.

– Powiedziałem samą prawdę, nie masz mi za co dziękować – odparł, gładząc mnie po policzkach. – Żyjemy w społeczeństwie, które narzuca kobietom wiele zasad, ograniczeń; mówi, co jest dla nich właściwe, a co nie. I naprawdę trzeba mieć odwagę, aby się temu sprzeciwić... Dyskutowaliśmy dzisiaj o tym na zajęciach, chociaż pewnie nic z tego do ciebie nie dotarło.

– Przepraszam, że zasnęłam. Naprawdę, miałam ciężką noc.

– To przeze mnie? Przesadziłem wczoraj?

– Co? Nie! – Pokręciłam głową. – Może i przez ciebie źle spałam przez cały tydzień, ale uwierz mi, że daleko ci do bliźniaków. Opanowali do perfekcji uprzykrzanie mi życia.

– Aż tak źle?

Popatrzyłam na niego zaskoczona jego pytaniem. Myślałam, że nie interesuje go moje życie prywatne, ale najwyraźniej nasza relacja weszła na kolejny poziom.

– Luke naopowiadał Sophie strasznych historii o jakimś potworze z szafy, który zjada takie małe dziewczynki jak ona. Chyba nie muszę ci mówić, jak to się skończyło? – Ziewnęłam. – Nie wiem, czy łącznie spałam pół godziny.

– Masz teraz jakieś zajęcia?

– Nie, dopiero o jedenastej.

– Chcesz się zdrzemnąć? Zamknę drzwi na klucz i dopilnuję, aby nikt ci nie przeszkadzał.

Po raz kolejny wzruszenie ścisnęło mi gardło, widząc troskę w jego oczach. A ja głupia myślałam, że zawołał mnie do siebie, bo miał ochotę na seks.

– Dzięki, ale z doświadczenia wiem, że drzemka tylko spotęguje moje zmęczenie. Muszę jakoś się przemęczyć do dziewiątej i położyć się spać razem z dzieciakami.

Poza tym była mała szansa, że zasnę, mając świadomość, że Dominic znajduje się zaledwie kilka kroków ode mnie... Nawet jeżeli godzinę temu nie miałam z tym żadnych problemów.

– Ktoś ci pomaga?

– W czym?

– W opiece nad dziećmi.

– Nie... znaczy się, ciotka przychodzi ich popilnować raz w tygodniu i czasem proszę Lucy o pomoc, ale głównie sama się nimi zajmuję.

Przesunął delikatnie palcami po moich policzkach, brodzie, zatrzymując się na ustach. Obrysował ich kontur, po czym złożył na nich delikatny pocałunek.

– Sama opiekujesz się trójką małych dzieci, do tego studiujesz i pracujesz, a ktoś ma czelność rzucać chamskie komentarze w twoją stronę, gdy w końcu zrobisz coś dla siebie – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Znam ten typ ludzi, aż za dobrze i mogę ci powiedzieć jedno: nawet gdy będziesz robiła wszystko tak, jak chcą, to i tak znajdą coś, do czego można się przyczepić. W taki sposób działają. Nic co zrobisz, nie będzie dla nich wystarczające, nieważne, jak bardzo będziesz się starać. Nigdy nie wygrasz, podporządkowując się ich zasadom. Jedyną skuteczną bronią przeciwko nim jest słuchanie samego siebie.

Miałam wrażenie, że ktoś nagle ściągnął ciężar z moich ramion, który od wczorajszej nocy przyciskał mnie do ziemi. Dominic w kilka minut pomógł mi bardziej niż godzinna sesja z panią Murray. I to za darmo.

– Dziękuję.

– Nie masz mi za co dziękować – powtórzył.

Skinęłam głową i zerknęłam na zegar, wiszący na ścianie.

– Muszę się zbierać. Mam do dokończenia prezentację na ekonomię – powiedziałam, chociaż najchętniej zostałabym z nim dłużej. W jego gabinecie, który od dzisiaj stał się moim bezpiecznym miejscem na ziemi. Z dala od chamskich komentarzy, wścibskich spojrzeń, poczucia winy.

Dominic pokiwał głową i ponownie pocałował moją szyję, a później usta.

Niechętnie otworzyłam drzwi, lecz nim wyszłam na zewnątrz, odwróciłam się jeszcze raz w stronę mężczyzny.

– Ostrzegam, że przez bliźniaków moja cierpliwość wisi na włosku i jeszcze raz każesz mi czekać tydzień na orgazm, to naprawdę nie ręczę za siebie.

If a male enjoys dressing up and behaving like woman, he was born this way. If a female enjoys dressing up and behaving like woman, she was brainwashed by society – sama przetłumaczyłam. 

*

Nowy rozdział 7 grudnia :D

ig: annasmol_autorka

To ten moment książki, gdy zawsze dopada mnie zwątpienie i mam ochotę rzucić nią w cholerę, więc będę wdzięczna, jak napiszecie mi, jak wam się podoba :)

JO <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro