Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Profesor Małolat 8

Ostatni egzamin.

To brzmiało absolutnie nierealnie, ale tak właśnie było. Odette wyszła ze swojego ostatniego egzaminu, akurat z transmutacji, i odetchnęła z ulgą.

Skończyło się. Siedem lat harówki skończyło się właśnie w tamtym momencie i z radości nie potrafiła w to jeszcze uwierzyć. Kiedy Belinda wyszła z klasy niewiele po niej, wymieniły zaskoczone spojrzenia.

- I co. Skończyłyśmy - powiedziała Belinda, na co Odette pokiwała głową.

- Skończyłyśmy.

Radość dotarła do nich jednocześnie, przez co rzuciły się na siebie w uścisku i pisnęły jak dzieci.

- Odette, jesteśmy wolne! - zawołała Belinda, obejmując przyjaciółkę, którą zaczęła prowadzić w stronę wyjścia z zamku. - Możemy robić, co chcemy, na Merlina... Nie wierzę.

- Mam ochotę wskoczyć do jeziora i zmyć to wszystko z siebie.

Belinda wyglądała, jakby też była na to jak najbardziej chętna.

- Już nikt nam nie zabroni. Chodź!

Niewiele później przyjaciółki siedziały już na błoniach, choć nie bezpośrednio przy brzegu jeziora, bo tam za bardzo doskwierał czerwcowy upał. Wymieniały swoje wrażenia na temat minionych egzaminów i ich potencjalnych, kiedy nagle zobaczyły, że zbliżała się do nich Maureen ze skwaszoną miną.

- Co jest, Maurie? - zapytała Belinda. - Nie poszedł ci egzamin?

- Nic - odburknęła blondynka, siadając na trawie przed przyjaciółkami. - Wracam od Vane'a.

Odette zamurowało. Z tej całej euforii wywołanej końcem egzaminów zapomniała o pomyśle Maureen, który ta zdradziła jej już jakiś czas temu. Miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi, ale starała się zapytać najspokojniej jak potrafiła:

- I co?

- Zwracam ci honor, Odette.

- W sensie? - Przełknęła ślinę, nieświadomie ściskając materiał nieco rozpiętej koszuli.

Maureen jęknęła z frustracji.

- Powiedział mi typową gadkę. Że jestem miłą i mądrą dziewczyną, że na pewno kogoś znajdę, ale że on ma już zobowiązania.

Odette na chwilę zabrakło tchu. Nie wiedziała sama, czy wierzyć w to, że Doran powiedział tak tylko na odczepkę, czy naprawdę myślał wtedy o niej. Przypomniało jej się, że wkrótce czekało ją coś jeszcze bardziej stresującego niż egzaminy, czyli właśnie rozmowa z nim... O tym, co będzie dalej.

- Ciekawe, co to za lafirynda - dodała Maureen, zakładając ręce na piersi, a Odette natychmiast spuściła wzrok.

- Tak... Ciekawe...

W tym samym czasie Doran był w swoim gabinecie i wymachiwał różdżką, by spakować wszystkie należące do niego rzeczy. Aż trudno było mu uwierzyć, że to ostatni raz, kiedy tam przebywał, zwłaszcza tylu spędzonych za biurkiem godzinach.

Westchnął głęboko, a następnie zamknął wielką walizkę, którą trzymał na biurku.

- Wracamy do naszej samotni, Ikar - ogłosił siedzącemu na ziemi kotu, który przyglądał się wszystkiemu jakby zdezorientowany tym, czemu stamtąd wychodzili.

- Tak, w Irlandii - ciągnął tak, jakby zwierzak mu odpowiedział. - Też się tego nie spodziewałem, ale... Życie to niespodzianki. - Posłał walizkę na podłogę, po czym skupił swoją uwagę na futrzaku. - Powinieneś się cieszyć, wiesz? Znowu będę spędzał z tobą dużo czasu.

Doran ostatni raz rozejrzał się wokoło, a następnie przejechał dłonią przez włosy.

- Coś się kończy, coś zaczyna, wiesz, Ikar?

💜

Odette nie spodziewała się, że powrót do domu będzie taki... Smutny.

Tak długo czekała na koniec egzaminów, a kiedy wróciła do siebie, zupełnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

Nie miała okazji pożegnać się z Doranem. W ogóle nie zamieniła z nim słowa od ostatnich zajęć z obrony, a przez to nie wiedziała, kiedy nadejdzie to, co zapowiedział, czyli powrót do tematu. Cholera, a co jeśli tylko tak to rzucił, by nie robić jej przykrości?

Minął tydzień od rozpoczęcia wakacji, a Odette kończyły się wymówki dla rodziców, dlaczego nie mogła jeszcze wrócić do Francji, gdzie chcieli zorganizować dla niej przyjęcie z okazji zakończenia szkoły. Ona jednak czekała w swoim mieszkaniu, w zasadzie sama nie wiedząc, na co, ani czy na coś w ogóle... Doran nie dawał żadnego znaku życia, a ona powoli zaczynała się zastanawiać, czy po prostu nie zrobiła sobie złudnych nadziei.

Było piękne, choć upalne popołudnie, kiedy ubrana w zwiewną, pudroworóżową sukienkę już łapała za pergamin, by napisać prośbę o świstoklik do Paryża, usłyszała pukanie do drzwi.

Rolka wypadła jej z ręki. Błagała los, żeby to była osoba, na którą tak bardzo czekała, a jednocześnie ogarniało ją przerażenie, bo zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać.

Poprawiła sukienkę i związane w niskiego kucyka włosy. Za drzwiami albo czekali jej zmartwieni rodzice... Albo miłość.

Przed otwarciem wzięła głęboki wdech, wypowiedziała ostatnią, cichą modlitwę co do tego, co zobaczy, aż wreszcie nacisnęła klamkę. Przed jej mieszkaniem stał ten przystojny mężczyzna w białej koszulce i ciemnych spodniach, który kompletnie zawrócił jej w głowie.

- Doran - wydusiła, czując, jak każda jej wcześniejsza wątpliwość odpływa bezpowrotnie. Jak mogła w ogóle stracić w niego wiarę...?

Dopiero wtedy poczuła, jak cholernie za nim tęskniła, a on poczuł dokładnie to samo. Wpatrywał się w nią, zastanawiając się, czy wreszcie znowu ją widział, czy to może jednak sen. Jego ciało natychmiast przypomniało sobie o pocałunku, choć w tamtej chwili on też wydawał się tak odległy, jakby wcale się nie wydarzył.

- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam - powiedział z trudem, a ona natychmiast odsunęła się na bok, by go wpuścić.

- Wejdź.

Zrobił to, choć nieco niepewnie, a po zamknięciu drzwi włożył ręce do kieszeni. Odette widziała, że z jakiegoś powodu nie chciał przejść dalej w mieszkanie.

- Chciałem ci powiedzieć, że zrezygnowałem z pracy w szkole - powiedział po chwili ciszy, przez co dziewczyna złapała się za serce.

- Och, ale... Dlaczego? Ja... Tak mi przykro.

- Mnie trochę też, ale chyba tak będzie lepiej.

Dziewczyna spuściła głowę, zdawszy sobie sprawę, kto i co się do tego przyczyniło.

- Doran, przepraszam, gdyby nie ja...

- To nie jest twoja wina - przerwał jej od razu. - Sam podjąłem tę decyzję, nikt mnie nie zmusił.

Zapadła cisza, napięta i niezręczna, w czasie której oboje próbowali znaleźć jakieś odpowiednie słowa. Odette wielokrotnie otwierała usta, by coś powiedzieć, a za chwilę z powrotem je zamykała, nie wiedząc, czy powinna mu to mówić. Wreszcie postanowiła po prostu przyznać, co naprawdę czuła.

- Brakowało mi ciebie - wyszeptała wreszcie ze wzrokiem wlepionym w podłogę.

- Mnie ciebie też.

Tamta odpowiedź dała jej wystarczająco odwagi, by unieść głowę.

- Dziękuję za twój list. Bardzo mi pomógł.

- Jak poszły ci egzaminy?

- Całkiem dob... - zaczęła, a po tym poczuła, że miała już dość tej niezręcznej atmosfery, która ich otaczała. - Och, Doran, czy naprawdę będziemy rozmawiać o moich egzaminach? Czy wszystko nie sprowadza się do tego, że właśnie już nie jestem uczennicą?

Doran wyprostował się. Przeszła do konkretów, więc on również uznał to za swój moment na przejęcie inicjatywy.

- Odette, ja nie wiem, jak to się stało. Ja nie byłem zakochany od prawie dziesięciu lat, a potem ty się pojawiłaś i... - Wykonał dziwny ruch ręką, który miał jakoś zastąpić słowa, po czym pokręcił głową. - Wiesz, Ślizgoni nie są najlepsi w wyrażaniu uczuć.

Zaśmiała się, a on poczuł, jak wszystko powoli zaczyna wracać do tych pięknych chwil pozbawionych niezręczności. Podeszła do niego bliżej, coraz mocniej przełamując nieprzyjemne napięcie.

- Krukoni też z tego nie słyną, ale też mogę powiedzieć, że się pojawiłeś i... - Wykonała ręką podobny ruch do niego, co rozbawiło już oboje. Mimo wszystko po chwili Doran wziął głęboki wdech.

- Ja już nie jestem tym cholernym nauczycielem, ale nie chcę, byś czuła się źle z tym, że spotkaliśmy się tak, jak się spotkaliśmy, że jestem starszy...

- Oj, ile tam starszy, jak z ciebie gówniarz...?

Doran już otwierał usta, by ją skarcić, ale ostatecznie zrezygnował. Zamiast tego zebrał się na to, by złapać ją za rękę.

- Mogę być gówniarzem... Jeśli twoim.

Po tym Odette mogła równie dobrze rozpłynąć się tam, gdzie stała, i to nie przez upalne temperatury.

- Właśnie to chciałam usłyszeć - powiedziała z nieukrywaną ekscytacją.

- Odette, a co z twoimi rodzicami? - zapytał Doran, woląc jeszcze w tamtym momencie zejść na ziemię niż ucieszyć się za szybko.

- Co z nimi? - Dziewczyna uniosła brwi.

- Nie znam ich, ale mam przeczucie, że nie byliby zachwyceni, że ich córka... Zadaje się z nauczycielem.

Kiedy Odette się nad tym zastanowiła, to w zasadzie nie była pewna, jak jej rodzice mogliby to odebrać, jednak ostatecznie wzruszyła ramionami.

- Ale oni nie znają ani jednego mojego nauczyciela... Więc wcale nie muszą tego wiedzieć.

Doran zrobił wielkie oczy.

- To strasznie przebiegłe z twojej strony. Gdzie się podziała panna Dumont bojąca się złamać jakąkolwiek zasadę?

- Ktoś mnie tego nauczył. - Wskazała na niego perfidnie, na co przewrócił oczami, choć mimo wszystko się przy tym uśmiechał. Po chwili jednak radość dziewczyny znowu wyparowała z jej twarzy. - Zaraz, Doran... Ale skoro zrezygnowałeś ze szkoły... To co z twoją pracą? Co teraz będzie?

- Nie martw się - odparł od razu. - Zadbałem o to jeszcze przed odejściem... Mój przyjaciel Milos mnie polecił i będę pracował w Ministerstwie, w Biurze Niewłaściwego Użycia Czarów.

Z jakiegoś powodu te pozytywne zapewnienia nie do końca ją przekonały.

- Cholera, wciąż tak bardzo żałuję... Przecież wiem, że ty lubiłeś to robić. I obiektywnie świetnie uczyłeś.

- Odette, to jest właśnie ta różnica między nami... - Doran złapał ją i za drugą rękę. - Ja już się przekonałem, że w życiu są ważniejsze rzeczy.

Odette poczuła, jak Doran przejeżdża kciukiem po jej dłoni, a w połączeniu z jego słowami, z tym, że to ona mogła być ważniejsza.

- Może jednak potrzebuję, żeby... Ktoś taki jak ty mnie trochę poprowadził. - Zaśmiała się nerwowo. - Ale może nie stójmy już w przedpokoju. Może zjemy coś...?

- Może tym razem to ja cię zaproszę do mnie? - zaproponował Doran bez wahania. - Poza tym Ikar się za tobą stęsknił.

- Prowadź.

Już kilka minut później oboje stali w ciemnozielonej kuchni Dorana. Odette nie spędziła jednak zbyt dużo czasu na przyglądaniu się nowemu otoczeniu, bo gdy tylko wypatrzyła Ikara, zgarnęła go na ręce.

- Chodź tu, mysiu pysiu, najsłodszy na świecie kociczku... - Przyjęła dziecięcy ton, tuląc futrzaka do siebie. - Teraz cię mogę ściskać, ile mi się tylko podoba.

Doran, który już przygotowywał coś przy blacie, spojrzał na nich ukradkiem.

- Żebyś ty mnie tak chciała wyściskać jak jego.

Wtedy zaczęło walić jej serce. Zaryzykowała.

- A myślisz, że nie chcę?

- To czemu tego nie robisz?

Spojrzeli sobie w oczy.

- Bo nadal nie jestem pewna, na ile mogę sobie pozwolić - przyznała, bo w zasadzie wciąż brakowało jej jakiegoś bezpośredniego określenia czym teraz byli.

- Czy możemy już oficjalnie ustalić, że na wszystko? - powiedział Doran pewnie, a wtedy Odette nie potrafiła się powstrzymać.

- Wybacz mi na chwilkę, Ikar - wymamrotała i odłożyła kota na blat, by wolnymi rękami rzucić się na Dorana.

Natychmiast odwzajemnił uścisk i to z takim entuzjazmem, że nieco ją uniósł. Tamten moment przypieczętował ich radość, rozwiązał tęsknotę tych wszystkich dni... Wreszcie mogli to robić bez martwienia się o konsekwencje.

- Czyli co... Próbujemy? - zapytała po chwili, by mieć już całkowitą pewność. - Mogę nazwać się... Twoją dziewczyną? - dodała, obawiając się, że zabrzmi głupio, ale jemu wcale to nie przeszkadzało.

Założył kosmyk jej włosów za ucho, nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Jeśli ja mogę twoim gówniarzem. - Zatrzymał rękę na jej policzku, a wtedy zrozumiał, że od całowania też już nic ich nie powstrzymywało...

Nachylił się delikatnie, przez chwilę wahając się tuż przed jej ustami, aż wreszcie złączył ich oboje w przepełnionym czułością pocałunku. Tym razem spotkał się z odpowiedzią, i to niezwykle entuzjastyczną. Poczuł, jak Odette oplata ręce wokół jego szyi, a on przełożył ręce na jej biodra, by przysunąć ją bliżej do siebie. Owoc nie był już zakazany, a wydawał się nawet słodszy niż wcześniej.

Kiedy od siebie odstąpili, w ich ciałach buzowały endorfiny, które nie pozwalały im oderwać od siebie wzroku. Wtedy jednak już wiedzieli; to na prawdę było to.

- Ja chyba oszalałam przez ciebie - stwierdziła Odette po chwili, czym wywołała u niego śmiech i zarobiła kolejny pocałunek... Tym razem przerwany przez miałknięcie.

Oboje odwrócili głowy w lewo, gdzie stał Ikar i domagał się atencji.

- Chodź, chodź tu. - Odette pospiesznie wyciągnęła po niego ręce, a następnie wcisnęła kota pomiędzy ciało swoje i Dorana niczym dziecko.

- Zaadoptujesz go jako swojego syna? - zapytał Vane, na co dziewczyna posłała mu niedowierzające spojrzenie.

- Syna? Ja w zasadzie przez cały czas walczyłam o niego, o ile dobrze pamiętasz...

- Aha, no to w takim razie jego całuj, jeśli tak lubisz zapach tuńczyka...

- Ty jesteś niemożliwy.

- No o tobie mogę powiedzieć to samo.

Niewiele później Odette sama siedziała na blacie, przyglądając się, jak Doran po raz pierwszy przygotowywał dla niej jedzenie. Nie mogłaby powiedzieć, że jej to nie ekscytowało, lecz starała się nie dawać mu wiele satysfakcji zbyt szybko.

- Wiesz, a tak wracając do moich rodziców, to w sumie jest okazja, żebyś ich poznał, gdybyś chciał...

- Jaka okazja?

- Muszę w końcu pojechać do Paryża i się z nimi zobaczyć. Napisali mi, że chcą zrobić przyjęcie z okazji mojego zakończenia szkoły.

- A chciałabyś, żebym z tobą pojechał?

Odette nie była pewna odpowiedzi. Z jednej strony miała ochotę chwalić się swoim szczęściem na lewo i prawo, a z drugiej czuła, że mogłoby być to nieco niezręczne, gdy bez zapowiedzi przyjechałaby tam z obcym mężczyzną. Może lepiej było ich na to przygotować...

- Tak, ale w sumie trochę się boję, bo nic im jeszcze o tobie nie wspominałam...

- To myślę, że najlepiej będzie, jak sama się najpierw z nimi spotkasz i powiesz, co trzeba... Żeby nie byli aż tak zaskoczeni, co? - mówił Doran, samemu trochę się obawiając sytuacji, gdy pojawiłby się w domu obcych ludzi bez zapowiedzi, i to jeszcze z ich córką.

Odette pokiwała głową ze zrozumieniem, a potem uśmiechnęła się szelmowsko.

- Ale w końcu i tak cię tam zaciągnę. Obiecałam ci oprowadzenie po Paryżu.

- Co do tego owszem, trzymam cię za słowo.

- I może zahaczymy o Prowansję przy okazji...? - zapytała z nadzieją.

- O co tylko chcesz - odpowiedział, nawet nie unosząc wzroku znad przygotowywanego dania, a u niej po raz kolejny skutecznie wywołał motyle w brzuchu.

- Wiesz, może jednak uwierzę, że jesteś dżentelmenem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro