{ the 4th place } Proch
Do pokoju dotarłem krótko przed godziną drugą w nocy. Czułem się wymarznięty i całkowicie zmęczony. Przed opuszczeniem skoczni musiałem udzielić odpowiedzi na pytania dziennikarzy, którzy sami nie wiedzieli, w jaki sposób skomentować mój występ.
Nie chciałem już o tym wszystkim myśleć. Byłem wściekły, że niby najistotniejszy konkurs, zawody, które odbywają się co cztery lata zostały przeprowadzone w taki sposób.
To miała być biało-czerwona sobota, tymczasem wyszła z tego loteryjna niedzielna zabawa.
Mogłem skoczyć lepiej. Gdybym nie spóźnił, gdybym poleciał zaledwie pół metra dalej... stałbym na podium. Gdybym tylko się postarał, byłbym w stanie obronić złoto z przed czterech lat.
Chciałoby się z łatwością o tym zapomnieć i przejść dalej. Szkoda tylko, że to nie jest takie proste. Pomimo sporo doświadczenia, nie jestem w stanie pozbyć się sportowej złości i wszystkich emocji, które się we mnie kłębią.
Wchodzę do swojego pokoju i zanim zdążam jakkolwiek zareagować, znajduję się w silnym uścisku.
Peter, mój Peter, jedyna osoba, która teraz mnie rozumie.
Wtulam się w niego mocniej i wciągam zapach jego perfum. Dłonie Petera delikatnie błądzą po moich plecach.
Po dłuższej chwili Słoweniec prowadzi mnie w stronę łóżka, kładziemy się, wciąż przytuleni, a ja opieram głowę na jego piersi. Peter splata nasze dłonie i całuje mnie w skroń.
- Kochanie, jestem z ciebie cholernie dumny. Wiem...jak to boli. Żałuję, że organizatorzy pozwolili na taki przebieg konkursu - Peter nie jest w stanie pozbyć się ze swojego głosu nutki żalu i złości.
Nie jestem w stanie pozbyć się łez, które powoli zamazują mi widoczność. Tylko tutaj, w nocy, w moim własnym pokoju mogę pozwolić sobie na odrobinę słabości. Peter delikatnie zaczyna ścierać łzy z moich policzków, po czym pochyla się aby pocałować każde miejsce na mojej twarzy.
Kiedy w końcu się uspokajam, podnoszę dłoń Petera i zbliżam ją do swoich ust.
- Na następnym podium staniemy razem, tak jak w Sochi - obaj uśmiechamy się, przypominając sobie tamte piękne chwile.
- A teraz...najważniejsze, że mamy siebie. Żaden medal nie jest dla mnie tyle warte co ty.
- Jesteś moją najważniejszą wygraną.
A jutro? Jutro będzie nowy dzień. Kolejna szansa na walkę, a mając siebie i swoje wsparcie... nigdy się nie poddamy.
~~~~
Okay. Takie krótkie, chyba już ostatecznie pozwoli mi otrząsnąć się z tych wszystkich emocji. Proch to zawsze odpowiednie lekarstwo.
Do następnego,
Nikola.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro