{ sleep walk } Proch
{ 764 słów }
Przyjaźń z Kamilem pozwoliła mi spojrzeć na wszystko w inny sposób. Chociaż nie chciałem tego przyznać, Stoch chociaż częściowo, zaraził mnie swoją pozytywną energią. A może, po prostu uśmiechałem się na jego widok?
Im więcej czasu spędzaliśmy razem, tym więcej przyłapywałem się na patrzeniu na jego usta, zbyt długim wpatrywaniem w jego ciało.
Kamil Stoch był dla mnie jak słońce, od którego nie mogłem oderwać wzroku, jego blask mnie przyciągał ale wiedziałem, że się spalę jeśli zbyt blisko się zbliżę.
I chociaż próbowałem zapanować nad swoimi uczuciami, nie mogłem.
Zakochałem się w swoim najlepszym przyjacielu.
I za każdym razem, kiedy zbyt długo się śmialiśmy, kiedy przytulaliśmy się na powitanie, na usta cisnęły mi się te dwa piękne słowa.
Bałem się, że zniszczę naszą przyjaźń, ale musiałem spróbować.
Próbowałem i próbowałem.
Ale nie byłem w stanie znaleźć sposobu, żeby mu to powiedzieć.
Raz zbyt mocno się czerwieniłem, nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa.
Innym razem siedzieliśmy w restauracji i z nerwów wylałem na nas drinki.
Chciałem pochylić się i pocałować go w policzek, zamiast tego uderzyłem w jego czoło, swoim własnym.
Kiedy ostatecznie zabrałem się do napisania listu, wylał mi się na niego cały atrament.
W tamtym momencie, na jakiś czas, zrezygnowałem z prób powiedzenia Kamilowi prawdy.
Aż do wczoraj, myślałem, że nic się nie zmieni.
Po kolejnych wygranych przez Stocha zawodach, spędziliśmy wieczór, w moim hotelowym pokoju, oglądając jakąś beznadziejną komedię.
Kiedy Kamil wrócił do siebie, potrzebowałem zaledwie kilka minut żeby odpłynąć.
Z głębokiego snu wyrwało mnie walenie do drzwi, ktoś nieustannie pociągał za klamkę.
Zdezorientowany otworzyłem drzwi, a za nimi ujrzałem Kamila.
Stoch minął mnie w drzwiach i rzucił się na moje łóżko.
Potrzebowałem chwili żeby zrozumieć co się dzieje. Jego ruchy nie były naturalne, nie odezwał się ani słowem.
Dotarło do mnie, że lunatykuje.
Usiadłem na łóżku obok Kamila, delikatnie przejeżdżając ręką po jego plecach.
Próbowałem przypomnieć sobie wszystko co wiem, o lunatykowaniu. Przede wszystkim, takiej osoby nie wolno wybudzać.
Pozwoliłem sobie bezkarnie podziwiać jego delikatne rysy i spokój na twarzy.
Kamil znów się poruszył, łapiąc mnie i mocno obejmując, a jednocześnie zmuszając do położenia się na łóżku.
Kiedy się położyłem i próbowałem wyrównać swój oddech, Stoch wtulił się we mnie, kładąc głowę na mojej piersi.
Lekko się uśmiecham, jaka ta wersja Kamila jest urocza, żałuje tylko, że zawsze nie mogę go takiego widzieć.
Zasnęliśmy w swoich objęciach.
Aż do dzisiejszego poranka nie wierzyłem, że jest dla nas jakakolwiek szansa na więcej niż przyjaźń.
Promienie słońca przebijają się przez okno, a ja lekko głaszczę Kamila po policzku, boję się jak zareaguje kiedy się obudzi.
Kiedy w końcu, Stoch otwiera oczy, widzę szok i niedowierzanie wymalowane na jego twarzy. Mija zaledwie kilka sekund, a on cały czerwienieje.
- Peter...ja, przepraszam...- urywa po chwili.
- Kamil, nie masz za co, lunatykowałeś. Przecież nic nie pamiętasz. Nic się nie stało. - lekko się śmieję, żeby się nie zamartwiał.
- Tak, chociaż nie do końca. To znaczy, ciężko to wytłumaczyć ale pamiętam, pamiętam obrazy, to po prostu tak, hmm, jakbym nie miał wtedy świadomości myślenia, ale miałem świadomość praktycznych czynności.
- Nie wiedziałem, że coś takiego się komuś przydarza. - szeroko się uśmiecham.
- Przepraszam, Pero. Nie wiem czemu akurat stwierdziłem, że to dobry pomysł zmusić cię do przytulenia się ze mną podczas snu. - Kamil spuszcza wzrok. - Myślałem o tym i...oczywiście, że tego chciałem ale moja podświadomość musiała to tak wykorzystać? - Stoch śmieje się cicho.
Czy on właśnie powiedział, że tego chciał? Czuję się całkowicie skołowany.
A Kamil patrzy na mnie z takim przerażeniem na twarzy, że nie muszę czytać w jego myślach, żeby wiedzieć, że myśli teraz zaledwie jedno słowo. Kurwa.
- Kam? - kładę rękę na jego ramieniu. - Wiesz, tak się składa, że ja też o tym marzyłem.
Patrzymy sobie przed chwilę w oczy.
- Od cholernie długiego czasu, chciałem ci powiedzieć, że czuję do ciebie coś więcej, ale za każdym razem coś mi przerywało. - przerywam na chwilę. - Kamilu, zakochałem się w tobie.
Stoch uśmiecha się do mnie, swoim najpiękniejszym uśmiechem, po czym składa na moich ustach lekki pocałunek.
- Czy naprawdę potrzebowaliśmy mojego lunatykowania żeby wyznać swoje uczucia? Też się w tobie zakochałem, Pero.
Do wczoraj nie wierzyłem...a dziś mam wszystko o czym marzyłem, na wyciągnięcie ręki, jeżeli tylko będę dbał i pielęgnował naszą miłość.
~~~~~~
Taki shocik.
Skąd pomysł?
Dedykuje go dla samej siebie.
Obudziłam się dzisiaj o 2 w nocy na dworze, w drodze na przystanek autobusowy, żeby jechać na zajęcia. Z plecakiem i na szczęście kurtką. Trochę się przestraszyłam jak do mnie dotarło gdzie jestem XD ( to z tą świadomością czynności mechanicznych i praktycznych to właśnie mój stan. )
Dajcie znać co myślicie o shocie.
Do następnego,
Nikola
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro