{ the sea part 2 }
Dla sin_its_me bo chciała drugą część, w mediach możesz sobie popatrzeć na mięśnie Kamila.
{ 871 słów }
Już po kilku godzinach, czuję się jakbym znał go od zawsze, jakby Peter nie był dla mnie wcale obcą osobą.
Właściwie to nią nie jest, ciężko nazwać obcą osobą, kogoś komu zawdzięczam życie.
Tak czy siak, z upływem godzin, odległość między nami znacznie się zmniejsza, najpierw po kolacji, przenosimy się na kanapę, siadając praktycznie na dwóch różnych jej krańcach. A z każdym kolejnym kieliszkiem czerwonego wina, z każdym kolejnym wybuchem śmiechu, zbliżamy się do siebie, aż w końcu siedzimy tak blisko, że nasze kolana się stykają.
Mój wzrok zjeżdża na jego usta i całkowicie się wyłączam. Wiem, że Słoweniec coś do mnie mówi, aż w końcu jego usta rozciągają się w pięknym uśmiechu.
Czuję jego dotyk na swoim policzku.
- Kamil? Gdzie ty znowu odpłynąłeś? - patrzy prosto w moje oczy.
- Utonąłem w twoich oczach. - Peter parska śmiechem.
Dopiero po sekundzie dociera do mnie, że faktycznie, prawie dosłownie utonąłem, sam zaczynam się śmiać.
- Kam, mogę tak na ciebie mówić? - kiwam głową. - w takim razie, mój kochany Kamie, jesteś wariatem, wiesz o tym?
- Tylko wariaci są coś warci. - szepczę cicho.
Spojrzenie Petera łagodnieje, łapie mnie za rękę.
A ja myślę tylko o tym, że jeżeli naprawdę, tylko wariaci są coś warci, to warto ryzykować, warto działać, a nie tylko marzyć.
Pochylam się powoli nad Peterem, dając mu czas na ucieczkę, Słoweniec jednak czeka na mój dalszy ruch.
Łącze nasze usta, w długim i namiętnym pocałunku, przynajmniej taki miał być, w moim zamiarze. Nasze języki rozpoczynają walkę o dominację, a ręce Petera zaczynają błądzić po moim ciele. Nie hamuję się i przenoszę dłonie na jego pośladki, Słoweniec mruczy w moje usta.
Kiedy w końcu, odrywamy się od siebie, oboje ciężko oddychamy, a uśmiechamy się przy tym, jak szaleńcy.
- To co, Kamil? Chyba obiecałem komuś, wieczorny spacer po plaży?
- Z tego co sobie przypominam, nawet ten ktoś, wyraził duże zainteresowanie, takim obrotem sprawy.
Kiedy zbieramy się do wyjścia, mój wzrok pada na snapbacka, leżącego w przedpokoju, bez wahania sięgam po niego i zakładam na głowę.
Kiedy Peter mnie w nim zauważa, przygryza lekko dolną wargę.
- Wyglądasz uroczo. - rzucam mu dobitne spojrzenie.
- Chyba miałeś na myśli, bardzo męsko.
- Tak, tak, bardzo uroczo. - Słoweniec szczerzy się do mnie, a ja lekko uderzam go w ramię.
Ałć, nie sądziłem, że to mnie to zaboli, a jednak. No tak, mięśnie ratownika, w końcu jakoś musiał mnie wyciągnąć z tej wody.
Peter mówi mi, że pokaże mi swoje ulubione miejsce, ukrytą plażę, o której prawie nikt nie ma pojęcia. Nie ma do niej dostępu, od kiedy zawaliły się główne schody.
Kiedy idziemy przez miasto, Peter łapie mnie za rękę, a ja czuję, że się rumienię, przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele.
Ciekawie jest się pobawić w nietypowego turystę, a tak właśnie się czuję, kiedy Peter mówi mi różne ciekawostki o miejscach, które mijamy, poznaję miasto od zupełnie innej strony.
Kiedy w końcu, wraz z Peterem, odkrywam jego prywatną plażę, czuję się jak oczarowany, rozciąga się na niej, piękny widok na całe wybrzeże, milion świateł odbija się w wodzie.
- Pięknie.
- Trudno się nie zgodzić. - Peter obejmuje mnie lekko w pasie.
- Co byś powiedział na orzeźwiającą kąpiel?
- Kamil...
- Pero, po pierwsze jestem tutaj z ratownikiem wodnym, a po drugie, jeżeli chodzi o to wino, to piliśmy kilka godzin temu, w niedużej ilości. Także się nie martw, zanurzymy się tylko lekko.
- No dobrze, ale na żadne głębiny nie wypływamy. - kręcę głową.
- Oczywiście, że nie. Będę się słuchał wszystkich poleceń przystojnego pana ratownika. - rzucam mu jedno spojrzenie.
Zrzucam z siebie koszulkę, a Peter idzie w moje ślady.
Na widok jego umięśnionego brzucha, umięśnionych rąk, robi mi się gorąco. Nie mogę oderwać od niego wzroku.
Teraz spodenki.
Widok Petera, w samych bokserkach, sprawia, że wiem, że jeżeli za chwilę nie wskoczę do zimnej wody, to będę mieć mały problem.
Sam Peter jest lekko zaczerwieniony i zagryza dolną wargę.
- To co, gotowy? - Peter pyta pewnie.
- Nie lubię uczucia mokrych bokserek na siebie, dziwnie wtedy przylegają. - widzę jak oczy Słoweńca lekko się rozszerzają.
- To w takim razie, przyjemniej będzie popływać bez nich.
Kiedy stoimy już przy sobie całkowicie nadzy, myślę, że Peter wygląda pięknie, a z drugiej strony zbyt seksownie, zbyt dużo myśli przebiega przez moją głowę.
Łapiemy się za ręce i razem wskakujemy do wody.
A kiedy pływamy, Peter cały czas jest obok, czuję się przy nim bezpiecznie.
Co chwilę wykradamy sobie pojedyncze pocałunki, a ja, z każdym z nich czuję się co raz lepiej.
Peter podpływa do mnie i przyciąga do siebie, a ja oplatam go swoimi nogami. Układam swoje ręce na jego torsie i delikatnie przejeżdżam ręką w dół.
- Te mięśnie, doprowadzają mnie do szału. - mówię cicho.
- Myślę, że jeszcze będziesz miał okazję, się z nimi lepiej zapoznać. - Peter pochyla się i całuje mnie w szyję, a ja odchylam głowę, żeby odczuwać jeszcze większą przyjemność.
A kiedy w końcu wracamy, cali mokrzy, a przy tym jak szczęśliwi, znów trzymamy się za ręce.
- Wiesz, Pero, nie sądziłem, że uda mi się poznać takiego drugiego wariata, kogoś kto będzie ze mną realizował, wszystkie moje pomysły.
Peter się zatrzymuje i zbliża swoją twarz do mojej.
- Wiesz, w końcu tylko wariaci są coś warci. - szepcze cicho, tak jak ja dzisiaj i łączy nasze usta.
~~~~~
Takie coś nam tutaj powstało, chyba całkiem mi się podoba.
Do następnego,
Nikola
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro