Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Profesor Małolat 7

Kiedy Odette się obudziła, czuła się trochę, jakby przespała całą zimę. Przez moment nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała, ale potem wszystko prędko zaczęło składać się w jedną całość: Ikar śpiący w jej nogach, ona w mundurku, obca sypialnia, oczy sklejone po płaczu... I serce bijące szybciej na samą myśl o Doranie i tym, co wydarzyło się minionej nocy.

To wszystko było za wiele i potrzebowała chwili, by o tym pomyśleć. Marzyła się jej w tamtej chwili długa kąpiel w łazience prefektów, jednak najpierw potrzebowała zobaczyć Dorana i za wszystko mu podziękować.

Nie była pewna, czy mogła w tamtej chwili to zrobić, ale i tak bez pukania przeszła z sypialni do jego gabinetu. Zastała go przy biurku, najwyraźniej przysypiającego na własnej ręce, co ukłuło ją w serce.

- Dzień dobry... - powiedziała niepewnie, nie wiedząc, jak dać mu znać, że w ogóle się pojawiła, bo jej nie zauważył.

Doran wyrwał się z półsnu i prawie podskoczył.

- Och, Odette - powiedział nieco zdezorientowany, po czym kilkukrotnie uderzył się w policzki, by się rozbudzić.

Odette poczuła się okropnie, że to przez nią, poza tym zdawała sobie sprawę, że w pomiętym mundurku nie wyglądała najlepiej... Jednak w tamtej chwili nie to było najważniejsze.

Doran wstał i wskazał na jedzenie na jego biurku, którego dziewczyna nawet wcześniej nie zauważyła.

- Nie chciałem cię budzić, więc przyniosłem śniadanie z Wielkiej Sali.

Odette złapała się za serce.

- Jak ja ci się odwdzięczę?

- Daj spokój. Jak się czujesz?

- Dzięki tobie znacznie lepiej, naprawdę dziękuję za wszystko. - Podeszła do niego bliżej. - Gdzie spałeś?

Doran rozejrzał się niepewnie po pokoju, jakby dopiero w tamtej chwili szukał odpowiedniego miejsca do spania.

- Nie za bardzo spałem - mówił, trąc się po karku - posprawdzałem za to wypracowania do końca...

Jego rozmówczynię ogarnęło potężne poczucie winy. Gdyby sama sobie z tym poradziła, nie musiałaby go tym męczyć...

- Doran... Nie, gdyby nie ja, gdybym tu nie przyszła...

- To była moja decyzja - przerwał jej stanowczo. - I drugi raz zrobiłbym tak samo.

- Ale pójdziesz teraz spać, prawda?

- Nie martw się o mnie.

- A o kogo mam się martwić?

Spotkali się wzrokiem na krótką chwilę, zanim Odette znowu postanowiła oddać się szaleństwu, które zaczęło się minionego wieczoru. Rzuciła mu się na szyję, a on jej nie odrzucił, bo zwyczajnie nie potrafił. Odwzajemnił uścisk całym sobą, tuląc ją do siebie z nadzieją, że nie musiałby już puszczać. Pozwolił sobie w to wierzyć przez krótką chwilę, zanim oboje musieli wrócić do rzeczywistości, w której nie mogło tak być.

- Zjedz śniadanie, jesteś wykończona. - Wycofał się, powoli zdejmując z niej swoje ręce.

- A ty idź się położyć.

- Pójdę - zapewniał, czując, jak oczy same mu się zamykają.

- Ja wezmę jedzenie i pójdę do łazienki prefektów. Nie będę ci już przeszkadzać.

Nie przeszkadzała mu ani trochę, ale wiedział, że będzie znacznie bezpieczniej, jeśli już jej tego nie powie.

Tak też Odette wyszła, by jeszcze tego samego dnia okłamać swoje zmartwione przyjaciółki, że noc spędziła w skrzydle szpitalnym.

Chociaż czy to było tak wielkie kłamstwo, jeśli, nawet jeśli tylko na tamtą noc, została uleczona?

💜

Odette była przerażona nadchodzącą lekcją obrony. Nie miała pojęcia, jak teraz się zachowa i co zrobić, by nie zdradzić całemu światu, co do niego czuła.

Pomimo jej obaw, zajęcia przebiegły dosyć standardowo, odliczając te dziesiątki razy, gdy próbowała powstrzymać się od spojrzenia na niego niepotrzebnie. On walczył dokładnie z tym samym, a i ze zjadającym go poczuciem winy, bo przecież dobrze wiedział, że robił coś, czego nie powinien - nawet jeśli we własnych myślach.

Nie poprosił jej, żeby została po lekcji, lecz może to i lepiej. Może oboje powinni byli skupić się na swoich obowiązkach, nawet jeśli miłość nie zawsze na to pozwalała.

Odette postanowiła rzucić się w wir nauki. Na zewnątrz zrobiło się jeszcze cieplej, więc ona i jej przyjaciółki zaczęły regularnie gromadzić na dziedzińcu na wspólne powtarzanie. Wszystkie bardzo to polubiły; siadały pod drzewem na trawie, w kole, rozkładały książki i notatki, a potem się przepytywały. Krukonki były dumne z tego sposobu nauki, który niezwykle im pomagał... Jeśli wszystkie były skupione.

- Maureen, jaka jest inkantacja Zaklęcia Otwierającego?

- Belinda, miałyśmy się nie pytać o takie podstawy, tracimy czas. - Blondynka przewróciła oczami. - Ale niech ci będzie, Alohomora.

- A do skrzyń?

- Cistem Aperio - odparła Maureen bez wahania, a po tym odwróciła się do następnej osoby w kółku, którą teraz miała zapytać. - Odette, jaka jest inkantacja Zaklęcia Tropiącego?

Odette nie usłyszała ani słowa z tego pytania. Opierała się o szeroki pień drzewa, przy którym siedziały, jednak jej myśli były daleko, gdzieś w gabinecie Vane'a, może i nawet w jego sypialni, odtwarzając wszystko, co się wydarzyło. Ile by dała, żeby znowu go przytulić tak, jak wtedy, mimo że czuła, że nie powinna... Gdyby chociażby jej przyjaciółki się o tym dowiedziały, albo uznałyby ją za nienormalną, albo zgłosiły Vane'a, a ten zostałby oskarżony o faworyzację, zapewne straciłby pracę i...

Odette została trącona ramieniem, a dopiero wtedy wybudziła się z transu.

- Co? Co? - Popatrzyła po twarzach swoich przyjaciółek, a wszystkie patrzyły na nią zdezorientowane. - Przepraszam, mogłabyś powtórzyć? - dodała w stronę Maureen, ale ta pokręciła głową.

- Dobra, oficjalna przerwa na odratowanie Odette - ogłosiła, wymownie zamykając książkę przed sobą.

- Nie, przepraszam, powtórz tylko pytanie i odpo...

- Musimy się najpierw dowiedzieć, co się z tobą dzieje, Odette - oznajmiła Maureen. - Ostatnio strasznie bujasz w obłokach. Jak nie ty.

Żaden argument nie wydostał się z ust Odette, bo zwyczajnie go nie miała. Wiedziała, że ostatnio zachowywała się inaczej, a za to winiła tylko swoje beznadziejnie zakochane serce.

- Nie wiem, co mam wam powiedzieć. - Westchnęła, odrzucając swoje rozpuszczone włosy na plecy.

- Powiedz, co cię gryzie, a my ci pomożemy - odparła Belinda oczywistym tonem, lecz Odette pokręciła głową, po czym rozejrzała się po kole.

- Dziewczyny, jesteście przekochane i bardzo wam dziękuję, ale obawiam się, że z tym nie możecie mi pomóc.

Chyba że rzucicie na mnie Obliviate.

- Zakochałaś się, co? - zapytała Patty, a Odette stwierdziła, że może przyznanie się do tego choć trochę jej pomoże.

- No skąd wiedziałaś... - mruknęła, a koło obiegło westchnięcie.

- Nie, serio? - Patty rozdziawiła usta.

- I co nic nie mówisz? Ktokolwiek to nie jest, to my ci pomożemy go zdobyć! - zawołała Maureen, a wtedy Odette tym bardziej miała ochotę zakopać się pod ziemię. Gdyby tylko wiedziała, o kogo chodziło, to zdecydowanie nie reagowałaby tak entuzjastycznie.

- Dziewczyny, naprawdę, zostawmy ten temat. Wróćmy do powtarzania...

- A nie chcesz nam chociaż powiedzieć, kto to? - zapytała Belinda z nadzieją w głosie.

- A nie Garrett? - dodała Maureen. - Z nim spędzasz tyle czasu na tych patrolach...

- Dziewczyny. Błagam - powiedziała Odette, w tamtej chwili jednak żałując, że do czegokolwiek się przyznała. - Wezmę się w garść, obiecuję, tylko już o tym nie rozmawiajmy. Przed egzaminami nie ma czasu na myślenie o chłopakach.

- Niby tak, ale to może być ostatnia szansa, Odette - przekonywała Maureen. - Za dwa miesiące kończymy szkołę.

- I lepiej już ją skończmy...

💜

Ciepło, zieleń, śpiew ptaków. Maj był piękny, proszący się o wychodzenie na zewnątrz, co robiło wiele par pośród uczniów. Odette nie mogła na to patrzeć, w głowie wciąż walcząc z myślami o Doranie.

On nie myślał o niej ani trochę mniej, ciągle fiksując się na tym, że wcale nie powinien. Powtarzał sobie, że to już tylko dwa miesiące, że tyle przecież wytrzyma, a potem...

A co potem?

Usychać z miłości, aż w końcu o niej zapomni czy przyznać się jej? Skoro nie będzie już jej nauczycielem, a ona jego uczennicą, to przecież nic nie będzie stało im na drodze...

Tylko wciąż tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Po pierwsze, nie miał stuprocentowej pewności, że Odette odwzajemniała jego uczucia, nawet jeśli mówił sobie, że tak właśnie było. Po drugie, gdyby go przyjęła, jak zareagowałby na to jej ojciec? Nie znał go, lecz czuł, że żaden ojciec nie byłby zadowolony z tego, że jego córka spotyka się z nauczycielem. Po trzecie, co z jego karierą w szkole? Czuł, że nie miałby już szans uczyć, nie, kiedy wszyscy dowiedzieliby się, że jest w związku ze swoją dawną uczennicą, nawet jeśli byłby dobrowolny z obu stron.

Jednak co do tego ostatniego musiał zadać sobie inne pytanie...

Czy dla Odette byłby w stanie z tego zrezygnować?

Od razu odpowiedział sobie, że tak - ale wciąż nie oznaczało to wcale, że ona by tego chciała.

Musiał coś w końcu postanowić w tej sprawie, bo zegar tykał, a za każdym razem, jak ją tylko widział, miał wrażenie, że przepadał bardziej. Zdecydował, że porozmawia z nią jeszcze raz, sprawdzi sam siebie... I wtedy odpowie sobie na pytanie, czy zaryzykuje i wyzna jej prawdę, czy po prostu zmusi się, żeby o niej zapomnieć.

Tak też po piątkowej lekcji zatrzymał ją pierwszy raz od dawna, wywołując u niej motylki w brzuchu - i z ekscytacji, i z nerwów. On również się stresował, lecz wcale nie dał tego po sobie poznać.

- Jak się czujesz? - zapytał spokojnie, a ona przygryzła wargę. Trudno byłoby w krótkiej odpowiedzi opisać te wszystkie emocje, które czuła w ostatnich dniach, albo w ogóle w samej tamtej chwili.

Jakbym chciała się na ciebie rzucić.

- Świetnie, dziękuję - odparła nie do końca zgodnie z prawdą. - Znaczy, na tyle, ile mogę, kiedy ciągle się uczę.

I kiedy próbuję powstrzymać uczucia do ciebie.

- Ale robisz przerwy?

- No... - Podrapała się po szyi, a wtedy Vane spiorunował ją wzrokiem.

- Odette.

- Nie ma kiedy! - Broniła się. - Jest jeszcze tyle rzeczy do powtórzenia, mam wrażenie, że na pewno nie zdążę.

- Czy ja znowu mam cię zmusić do spaceru?

- Ciągle się uczę na dziedzińcu.

- Bez uczenia, Odette.

- A co jeśli chciałabym pójść znowu z tobą na spacer?

Doran przełknął ślinę. Rozmowa z nią przez zaledwie kilka minut sprawiała, że znowu chciał ją przytulić, zabrać gdzieś, pogadać o wszystkim tym, o czym jeszcze nie mieli okazji, poznać każdą jej ulubioną rzecz... Cholera, nie było się chyba co oszukiwać, że kiedykolwiek udałoby mu się zapomnieć.

- Ja też bym chciał - przyznał. - Ale obawiam się, że musimy poczekać do po szkole...

- Właśnie... Co po szkole, Doran? - wypaliła Odette, a on był zszokowany tym, że zaczęła ten temat, który jego samego tak męczył.

- Co masz na myśli?

Nie potrafiła mu odpowiedzieć, w ogóle pożałowała, że o tym wspomniała, bo była przerażona potencjalnymi odpowiedziami. Wszystko sprowadzało się przecież do jednego; do tego, że go pokochała.

- Znaczy... Ja... - Niby ciągnięta jakąś magiczną siłą, podeszła do niego bliżej i zatrzymała się tuż naprzeciwko niego. - Doran, bo...

Natychmiast ugryzła się w język. Nie wchodziło przecież w grę, żeby mu coś wyznała, ale jego serce biło już za szybko. Spojrzał w te piękne, zielone oczy i zapytał wprost:

- Chcesz mi coś powiedzieć?

Byłby kłamcą, gdyby powiedział, że nie liczył na konkretną odpowiedź. Tę, w której przyznałaby, że czuła to samo, co on.

W klasie było duszno, lecz żadne z nich nie wiedziało, czy to przez majowe słońce, czy to przez tę bliskość, w jakiej się znaleźli. Mimo że oboje się denerwowali, żadne z nich nie wykonało kroku w tył, nie spuszczali wzroku z tej drugiej osoby ani na moment, upojeni widokiem siebie nawzajem.

Doran nie wiedział nawet, jak to się stało. Kiedy dłoń Odette przypadkiem otarła się o jego, sam z siebie ją złapał, w ogóle o tym nie myśląc. Posłał iskry przez jej ciało, a te coś w niej podpaliły. Gdy promienie słońca odbiły się w oczach Dorana, dziewczyna poddała się zupełnie i zamiast mu coś powiedzieć...

Jej usta przylgnęły do tych jego.

Na kilka błogich sekund dla Odette istniało tylko ciepło jego pełnych ust, a jej nos nęcił jego zapach. Na kilka sekund świat stanął, zanim głowa zrozumiała, co ona, u licha, robiła.

Dziewczyna wycofała się gwałtownie, czując, że serce podchodzi jej do gardła ze strachu.

- Cholera. Przepraszam, Doran, przepraszam, nie wiem, co...

- Nie przepraszaj. - Przyciągnął ją z powrotem do siebie, ujmując jej twarz w obie dłonie i całując ją tak, jakby przez ten jeden pocałunek chciał przelać wszystko, co czuł.

Nie rejestrował, co robił. W tamtym momencie nie docierał jeszcze strach, poczucie winy, myśli, że to zakazane. Liczyła się tylko ona i jej słodkie usta, nawet wspanialsze niż te, które sobie tylko wyobrażał.

Odstąpił od niej tylko dlatego, że zaczynało brakować mu tchu, który skutecznie mu odbierała. Do głowy zaczęło powoli wracać myślenie, zalążek racjonalizmu, czyli tego, co przez tak długi czas pozwalało mu się powstrzymać...

Nie było już odwrotu. Stało się, a on pragnął tylko więcej i więcej... Zwłaszcza że dostał od niej potwierdzenie, że ona też tego chciała.

Czy teraz jeszcze coś mogło go powstrzymać?

A potem w żołądku pojawił się ten potężny kamień, gdy spojrzał na nią po raz kolejny.

Miała mundurek. Była uczennicą.

Jego uczennicą.

Odette gdzieś w duchu miała ochotę skakać z radości, ale na jej twarzy widniały tylko rumieńce i kompletne przerażenie. Zupełnie nie miała pojęcia, co teraz zrobić, co powiedzieć, czy mogła się cieszyć, czy to jednak był koniec. Pewna była tylko tego, że jeszcze nigdy nie przeżyła takiego pocałunku.

- To ja... Ja... - zaczęła po chwili, próbując odzyskać i oddech, i sensowne myślenie. - Obiad.

Równie skołowany Doran pokiwał głową, a potem pozwolił jej odejść. Dopiero wtedy, gdy usłyszał trzask drzwi, opadł na krzesło przy swoim biurku i dotarło do niego w pełni, co się wydarzyło - a wtedy przeciągnął dłońmi po twarzy.

- Kurwa.

💜

Zarówno Odette, jak i Doran nie byli już w stanie myśleć o niczym innym tamtego dnia. Łączyło ich też to, że żadne z nich nie chciało o tym pocałunku zapomnieć, mimo że męczyło ich poczucie winy. Musieli o tym porozmawiać, inaczej mogliby oszaleć.

To dlatego wieczorem Odette udała się znowu w kierunku miejsca, gdzie kilka godzin wcześniej zrobiła coś, czego nigdy by się po sobie nie spodziewała.

Tamta droga do gabinetu Dorana nie była już spacerem hańby. Była spacerem strachu i ekscytacji, poczuca winy i euforii jednocześnie. Pocałowanie ukochanej osoby powinno być powodem do radości, już zwłaszcza, gdy było to odwzajemnione - sprawy jednak komplikowały się, gdy tą osobą był twój nauczyciel.

Nie musieli nawet nic mówić, gdy Odette weszła do jego gabinetu. Konieczność rozmowy wisiała w powietrzu, oboje ją rozumieli, lecz żadne z nich nie było gotowe ją zacząć.

Odette wpatrywała się w ręce na swoich udach i bawiła się palcami, bo bała się spojrzeć mu w oczy. Bez względu na wszystko, to ona pocałowała go jako pierwsza.

Dziewczyna usłyszała ostrzeżenie jednego westchnięcia, zanim ostatecznie to on zaczął mówić:

- Przepraszam, Odette. Za wszystko, co się wydarzyło.

Wtedy uniosła głowę, a on zobaczył zaszkolne oczy, które łamały mu serce.

- Zaraz... Czyli żałujesz?

- Nie - odparł po chwili, przełykając ślinę, po czym sam spojrzał w dół. - Żałuję tylko tego, że postawiłem cię w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Jako nauczyciel nigdy nie powinienem był do tego doprowadzić i...

- Ja też przepraszam - wtrąciła wreszcie, czując, że to wszystko, o czym mówił było też jej winą.

- To nie jest twoja wina. - Doran pokręcił głową. - To ja jestem na wyższej pozycji i w ogóle starszy, więc ja powinienem..

- Ale to ja pocałowałam cię pierwsza - przerwała mu, a potem znowu przeraziła tym, że wypowiedziała to na głos.

- A ja cię nie powstrzymałem - odparł cicho, po czym nastał niezwykle napięty moment milczenia. Znowu patrzyli sobie w oczy; znowu chcieli to zrobić.

- Złamaliśmy zasady... - Wziął głęboki wdech. - Właściwie ja złamałem i...

- Ale ja jestem dorosła.

- Ale jesteś moja uczennicą.

- Jeszcze tylko przez nieco ponad miesiąc.

- Obawiam się, że gdyby ktoś się o tym dowiedział, to nie miałoby znaczenia. - Ponownie przełknął ślinę, czując ciarki na samą myśl o tym, co mogłoby się stać. - Dobrze, do sedna. Czy ty chcesz komuś o tym powiedzieć?

- Nie! - zawołała od razu, wiedząc, do czego zmierzał. - Przecież ja rozumiem, jak to wszystko działa, ja nie chcę, żebyś miał jakiekolwiek problemy...

- Cóż, dziękuję...

- Doran - powiedziała głośno - czy to, co dziś zrobiłam, nie jest już wystarczającym dowodem, że chcę dla ciebie jak najlepiej?

Ponownie zapadła cisza. Kolejny raz bańka oczekiwania mogła pęknąć, lecz przy tej okazji oboje wstrzymywali się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jednak Doran doskonale rozumiał, że tamte słowa były pośrednim wyznaniem uczuć, a przez to nie potrafił jej w pełni odtrącić.

- Czy... Czy w takim razie możemy zrobić tak, że wrócimy do tego tematu, kiedy... Kiedy już skończysz szkołę?

Odette ponownie przepełniła ekscytacja. To oznaczało, że jej nie skreślał... Że mieli jeszcze szansę, prawda?

- Dobrze - zgodziła się, czując, że będzie to najlepsze rozwiązanie.

- I może... Nie zrozum tego źle, ale do końca roku lepiej... Nie spotykajmy się poza zajęciami.

Mimo że było jej trochę przykro, to też potrafiła zrozumieć. To przecież dla jego dobra.

Pokiwała głową, co pozwoliło mu chociaż częściowo odetchnąć z ulgą. Chociaż to mogło być w tej sytuacji pewne.

- Dobrze, to ja... - Wstała powoli. - To ja wrócę do nauki.

- Odette... Ale na pewno wszystko w porządku? - zapytał, a ona po raz kolejny pokiwała głową, choć kotłowały się w niej wtedy naprawdę różne emocje.

- Tak. Ja nie chcę ci zaszkodzić. Ani sobie przy okazji.

💜

Tak też wszystko wróciło do normy, przynajmniej na tyle, na ile mogło po tamtych wydarzeniach. Odette i Doran na zewnątrz wrócili do swoich ról z września - nauczyciel i uczennica, nic więcej.

To były jednak tylko pozory, bo oboje nieustannie myśleli o tej drugiej osobie i o tym, co wydarzy się po szkole... I gdzie ich to doprowadzi. Odette cieszyła się, że mogła nadal zajmować się nauką, bo bez niej zdecydowanie trudniej byłoby czekać.

Mimo tego, że oboje skrupulatnie trzymali się zasady unikania spotkań, a nawet spojrzeń, Doran nie wybaczyłby sobie, gdyby zostawił Odette w tym trudnym, stresującym momencie zupełnie samą.

To po ostatnich zajęciach z obrony przed czarną magią dziewczyna znalazła w swojej torbie list.

Odette,
Wiem, że bez względu na to, co napiszę, będziesz stresować się egzaminami. Rozumiem to, bo sam to jeszcze pamiętam. Pomimo naszych ustaleń nie mogę zostawić Cię z tym samej. Chcę tylko, żebyś nie zapominała, że jesteś niezwykle mądra i zdolna, i że na pewno wszystko pójdzie po Twojej myśli. Trzymam za Ciebie kciuki. Ikar też. I nie stresuj się tym, co będzie po egzaminach. Wszystko się ułoży, obiecuję.
D.

Wzruszenie ogarnęło dziewczynę natychmiast po przeczytaniu. To było tylko kilka bezpiecznych słów wsparcia, a jednak znaczyły dla niej więcej niż wszystkie inne, które dotąd otrzymała. Dawały jej poza tym nadzieję, że kiedy ten cholerny rok szkolny wreszcie się skończy, to może jej serce też znajdzie ukojenie...?

- A co ty się tak tam szczerzysz? - zapytała Maureen, przychodząc na dziedziniec, gdzie Odette pod drzewem zachwycała się tamtą wiadomością.

- A nie interesuj się. - Pospiesznie zgięła pergamin na pół, a następnie wcisnęła go do torby. - List od rodziców dostałam przedegzaminowy.

- Ja wczoraj też. - Maureen usiadła obok niej, biorąc głęboki wdech. - Jeszcze się nie zaczęło, a ja już nie mogę się doczekać, aż się skończy.

- Ba. Ja marzę już tylko o tym, by to napisać, mieć z głowy i przez długi czas nie dotknąć żadnego podręcznika...

- To też, wiadomo, ale ja bardziej czekam na to, aż stracę status uczennicy.

Na te słowa Odette o mało nie odskoczyła od drzewa i wyprostowała się.

- W sensie?

- W sensie zrobię moje ostatnie podejście do Vane'a - odparła tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Już nie będę jego uczennicą, więc nie będzie miał argumentu, tak?

Zazdrość ścisnęła Odette w piersi, a przez jej ciało przeszedł dreszcz. Zupełnie tak, jakby po samej jej minie Maureen mogła się domyślić wszystkiego, co przelatywało pannie Dumont przez głowę.

- Maureen, nie rób tego - powiedziała wreszcie.

- Odette, nie zatrzymasz mnie, przecież wiesz. - Zaśmiała się blondynka. - Zwłaszcza że to ostatnia szansa.

- Ale on kogoś ma - rzuciła Odette pod wpływem desperacji, na co jej rozmówczyni zmarszczyła czoło.

- Skąd to wiesz?

- Bo ja... Ja... - Odette na gwałt szukała jakiejś sensownej odpowiedzi. - Spotkałam go niedawno w sowiarni i mówił, że wysyła list swojej narzeczonej.

- W grudniu nie miał jakoś żadnej narzeczonej.

- Oj, kiedy to było... - Odette machnęła ręką, śmiejąc się nerwowo i wściekając się, że zamiast "narzeczona" nie powiedziała "dziewczyna". Wtedy byłoby to bardziej prawdopodobne...

Po minie Maureen było widać, że tego nie kupowała, co po chwili głośno wyraziła.

- Wybacz, Odette, ale jakoś ci nie wierzę.

Odette tylko wypuściła powietrze ustami, a po tym pokręciła głową sama do siebie. Trudno. Zazdrosna czy nie, jeśli tamten pocałunek był jakkolwiek szczery, to Doran znowu ją odrzuci...

Wreszcie uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie, że to w jej torbie leżał list od niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro