Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{ missed calls } Proch


{ 676 słów }

Na ekranie telefonu wyświetla mi się trzecie nieodebrane połączenie. Peter nie poddaje się i dzwoni po raz kolejny, a ja chowam telefon do kieszeni.

Boję się jego reakcji, boję się usłyszeć tych słów. Nie chcę słyszeć, jak pewnie w delikatny sposób mnie odrzuci.

Cofam się wspomnieniami, do zaledwie godziny wcześniej.

Po treningu, w szatni zostaliśmy sami z Domenem. Właściwie cała reszta kolegów z naszych kadr, pewnie już odjechała autobusami, a my zasiedzieliśmy się, gadając.

- Kamil, wiem, że pewnie nie chcesz o tym rozmawiać...ale cieszę się, że się trzymasz. - Domen lekko kiwa głową.

- O czym? O tym, że jestem beznadziejnie zakochany w twoim bracie, a on jest szczęśliwy ze swoją dziewczyną?

I ja, i on wzdrygamy się na moje słowa. Żałuję, że w moim tonie słychać tyle bólu, żalu i ostrości.

- Przepraszam Dom, nie powinienem tak oschle odpowiadać, wiem, że nie masz nic złego na myśli. - wzdycham lekko.

- Zrozumiałe. Masz prawo czasem pokazać swoje emocje. - uśmiecha się lekko.

- Dziękuje. I...jest okej, cieszę się, że mam was jako przyjaciół. - szczerze tak uważam, potrafię być tylko jego przyjacielem.

- To dobrze, chcę dla was obu jak najlepiej. - Domen pochyla się i lekko ściska moją rękę.

Patrzę na zegarek i ruchem ręki zachęcam młodszego do wyjścia.

Przechodzę przez drzwi, gdzie niemal nie zderzam się ze zszokowanym Peterem, stoi niemal jak zamurowany.

A kiedy widzę jego spojrzenie, jego usta lekko otworzone w zdziwieniu...w głowie powtarza mi się moje poprzednie zdanie.

O tym, że jestem beznadziejnie zakochany w twoim bracie?

Do każdej komórki mojego ciała dociera lęk, zdenerwowanie i złość.

Nie mogę tu być.

Słyszę, że Domen coś do mnie mówi, ale nie dociera do mnie znaczenie jego słów.

Obracam się i zaczynam biec, aż głosy za mną ucichają.

To cholernie głupie, kiedy godzinę później nadal spaceruję po lesie.

Jestem dorosłym facetem i dlatego uznałem, że ucieczka to najlepsze rozwiązanie? Cholernie mi wstyd, ale nie jestem gotowy na konfrontację z Peterem, jeszcze nie.

Próbuję znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie...coś co mogłoby to wszystko odkręcić, ale nie widzę żadnego rozwiązania.

Po cholerę Peter wrócił do tej szatni? Mógł zostać z resztą kadry, nic by się nie stało.

„ Kamil, proszę nie bądź głupi i wróć do hotelu. Nikt nie będzie cię nachodził. - Domen"

W końcu muszę wrócić, prawda?

Kiedy docieram pod hotel, czuję się całkowicie przemarznięty, w końcu jest środek zimy.

A zanim docieram pod drzwi wejściowe, z ławki przed nimi wstaje Peter.

Bez słowa zbliża się do mnie i mocno mnie przytula.

- Nawet nie wiesz, jak się martwiłem. Nie rób tak nigdy więcej.

Pero zmusza mnie do pójścia do pokoju, gdzie okrywa mnie kocem i przygotowuje herbatę, dokładnie taką jaką lubię.

Wciąż się do siebie nie odzywamy, nie wiem co powiedzieć.

A kiedy Peter siada na łóżku obok mnie i bierze głęboki oddech, szykuję się na jego następne słowa.

- Wróciłem do szatni bo zapomniałem o swoich rękawiczkach. - lekko się uśmiecha. - A kiedy usłyszałem waszą rozmowę, zamurowało mnie. Przepraszam, że nic nie powiedziałem, po prostu...nie spodziewałem się tego.

Mam ochotę zapaść się pod ziemię, zamiast tego utrzymuję z nim kontakt wzrokowy.

- Przepraszam cię Peter, nie chcę żebyś się czuł niekomfortowo.

Nie będę mu prawił żadnych przemów w stylu, jeśli nie chcesz mieć już ze mną kontaktu, zrozumiem. Nie chcę tracić go jako przyjaciela.

- Kamil, ja...zaskoczyłeś mnie, ale to nie znaczy, że to coś złego. Po prostu, nigdy nie zakładałem, że możesz być zainteresowany, nie chciałem robić sobie nadziei. - z jego oczu bije szczerość.

- Co...masz na myśli?

- Mina...ona wiedziała, że zbytnio o tobie myślę, spotykanie się z nią, miało mi ułatwić uwolnienie się od ciebie.

- Wierzę ci. - mówię cicho i lekko łapię jego rękę.

- W takim razie, pozwól mi wszystko zrobić jak należy. Porozmawiam z Miną, rodziną, a później przyjdę do ciebie i zaproszę na randkę...jeśli się zgodzisz, oczywiście.

Lekki uśmiech pojawia się na mojej twarzy, a jego spojrzenie lekko łagodnieje.

- Właśnie tego chcę. - mówię cicho.

Peter lekko głaszcze mnie po policzku, po czym wychodzi, rzucając ostatnie spojrzenie, a w jego oczach widzę iskierki radości.

Kto by pomyślał, że rozmowa z Domenem przyniesie takie efekty uboczne?

~~~~

❤️
Do następnego,
Nikola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro